Znaleziono 0 artykułów
23.03.2019

Joanna Mytkowska: Budowa MSN to maraton, a nie sprint

23.03.2019
Joanna Mytkowska (Fot. Jacek Domiński/Reporter, East News)

W 2022 roku na placu Defilad stanie nowy gmach Muzeum Sztuki Nowoczesnej, które otworzy podwoje (aż 4,5 tys. m kw. powierzchni wystawienniczej!) dla swoich wiernych 150 tysięcy zwiedzających i tych, którzy dopiero planują poznać instytucję. – Muzeum odmieni centrum Warszawy – mówi dyrektorka Joanna Mytkowska.

Odpisałaś już ministrowi kultury i dziedzictwa narodowego Piotrowi Glińskiemu, który zwrócił się do ciebie o wyjaśnienia w sprawie wystawy Daniela Rycharskiego „Strachy”?

 Oczywiście, od razu. Ale to nie była szczególnie wymagająca forma zapytania. W zasadzie miałam wrażenie, że pan minister tak naprawdę nie domaga się od nas wyjaśnień.

Czyli to był list napisany pod prawicową publiczkę?

Tego nie wiem, musisz spytać o to ministra. Wydaje mi się, że to była po prostu jego reakcja na głosy części mediów, które napisały o wystawie „Strachy” Daniela Rycharskiego parę nieprzyjemnych zdań. Poza tym kilka dni później te same media zajęły się już toruńską wystawą Mariny Abramović, więc o nas zapomniano.

Daniel Rycharski z Paszportem Polityki (Fot. Andrzej Hulimka/REPORTER, East News)

Tak dzisiaj działa świat medialny. Afery trwają jeden dzień, bo drugiego wydarza się kolejna.

Myślę, że reagujemy na nie w świecie kultury z dużą powściągliwością, bo jesteśmy już bardzo doświadczeni. Zresztą te afery są, mam wrażenie, już tylko grami retorycznymi. Nie są tym, czym były w latach tak zwanej zimnej wojny artystów ze społeczeństwem. A wystawa Daniela jest akurat próbą wyjścia z tej konwencji mówienia „każdy sobie”, bo jako poważna instytucja kultury chcemy poważnie spełniać swoje zadanie prowadzenia poważnego dialogu na poważne tematy. Nie chcemy uczestniczyć w pozornych gierkach i retorycznych wojenkach, tylko docierać do głębszych warstw problemu. I perspektywa Daniela Rycharskiego wydaje się podoba. On, powiedziałabym, ma zaskakujący sposób widzenia. Zaskakujący także nas, zespół muzeum, który nie zajmował się raczej do tej pory kwestiami reformy Kościoła katolickiego. Ale skoro jest taka potrzeba, czemu nie?

Co konkretnie minister do ciebie napisał?

Dosłownie kilka zdań o tym, że słyszał o kontrowersyjnych treściach na naszej wystawie i prosi o wyjaśnienie, dlaczego muzeum zdecydowało się je pokazać. I ja stosowne wyjaśnienie panu ministrowi przekazałam, informując jednocześnie, że wystawa zbiera znakomite recenzje, co chyba przyjął do wiadomości, bo na tym się nasza korespondencja zakończyła. Ale chciałabym tu wyraźnie zaznaczyć, że nie widzę niczego nadzwyczajnego w prośbie ministra o wyjaśnienie. I cieszę się, że pan minister zaznaczył w publicznej wypowiedzi, że instytucje kultury działają w ramach autonomii.

Wcześniej jakoś nie przejmował się autonomią innych instytucji.

Pytałeś mnie o MSN, więc mówię, jak było. Zaatakowani czuliśmy się raczej ze strony niektórych mediów. Dowiedziałam się na przykład o istnieniu programu w „W tyle wizji” w TVP Info, gdzie w sposób niezwykle agresywny odnoszono się do naszej wystawy. O przekręcaniu nazwiska artysty nie wspomnę. To było dość szokujące. Obawiałam się, że ktoś po tym zaatakuje wystawę albo naszych pracowników, bo wszyscy jesteśmy przeczuleni po atakach na Teatr Powszechny. Na szczęście nic podobnego się nie stało, a frekwencja na wystawie się podwoiła.

Myślałem, że po dwunastu latach kierowania MSN już nic nie robi na tobie wrażenia.  

Aż tak odporna nie jestem, ale rzeczywiście widzę efekt naszego doświadczenia w różnych bojach i sytuacjach kryzysowych. 

Joanna Mytkowska (Fot. MARIUSZ GRZELAK/REPORTER, East News)

Wystawa „Strachy” nie tylko jest znakomita i bardzo ważna, ale też idealnie wpisała się w trwającą właśnie polityczną awanturę o sprawy LGBT+. To się nazywa strzelić w dziesiątkę.

Jestem z tego niezwykle zadowolona. Zawsze się staramy, żeby nasze wystawy były jak najlepsze koncerty rockowe. Ale żeby to się udało, musi się zgrać wiele elementów. Nieraz nie wystarczy sama dobra wystawa, potrzeba czegoś więcej. Myśmy oczywiście nie przygotowali wystawy Daniela ad hoc. Planowana była od mniej więcej dwóch lat, co było pokłosiem naszej jeszcze dłuższej współpracy – kilku projektów i wyjazdów do Kurówka. Z tym że jeszcze kilka lat temu sztuka Daniela była daleka od osobistych wypowiedzi. Wtedy to była raczej opowieść o polskiej wsi, a nie o osobistych zmaganiach z tożsamością seksualną i religijną. Nie pamiętam też odniesień do Kościoła katolickiego, będącego bardzo ważną częścią wspólnoty Kurówka czy Sierpca, gdzie Daniel tworzy. To działo się stopniowo, w długim procesie. I jakieś dwa lata temu pomyśleliśmy, że to jest ten artysta, ten nowy język. My ciągle gadamy we własnym środowisku, a on umie przekroczyć granice, by prowadzić rozmowę z innymi. Oczywiście Daniel, jak niemal każdy artysta, zajmuje się sobą, ale wynikają z tego niezwykle nośne społecznie wypowiedzi.

To jego pierwsza duża wystawa.

I bardzo się cieszę, że mogliśmy mu ją zaoferować, choć praca nie była łatwa, bo Daniel jest bardzo konsekwentny i mimo naszych próśb, by ograniczyć liczbę dzieł, pokazał wszystko, co chciał. Finalnie to zadziałało, może nawet po raz pierwszy w historii naszego tymczasowego pawilonu nad Wisłą. Bardzo mocne prace Daniela idealnie grają z niełatwą przestrzenią pawilonu i, co ważne, dzięki nim zaczęliśmy się poruszać po innych trajektoriach niż zwykle, bo Daniel jest mocnym głosem tamtej strony, a jednocześnie zaciekawia naszą.

Co powinien zrobić młody artysta, żeby mieć wystawę w MSN?

Daniel nie zrobił absolutnie nic, to myśmy go potrzebowali. Ale wiesz, mam też wrażenie, że dzisiejszy świat sztuki, oferując tyle możliwości, znosi hierarchiczność układu. Jeśli nie masz wystawy w MSN albo w Zachęcie, nic złego się nie dzieje. A po drugie, być może w związku z dużym ciśnieniem polityczno-społecznym sztuka zmienia swoje miejsce. Mogę nad tym ubolewać, ale nie mogę tego nie zauważać. I mam nadzieję, że to jest przejściowe.

Może wszyscy czekają na nową siedzibę MSN?

Kto wie, ale czy, wracając do Daniela, to by coś zmieniło? Nie sądzę. On nie jest raczej zainteresowany karierą. Oczywiście wystawa sprawiła mu wielką przyjemność, bo jest, jak to artysta, trochę narcystyczny, ale bardziej niż na karierze koncentruje się na własnych poszukiwaniach. Ważne jest dla niego ciągłe zakorzenianie się w Kurówku. Nie wiadomo więc, w jakim pójdzie kierunku, i to jest jego wielka siła, bo nie ma nic gorszego w sztuce niż przewidywalność i rutyna.

