Znaleziono 0 artykułów
18.03.2019

Harel: Konsekwencja daje niezależność

18.03.2019
Harel (Fot. Kaśka Marcinkiewicz)

Ukrywa się za pseudonimem, nie zabiega o lajki, nie marzy o pracy w Paryżu. Harel, najbardziej niezależna polska blogerka modowa, choć wzięła udział w panelu o influencerach podczas Vogue Polska Festiwal, unika etykietek.

W 2006 roku dom mody Chanel lansował czarny lakier do paznokci Black Satin, Stefano Pilati pracował dla domu mody Yves Saint Laurent, a influencerki, nazywane wtedy jeszcze it-girls, nosiły rurki. W Polsce powstawały i upadały młode marki, Maciej Zień, Dawid Woliński i duet Paprocki i Brzozowski pokazywali na warszawskich wybiegach pełne przepychu kolekcje, a dwudziestokilkuletnia Harel założyła bloga. Jej pierwsze wpisy: zdjęcia z kampanii Louis Vuitton ze Scarlett Johansson, a potem lista ulubionych kosmetyków, otwarcie Topshopu w Warszawie i stylizacje z „Życia na fali”. – Założyłam bloga, bo chciałam gdzieś pisać. Już nie do zeszytu, tylko dla ludzi – mówi Harel. – I pisałam – o modzie w serialu, który oglądałam, o kampanii znanej marki, o sukience z Zary, która mi się podoba – opowiada.

Harel (Fot. archiwum prywatne)

Harel przyznaje, że blogi były wtedy traktowane jako mało poważne hobby. Z drugiej strony, działały trochę jak Facebook i Instagram dziś – jednoczyły ludzi. – Miałam grono czytelniczek, które powracały na stronę, pisały do mnie mejle, chciały dzielić się doświadczeniami. Wybierałam im nawet sukienki na ślub – śmieje się Harel. – A znajomi w żartach pytali, czy dobrze się ubrali. Albo prosili, żebym doradziła im, co kupić – mówi Harel.

Nie chciała i nie musiała pokazywać swoich stylizacji, wchodzić we współpracę z markami ani nawet ujawniać swojego prawdziwego nazwiska. Nie zabiegała też o publikacje w magazynach. Sukces przychodził stopniowo. A autorytetem autorka stała się dzięki tekstom eksperckim, a nie wychwalającym masowo produkowane T-shirty z sieciówek. Mogła pozwolić sobie na niezależność, bo moda to jej plan B. – Planem A zawsze była muzyka – mówi konsultantka muzyczna, która wybiera podkład do filmów i reklam.

Harel (Fot. archiwum prywatne)

Wychowana w muzycznym domu – tata perkusista, mama nauczycielka fortepianu w szkole muzycznej – długo myślała, że jej miejsce też jest na scenie, przy organach. – Byłam chorobliwie wręcz ambitna – mówi. – Na zajęcia w szkole muzycznej przychodziłam najlepiej przygotowana. Wcześnie też zaczęłam pracować. W wieku 19 lat grałam u Krzysztofa Warlikowskiego w spektaklach. Po studiach z mężem, skrzypkiem, trochę koncertowaliśmy. A potem przeszłam dwie operacje stóp i nie mogłam dalej grać – opowiada. Wtedy zaczęła udzielać konsultacji muzycznych. – Potrafię rozpoznawać instrumenty i style muzyczne, wychwycić tonacje. Dostaję od klienta brief z zapotrzebowaniem na podkład muzyczny do konkretnego obrazu. W brytyjskim banku muzyki, takim stocku z dźwiękami, szukam tego, co najlepiej pasuje do danego klimatu – tłumaczy Harel. W muzyce, tak jak w modzie, bazuje nie tylko na doświadczeniu, ale też na intuicji.

Harel (Fot. archiwum prywatne)

Bez hasztaga

Dwa równoległe, nieustannie przeplatające się życia dają Harel dystans. – Kilka razy się zdarzyło, że po pokazie ktoś mnie prosił o muzykę do kolejnego projektu. A ja odpisywałam w mejlu, że Ewa to ja, Harel. I że fajna kolekcja – śmieje się Harel. Pracuje zdalnie (Nie wiem często, jak wglądają osoby, z którymi współpracuję od dziesięciu lat – mówi), ale zgodnie z ustalonymi przez siebie regułami. – Na początku nie miałam przerw, weekendów ani wakacji, bo uważałam, że jeśli pracuję zdalnie, to tak jakbym w ogóle nie pracowała. To tempo życia przypłaciłam zdrowiem. Znajoma coach nauczyła mnie wtedy ustalania priorytetów – tłumaczy Harel. Teraz pracuje osiem godzin, jak na etacie. Po 18 wyłącza komputer. Prawie nigdy nie siada do biurka w piżamie, rano ubiera się i maluje. Obok mąż, który pracuje w orkiestrze Polskiego Radia, ćwiczy na skrzypcach. To uregulowane życie przerywają oczywiście czasami spotkania dla prasy, wywiady, wizyty w showroomach. Swoje modowe wyprawy dokumentuje na Instagramie. Dzieli się swoimi odkryciami (ostatnio sukienki marek Drapella, Veclaim czy Touch Wear), małymi obsesjami (ma już pokaźną kolekcję spinek do włosów) i kilkoma kadrami zza kulis – z psem, przyjacielem po fachu, Michałem Zaczyńskim, w nowych ubraniach gdzieś w podróży.

Ucieczka do wolności

Harel (Fot. archiwum prywatne)

Podróż to dla Harel ostatnio plan na życie. – Chciałabym móc kiedyś pracować z każdego miejsca na świecie. Ostatnio wzięłam komputer pod pachę i pojechałam do przyjaciółki do Francji – opowiada. Ta wizja pracy pod palmami jest całkiem realna, bo mąż Harel oprócz dyplomu muzyka ma też certyfikat instruktora jogi.

Harel (Fot. archiwum prywatne)

Na słowo „kariera” Harel się nie wzdraga, tylko szeroko uśmiecha. Nie, nie chciałaby pracować w redakcji. Nie, nie chce mieć więcej niż 26,5 tys. obserwujących na Instagramie. Nie, nie ma zamiaru wrzucać więcej hasztagów. Za to może napisze kiedyś kryminał. – Działam może wbrew trendom, ale nigdy wbrew sobie. Konsekwencja popłaca. Przez lata starałam się o niezależność i ją osiągnęłam – mówi pewnym głosem. Nie lubi też etykietek. Nie uważa się ani za influencerkę, ani za dziennikarkę. – Moją teraźniejszością i przyszłością jest to, że mogę pisać. I że moje pisanie jest doceniane. Chcę się rozwijać. Najchętniej schowałabym się za tekstem – uśmiecha się. Jednak jej zdjęcia stylizacji – nieupozowane, wykonane telefonem w lustrze, we własnym domu – zdobywają lajki i komentarze. Często także dotyczące jej „odwagi”. – Dziewczyny pisały, że mnie podziwiają, bo pokazuję się na zdjęciach, mimo mojej wagi – mówi Harel. – A ja nie mogę się nadziwić, że rozmiar 40 jest dziś uważany za duży… – dodaje. Za swoją misję (już słyszę, jak Harel z właściwym sobie dystansem mówi: Tylko nie misję…) uważa udowodnienie, że można czuć się dobrze i modnie w swoim ciele – w ciuchach od polskich projektantów, nowych marek i tych vintage, w każdym rozmiarze i nie tylko, gdy ma się dwadzieścia lat. Moda Harel jest demokratyczna i przez to indywidualistyczna, oryginalna, odważna. – Nie lubię się rozpychać, narzucać ani lansować. Nigdy nie stoję w miejscu, ale często idę w bok – podsumowuje blogerka.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij