Znaleziono 0 artykułów
26.02.2022

Teresa Pągowska: Malarstwo z kobietą w roli głównej

26.02.2022
Fot. Archiwum Teresy Pągowskiej

W zdominowanej przez mężczyzn polskiej sztuce XX w. potrafiła swym pełnym pasji malarstwem wywalczyć mocną pozycję, a główną bohaterką obrazów uczyniła figurę kobiety. Fascynującą i zmienną. Jej wcielenia można zobaczyć na wystawie Teresy Pągowskiej w Spectra Art Space. O artystce opowiedzieli nam: jej syn Filip Pągowski i kuratorka wystawy Ania Muszyńska.

Widzę ją tak: krucha postać stojąca codziennie naprzeciw wielkoformatowego (zwykle) obrazu, który za chwilę ją pochłonie, odessie z codzienności i rzuci w świat równoległy, poddany jedynie prawidłom sztuki. Jak pisała: „Patrzę, żeby widzieć i opowiedzieć to w obrazie, zafascynowana paradoksalnością sztuki, tajemnicą i osobistą logiką każdego obrazu”.

– Imponowała mi jej siła twórcza – mówi Filip Pągowski, syn artystki i wybitnego plakacisty Henryka Tomaszewskiego (sam jest grafikiem współpracującym, m.in. z Comme des Garçons). 
– Mama wszystko robiła sama. Nie miała asystentów ani pomocników. Kupowała blejtramy, sama obijała je płótnem, potem malowała klejem, żeby naciągnęły, i gruntowała. Do samej śmierci robiła to samodzielnie. Wprowadzało ją to w rytm malowania, które miało się za chwilę zdarzyć. Jestem pełen podziwu dla tego skupienia i jej życia tymi obrazami. Sam czasem mam dosyć swojej roboty, ale ona nigdy nie wydawała się przygnieciona pracą. Niekiedy widać było, że się zmaga, ale to normalne w pracy twórczej. Jej obrazy były na tyle intensywne, że trudno mi było przejść obok nich obojętnie, nawet kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Miały w sobie tajemnicę. Później pojawiała się ciekawość: co namaluje tym razem?

Filip Pągowski i Krzesła II,1973, Muzeum Sztuki w Łodzi

Malarska mistrzyni

Prezentacja Teresy Pągowskiej to kolejna odsłona cyklu „Masters” w Spectra Art Space, prowadzonej przez Fundację Rodziny Staraków. Po wystawach Wojciecha Fangora, Jerzego Nowosielskiego czy Romana Opałki oraz pokazach Marii Jaremy i Magdaleny Abakanowicz przyszedł czas na kolejną mistrzynię.

Urodzona w 1926 r. Pągowska studia artystyczne skończyła w Poznaniu, ale zawodowo, także jako wykładowczyni akademicka, związała się ze środowiskiem artystycznym Trójmiasta, gdzie funkcjonowała w grupie skupionej wokół charyzmatycznego malarza Piotra Potworowskiego. Wykładała w Gdańsku, Łodzi i w końcu na ASP w Warszawie, gdzie mieszkała aż do śmierci w 2007 r. Już w 1961 r. została zaproszona przez krytyka Petera Selza do udziału w wystawie „Fifteen Polish Painters” w nowojorskiej MoM-ie (jedna z dwóch kobiet, obok Teresy Rudowicz).

Ania Muszyńska, kuratorka wystawy, nazywa malarkę wielką indywidualistką polskiej sztuki: – Szła mocną, konsekwentną, wyrazistą ścieżką. A malarstwo było nie tylko jej pasją, lecz także ogromną miłością. Znajdowała tam wszystko, czego potrzebowała. Dlatego wystawa jej obrazów to opowieść o artystce, która jest jednym z tym, co robi. Czy spod jej pędzla wychodzą ciemne strukturalne obrazy z początku lat 60., czy operujące mocną formą i kreską dzieła z lat późniejszych. Podobną siłę mają ascetyczne „Monochromaty”, malowane zdyscyplinowaną, wąską gamą barwną. Bo choć w wielu kompozycjach Pągowska mistrzowsko operuje kolorem, to udowadnia też, że obraz wcale nie musi być jemu podporządkowany, żeby był porywający.

Anda Rottenberg i Ania Muszyńska/Fot. Materiały prasowe

Lubiła eksperymentować. Na jej obrazach pojawiło się w pewnym momencie surowe, żywe płótno jako malarski walor, niezwykle charakterystyczny jest też moment, kiedy Pągowska zakochała się w bieli. – Często wspomina w zapiskach, że odstawiała na chwilę obraz i tym gestem, który miał albo zakończyć albo rozpocząć dalszy etap pracy, było mocne założenie bieli – mówi kuratorka. – I ta biel jej podpowiadała, co ma się wydarzyć dalej. Jest często ostatnim „dźwiękiem”, który na obrazie się pojawia.

