Znaleziono 0 artykułów
27.09.2018

Dragtywizm

27.09.2018
Piotr Buśko (Fot. Luka Łukasiak)

Piotr Buśko, rzecznik prasowy wrocławskiej Kultury Równości, na scenie przeobraża się w Twoją Starą. Jego drag jest w równej mierze działaniem artystycznym, co aktywistycznym. Z bohaterem kolejnego odcinka cyklu powstałego we współpracy z KPH rozmawiamy o queerze, subwersji i RuPaulu.

Już 6 października ulicami Wrocławia przejdzie marsz równości, który organizujesz w ramach działalności Kultury Równości. Wystosowaliście oficjalne zaproszenie do prezydenta miasta Rafała Dutkiewicza. Odpowiedział wam?

Jeszcze nie, ale spodziewamy się odpowiedzi lada dzień. Inkluzywny sygnał wysyłany przez włodarza miasta miałby dla społeczności LGBTQ ogromne znaczenie. Pokazywałby otwarcie na różnorodność, co ma wartość zwłaszcza w czasach tak ogromnej polaryzacji. W przeciwnym razie, władze dają przyzwolenie na zalewający nas zewsząd brunatny słowotok.

A czym jest dla ciebie marsz?

Ma być wyrazem pride’u, oczywiście. Celebracja to nie wszystko, chociaż potrzebujemy tych świątecznych dni. Chociażby po to, żeby podkreślić, jaki ogromny dokonał się postęp. W marszach brała kiedyś udział garstka osób, teraz spodziewamy się kilku tysięcy uczestników. Ramię w ramię pójdą z nami sojusznicy – rodzice, znajomi z pracy, rodziny z dziećmi. Nie zapominamy jednak o wymiarze politycznym. Marsz to dla mnie przede wszystkim sprawa godnościowa, bo ile można słuchać, że jesteśmy jałowi? Chcemy zamanifestować, że maszerujemy nie tylko w imię widoczności, ale także dlatego, że wciąż walczymy o podstawowe prawa. 

Piotr Buśko (Fot. Luka Łukasiak)

Czym jeszcze zajmuje się Kultura Równości? 

W tym roku z funduszy pozyskanych z grantu „Demokracja w działaniu” Fundacji im. Stefana Batorego otworzyliśmy Równe Miejsce. Centrum LGBT+ Wrocław. Stworzyliśmy ankietę, w której zapytaliśmy, jakiego miejsca społeczność potrzebuje. Powstała przestrzeń integracji połączona z biblioteką. Potrzebne są też działania pomocowe, dlatego znalazły się tutaj poradnie psychologiczne, z czasem może będą też prawne. Prowadzimy grupę wzmacniającą dla lesbijek „Teraz my”. Spotyka się u nas także grupa Anonimowych Narkomanów ze środowiska LGBTQ, którzy sięgnęli po używki w wyniku chociażby stresu mniejszościowego. Jest też plan zainicjowania spotkań grupy AA. Chcemy tworzyć ducha wspólnoty, kleić ludzi, kultywować różnorodność, wspierać.

Jak zaczęła się twoja działalność aktywistyczna?

W 2015 roku przyłączyłem się do organizacji mojego pierwszego marszu równości. Kultura Równości kontynuuje tradycję marszów, którą w 2009 zapoczątkowało KPH odział we Wrocławiu, a później przejęła grupa Q Alternatywie. W stowarzyszeniu działamy bez oglądania się na hierarchię. Chociaż pełnię funkcję rzecznika prasowego, decyzje podejmujemy na podstawie wypracowanego konsensusu, kolegialnie. To uczy panowania nad ego. Robię coś większego niż moja własna ambicja. 

W twoim drugim wcieleniu ego możesz jednak odrobinę połechtać…

Tak, chociaż drag traktuję także jako kolejne pole aktywizmu. To taki dragtywizm. Wyżywam się, posługując się artystyczną ekspresją, ale bywam też poważny. Tłumaczę widzom, że mamy do odrobienia lekcję. Z samopoznania, z historii i sztuki. 

Twoja Stara (Fot. Luka Łukasiak)

Jak narodziła się Twoja Stara?

