Znaleziono 0 artykułów
24.12.2018

Podsumowanie 2018 roku: seriale

24.12.2018
Kadr z serialu 1983 / (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Triumfalne powroty, dobre debiuty i wielkie niespodzianki. W tym roku oglądaliśmy seriale nie tylko amerykańskie, doczekaliśmy się świetnych polskich produkcji i zachwyciliśmy się telewizyjnymi adaptacjami ulubionych powieści. 

Ostre kobiety

Kadr z serialu „Ostre przedmioty” / Materiały prasowe HBO

Jak zawsze niezawodne HBO odpoczywało od swoich hitów. W przerwie od „Detektywa” i „Wielkich kłamstewek” oraz w oczekiwaniu na ostatni sezon „Gry o Tron”, zaproponowało swoim widzom oparte luźno na prozie Gillian Flynn „Ostre przedmioty”. Thriller testował cierpliwość widowni, powoli i mozolnie dochodząc do rozwiązania zagadki brutalnych morderstw w Wind Gap. W klimat amerykańskiego Południa wciągały muzyka, zdjęcia i fantastyczne aktorstwo m.in. Amy Adams i Patricii Clarkson. Stacja postawiła na otwarte, niejednoznaczne zakończenie, ale kontynuacja miniserialu nie wydaje się prawdopodobna.

Król King

Kadr z „Castle Rock” (Fot. materiały prasowe)

„Castle Rock”, jedno z największych pozytywnych zaskoczeń roku, od mistrza horroru, Stephena Kinga, pożycza scenografię i bohaterów, ale opowiada własną historię. Sam pisarz został współproducentem serialu wraz z J.J. Abramsem, gwarantując jakość fabuły. W roli prawnika, który ma poprowadzić proces chłopaka zamkniętego przez nieokreślony czas w opuszczonym więziennym skrzydle, wystąpił świetny Andre Holland („Moonlight”). A tle – sekrety z przeszłości, narkotyki i mroczne siły przejmujące kontrolę nad ludzkimi losami… Wyprodukowany przez Hulu, a pokazywany w Polsce na HBO GO serial, to gratka nie tylko dla fanów Kinga.

Strachy na lachy

„Nawiedzony dom na wzgórzu” (Fot. materiały prasowe)

Niespodziewanym hitem okazał się być także „Nawiedzony dom na wzgórzu”, czyli współczesna reinterpretacja kultowej powieści Shirley Jackson. Pięcioro rodzeństwa dorastało w najsłynniejszym nawiedzonym domu w Ameryce. Po latach samobójcza śmierć siostry zmusza ich do powrotu do miejsca, o którym woleliby zapomnieć… I każe zmierzyć się z duchami, w których istnienie woleliby nie wierzyć.

Człowiek z blizną

Benedict Cumberbatch jako Patrick Melrose (Fot. materiały prasowe)

W „Patricku Melrose”, zrealizowanym na podstawie cyklu Edwarda St Aubyna, tytułową rolę bonvivanta i bawidamka gra Benedict Cumberbatch. Melrose pod płaszczykiem pewności siebie skrywa jednak traumę z dzieciństwa. Gdy umiera jego despotyczny ojciec, przychodzi pora na rozliczenie z przeszłością. Przez ironiczny ton przebija bolesna lekcja o tym, jak trwałą bliznę potrafi pozostawić krzywda wyrządzaona przez najbliższych.

W tym szaleństwie jest metoda

Jonah Hill i Emma Stone w „Maniacu” (Fot. materiały prasowe)

Netflix nie pozostawał w tyle. Jednym z największych wydarzeń tego roku był miniserial „Maniac”. Już samo czytanie jego recenzji to czysta przyjemność. Określenia takie jak „pokopany”, „genialny” lub „rozzkosznie odstrzelony” regularnie pojawiały się w opisach fabuły o dwójce obcych sobie ludzi, których los zderza podczas testów pionierskiego leku, mającego za zadanie namierzenie traum i uleczenie dysfunkcyjnych emocji. W rolach głównych mistrzowscy Jonah Hill i Emma Stone, drugi plan lśni nie słabszym światłem: Justin Theroux, Sally Field, Gabriel Byrne i Jemima Kirke. Za reżyserię tego cacka odpowiadał Cary Joji Fukunaga, który dał światu m.in. pierwszy sezon „Detektywa”, a przed nim jeszcze nowy „Bond”. Dziesięcioodcinkowy „Maniac” jest na tyle krótki, że da się go wciągnąć na jeden raz. Gorąco zresztą polecam takie rozwiązanie, bo wtedy w pełni zanurzymy się w maniakalny klimat.

Dwaj zgryźliwi tetrycy

Michael Douglas i Alan Arkin w serialu (Fot. materiały prasowe)

Jednym z moich ulubionych seriali 2018 był, także firmowany przez Netfliksa, „The Kominsky Method”. Chuck Lorre („Dwóch i pół”, „Dharma i Greg”) zaproponował widzom nieco allenowską z ducha (choć znacznie żwawszą niż kino Woody’ego!) opowieść o rodzinnych więzach i o tym, że na dorastanie nigdy nie jest za późno. Humor i ironia, czułość i czas. W głównych rolach najpyszniejszy z duetów, czyli Michael Douglas i Alan Arkin.

Innego końca świata nie będzie

„End of the fucking world” (Fot. materiały prasowe)

Mocno zaskoczył młodzieżowy „End of the fucking world”, czyli oparta na powieści graficznej, historia dwójki bardzo zbuntowanych i bardzo aspołecznych nastolatków, którzy przyciągają do siebie kłopoty silniej niż najmocniejszy magnes. Są nieracjonalni, niebezpieczni, nieprzewidywalni. Ciekawym eksperymentem wydaje się być postawienie w centrum produkcji bohaterów, których trudno lubić i z którymi właściwie nie da się utożsamić. Jednak tę gorzkawą zawartość osładza brytyjski przewrotny humor. Serial spodobał się na tyle, że już zapadła decyzja o nakręceniu drugiego sezonu.

Kup sobie nieśmiertelność

„Altered Carbon” (Fot. materiały prasowe)

„End…” to skromniutka produkcja w porównaniu z jedną z najbardziej spektakularnych premier 2018 roku, czyli „Altered Carbon”. Przedstawia dystopiczną, cyberpunkową przyszłość, w której ludzkość zyskała kontrolę na czasem i życiem. Najcenniejszym towarem jest stos korowy, czyli, de facto, ludzka czarna skrzynka, którą można dowolnie przekładać między powłokami. Ten świat opiera się oczywiście na klasowych przywilejach. Bogaci mają wszystko, biedni – nic. Serial, będący luźną adaptacją powieści „Modyfikowany węgiel” Richarda Morgana, podzielił publiczność. Niektórzy uznają go za artystyczny sukces o niesamowitym klimacie, ze świetnym Joelem Kinnamanem w głównej roli Takeshiego Kovacsa. Inni przyznają się do poczucia niedosytu, głównie ze względu na tempo prowadzenia akcji. Jedno jest pewne, cyferki musiały się zgadzać, bo jeszcze w lipcu ogłoszono, że powstanie kolejny sezon. Jednak rola Kovacsa przypadnie – zgodnie z książką – innemu aktorowi.

Przyjaciółki i rywalki

Elisa Del Genio (mloda Elena) i Ludovica Nasti (mloda Lila) / Fot. Eduardo Castaldo, Fot. materiały prasowe HBO

Być może najbardziej wyczekiwanym serialem w 2018 roku była „Genialna przyjaciółka”, czyli adaptacja bestselleru Eleny Ferrante zrealizowana przez HBO. Tu od początku było wiadomo, że na jednym sezonie się nie skończy, bowiem książkowy pierwowzór ma cztery części. Pierwsza odsłona sagi o wieloletniej przyjaźni dwóch kobiet urodzonych w powojennym Neapolu spotkała się raczej z ciepłym przyjęciem, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że jest mocno inscenizowana, kostiumowa i z obowiązku musi zbyt wiele wytłumaczyć. Pozwala jednak z nadzieją i ekscytacją czekać na kolejną odsłonę, bo z czasem społeczne konteksty, w których funkcjonują bohaterki, zrobią się ciekawsze, a one same starsze i bardziej złożone.

Wielki chłód

„Terror” (Fot. materiały prasowe)

Bardzo mocną, zaskakująco udaną, premierą był gęsty, klimatyczny „Terror” AMC, luźna adaptacja powieści Dana Simmonsa, który zainspirował się z kolei prawdziwą historią zaginionej załogi z dziewiętnastowiecznej brytyjskiej ekspedycji odkrywczej. Za produkcję odpowiadali Ridley Scott, David Kajganich i Soo Hugh. Balansujący na granicy thrillera i horroru obraz przygląda się grupie marynarzy, uwięzionych przez lód, osaczonych przez własne słabości i lęki. A być może w chłodnej bieli czai się coś jeszcze? Do „Terroru” zdecydowanie warto wrócić, bo jest nie tylko świetnie obsadzony i zagrany, ale też fenomenalnie nakręcony. Czuć nieomal, jak mróz wdziera się pod skórę.

Warstwy znaczeń

„Westworld” (Fot. materiały prasowe)

2018 to rok bezkrólewia. Podczas urlopu „Gry o Tron” HBO zaatakowało z drugiej flanki, wypuszczając kolejny sezon „Westworld”. Konflikt ludzie kontra inteligentne roboty nabrał rumieńców, wyjaśniło się wiele zagadek z przeszłości, pojawiły nowe światy i postaci. Polało się też wiele krwi, tak winnych jak i niewinnych. Serial Lisy Joy i Jonathana Nolana pozostaje gęsty, symboliczny, konceptualny, pełen kulturowych odniesień i filozoficznych podtekstów. Wciąż najlepiej jest go oglądać z notatnikiem pod pachą, bo łatwo się czasami w światach „Westworld” zgubić. Niektórych to drażni, mi osobiście odpowiada, a „dwójka” wciągnęła mnie o wiele mocniej niż debiutancki sezon z 2016 roku.

Ale Meksyk!

(Fot. Materiały prasowe Netflix)

Natomiast Netflix z bardzo dobrym skutkiem odświeżył jeden ze swoich hitów. „Narcos: Meksyk” przenosi akcję na nową narkotykową scenę, a przed kamera pojawiają się całkiem nowi bohaterowie. Diego Luna wciela się w Miguela Ángela Félix Gallardo, przywódcę kartelu z Guadalajary, a w jego oponenta, agenta antynarkotykowej DEA – Michael Peña. Jest intensywnie, realistycznie i z ważnym społecznym kontekstem.

Piekło kobiet

„Opowieść podręcznej” (Fot. materiały prasowe)

Jedną z najmocniej wyczekiwanych kontynuacji był drugi sezon „Opowieści podręcznej”. W Polsce antyutopia o piekle kobiet, ciemiężonych przez ortodoksyjnych tyranów, rezonuje za rządów PiS-u szczególnie mocno. Serialowe konteksty przywoływano m.in. w kontekście propozycji zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, czy problemów z finansowaniem Niebieskiej Linii dla ofiar przemocy. Zapowiadany jest trzeci sezon, ale wiadomo już, że w Polsce nie pokaże go wycofujący się z naszego rynku Showmax. Zapewne serial wyląduje w HBO, które już teraz dysponuje prawami do pierwszego sezonu. Fani debatują nad potencjalnymi rozwiązaniami kluczowych wątków. Wszyscy chcą dowiedzieć się, czy i jak June obali Gilead.

Hit z Hiszpanii

„Dom z papieru” (Fot. materiały prasowe)

Znowu zaskakuje europejska produkcja Netfliksa, czyli „Dom z papieru”. Hiszpański serial o grupie finezyjnych włamywaczy, którzy zamiast ukraść pieniądze i zwiać, postanawiają… zostać na miejscu przestępstwa. I dodrukować kilka milionów euro. Ich przywódca, nieco neurotyczny Profesor, dostanie godną przeciwniczkę w postaci inspektor Raquel Murillo. Nie ma tu zaniedbanych wątków, nawet trzeci plan pełen jest detali, a interakcje między bohaterami – intrygujące. Nic dziwnego, że „Dom…” jest najlepiej oglądanym nieanglojęzycznym serialem Netfliksa. „1983” raczej nie ma szans go przebić.

Dobre, bo polskie

Kadr z serialu 1983 / (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Rodzimy rynek w tym roku nareszcie rozkwitł. Polscy widzowie dostali mniej lub bardziej udane, ale zrealizowane z rozmachem produkcje od HBO („Ślepnąc od świateł”), Netfliksa („1983”), Canal + („Nielegalni”) i Showmaxa („Rojst”). Ostatni gracz ogłosił, że w 2019 roku wycofuje się z naszego rynku, czyli w następnym starciu gigantów nie weźmie juz udziału. Mimo tego, szczególnie biorąc pod uwagę, że i rodzime stacje telewizyjne chcą sięgać po tzw. „sektor premium” (jak TVN z „Pod powierzchnią”), przyszły rok zapowiada się równie ekscytująco. Im większa konkurencja, tym bardziej trzeba się starać. Polski widz już nie zadowala się produktami czekoladopodobnymi, czyli serialami nieudolnie naśladującymi zagraniczne hity. Jest obyty, wymagający, wie, czego chce. I nie boi się tego egzekwować.

Anna Tatarska
Proszę czekać..
Zamknij