Spectra Art Space w Warszawie, ul. Bobrowiecka 6

Kobiety Pągowskiej

Obrazy na wystawie pochodzą z kolekcji Anny i Jerzego Staraków, Muzeum Sztuki w Łodzi i rodzinnych zbiorów. Ekspozycja przeprowadza widza przez wszystkie etapy twórczości artystki, a przewodniczką po nich jest postać kobiety. Anonimowa, niedookreślona, ale zaskakująco namacalna, uchwycona w pełnej gamie emocji, w chwilach intymności, osaczenia, ale i wszechogarniającej radości. Są tu ciała dramatyczne, ciała ironiczne, ciała odrealnione.

Nogi na plaży, z cyklu Monochromaty, 1976, Starak Collection ©Filip Pągowski

– W zdecydowanej większości prac mojej mamy występują kobiety – potwierdza Filip Pągowski. – Całe życie przejawiała fascynację ciałem kobiety, które było dla niej ciekawsze jako forma. Bardziej plastyczne, różnorodne, dające więcej możliwości malarskich. To nie były konkretne osoby, choć czasem, gdy zaintrygował ją jakiś typ ludzki, zdarzało się, że wracała do niego w następnych obrazach.

Na wystawie spotkać można więc i witalną, wręcz dziką „Panią Buddę” z 2006 r., ale i zatrzymane w wiecznym oczekiwaniu „ukrzesłowione” milczące kobiety na obrazach z lat 70. Są roztopione w naturze, w nadmorskich krajobrazach plażowiczki, tancerki w krynolinach i cyrkowe akrobatki.

Pani Budda II, 2006, Kolekcja prywatna

– Akrobatki to cykl, gdzie inspiracją są motywy cyrkowe, ale odczytać je można znacznie szerzej – mówi Ania Muszyńska o jednym z ulubionych wątków. – Akrobatka to emblemat, może nią być każda kobieta, która tworzy figury niemożliwe. Musi być zdyscyplinowana i uważna, pracować na to, co robi więcej, niż inni. Żeby być akrobatką, trzeba być zwinną, pełną finezji. Dla mnie to opowieść o tym, czego wymaga się od kobiety.

Pągowska – kobieta

A jaka była sama Pągowska? Kobieta torująca sobie drogę w męskim, mocno patriarchalnym wówczas świecie sztuki. Artystka i matka. Niczym akrobatki z jej obrazów wykonywała „figury niemożliwe”, łącząc pracę na uczelni, obecność w artystycznym tyglu Warszawy i zagranicznych galeriach, życie rodzinne u boku wybitnego plakacisty Henryka Tomaszewskiego i pustelniczą, pełną pasji praktykę malarską w pracowni.

Akrobatka, 1986, kolekcja prywatna, ©️Filip Pągowski

– Oprócz tego, że oboje rodzice uczyli na ASP, zawsze pracowali twórczo w domu – wspomina syn. – Każde miało swoją pracownię, a w tamtych warunkach nie były to wielkie lofty, ale zwykłe pokoje w mieszkaniu. Mieszkaliśmy najpierw w domu Wedla na Szpitalnej róg Górskiego. Największy pokój był pracownią mamy, który przy okazji wizyt znajomych zamieniał się w rodzaj salonu. Trzeba było spychać obrazy w róg, czyścić warsztat, ustawiać krzesła. To było dla mamy trudne, z czego wówczas nie zdawałem sobie sprawy. Ojciec miał pracownię w mniejszym pokoju, w którym z kolei na ogół odbywały się wigilie. Kiedy zamieszkaliśmy w domku na Dolnym Mokotowie – to był już luksus, bo tam udało się zaprojektować przestrzeń specjalnie przeznaczoną do ich pracy.

Spectra Art Space w Warszawie, ul. Bobrowiecka 6

Filip Pągowski wspomina, że chociaż rodzice byli oddani twórczości, to jednak na mamie spoczywało jeszcze prowadzenie domu. – Taki był tradycyjny podział ról w tamtych czasach. Mama, między innymi, zarządzała kuchnią, „szkoliła” gosposie. Co jakiś czas przerywała malowanie, schodziła na dół, by doprawić obiad. Dlatego też pragnęła mieć osobne miejsce do tworzenia. Móc zamknąć się we własnym świecie na jakiś czas, żeby nie zawracać sobie głowy tym, czy zupa jest przesolona, tylko by zapomnieć, że taka część życia w ogóle istnieje. Dziś, kiedy pracuję twórczo, bardzo dobrze ją rozumiem.

