W swojej praktyce psychoterapeutycznej częściej niż z depresją spotykam się z perfekcjonizmem. Te dwie trudności nie wykluczają się, a przeciwnie, mogą współwystępować. Czym jest perfekcjonizm i czy da się go okiełznać?
Perfekcjonizm zazwyczaj rozumiany jest zbyt dosłownie. Rodzi skojarzenie z osobą, która dąży do najwyższej jakości w swoich działaniach – jest pedantyczna i zorganizowana, niczym Monica z „Przyjaciół”, zawzięta i obsesyjna w realizacji marzeń i celów jak baletnica z „Czarnego łabędzia”. Tymczasem perfekcjoniści, których spotykam w gabinecie, to dziewczyna pracująca w korporacji, studentka, grafik freelancer, asystentka sprzedaży. Młodzi dorośli.
Perfekcjonizm niekoniecznie jest cechą ludzi sukcesu i ekspertów w swoich dziedzinach. W wielu przypadkach nie chodzi o bycie doskonałym – to udaje się przecież nielicznym. Perfekcjonistów wyróżnia raczej przekonanie o własnej niewystarczalności, co narzuca im przymus dodatkowej pracy i wysiłku, po to, aby dorównać do poziomu innych. Osoba taka narzuca na siebie wysokie standardy, myśląc i czując, że inaczej nie będzie w stanie zdobyć uznania. Rodzą się w niej lęk i napięcie, prowadzące do unikania lub kompensacji.
Źródła tych wysokich standardów należy szukać w niskiej samoocenie, której podłoże może mieć różne przyczyny. Osoby perfekcjonistyczne często obserwowały ten schemat u swoich rodziców, którzy cały czas pracowali lub nie poświęcali wiele czasu na odpoczynek. Tacy opiekunowie często nakładają wysokie standardy również na swoje dzieci. Może to dotyczyć wyników szkolnych, ale też spełniania innych oczekiwań, na przykład bycia grzecznym dzieckiem. Osoby, na które nakładano takie wymagania, często wspominają, że nie były chwalone za wysiłek, a jedynie za efekty – często tylko te wybitne, jak wygrana w konkursie na wysokim szczeblu.
Algorytm perfekcjonizmu: 01011001
Dorastanie z poczuciem bycia gorszym, wadliwym czy niepasującym do reszty społeczeństwa daje podstawę do rozwinięcia schematu myślenia nazywanego zero-jedynkowym lub dychotomicznym. Polega ono na postrzeganiu świata, w tym swoich działań, w skrajnych aspektach, czyli z pominięciem odcieni szarości. Dla osoby z wbudowanym perfekcjonistycznym schematem każde powinięcie się nogi oznacza niespełnienie oczekiwań i porażkę. To odzwierciedlenie tego, co ktoś taki mógł słyszeć w dzieciństwie, kiedy w szkole dostał czwórkę: „A dlaczego nie piątkę?”.
Kiedy każde zadanie staje się wyzwaniem do spełnienia na sto procent, pojawia się presja i napięcie. Narasta lęk przed porażką, często rozumianą jako po prostu bycie przeciętnym. Jeśli natomiast udaje się odnieść sukces, jest on zwykle bagatelizowany – „każdemu by się to udało”. Takie czarno-białe podejście podtrzymuje przekonanie, że aby coś osiągnąć, należy się naprawdę nacierpieć. Perfekcjoniści często poświęcają czas i energię na skupianie się na detalach, których inni mogą nawet nie dostrzegać. Moim pacjentom zdarza się wielokrotnie czytać tekst e-maila przed wysłaniem, analizować, czy na pewno nie powiedzieli czegoś głupiego lub czy kupili wystarczająco dużo różnorodnych przekąsek na spotkanie ze znajomymi.
Perfekcjonizm niesie za sobą również inną pułapkę, która nie kojarzy się z nim intuicyjnie – to prokrastynacja. Pojawia się, kiedy presja wykonywania wszystkiego idealnie staje się tak duża, że prowadzi do odwlekania zadania. Trudno jest sprostać wyzwaniu, nad którym wisi widmo wysokich standardów. Nieważne, czy chodzi o posprzątanie mieszkania – „skoro nie mam czasu, żeby zrobić to idealnie, to lepiej w ogóle się nie zabierać” – czy pisanie pracy magisterskiej – „i tak dzisiaj mi się nie uda, więc zacznę od jutra”.
Odwlekanie zadań, szczególnie tych ważnych, często utwierdza osobę w negatywnych przekonaniach. Po pierwsze, myśli: „coś jest ze mną serio nie tak, skoro wszyscy inni mogą zabrać się do pracy, a ja ciągle zajmuję się czymś innym”. Po drugie: „jeśli już coś mi się uda, zawsze muszę przypłacić to dyskomfortem” – bezsenną nocą, wydłużaniem terminu u szefa, poczuciem winy i wstydem. Perfekcjoniści chcieliby wykonać zadanie jak najlepiej, ale przerasta ich wizja niesprostania oczekiwaniom, dlatego oddają się pozornie przyjemniejszym na ten moment czynnościom. Piętrzące się zaległości nie dają jednak poczucia ulgi i spokoju.
Uczenie się bycia nieidealnym
Rozpracowanie perfekcjonizmu nie jest łatwe i często wymaga procesu psychoterapii. Sugestia „po prostu mniej od siebie wymagaj” lub „naucz się odpuszczać” rzadko jest skuteczna, bo wysokie standardy są zakorzenione w głębokich przekonaniach. Warto jednak zauważyć, że to, czego obawiają się perfekcjoniści, czyli popełniania błędów i robienia rzeczy przeciętnie, jest wpisane w ludzkie doświadczenie. Przyjmowanie cierpienia i wyciąganie lekcji jest domeną dojrzałości, a nie świadczy o byciu gorszym człowiekiem.
Z moich obserwacji wynika, że indywidualistyczna kultura wspiera skłonności do perfekcjonizmu. Media społecznościowe zakrzywiają rzeczywistość przez pokazywanie jedynie starannie wyselekcjonowanych i odpowiednio skadrowanych wycinków z życia, dając nam fałszywe przeświadczenie, że „wszyscy coś robią”. Dodatkowa cegiełka to globalizacja kultury, w stopniu, w jakim nie doświadczyły tego poprzednie pokolenia. Internet stwarza iluzję, że możesz być, kim chcesz, bezustannie podróżować lub mieszkać w dowolnym miejscu na Ziemi, jednocześnie posiadając wszystko, co sobie wymarzysz.
Niestety to również presja, do której przyczynili się nasi opiekunowie i nauczyciele. Rodzice chcieli dać nam coś, do czego sami często nie mieli dostępu – studia, dobrą pracę, wysoką pensję, możliwość rozwoju i podróżowania. Dopiero od niedawna obserwuję renesans zawodów rzemieślniczych – ludzi, którzy postawili na pracę manualną, fizyczną, bez pogoni za sukcesem.
Oswajanie przeciętności
W pozbyciu się tej presji może pomóc zmiana medialnej i kulturowej narracji, sposobu postrzegania przeciętności, błędów i porażek. Słuchając podcastów o relacjach, możemy dowiedzieć się, że inni też nawalali w związkach i znosili odrzucenie. Czytając wywiad z influencerką, możemy uzmysłowić sobie, że też chorowała na depresję i to nie oznacza, że jest słaba. Słysząc szczere „przepraszam”, zorientujemy się, że można z odwagą wziąć odpowiedzialność za swoje błędy.
Nie jest to jednak proste zadanie, biorąc pod uwagę popularność takich „mówców motywacyjnych”, jak Dawid Piątkowski, namawiający wprost swoich fanów do „wywalenia przeciętniaków ze swojego życia”, czy Mateusz Grzesiak, twórca listy typów ludzi, „którzy nigdy nic nie osiągają”. To, co każdy z nas może zrobić dla pokolenia perfekcjonizmu, to po prostu mniej od siebie nawzajem wymagać, być empatycznym i publicznie sprzeciwiać się wyżej podanym narracjom. Dotyczy to również tak zwanej „kultury zapierdolu”, promowanej m.in. przez prof. Marcina Matczaka, który za punkt honoru obierał sobie pracowanie 16 godzin dziennie.
Często rozmowa z kimś, kto powie, że nasza praca jest wystarczająca, może przynieść ulgę w dążeniu do perfekcji. Zadanie zrobione na 70 proc. zawsze jest lepsze niż jego brak i związane z tym wyrzuty sumienia.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.