Znaleziono 0 artykułów
21.09.2023

Film z przeszłości: „Dirty Dancing”

21.09.2023
(Fot. materiały prasowe)

„Dirty Dancing” opowiada nie tylko o dorastaniu, miłości, tańcu, lecz także o walce o równouprawnienie. Kultowy film o miłości z Patrickiem Swayze i Jennifer Grey oglądamy ponad 35 lat po premierze.

Od premiery „Dirty Dancing” w amerykańskich kinach minęło w tym roku 36 lat. Klasyczna historia miłosna dostarczyła popkulturze chwytliwych dialogów i wieloznacznych symboli. Przeszła do historii za sprawą kreacji Patricka Swayze i Jennifer Grey oraz przebojowych piosenek. „Dirty Dancing” wcale się nie zestarzał, co pokazuje, że wbrew pozorom wcale nie dokonaliśmy tak gigantycznego postępu, jak nam się wydaje.

„Dirty Dancing” filmem formacyjnym dla kilku pokoleń

Pod koniec lat 80. XX wieku nie było chyba nikogo, kto nie znałby na pamięć hitu „(I’ve Had) The Time of My Life” czy śpiewanego przez samego Swayze utworu „She’s Like the Wind”. Marzyliśmy o ciemnych okularach i skórzanej kurtce Johnny’ego (Patrick Swayze) albo śnieżnobiałych tenisówkach Baby (Jennifer Grey). „Dirty Dancing” stał się filmem formacyjnym dla kilku pokoleń. Dzisiaj oglądamy go trochę jak kapsułę czasu z przedmiotami z minionych lat.

„Dirty Dancing”, uznawany dziś za wzorcowy przykład filmu o wakacyjnym romansie, nie zapowiadał się na film kultowy. Eleanor Bergstein, która napisała scenariusz na podstawie wspomnień z dzieciństwa i wczesnej młodości, pukała do drzwi różnych studiów filmowych. Historią udało jej się zainteresować Metro-Goldwyn-Mayer. Z powodu zmian organizacyjnych w połowie lat 80. ostatecznie nie zdecydowało się jednak na rozpoczęcie produkcji. Dla Bergstein był to spory cios, bo negocjacje były już w dość zaawansowanym stadium. Odezwała się do niedoświadczonej jeszcze wytwórni Vestron Pictures, dla której „Dirty Dancing” miał być pierwszym dużym projektem. Film okazał się największym kasowym przebojem w krótkiej historii Vestron, który po premierowych pokazach na festiwalu w Cannes w 1987 roku zarobił gigantyczną na tamte czasy kwotę blisko 215 milionów dolarów (a potem kasety VHS z filmem trafiły do ponad miliona domów). A o czym więc opowiedziała Bergstein w swoim przebojowym scenariuszu?

„Dirty Dancing”: Historia miłości z przemianami społecznymi w tle

Nastoletnia Eleanor niemal każde letnie wakacje spędzała w ośrodku wczasowym w Appalachach w stanie Nowy Jork. Podobnie jak jej bohaterka, była młodszą córką nowojorskiego kardiologa żydowskiego pochodzenia. Wołano na nią „Baby”. I uczestniczyła w konkursach „dirty dancing”. Scenariusz Bergstein uzupełniła o płomienny romans z instruktorem tańca i kilka wątków pobocznych, które dziś przydają filmowi głębi.

Akcja filmu Emile’a Ardolino („Zakonnica w przebraniu”) toczy się w 1963 roku, gdy siedemnastoletnia Frances Houseman przyjeżdża z rodzicami i starszą siostrą do pensjonatu w górach. Tu każda godzina jest wypełniona – wspólnymi posiłkami, animacjami dla osób w każdym wieku, zajęciami grupowymi i indywidualnymi. Jedną z największych atrakcji ośrodka są zajęcia taneczne z grupą utalentowanych instruktorów, którzy poza treningami z wczasowiczami biorą czasem udział w turniejach w okolicznych hotelach, a w czasie wolnym potajemnie organizują szalone imprezy. Housemanowie, jak setki podobnych im rodzin, przyjeżdżają do ośrodka z przyzwyczajenia (właścicielem jest dobry znajomy ojca Baby, Jake’a). Nikt się jednak nie spodziewa, że te wakacje, które miały być jak wszystkie inne wcześniej, okażą się przełomowe dla każdego członka rodziny. Siostra Baby Lisa chce przeżyć swój pierwszy raz, ojciec, wbrew swoim zasadom, pomoże cierpiącej po dokonanej aborcji tancerce Penny (Cynthia Rhodes), tancerz Johnny Castle zmieni plany na przyszłość, a sama Baby przejdzie przyspieszony kurs dojrzewania.

Co zostało z „Dirty Dancing”? Sceny z Baby niosącą olbrzymiego arbuza na prywatkę, Johnnym broniącym dziewczyny przed jej ojcem (słynny tekst „Nobody puts Baby in the corner”, z ang.: „Nikt nie rozstawia Baby po kątach”) i finałowa, którą od premiery filmu próbowała odtworzyć chyba każda para. To aspekt rozrywkowy filmu.

„Dirty Dancing” pokazuje różnice klasowe Ameryki lat 50. i 60. XX wieku

W poważniejszej warstwie film pokazuje relacje konserwatywnych ojców z dorastającymi córkami, a także nieplanowaną ciążę i odpowiedzialność za nienarodzone dziecko w tradycyjnie usposobionym społeczeństwie, w którym wciąż pokutuje przekonanie, że ciąża jest niemal wyłącznie sprawą kobiety. Dla przedstawicieli klasy średniej status, pochodzenie oraz pieniądze determinują losy jednostki.

Różnice klasowe widać także w warstwie muzycznej i tanecznej – „dirty dancing” łączono z muzyką naznaczoną „etnicznie” i „rasowo”, tzw. „czarną muzyką”, która w latach 50. i 60. w Ameryce była masowo słuchana przez białą młodzież, dostosowującą na własne potrzeby rytmy i dźwięki zapożyczone z obcej sobie kultury.

W filmie Ardolino taniec jest sposobem na poradzenie sobie z istniejącymi podziałami klasowymi, choć jednocześnie je petryfikuje – instruktorzy, wychodząc do swoich podopiecznych, uczą ich walca, fokstrota i innych klasycznych tańców, sami natomiast po godzinach oddają się frywolnym podrygom o wyraźnie seksualnym podtekście, do tego w parach mieszanych rasowo. To wszystko dosłownie na chwilę przed uchwaleniem ustawy o prawach obywatelskich z 1964 roku, która przynajmniej na papierze zakazywała dyskryminacji ze względu na rasę, kolor skóry, płeć czy wyznawaną religię. I na kilka lat przed wydaniem przez amerykański Sąd Najwyższy słynnego orzeczenia w sprawie państwa Loving, za sprawą którego usankcjonowano międzyrasowe małżeństwa.

„Dirty Dancing” z nostalgią cofa się w przeszłość

Nie bez znaczenia dla analizy „Dirty Dancing” po latach pozostaje aspekt sentymentalny. Ameryki z filmu już nie ma. Wówczas nowojorczycy, którzy nie dorobili się jeszcze własnego domu letniskowego w Hamptons na Long Island, w czasie wakacji uciekali w kierunku tzw. Borscht Belt (nazwa pochodzi od barszczu – z ang. „pas barszczu”, i określa terytorium, na którym chętnie osiedlali się imigranci z Europy Środkowej i Wschodniej) czy Yiddish Alps, czyli właśnie w góry Catskill, gdzie toczy się akcja filmu.

W czasie kiedy położony tu ośrodek wczasowy odwiedzają Housemanowie, podobne miejsca przeżywają jeszcze czasy swojej świetności. Eleanor Bergstein i jej Baby wracają wspomnieniami do tamtego czasu, tamtego miejsca i tamtych ludzi, kiedy wszystko było prostsze, lepiej smakowało, miało dużo więcej barw.

„Dirty Dancing” opowiada o walce o równouprawnienie 

Choć od premiery upłynęły już blisko cztery dekady, socjologowie w dalszym ciągu analizują różne odcienie feminizmu ukryte w narracji. W filmie z 1987 roku czasem akcji uczyniono lata 60., a więc prezentowane poglądy odnoszą się do kluczowego okresu z punktu widzenia amerykańskiej walki o równouprawnienie płci, choć przepuszczone przez filtr kolejnych 20 lat historii. Mimo tych zawiłości chronologicznych kwestie związane z prawem aborcyjnym rozbrzmiewają aż nadto donośnie. W filmie tancerka Penny nieomal przypłaca życiem wykonywany pokątnie zabieg usunięcia ciąży, a ojciec Baby, mimo że fundamentalnie nie zgadza się w ogóle z dopuszczeniem takiej możliwości, a także obawia się jej prawnych konsekwencji, w obliczu realnego zagrożenia staje na wysokości zadania i pomaga. Ten wątek znajduje zrozumienie również dzisiaj, i to nie tylko w Ameryce, lecz także w Europie, a przede wszystkim we współczesnej Polsce, w której niemal codziennie wracamy do tego tematu.

„Dirty Dancing” porusza i inne kwestie bardziej lub mniej związane z feminizmem, choćby odzyskiwanie podmiotowości przez kobiety – matka Baby, która przez cały film wydaje się niemym świadkiem wydarzeń i przytakującą żoną, na koniec przypomina sobie o swojej kobiecości, zagubionej wolności, ideałach i nadziejach z czasów młodości. Swoją reakcją na występ Baby wzbudza zdumienie męża, który najwyraźniej też już zapomniał, jak było kiedyś, zanim dążenie do zaznaczenia swojej przynależności do szanowanej klasy średniej stało się priorytetem.

Czy od daty premiery „Dirty Dancing” tak dużo się zmieniło? Mimo upływu lat wiele spraw, które już wtedy wymagały odpowiedzi i rozwiązań, w dalszym ciągu desperacko i kategorycznie się ich domaga. Jako kobiety wciąż jesteśmy zmuszone na każdym kroku powtarzać, że równość nie oznacza ulgowego traktowania, tylko przyłożenie jednakowej miary i do kobiet, i do mężczyzn. To przesłanie równouprawnienia jest dość poważne jak na kultową komedię romantyczną o wakacyjnej miłości, prawda?

Magdalena Maksimiuk
Proszę czekać..
Zamknij