Obecna siedziba Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (Fot. Szymon Starnawski/Polska Press, East News)

Co byś odpowiedziała tym, którzy pisali, że „to jest wystawa obrażająca chrześcijan”?

Trudno jest zapobiec temu, że ktoś się poczuje obrażony, ale są przynajmniej dwie rzeczy, które sprawiają, że jeśli postaramy się obiektywnie spojrzeć na wystawę „Strachy”, nie może być mowy o obrażaniu chrześcijan. Po pierwsze, niemal wszystkie pokazywane przez nas prace Daniela powstały wcześniej i zostały poddane osądowi mieszkańców Kurówka, którzy są praktykującymi chrześcijanami. Zostały niejako wynegocjowane ze społecznością. A po drugie, wystawa jest osobistą wypowiedzią artysty, który zmaga się z problemami wewnątrz wspólnoty z pozycji osoby wierzącej. Skoro więc Daniel jest chrześcijaninem, to chyba nie tworzy po to, by obrażać samego siebie. Podejrzewam, że ci, którzy zarzucają nam obrażanie chrześcijan, w ogóle naszej wystawy nie widzieli.

Joanna Mytkowska (Fot. MARIUSZ GRZELAK/REPORTER, East News)

Irytuje cię to czy niespecjalnie obchodzi?

To jest niestety chleb powszedni dla nas, ludzi kultury. I jest to, naturalnie, przygnębiające, gdy ktoś wypowiada się o sztuce, której nie widział na oczy. Ale powiem ci, że MSN coś takiego spotyka pierwszy raz. Sama się zastanawiam, jak nam się to udało, a nie unikamy przecież kontrowersyjnych tematów czy artystów. Może to wynika z zaufania, jakim nas darzy publiczność, która, mam nadzieję, wie, że zawsze chcemy pogłębiać pokazywany temat i zajmować się nim uczciwie.

Może będziecie (w końcu!) robić to w stałej siedzibie?

Tak, teraz chyba naprawdę możemy powiedzieć „w końcu!”, bo mamy (w końcu!) trzy elementy potrzebne do zbudowania MSN na placu Defilad: pozwolenie na budowę, budżet i kontrakt z firmą budowlaną. Za chwilę przekazujemy jej działkę i w ciągu 42 miesięcy powstanie na niej nasza siedziba.

Uroczyste podpisanie zgody na budowę nowej siedziby MSN (Fot. Mateusz Grochocki, East News)

Strzeliły korki od szampana?

Bardzo się cieszymy, ale jesteśmy chyba zbyt zmęczeni, by strzelać korkami. Mamy raczej poczucie ulgi, że po tylu latach zmagań zaczyna się budowa muzeum.

Nie chciałaś tego nigdy rzucić w cholerę?

Szybko się nauczyłam, że to nie będzie sprint, tylko maraton. I gdy coś się nie udaje, to nie można się załamywać. Bardzo w tym pomaga funkcjonowanie w ramach świetnego zespołu, który pracuje z wielkim zaangażowaniem. Dzięki temu, paradoksalnie, otworzymy pod koniec 2022 roku nowe muzeum, ale z szesnastoletnim już dorobkiem.

 I nie martwi cię pojawiająca się tu i ówdzie krytyka przyszłego gmachu muzeum?

Po naszych przygodach z poprzednim projektem autorstwa Christiana Kereza Marek Raczkowski wymyślił genialny rysunek, który wisi u mnie na ścianie. Jest na nim starsze małżeństwo w polskich, że tak powiem, wnętrzach, które mówi: „Jesteśmy z żoną rozczarowani werdyktem. Liczyliśmy, że zwycięży jakiś odważny i awangardowy projekt”. Wiadomo, nie zadowolimy wszystkich, ale też nie mamy takiej potrzeby. Wiem za to na pewno, że powstaje nowoczesny i funkcjonalny budynek, w którym będzie 4,5 tys. m kw. powierzchni wystawienniczej, w którym nadal będziemy budować nasz etos instytucji zaufania publicznego, w którym chcemy powiększać naszą 150-tysięczną obecnie publiczność i który odmieni centrum Warszawy.

Dożyjemy?

 To się może udać.

Mike Urbaniak
Proszę czekać..
Zamknij