Znaleziono 0 artykułów
02.11.2023

Arianna Casadei: Zawsze wiedziałam, że będę pracować w rodzinnej firmie

02.11.2023
Arianna Casadei / (Fot. Materiały prasowe)

Reprezentuje trzecie pokolenie zarządzające włoską, działającą od 1958 roku marką obuwniczą Casadei, której fankami są Beyoncé, Victoria Beckham czy Diane Kruger. Projekty brandu od niedawna dostępne są w luksusowym domu handlowym VITKAC. – Moim celem było, żeby marka Casadei, wciąż wierna tradycyjnemu rzemiosłu, pozostawała firmą nowoczesną, idącą z duchem czasu – mówi. Z Arianną Casadei rozmawiamy o wychowaniu we wpływowej rodzinie, trudnościach, z jakimi młode kobiety mierzą się w biznesie i czwartym pokoleniu Casadei. 

Pamiętasz swoje pierwsze buty z czasów dzieciństwa?

Może nie były to buty, które sama nosiłam, ale jedno z moich pierwszych wspomnień z dzieciństwa: dzień, w którym tata wrócił do domu po pracy z próbkami materiałów. Miałam wtedy zaledwie kilka lat, ale doskonale pamiętam, jak pokazał mi opalizującą, mieniącą się kolorami tęczy skórę. Powiedział, że wybrał ją, bo jego zdaniem odzwierciedlała cechy mojego charakteru, moją radość. Z materiału powstał później jeden z modeli Casadei. Choć sama go nie nosiłam – robiły to kobiety na całym świecie – ojciec dedykował je mnie. 

Casadei słynie z wygodnych ultrakobiecych butów na obcasie. Kiedy byłaś małą dziewczynką, były one dla ciebie symbolem dorosłości?

Zdecydowanie! Jako nastolatka podkradałam buty z garderoby mamy. Miałam 13 lat, kiedy po raz pierwszy założyłam jej skórzane mule na obcasie. Wtedy naprawdę poczułam się jak dorosła kobieta. Nie mogłam się doczekać, by mieć taki sam rozmiar stopy jak mama, bo wiedziałam, że to będzie znaczyło, że mogę pożyczać jej buty. Nigdy mi tego nie zabraniała. Moja niespełna trzyletnia córka kilka dni temu oznajmiła, że mam odpowiednio dbać o moją kolekcję obuwia, ponieważ pewnego dnia będzie należeć do niej.

Od dziecka miałaś świadomość, że twoja rodzina prowadzi rozpoznawalną na świecie, działającą od 1958 r. markę?

W jakimś sensie na pewno. Od dziecka wiedziałam, że aby spotkać się z rodziną, wystarczy podejść do mieszczącej się nieopodal domu fabryki marki. Mama od najmłodszych lat zabierała mnie i brata na biznesowe spotkania. Żebyśmy uczyli się i słuchali. Oczywiście, kazała nam być cicho i nie przeszkadzać. Miałam wtedy osiem, może dziewięć lat. W domu, odkąd pamiętam, pełno było rysunków projektów, próbek materiałów, ścinków. W naturalny sposób uczyłam się o historii rodzinnej marki. 

Arianna Casadei (Fot. Materiały prasowe)

Czułaś, że przez to, do jakiej rodziny należysz, ludzie inaczej cię traktują? 

Szczerze mówiąc, mój najbliższy krąg znajomych przez naprawdę długi czas nie miał pojęcia o tym, co robi moja rodzina. Pochodzę z niewielkiej miejscowości, Rimini. Wychowywałam się w latach 90., w czasach kiedy nie istniały media społecznościowe. Wiele osób ze szkoły myślało, że moi rodzice prowadzą zakład szewski. Gdy opuszczałam zajęcia w szkole, żeby pojechać z rodzicami na spotkania biznesowe do Dubaju czy Moskwy, znajomi byli przekonani, że nie ma mnie ze względu na zawody sportowe, ponieważ od najmłodszych lat trenowałam pływanie. Dopiero w liceum, gdy zrezygnowałam z treningów, zaczęli zadawać pytania o to, dlaczego tak często podróżuję.

Myślałaś wtedy poważnie o karierze sportowej czy zawsze wiedziałaś, że będziesz pracować w rodzinnej firmie? 