Po raz pierwszy ujrzała światło dzienne w lutym 2017 roku. Twoją Starą zrobiłem sobie prezent na trzydzieste urodziny. Nie jest już baby queen, ale starą queen też nie. Można powiedzieć, że skończyła przedszkole dragu, a teraz idzie do podstawówki. Moja fascynacja drag trwa jednak zdecydowanie dłużej. W latach 90., gdy miałem 10-11 lat, wypożyczyłem kasetę VHS z filmem „Ślicznotki”, w którym obok Patricka Swayze i Wesleya Snipesa wystąpiły prawdziwe drag queens, w tym moja do dziś ukochana Coco Peru oraz RuPaul w sukni we fladze konfederatów. Potem, gdy byłem trochę starszy, pokochałem Angel z musicalu „Rent”. Znałem wszystkie jej piosenki! Potem szukałem różnych form autoekspresji, ale drag był we mnie zakopany głęboko. Zacząłem znów o tym myśleć na fali popularności „RuPaul’s Drag Race”. Swoją drogą, ostatnio dużo się mówiło o tym, że ten program jest za mało inkluzywny. Mało mówi się w nim o tranzycji osób transpłciowych, brakuje obecności bio queens, czyli kobiet, które przebierają się za kobiety. Dla mnie drag jest przestrzenią nieograniczonej ekspresji. Opartą co prawda na stereotypach płciowych, ale w której ważne jest nie to, od jakiej tożsamości płciowej wychodzisz, a jaką chcesz pokazać. Ja o sobie mówię drag performer/drag queen, ale kluczowe jest słowo „drag”. Odwrotnie niż u Lady GaGi w piosence „Born This Way”. Nie „Don’t be a drag, just be a queen”, tylko „Be drag”. Chcę być blisko serca transgresji. Celem jest podważenie, wykręcanie, bawienie się umownymi konstruktami płciowymi.  

Twoja Stara (Fot. Luka Łukasiak)

A jak ty się określasz?

Jestem cis chłopakiem, który robi dziwaczny drag. Nie interesuje mnie dwubiegunowa transformacja. Chcę pokazywać, że drag jest sztuczny. Zakładam na biodra piany tapicerskie, żeby imitować kobiecą sylwetkę. Ale twarz Twojej Starej do tej figury nie pasuje. Mój drag to taki gender mindfuck. Może dlatego, że sam nie jestem normatywnym chłopakiem. Zawsze byłem niski, szczupły, dziewczęcy. Potem doszedłem do tego, że każdy, także ja, ma prawo realizować męskość i kobiecość, jakkolwiek to rozumie, w jakikolwiek sposób chce. 

Do której tęczowej literki jest ci najbliżej?

Do „Q”. Bo to subwersywna strategia. Do tworzenia sztuki inspiruje mnie performatywny charakter „Q”. Na co dzień też idę pod prąd. Zwłaszcza że na twarzy zawsze zostaje mi odrobina niedomytego makijażu… Dziś mam na wąsach brokat.

Ale czarne ubranie.

Bo na burzę pozwalam sobie w gestach i słowach, a przede wszystkim na scenie, a nie w stroju. Rozpiera mnie energia. Jestem jak szczeniak, który pędzi tak szybko, że na każdym zdjęciu jest rozmazany, bo nie da się go uchwycić… Jak coś za dobrze znam i się nudzę, zaczynam wykręcać rzeczywistość. 

Pamiętasz, jak pierwszy raz spojrzałeś w lustro i zobaczyłeś Twoją Starą?

Zanim zobaczyłem się w lustrze, długo uczyłem się makijażu. Z wykształcenia jestem filmoznawcą, a nie artystą. To się przydaje, bo mam w głowie śmietnik, który sprawdza się przy szukaniu inspiracji. Mój drag bywa przeintelektualizowany właśnie dlatego, że przeczytałem o dwie książki za dużo… Lubię się wymądrzać (śmiech).Kocham drag też za to, że można być beztalenciem i robić show, chociażby dzięki lipsyncowi. Potrafisz robić szpagat? To go robisz. Nie potrafisz, to nie musisz. W dragu możesz pozwolić sobie na każdą formę ekspresji. W Berlinie widziałem drag Czarnobyl, która zrobiła taneczny numer o ludobójstwie. 

Twoja Stara (Fot. Luka Łukasiak)

Jak przeobrażasz się w Twoją Starą?

Zajmuje mi to dwie godziny. Makijażu uczyłem się na uniwersytecie YouTube. Dorobiłem się już kilku kuferków kosmetyków, ale za eksperta wciąż się nie uważam. Mój humor też robi swoje. Wcielenia są różne. Za każdym razem próbuję czegoś nowego. Bawię się. Pomaga mi w tym łysa głowa. Pozbawiłem się wszystkich włosów, bo miałem na ich punkcie kompleksy, że są liche. Widziałem się w każdym odbiciu, gorączkowo poprawiałem nieudaną fryzurę. Teraz problem odpadł. Jeśli włosy są symbolem siły, to dla mnie aktem siły było ogolenie się na zero. 

Twoja Stara, twoje sceniczne alter ego, ma coś wspólnego z twoją mamą?

Na pewno, po prostu wiem, że jestem do mojej mamy bardzo podobny, z wyglądu, ale też z charakteru. Miałem kilka pomysłów na imię dla mojej postaci, a potem przeżyłem objawienie. Myślałem o tym, co mnie bawi i kogo lubię. Moje ukochane drag queen, Coco Peru, o której już wspominałem, i Katya mają w sobie coś matczynego. Ja też taki jestem. Gdy jestem w grupie, pytam wszystkich, czy mają czapkę, pilnuję, żeby się nie zgubili, parzę herbatę. Gdy mówimy „Twoja stara”, to chcemy kogoś obrazić albo zignorować. Biorę to na warsztat. Mogę prezentować się jako żart, ale to moja wartość. Zignorować mnie nie można. A do tego mam ciężki matczyny dowcip. Chętnie wyjaśniam, dlaczego coś uważam za śmieszne. Paradoks dragu polega na tym, że wcale nie tworzysz kogoś zupełnie innego niż ty sam. Alter ego powstaje w oparciu o moje wartości. Na scenie wykręcam moje cechy. Jestem trudniejszą wersją siebie. Moi przyjaciele mówią, że Twoja Stara zabrała mi, Piotrkowi, część ekspresji. A ja nigdy nie byłem tak blisko siebie, swojego ciała, jak teraz. 