Pągowski wspomina, że o ile do ojca można było przychodzić, kiedy praca przechodziła z fazy koncepcyjnej w fazę realizacji, o tyle mamie nie wolno było przeszkadzać. – Kiedy malowała, było to wyraźnie przestrzegane – mówi. – Chcąc coś pokazać, sama wołała nas do siebie. Ale wcześniej dużo czasu spędzała z obrazem sam na sam. Były okresy, kiedy nie wiedzieliśmy, nad czym akurat pracuje, i każdy szanował ten jej rytm pracy. Wypracowali z ojcem rodzaj rytuału, kiedy ojciec chciał się z nią porozumieć, to wsuwał karteczki pod jej drzwi – z jakimś pytaniem albo tylko po to, by dodać jej otuchy, powiedzieć, że ją kocha.

Siła tworzenia

Ania Muszyńska zauważa, że twórczość Teresy Pągowskiej nadal czeka na szczegółowe opisanie oraz współczesne, krytyczne odczytanie. W tym jej rola, jako wykładowczyni, która przewinęła się przez niemal wszystkie ośrodki akademicko-artystyczne intensywnie działając na polu różnych zadań kulturotwórczych. Na przykład wtedy, gdy w latach 50 pracowała w PWSSP w Gdańsku angażując się w odbudowę gdańskiego Starego Miasta (dekoracje fasad, malarstwo ścienne, mozaiki) czy organizację Festiwalu Sztuk Plastycznych w Sopocie.

Elżbieta Dzikowska (Fundacja Rodziny Staraków), Agnieszka Szewczyk, Filip Pągowski, Ania Muszyńska (Spectra Art Space)

Filip Pągowski zwraca uwagę, że dziś nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele wysiłku wymagało w PRL-u od kobiety malarki zaistnienie, i to nie tylko na polskiej scenie. – Była jedną z nielicznych artystek w Polsce z taką pozycją – mówi. – A przecież nie była w partii, nie miała żadnych „chodów” czy męża w ministerstwie. Umiała jednak walczyć o siebie i swoją twórczość, także za granicą. Przez wiele lat miała dobrą galerię w Szwajcarii, wystawy indywidualne w Paryżu i w innych miastach Europy, trafiała do ważnych kolekcji. Wszystko to będąc artystką z kraju komunistycznego, gdzie załatwienie czegokolwiek było problemem, a dla Zachodu wszyscy byliśmy lekko podejrzani, „obcy”. Nie mówiła o tym wiele, ale wiem, że zdarzało się, że polscy mężczyźni malarze potrafili jej czasem dokuczyć; może czuli się zagrożeni przez jej sztukę? Wtedy „równość” płci polegała głównie na tym, że się kobiety przepuszczało w drzwiach czy całowało w rękę, ale nie dopuszczało do udziału w życiu publicznym na równi. To wszystko wymagało od niej wygenerowania olbrzymiej dodatkowej energii.

Siła tej sztuki polega także na tym, że artystka ewoluowała do końca swych dni. Na wystawie można obejrzeć jej poruszające ostatnie obrazy. Tak opowiada o ich powstawaniu Filip Pągowski: – Po chorobie i śmierci ojca wreszcie odbiła się od swoich osobistych problemów, malowała dużo, gęsto i te ostatnie prace z 2006, 2007 r. znowu są inne, zdecydowane, figura ludzka na nowo jest w nich określona z wielką mocą. A mama miała już wtedy 80 lat! Rozmawiając z nią prawie codziennie przez telefon, czułem, że pierwszy raz od wielu lat nie muszę się o nią martwić, taka była pozytywna i pełna malarskiego szwungu. Tyle że zbyt szybko odeszła.

Śmierć zaskoczyła ją nagle. Pągowska zostawiła po sobie wspaniałe obrazy i te słowa: „Najważniejsze jest, aby istniał powód obrazu. Tym powodem może być wszystko: brutalność dnia, sen, wiersz, czyjś ból, który stał się moim bólem. Byleby to coś było odczute przeze mnie z taką siłą, która sięga głębiej niż moje »wiem«”.


Wystawa Teresy Pągowskiej potrwa do 5 czerwca 2022 w Spectra Art Space Masters Fundacja Rodziny Staraków. Można ją obejrzeć odziennie w godzinach 10:00 – 18:00, wstęp wolny.
Adres: Bobrowiecka 6, Warszawa.

Anna Sańczuk
Proszę czekać..
Zamknij