Myślę, że zawsze byłam o tym przekonana. W naszej rodzinie moda, projektowanie, tworzenie obuwia zawsze wiązały się z pasją i miłością. Moja babcia przez większość życia chorowała na pląsawicę Huntingtona, która pozbawiła ją zdolności mówienia i wykonywania kontrolowanych ruchów ciała. Jednak za każdym razem, gdy widziała dziadka, wskazywała na kolczyki czy naszyjnik, by zwrócić uwagę męża na to, co dzisiaj ma na sobie. Od najmłodszych lat obserwowałam dziadków, rodziców, ciotki i wujków, którzy przechodzili przez trudności dnia codziennego, jednak zawsze tym, co ich łączyło, była miłość do tworzenia i do rodzinnej firmy. Nigdy nie wyobrażałam sobie, żebym mogła robić cokolwiek innego.

W jaki sposób rodzina przekazała ci historię firmy Casadei, to dziedzictwo?

W bardzo naturalny sposób. Podczas rodzinnych spotkań, obiadów, urodzinowych przyjęć. Historię firmy, którą znam, zlepiałam z różnych anegdot, opowiadań, wspomnień. Podczas jednej z uroczystości dowiedziałam się, że dziadek miał odwagę założyć firmę tylko dzięki wsparciu i namowom żony. – Miała w sobie tyle odwagi, że wystarczyło na nas dwoje – mawiał. Jego rodzina nie miała nic wspólnego z modą czy branżą luksusową. Za to babci bliscy trudnili się krawiectwem i szewstwem. To ona miała w tej dziedzinie większe doświadczenie. Dlatego też w mojej rodzinie płeć nigdy nie miała znaczenia. Nigdy nie uczono mnie, że moje zdanie ma mniejsze znaczenie tylko dlatego, że jestem kobietą.  

Jakie anegdoty z historii rodzinnej firmy opowiadano przy stole?

Rodzina uwielbia wspominać, jak mój tata po raz pierwszy wyjechał do Moskwy na spotkanie biznesowe. Był środek zimy i jedyne, co ze sobą wziął z odzieży wierzchniej, to kaszmirowy płaszcz. Najcieplejsza rzecz, jaką posiadał w szafie. Kiedy partner biznesowy zobaczył go w tym płaszczu na lotnisku, powiedział: – Tak ubrany na pewno tu nie przeżyjesz.

Co ciekawe, mój ojciec, drugie pokolenie Casadei, początkowo nie był wcale przekonany do działania w rodzinnej firmie. Chciał pracować w nieruchomościach. Wtedy mój dziadek zapytał go, jakie buty zaprojektowałby na najbliższy sezon. Wymyślił patchworkowe botki, które momentalnie się wyprzedały. W kolejnym sezonie ponownie podjął próbę. I wtedy sprzedaż jego projektu wyniosła zero. To był moment, w którym zdał sobie sprawę, jak bardzo jest to interesujące i jak dużym wyzwaniem jest projektowanie. Absolutnie go to wciągnęło i nigdy już nie myślał o alternatywnej karierze. Kiedy miałam 15 lat, dziadek zaprosił mnie do swojego gabinetu i zapytał, co chciałabym robić w życiu. 

Bardzo poważne pytanie skierowane do 15-latki.

Dziadek chciał wiedzieć, czy ten świat w ogóle mnie interesuje i czy widzę siebie w rodzinnym biznesie. Pamiętam, że podeszłam wtedy do sprawy bardzo poważnie i naprawdę zaczęłam w głowie analizować, czy w ogóle się do tego nadaję. Miałam poczucie, że powinnam mu dać wiążącą odpowiedź. Podjąć decyzję. W głowie przewijało mi się wiele myśli. „Czy dam radę?” Przecież talentu nie dziedziczy się w genach. Moi dziadkowie założyli ten biznes, ojciec rozwinął go na skalę międzynarodową. Co ja mogę zaoferować rodzinnej firmie? Dziadek wyjaśnił mi wtedy, że patrzę na to ze złej perspektywy. Wytłumaczył, że żadne z nich nie dałoby rady zrobić tego w pojedynkę i najważniejsze, żeby mieć w sobie pokorę i otaczać się utalentowanymi i mądrymi ludźmi.

(Fot. Materiały prasowe)

Dałaś coś od siebie rodzinnej firmie. Zmodernizowałaś ją, wprowadzając w wirtualną erę.