Piotr Buśko (Fot. Luka Łukasiak)

Jak wyglądały początki Twojej Starej? 

Najpierw wystąpiłem na Queernavale – imprezie karnawałowej Kultury Równości. Zaprosiliśmy tam drag queens z Warszawy. Dziewczyny zaprosiły mnie i moją siostrę KakiKatankę na występ na Whatever Queer Festiwal, który odbywał się w Barze Studio. Tam ktoś mnie zobaczył i polecił Betty Q, dzięki której kilka miesięcy później trafiłem do Pożaru w Burdelu. Z Pożarem współpracuję od ponad roku, teraz w spektaklu „Zwierzoczłekoupiory” Teatrze Studio wcielam się w rolę towarzysza Wiesława Gomułki. Dalej robię drag jednak związany ze środowiskiem LGBTQ. 

Twoja Stara (Fot. Luka Łukasiak)

Gdzie się wychowałeś?

W przygranicznym Zgorzelcu. Tam nie byłem jeszcze wyoutowany. Jako nastolatek byłem przerażony tym, że jestem gejem. Na studia uciekłem do Poznania, bo nikt z mojego liceum tam nie zdawał. Wyoutowałem się mojej przyjaciółce pod koniec pierwszego roku studiów. Ulżyło jej, bo bała się, że chcę powiedzieć, że zostaję księdzem (śmiech).Patrzę na to z humorem. Ten dystans jest potrzeby, żeby nie tkwić w odrzuceniu, tylko iść do przodu. To dramat, że 70 proc. dzieciaków LGBTQ ma myśli samobójcze. Ja ich nie miałem, ale nie czułem się akceptowany. A trzeba zrozumieć, że jesteśmy w porządku.

Potem był Wrocław?

Tak, kilka lat temu przeprowadziłem się tu za chłopakiem. Pracowałem zdalnie jako copywriter dla poznańskiej agencji. Dużo siedziałem w domu, więc postanowiłem coś zmienić. I dołączyłem do Kultury Równości.

Twój partner też działa?

Jest wspierający, ale aktywizm i drag pozostawia dla mnie. 

A lubi Twoją Starą?

Chyba tak. Gdy wrzuciłem pierwsze zdjęcie na Facebooka, udostępnił je z podpisem: „Dla was Twoja Stara, dla mnie Moja”. Wzruszyłem się. 

Skrót LGBT to nie zbiór przypadkowych liter. Kryją się za nimi słowa pozwalające na określenie orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej. I tak L oznacza lesbijkę, czyli kobietę kochającą kobietę, G - geja, czyli mężczyznę kochającego mężczyznę, B - osobę biseksualną, która może kochać zarówno kobiety jak i mężczyzn, a T - osobę transpłciową, czyli taką, której przy narodzinach przypisano inną płeć niż ta, z którą się identyfikuje. LGBT to najpopularniejsza wersja „tęczowego skrótu”, który obecnie rozszerza się o trzy kolejne literki. Wtedy brzmi on LGBTQIA. Pod literą Q kryje się osoba queer, czyli taka, która nie identyfikuje się z jedną konkretną kategorią, I oznacza osobę interpłciową, a więc taką, która urodziła się w ciele posiadającym męskie i żeńskie cechy biologiczne, a A to literka, która jest przypisana osobom aseksualnym, dla których seks nie jest kluczowy w relacji z osobą, którą kocha. Rozszyfrowanie skrótu LGBTQIA to podstawa. Jeżeli chcesz wiedzieć więcej zajrzyj do książki wydanej przez organizację społeczną Kampanię Przeciw Homofobii pt. „Tęcza pod lupą”, w której prostym językiem zostały wytłumaczone takie pojęcia jak orientacja seksualna, tożsamość płciowa, coming out czy homofobia. Jej autorki przybliżają czytelnikom i czytelniczkom osoby LGBT opisując ich codzienność od randek, przez szkołę i urzędy po życie rodzinne. Czytając tę książkę dowiesz się również co nie co nt. historii ruchu LGBT, sprawdzisz kiedy powstała tęczowa flaga i która ze znanych osób jest gejem, lesbijką, osobą bi albo trans. „Tęcza pod lupą” to idealna lektura dla tych, którzy o LGBT nie wiedzą nic, jak i dla tych, którzy chcą uzupełnić lub uporządkować posiadane informacje. https://kph.org.pl/wp-content/uploads/2017/12/Tecza-pod-lupa.pdf

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij