Znaleziono 0 artykułów
22.10.2025

Autorka biografii Jane Birkin zdradza, jaka ikona stylu była naprawdę

22.10.2025
(Fot. Getty Images)

Nie da się zaplanować bycia it-girl. To musi być tytuł nadany z góry, przez innych – mówi Marisa Meltzer, autorka biografii Jane Birkin, „It Girl: The Life and Legacy of Jane Birkin”. Jaka była naprawdę ikona francuskiego stylu?

Co zaskoczyło panią podczas pracy nad biografią Jane Birkin?

Czytając jej dzienniki, mamy wgląd w jej stan emocjonalny. Oczywiście w trakcie życia udzieliła wielu wywiadów i była podczas nich bardzo szczera, ale w dziennikach mamy nieskrępowany zapis jej uczuć. Momenty zazdrości, niepewności, także w czasach jej największych artystycznych sukcesów. Miała więc w sobie tę kruchość, ale też ogromny talent plastyczny, świetnie rysowała. Najbardziej zaskoczyło mnie to, co w jej dziennikach się nie znalazło. Niewiele uwagi poświęciła np. słynnej torbie Hermèsa nazwanej jej imieniem. A ta przecież stała się symbolem luksusu – niedawno egzemplarz, który należał do Jane, sprzedano za 10 milionów dolarów. Historię o tym, jak w samolocie poznała dyrektora francuskiego domu mody, który obiecał, że stworzy dla niej wygodniejszy model torebki niż jej pleciony koszyk, powtarzano wielokrotnie, ale ta kwestia nie zajmowała jej myśli. W jej dziennikach nie było o tym ani słowa. Może wcale nie chciała być tak silnie kojarzona ze słynną Birkin Hermèsa?

W książce pisze pani o tym, że Jane Birkin często traktowana była jako „profesjonalna piękność”. Wspomina pani moment, gdy była z córką, Lou Doillon, i zaczepił je mężczyzna, podkreślając, że uwielbia muzykę i twórczość Lou, później spojrzał na Jane i dodał: „A pani wciąż jest piękna”. Na ile uroda była dla niej błogosławieństwem, a na ile przekleństwem?

Myślę, że zmagała się z tym na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze, przez pierwsze piętnaście lat swojej kariery aktorskiej była obsadzana jako ładna, często głupiutka dziewczyna. Czasem jako seksbomba. Po drugie, Jane miała na punkcie swojego wyglądu sporo kompleksów. Jej matka, aktorka teatralna, była uznawana za klasyczną piękność. Miała ten typ urody rodem ze starego Hollywood. Jane porównywała się do niej i do słynnych aktorek tamtych czasów, o pełniejszych, bardziej kobiecych kształtach, jak Catherine Deneuve czy Brigitte Bardot, z którą zresztą – przed nią – spotykała się jej wielka miłość, Serge Gainsbourg. Jane sądziła, że sama jest zbyt chuda, ma za małe oczy, nieatrakcyjną przerwę między zębami. Uważała, że wygląda chłopięco. Nie była więc pewna tego, czy naprawdę zasłużyła na miano „pięknej”.

Mówi pani, że Jane miała w sobie kruchość. Ona była jej cechą czy może ją odgrywała, używając jej jako narzędzia, broni?

Myślę, że wszystkim po trochu. Mówi się przecież, że od najmłodszych lat miała skłonności do dramatyzowania. Gdy chodziła do szkoły z internatem, w której zupełnie jej się nie podobało, próbowała jeść kamienie, by trafić do pielęgniarki i zostać odesłana do domu. W momencie głośnej kłótni z Sergem Gainsbourgiem, by udowodnić swoją rację, rzuciła się do Sekwany. Umiała więc wykorzystywać emocje jako broń. Z drugiej strony uważam, że drzemała w niej prawdziwa kruchość. Bardzo głęboko odczuwała emocje. Kiedy dopadała ją melancholia, pogrążała się w smutku, gdy była szczęśliwa, doznawała euforii. O swoich uczuciach mówiła też w wywiadach. I to ze szczerością, jaką dzisiaj wśród gwiazd ciężko zaobserwować.

Jane Birkin odbierana była też często jako nieśmiała, czasem wycofana. Może się wydawać, że popularność, kariera przyszły do niej przypadkowo, pani jednak w biografii „It Girl: The Life and Legacy of Jane Birkin” pokazuje, że Jane świadomie budowała wizerunek „cool dziewczyny”. Analizowała to, jak powinna wyglądać, jak się malować. Obcięła grzywkę, zaczęła mocniej malować oczy. Słynny koszyk także był sposobem na to, by się wyróżnić.

Myślę, że jak każdy, Jane miała złożoną osobowość. Częścią jej uroku było to, że rzeczywiście sprawiała wrażenie, jakby wszystko, co osiągnęła, przyszło do niej przypadkiem. Jakby sama zupełnie tego nie chciała. I w pewnym stopniu sądzę, że tak było. Nie zdawała przecież do szkoły aktorskiej, nie kształciła się, by zostać wielką gwiazdą filmową. Nie zaplanowała tego, że będzie umawiać się ze sławnymi i wpływowymi mężczyznami. Wiele rzeczy po prostu jej się przytrafiło, co nie zmienia faktu, że była ambitna i zdeterminowana. Do pewnego stopnia wykreowała też swój wizerunek, jak puzzle składając to, co jej się podobało i co ją pociągało. A odbiorcy na to zareagowali. Nie da się chyba zaplanować bycia it-girl. To musi być tytuł nadany z góry, przez innych.


Cały tekst znajdziesz w październikowym wydaniu „Vogue Polska” poświęconym siostrzeństwu. Możesz go zamówić z wygodną dostawą do domu

(Fot. Alexi Lubomirski)

 

Kara Becker
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Autorka biografii Jane Birkin zdradza, jaka ikona stylu była naprawdę
Proszę czekać..
Zamknij