Znaleziono 0 artykułów
02.12.2018

Wojna płci

02.12.2018
Kadr z filmu „Assassination Nation” (Fot. Materiały prasowe)

A co, jeśli akcja #MeToo tak przeora relacje między płciami, że mężczyźni i kobiety stworzą zwalczające się klany? Jeśli kiedykolwiek przeszło wam to przez myśl, film „Assassination Nation” (już w kinach) służy wizją kipiącej złością Ameryki podzielonej ze względu na płeć. Wizja to efektowna, żeby nie powiedzieć, efekciarska.

„Assassination Nation” pokazuje relacje między płciami jako wojnę podsycaną przez kulturę obrazkową i konserwatywną politykę. Po aferach związanych z akcją #MeToo możemy spodziewać się wysypu filmów podejmujących temat przemocy wobec kobiet.

Tu jesteśmy w Salem. W słynącym z procesów czarownic amerykańskim mieście odżywa pragnienie zemsty na młodych kobietach oskarżonych o publikację prywatnych zdjęć i wiadomości mieszkańców. Moralna panika rozpętana przez ujawnienie ich mniejszych i większych grzechów prowadzi do serii brutalnych napaści na nastolatki. Dokonują ich obywatele ramię w ramię z władzą.

Kadr z filmu „Assassination Nation” (Fot. Materiały prasowe)

„Assassination Nation” to brutalna wizja Ameryki, w której płynna nowoczesność przybiera formę neokonserwatywnej erupcji przemocy mężczyzn wobec kobiet, i vice versa. Jedno w tym filmie udało się na pewno. Obnażenie iluzji, którą jest wiara, że wystarczy ludzi podłączyć do sieci, by stali się bardziej rozumni, tolerancyjni i otwarci na emancypację kobiet i mniejszości seksualnych. Nic z tego. Karmieni internetową papką idioci przyjdą i was zjedzą. Takie mniej więcej ostrzeżenie formułuje swoim filmem reżyser Sam Levinson. Kobiety muszą się bronić przed mizoginami. Oko za oko, ząb za ząb. Albo oni was albo wy ich.

Kadr z filmu „Assassination Nation” (Fot. Materiały prasowe)

I chyba w tym momencie rodzi się mój największy sprzeciw wobec tego filmu. Bombastycznego w formie, sprawnie imitującego doświadczenia przyklejonych do smartfonów nastolatków, ale przynoszącego niewspółmiernie ubogą całościową wizję. „Assassination Nation” łapie internetową rzeczywistość na gorącym uczynku. Kamera korzysta z instagramowych filtrów. Jest szybko, intensywnie, mocno. Wątki i bohaterowie mnożą się jak hasztagi pod zdjęciami w mediach społecznościowych. Tylko co z tego?

Kadr z filmu „Assassination Nation” (Fot. Materiały prasowe)

Był już film, który w podobny sposób wykorzystywał narrację mediów społecznościowych. Wystąpiła w nim Magdalena Berus, aktorka zaskakująco podobna do grającej w „Assassination Nation” jedną z głównych ról Odessy Young. Coś musi być w ich urodzie, że są wybierane do ról przebojowych dziewczyn wpadających w kłopoty m.in. dlatego, bo żyją bardziej online niż offline. Oba filmy próbują pokazać, czym grozi nadmiar bodźców w mediach społecznościowych. Obu się to nie udaje. Oba można podsumować hasztagiem #instamovie.

„Assassination Nation” nie sprawdza się też za bardzo jako feministyczne kino zemsty, choć do tego miana aspiruje. Levinson chciał chyba zrobić aktualizację „Grindhouse: Death Proof” o czterech kobietach dokonujących krwawej zemsty na niereformowalnym mizoginie. Tutaj mamy cztery nastolatki (w tym jedna czarnoskóra i transseksualna) też nie dające sobie w kaszę dmuchać. Ale podczas gdy twórcy „Kill Billa” udało się stworzyć nową jakość z motywów kina klasy B, Levinson stał się zakładnikiem estetyki mediów społecznościowych.

Kadr z filmu „Assassination Nation” (Fot. Materiały prasowe)

 

Łukasz Knap
Proszę czekać..
Zamknij