Oficjalnie do rodzinnej firmy dołączyłam zaraz po ukończeniu studiów, gdy miałam 22 lata. W zasadzie od samego początku męczyłam ojca o to, że powinniśmy otworzyć sklep internetowy. Nie katalog widniejący w sieci, ale prężnie działający e-butik. Ojciec powiedział mi wtedy, że jeśli czegoś naprawdę chcę, powinnam posłuchać swojego przeczucia i o to zawalczyć. Od początku był moim największym kibicem. By zdobyć doświadczenie, przeprowadziłam się za granicę, do Londynu, do Nowego Jorku. Uczyłam się od mistrzów. Moim celem było, żeby marka Casadei, wciąż wierna tradycyjnemu rzemiosłu, była nowoczesna, szła z duchem czasu. Początki nie były łatwe. 

Dlaczego?

Byłam młoda. Dodatkowo wyglądałam na jeszcze młodszą, niż byłam. Kiedy szłam na spotkania biznesowe w sprawie sklepu internetowego, słyszałam: – Możemy porozmawiać z twoim tatą? Albo dziadkiem?

To musiało być frustrujące.

Było, ale ogromne wsparcie dawał mi ojciec. Kiedy próbowano kontaktować się z nim w sprawie e-butiku marki, od razu odpowiadał: – Zwróćcie się z tym do Arianny. Bez niej nie umiem nawet obsłużyć własnego telefonu. Dał mi siłę i wiarę w siebie. Wierzył, że będę w stanie poprowadzić to na własną rękę. 

I miał racje. Jaką radę dałabyś dziś młodym kobietom zaczynającym w biznesie?

Nie bójcie się mówić głośno o swoich wizjach i planach. Jednocześnie ważne jest, żeby własne przekonania poprzeć odpowiednią wiedzą. Kluczowa są więc edukacja, rozmowy. Nie można bezczynnie czekać, aż ktoś nam tę wiedzę przekaże, trzeba być jej głodnym. U mnie kwestia wieku była jednym z powodów, dla których część osób nie traktowała mnie początkowo poważnie. Drugim był fakt, że jestem córką moich rodziców, wnuczką moich dziadków. 

Ostatnio sporo mówi się o dzieciach sławnych wpływowych rodziców. W pewnym sensie na pewno mają łatwiejszy start w życiu, ale czy nie muszą pracować dwa razy ciężej, żeby dowieść swojej wartości?

Nigdy nie patrzyłam na to, jak na ciężar. Wręcz przeciwnie. Zawsze doceniałam to, że wychowałam się w rodzinie złożonej z tak niezwykłych, inspirujących ludzi. Od małego miałam też poczucie, że są moją poduszką bezpieczeństwa. To dawało mi siłę. Nigdy nie czułam również, że muszę sprawić, by ktoś był ze mnie dumny. Działam, żeby być dumną sama z siebie.

A czwarte pokolenie Casadei? Twoja blisko trzyletnia córka już wykazuje cechy przyszłego dyrektora generalnego?

Zdecydowanie! Wczoraj, gdy wróciła z przedszkola do domu, zasiadła przy stole z moim tatą i jego żoną, którzy przynieśli próbki jej ulubionego ostatnio materiału – brokatowego. Co chwilę słyszałam: „Dziadku, podaj mi to”, „Ciociu, wytniesz mi ten kształt?”. Wydawała im rozkazy. Kilka miesięcy temu spytała, czy może odwiedzić dziadka. Poszłyśmy więc do jego biura, gdzie odbywają się wszystkie ważne spotkania. Mała poprosiła go, żeby usiadł z nią na podłodze i narysował projekt, który chodzi jej po głowie. 

Pan dyrektor między spotkaniami siedział na podłodze i rysował buty dla wnuczki?

Oczywiście! Owinęła go sobie wokół palca. 

A gdyby pewnego dnia przyszła do ciebie i powiedziała, że nie chce być częścią rodzinnej firmy?

Nie mam z tym problemu. To jej wybór. Oczywiście staramy się, by tak jak my zakochała się w tym zawodzie. Jeśli jednak inaczej będzie wyobrażała sobie swoją przyszłość, w stu procentach będę ją wspierać. Chciałabym, żeby robiła to, co ją pasjonuje. I nie dlatego, że  – jak to się mówi – „kiedy kochasz swoją pracę, nie przepracujesz ani jednego dnia w życiu”, ponieważ to nie jest prawdą, wszyscy borykamy się z trudniejszymi dniami. Ale po to, by robiła coś, co sprawia jej po prostu frajdę. Będę starała się zarażać ją pasją i miłością do mody, projektowania, biznesu. Do Casadei.

Kara Becker
Proszę czekać..
Zamknij