Znaleziono 0 artykułów
18.07.2019

Janna Diamond: Terapia klimatyczna

18.07.2019
Protest w Brukseli, maj 2019 (Fot. Getty Images)

Termin „ekologiczna żałoba” coraz częściej pojawia się w fachowej literaturze. To cała gama uczuć – od żałoby przez smutek po złość – których doświadczamy, kiedy tracimy gatunki, krajobrazy i ekosystemy.

Zalewają nas emocje, które są trudne – smutek, żal, wściekłość, poczucie bezsensu, bezradność. Jeśli nie pozwolimy im wybrzmieć, będą rzucać cień na nasze życie – mówi Janna Diamond, terapeutka z Nowego Jorku, która specjalizuje się w pracy z klimatyczną traumą. Wierzy, że kryzys może być szansą. Coraz więcej ludzi sięga po terapeutyczną pomoc. Na całym świecie powstają też kręgi wsparcia, podczas których można podzielić się z innymi lękami, posłuchać tego, czego oni się boją, zobaczyć, że w tym wszystkim nie jest się samemu.

Londyn , lipiec 2019 (Fot. Getty Images)

Jeśli martwi was wymieranie pszczół i żab, jeśli niepokoi was topnienie lodowców, jeśli przejmuje was los orangutanów i przytłaczają kolejne informacje o związanych z kryzysem klimatycznym powodziach, suszach, pożarach i upałach, jeśli płakałyście na wiadomość o śmierci ostatniego nosorożca z gatunku północny biały i nie możecie spać, bo martwicie się o przyszłość swoich dzieci albo rozważacie, czy w obliczu możliwej katastrofy dzieci w ogóle mieć – jesteście w ekologicznej żałobie. Termin ten coraz częściej pojawia się w fachowej literaturze. To cała gama uczuć – od żałoby przez smutek po złość – których doświadczamy, kiedy tracimy gatunki, krajobrazy i ekosystemy. Może pojawiać się również, kiedy myślimy o mających nastąpić stratach. Niektórzy zaczynają również używać pojęcia „klimatyczna trauma”, choć to właściwie przedtrauma, w której myślenie o przyszłej katastrofie rozbudza nierozwiązane osobiste i kulturowe traumy. Tkwią głęboko w naszej podświadomości, wpływają na nasze życie, a teraz wychodzą na powierzchnię jako niepokój, wrogość, rozpacz, bezradność, irytacja, samotność, poczucie odizolowania, nadaktywność, nadmierna czujność, złość, smutek, panika.

Musimy to przeżyć, nie uciekać przed uczuciami, to pierwszy krok – mówi Janna Diamond, terapeutka z Nowego Jorku, która specjalizuje się w pracy z ekologiczną rozpaczą i klimatyczną traumą. – Zalewają nas emocje, które są trudne – smutek, żal, wściekłość, poczucie bezsensu, bezradność. Jeśli nie pozwolimy im wybrzmieć, jeśli będziemy udawać, że ich nie ma, będą rzucać cień na nasze życie.

Płaczący uczestnik protestu w Genewie, kwiecień 2019 (Fot. Getty Images)

34-letnia terapeutka coraz częściej słyszy od swoich klientów, że nie są w stanie podjąć żadnych decyzji. Czują się sparaliżowani, są przytłoczeni emocjami. Nie wiedzą, czy chcą mieć dzieci. A jeśli dzieci już mają, nie przestają się o nie martwić. Niektórzy przychodzą zupełnie wypruci z emocji. Jakby byli zamrożeni. Janna zaczyna powoli: – Ważne jest, żeby być prawdziwym w tym, co się czuje. Nie próbować przeskoczyć etapów, tylko powoli uczyć się rozpoznawać i nazywać emocje, które kryją się w naszym ciele. To jak obieranie cebuli.

Janna wie, o czym mówi. Sama zmagała się z klimatyczną depresją. Pierwsze oznaki zaobserwowała u siebie ponad dziesięć lat temu. Jej zaangażowanie w działanie związane z ochroną środowiska zaczęło się od tego, że pojechała pod namiot do Wyoming, które jest połączeniem tatrzańskich szczytów, mazurskich jezior i bieszczadzkich połonin. To wtedy zobaczyła na własne oczy, jak odwierty związane z budową rurociągu Keystone XL niszczą Ziemię. Rurociąg to ogromne przedsięwzięcie. Ma transportować ropę znad Zatoki Meksykańskiej do Kanady (Obama pod wpływem protestujących wstrzymał budowę Keystone XL, Trump pozwolił na wznowienie prac). Janna pojechała spędzić czas w naturze, a zobaczyła ziemię odartą z ochronnych warstw. To zmieniło ją na zawsze. Była praktycznie na każdym proteście. W Nowym Jorku pomagała organizować marsze klimatyczne. Ale krzyczenie na ulicach wcale nie pomagało jej pozbyć się narastającego lęku i frustracji. Zaczęła szukać innej drogi.

Protest w Londynie, listopad 2019 (Fot. Getty Images)

Już wcześniej zajmowała się ciałem – była tancerką tańca współczesnego, ale karierę zatrzymała kontuzja. To wtedy zainteresowała się psychoterapią somatyczną – pracą z emocjami poprzez pracę z ciałem. Kiedy po latach aktywizmu klimatycznego poczuła się wypalona, fizycznie, emocjonalnie i duchowo, wiedziała, że chce pracować jako terapeutka. Chciała pomóc sobie, ale chciała też pomagać innym, którzy tak jak ona mają złamane serce, kiedy patrzą na to, co dzieje się z Ziemią. Przez cztery lata studiowała psychoterapię somatyczną, oprócz tego chodziła na warsztaty do Stephena Jenkinsona, specjalisty od żałoby i świadomego umierania. Uczyła się również u Joanny Macy’s, ekofilozofki, której warsztaty pomagają ludziom mierzyć się z emocjami w obliczu ekologicznego kryzysu. Zrobiła certyfikat Core Energetics – psychoterapii, która oprócz zorientowania na ciało skupia się na rozwoju duchowym. Wszystko to przyszykowało ją do pracy z ludźmi w czasach klimatycznych zmian.

Podczas godzinnej sesji klienci z całego świata, bo Janna prowadzi również terapię przez Skype’a, opowiadają jej o tym, jak przeżywają klimatyczne zmiany: umierają ze strachu o dwuletnią córkę, czują się wypaleni, martwią się o coraz bardziej jałową ziemią w ogrodzie, a nawet szykują się na klimatyczną wojnę. Te tak różne reakcje według Janny łączy jedno: egzystencjalny lęk. Ludzie nie zdają sobie sprawy, w jak ogromnym strachu żyją. Janna uczy ich, jak pozwolić wybrzmieć emocjom. Jeśli się tego nie zrobi, emocje zostaną w ciele – usztywnią je niczym zbroja, która przeszkadza w kontakcie nie tylko z innymi, ale z nami samymi.

Warszawa, kwiecień 2019 (Fot. Getty Images)

W jednej z definicji klimatycznego kryzysu, która – w moim odczuciu – świetnie pokazuje sedno problemu, za obecny stan Ziemi obarcza się nasze odłączenie od tego, co dzieje się z naturą, od tego, jak na nią wpływamy, ale również od tego, kim jesteśmy i kim są dla nas inni. Oderwani od rzeczywistości żyjemy w konsumpcyjnej bańce, w której więcej znaczy lepiej, a jedynym wyznacznikiem sukcesu jest nieustanny wzrost. Żyjemy na planecie, której surowce są ograniczone, ale zachowujemy się, jakbyśmy ciągle tego nie rozumieli. Co roku ogłaszany jest dzień długu ekologicznego. Tego dnia ludzie wykorzystali naturalne zasoby (wodę, lasy, paliwa kopalne, glebę), które powinny wystarczyć im na cały rok, inaczej przekraczają zdolność Ziemi do ich odnawiania. W 1990 roku dzień długu ekologicznego przypadł na 7 grudnia. W 2018 był to 1 sierpnia. Żyjemy ponad stan. Krzywdzimy Ziemię i siebie. Czas, żebyśmy to zauważyli. Kryzys klimatyczny czegoś od nas wymaga. Janna wierzy, że kryzys może być szansą. – Być może kryzys jest potrzebny, żeby pozbyć się tego, co nam nie służy. To czas na zmianę w nas samych. Nasza kultura promuje radość, spełnienie, zabawę, ale odrzuca złość, smutek, rozpacz. A bez akceptacji jednych nie jesteśmy w stanie przeżywać drugich. Jeśli unikasz trudnych emocji, to znaczy, że unikasz emocji w ogóle. Kropka. A wtedy nie możesz w pełni doświadczać życia. Smutek i złość są tak samo ważne jak radość i zachwyt. Żeby być człowiekiem w pełni, musimy akceptować i to, co w nas ciemne, i to, co w nas jasne.

Według Janny kryzys to nie tylko szansa na lepsze poznanie siebie, ale również na budowę silniejszego społeczeństwa, w którym ludzie potrafią się wspierać. – Żyjemy w świecie, w którym indywidualizm jest największą wartością. Spędzamy czas, próbując udowodnić sobie i innym, że jesteśmy niezależni. To nieprawda, to już nie działa. Jesteśmy zależni. Potrzebujemy innych. I to jest dobra wiadomość. Do nas należy wykonanie pracy, która połączy nas z innymi. Czasy, w których żyjemy, wymagają od nas odsłonięcia się, pokazania naszej bezbronności i bycia prawdziwym.

Płaczący uczestnik protestu w Londynie (Fot. Getty Images)

Musimy zwolnić. Musimy przyznać, że nie dajemy rady. Musimy zaufać, że złość i smutek mogą nas gdzieś zaprowadzić, że nie warto ich zagłuszać. Tak, zmiana zachowania jest trudna, zwłaszcza jeśli przez całe życie unikało się siebie. Ale codzienna konfrontacja z kryzysem nie pozwala nam już dłużej udawać, że zmiany nie są potrzebne. Nie chodzi o to, żeby biczować się lękiem spowodowanym niekończącymi się wiadomościami na temat klimatycznych zmian i umierających gatunków. Trwanie w smutku, złości i żałobie nie zda się na wiele. – Kolejna przeczytana na Facebooku wiadomość o tym, że jest źle, nigdzie nie prowadzi. Potrzebna jest świadomość tego, co się dzieje ze światem, ale musimy też wiedzieć, kiedy należy przestać. System nerwowy potrzebuje odpoczynku. Dbaj o to. Jeśli czujesz się wyczerpana, jeśli zaraz rozpadniesz się na kawałki, czas, żebyś przestała nosić cały ten ciężar w sobie. Odejdź od komputera, oddychaj. Zapisz swoje myśli, żeby nie tkwiły w tobie i nie budowały napięcia. A najlepiej zadzwoń do kogoś, z kim możesz podzielić się niepokojem.

Coraz więcej ludzi sięga po terapeutyczną pomoc. Na całym świecie powstają też kręgi wsparcia, podczas których można podzielić się z innymi lękami, posłuchać tego, czego oni się boją, zobaczyć, że w tym wszystkim nie jest się samemu. Może to rzeczywiście szansa na to, żeby narodziło się coś nowego? Nie wiemy dokładnie, co się wydarzy w przyszłości, ale wiemy, że współtworzymy naszą rzeczywistość. Pracę możemy zacząć od siebie. Dla Janny podstawowe jest to, czego boimy się czuć.
– Zadajcie sobie pytanie, czemu czujecie to, co czujecie. Czemu czuję lęk? Czemu czuję smutek? Czemu czuję złość? Odpowiedź może być zaskakująca. Często pod spodem znajdziecie miłość – do rodziny, do dzieci, do domu, do ogrodu, do parków, do natury, do świata. To otwiera zupełnie nowy świat, daje inną energię do działania. Tego właśnie potrzebujemy – siły, prawdy, odwagi, duchowej odporności i bycia w tym wszystkim razem z innymi ludźmi, a nie przeciwko nim. Dzięki temu będziemy mieć szansę, żeby zmienić świat.

 

Tekst powstał na podstawie rozmowy z Janną Diamond przez Skype’a, jej wywiadu udzielonego Parley.tv i materiałów o klimatycznej traumie od Extinction Rebellion.

Katarzyna Boni
Proszę czekać..
Zamknij