Znaleziono 0 artykułów
10.11.2021

American Film Festiwal 2021. 10 filmów, które trzeba zobaczyć

10.11.2021
Kadry z filmu

We Wrocławiu i online trwa 12. American Film Festival, słynny przegląd kina amerykańskiego. Wybieramy 10 filmów, które trzeba zobaczyć. 

„Zola”, reż. Janicza Bravo

Dwie seksowne laski wciągają brokat i konfetti przy dźwiękach pozytywki. Bawią się mężczyznami i pieniędzmi, świetny żart przechodzi w nieco niebezpieczną grę. Zaczyna się jazda, która nie wiadomo, jak się skończy. Nieustraszona Janicza (czytaj: Dżaniksa) Bravo wzięła na warsztat prawdziwy tweet pewnej stripteaserki. Na nim oparła scenariusz filmu. Dopaliła kolory, dokręciła kurek, docisnęła gaz. Podążamy za szaloną eskapadą dwóch kobiet, tancerek na rurze, które nagle stały się przyjaciółkami, ale zdarza się, że bywają też rywalkami. Zależy od sytuacji. Która z nich jest bardziej szalona?

 

W filmie debiutuje Taylour Paige w tytułowej roli, partneruje jej Riley Keough („Dziewczyna z doświadczeniem”, „Diabeł wcielony”, „American Honey”). Kto lubi świadomy kicz, przegięcie w stroju, mowie i gestach, będzie zachwycony. 

„Córka”, reż. Maggie Gylenhaal

Znakomita ekranizacja książki Eleny Ferrante. W tym filmie odnajdzie się każda matka i córka. Pokazuje, że nie można spełnić się do końca, kochać i być kochaną dokładnie tak, jakby się chciało. Zaczyna się niby błahą opowiastką o samotnych wczasach nad wodą, a z każdą minutą powoli rozwija się jak kwiat, by w finale rozkwitnąć do tego stopnia, że płatek chciałoby się zasuszyć na pamiątkę. Debiut reżyserski Maggie Gylenhaal udowadnia, że aktorka ma wielki talent do opowiadania historii. Nie tylko obsadziła znakomitych kolegów i koleżanki po fachu: Olivię Colman, Dakotę Johnson, Eda Harrisa, Petera Sarsgaarda, Paula Mescala, ale jeszcze sprawiła, że wszyscy zagrali jedne z najlepszych ról albo epizodów w swoim dorobku. Typowo kobiecy dylemat wyboru między rodziną a karierą, obdarzeniem uczuciem innych albo siebie nigdy dotąd nie był w kinie tak dojmujący.

Kadr z filmu

„Więźniowie Ghostland”, reż. Sion Sono

Nicholas Cage jako mężczyzna idealny zostaje przymusem wybrany na ochotnika: ma znaleźć piękną zaginioną dziewczynę (Sofia Boutella), wtedy ujdzie z życiem. Macho nosi skafander uniemożliwiający brutalne gesty, a nawet i podniesienie głosu. Od śmierci ratują go cnoty niewieście, czyli odwaga kobiet, ich nieustraszoność. Akcja toczy się w fantastycznym plemieniu, pełnym osobliwych wynalazków: jakby Terry Gilliam wpadł do „Sanatorium pod klepsydrą” i po drodze zahaczył o „Mad Maxa”.

 

Sion Sono – genialne dziecko japońskiego kina – dorosło i nakręciło odjechany film w Ameryce. To reżyser, który potrafi zrobić pięć filmów rocznie i poruszać się od popu, kina klasy B aż do awangardy. Tym razem jest to kpina z postkolonializmu i filmów, w których dzielny bohater ratuje świat.

„Niechciane”, reż. Ida Lupino

Niełatwo było kobiecie w latach 40. w Hollywood siąść na krześle reżysera. Jako pierwszej udało się to Idzie Lupino, która zamieniła karierę aktorską u boku przystojnych mężczyzn (Humphreya Bogarta w „Nocnej wyprawie”, Johna Garfielda w „We mgle” czy Jeana Gabina w „Nocnym przypływie”) na własne filmy. Pierwszy z nich, nakręcony w 1949 roku, poświęciła sprawie, która w 2021 jest wciąż aż nadto aktualna. Młoda dziewczyna z prowincji zakochuje się w szarmanckim uwodzicielu, który jest pianistą. Uczucie wyrywa ją z rodzinnego domu i doprowadza do niechcianej ciąży, której nie ma jak usunąć. Film portretuje trudną sytuację kobiet pozbawionych wyboru, presję społeczną i poczucie winy, okrucieństwo instytucji, które sądzą, zamiast otoczyć opieką. Wiele elementów filmu podległo cenzurze. Choćby tytuł, który pierwotnie brzmiał „Złe towarzystwo”. Warto go zobaczyć ze względu na pionierskie podjęcie tematu aborcji.

„Jak Bogowie”, reż. David Alvarado, Jason Sussberg

Ile pozytywnej energii można czerpać od ekologa futurysty? Bohater tego dokumentu Stewart Brand udowadnia, że będąc po osiemdziesiątce, wciąż jest jej odnawialnym źródłem. Zaczął przewidywać zmiany w środowisku naturalnym i technologii w latach 60., gdy założył legendarne pismo „The Whole Earth Catalog”. Pod jego idee podłączyli się bitnicy, prepersi i hipisi. Dziś jest autorytetem, autorem książek, szefem fundacji i zaraża entuzjazmem kolejne pokolenia.

 

W filmie Alvarado i Sussberga można posłuchać, jak zdaniem Branda wciąż możemy uratować przyrodę na Ziemi. Czy w przyszłości wskrzesimy mamuty i inne gatunki? W jaki sposób będziemy używać energii? Czy ludzkość okaże się czymś więcej niż tylko kolejnym meteorem, który uderzył w tę planetę? Brand bywa inspirujący albo sceptyczny, ale zawsze daje do myślenia. 

„Mayday”, reż. Karen Cinorre

Dziewczyński poligon na bezludnej wyspie. A może laboratorium toczącej się wojny z patriarchatem? Dzika banda współczesnych syren zwabia marynarzy i pilotów, udając bezbronne białogłowy, które potrzebują ratunku. Surrealistyczna baśń w umundurowaniu i oprzyrządowaniu II wojny światowej jest perfidną fantazją o zemście, toksycznym musicalem, żeńską wersją „Sucker Punch” Zacka Snydera. Głośny film tegorocznego festiwalu w Sundance to debiut Karen Cinorre – reżyserki o fantazji porównywanej do Wesa Andersona. Obsadziła w niej młode aktorki: Grace van Patten („Tajemnice Silver Lake”), Mię Goth („Emma”, „Everest”, „Suspiria”) i Soko („Tancerka”, „Augustine”) i świetnie je wyreżyserowała. Talent do śledzenia.

 

„C’mon C’mon”, reż. Mike Mills

Długo musieliśmy czekać na pierwszą od „Jokera” rolę Joaquina Phoenixa. I jest – stworzona na antypodach śmiercionośnego klauna. Opowiedziana szeptem, milczeniem, przytuleniem. Czarno-biały film Mike’a Millsa („Debiutanci”, „Rodzinka”, „Kobiety i XX wiek”) opowiada o reporterze, którego naprawdę interesuje, co myślą ludzie, który uczy się przebaczać i zrozumieć perspektywę dziecka, a także jak się nim dobrze zaopiekować. Ten wyciszony obraz stworzył autor wideoklipów dla Moby’ego, Yoko Ono i wielu innych gwiazd pop. Skąd wydobył wizję tak lekką, dowcipną, ciepłą? Często mówi się o kobietach, że ta i ta jest czyjąś żoną. Powiedzmy więc, że ten reżyser jest mężem Mirandy July, nadzwyczajnej artystki i reżyserki niezapomnianego „Ty, ja i wszyscy, których znamy”. Może to przypadek, a może zbieżne inteligencje się przyciągają.

 

„Różowe Flamingi”, reż. John Waters

Ten film to legenda transgresyjnego kina, a zwłaszcza jego gwiazda: transseksualna Divine, która wciąż inspiruje kolejne, chcące wyglądać tak jak ona, postacie. Nakręcił go papież kampu, jedyna persona nowojorskiej queerowej awangardy, która przeszła z niszy do mainstreamu, jedyna wciąż twórcza i żywiołowa: John Waters. Jeśli podobał wam się jego „Beksa” z Johnym Deppem czy „Lakier do włosów”, także ten broadwayowski z Johnem Travoltą, musicie obejrzeć najsłynniejsze dzieło mistrza. A w nim piękną Divine na pograniczu groteski, wizjonerstwa i karkołomnej komedii.

 

„Różowe Flamingi” po pół wieku od czasu powstania na marginesie amerykańskiego kina eksperymentalnego to dzieło obrazoburcze, prześmieszne, obrzydliwe. Możne kochać, można nienawidzić, ale trzeba znać. Bez tego trudno zrozumieć współczesne idee: cancel culture, body positivitity czy cultural appropriation. Stworzył podstawę pod jeden z filarów współczesnej Ameryki – kulturę LGBTQ+. Kulturę, nie ideologię.

„Julia”, „W drodze. Film o Anthonym Bourdainie”, reż. Julie Cohen, Betsy West i Morgan Neville

Jesień w pełni, a więc poucztujmy. Przewodniczką po świecie kulinariów będzie Julia Child, przewodnikiem Anthony Bourdain. Pamiętacie film z Meryl Streep „Julie i Julia”, w którym początkująca szefowa kuchni nie umiała dobrze pokroić cebuli, póki nie przebrnęła przez jej piramidę podczas treningu z nożem w domu? Oto i ona, którą oglądamy na wyjątkowych archiwalnych nagraniach. On to jeden z najbardziej opłakiwanych krytyków kulinarnych świata. Po trzech latach od jego samobójczej śmierci wciąż fani piszą komentarze pod ostatnim postem, jaki opublikował na Instagramie. Alzacki „lekki lunch” i wiele innych posiłków, jakie odnalazł w lokalnych restauracyjkach na całym świecie i prezentował w programie „Parts Unknown”, ilustrują portret tego człowieka nazywanego Elvisem kuchni. Jeśli starczy apetytu, warto prześledzić smutną historię Anthony’ego Bourdaina, jak i nadzwyczajną karierę pionierki nowoczesnej kuchni Julii Child.

Kadr z filmu

Organizatorzy festiwalu ostrzegają, że podczas seansów obu filmów możemy okrutnie zgłodnieć, więc z góry zaplanujcie coś pysznego na kolację. Obejrzyjcie oba, by odnaleźć swojego wewnętrznego top chefa.

Cryptozoo, reż. Jane Samborski, Dawn Shaw

Kto lubi mapy nieistniejących krajów, bestiariusze fantastycznych zwierząt, musi odwiedzić tę krainę. Zamieszkują ją mityczne stwory, w tym jeden potwór, który wysysa sny prosto z głowy. Bohaterowie mają różne kształty i postawy: Lauren jest idealistką, wierzy, że trzeba chronić wszystkie gatunki, nawet te kryptozwierzęta, których istnienie nie jest potwierdzone. Phoebe sama jest gorgoną, nosi szkła kontaktowe, żeby nie kamienować ludzi wzrokiem. Jej przeciwieństwem jest Nick, który nienawidzi wszystkich i wszędzie chodzi z bronią. Jego asystentem jest sprośny faun Gustaw. Razem tworzą panoramę współczesnej Ameryki – z ich głosów wyłania się krytyka kapitalizmu, rasizmu, budowania potęgi militarnej kraju, a z drugiej strony obrona ekologii, różnych wrażliwości i wsparcie dla słabszych. Malarska animacja zachwyci tych, którzy nie boją się zgubić w psychodelicznej fantazji, by potem się odnaleźć z zupełnie nową perspektywą. Nietuzinkowa propozycja dla wielbicieli eksperymentów, również seksualnych. Zdecydowanie najbardziej zwariowany film festiwalu.

 

12. American Film Festival odbywa się w Kinie Nowe Horyzonty we Wrocławiu od 9 do 14 listopada 2021. Filmy będzie można obejrzeć online przez pierwszą połowę grudnia.

Adriana Prodeus
Proszę czekać..
Zamknij