Znaleziono 0 artykułów
29.11.2018

„1983”: Ucieczka od wolności

29.11.2018
Kadr z serialu „1983” (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Już od jutra na Netfliksie będzie można oglądać pierwszy polski serial wyprodukowany przez platformę. O „1983”, najbardziej wyczekiwanej premierze sezonu, rozmawiamy z twórcami dystopicznej opowieści o alternatywnej wersji historii Polski: scenarzystą Joshuą Longiem, reżyserką i producentką Agnieszką Holland oraz reżyserką Kasią Adamik.

Jak to się stało, że ktoś z niewielkim dorobkiem dostał szansę na debiut w produkcji na tak dużą skalę? Odpowiedź zna scenarzysta i jeden z pomysłodawców „1983”, Joshua Long. Wszystko zaczęło się od… spotkania przy whisky. – Przeszedłem bardzo nietypową drogę. Przebywałem w waszym kraju jako producent z ramienia innej firmy, zajmowałem się też kwestiami prawnymi przy filmach. Scenariusze pisałem w wolnych chwilach, kilka nawet sprzedałem, ale nic nigdy nie trafiło do produkcji. Maćka Musiała poznałem, gdy świętował urodziny. Wypiliśmy razem sporo Jacka Danielsa i zakumplowaliśmy się. Wiedząc o mojej scenariuszowej pasji, poprosił mnie o napisanie scenki, którą mógłby nagrać po angielsku dla swojego amerykańskiego agenta – opowiada Long. Pomysł na spotkanie studenta Kajetana i policjanta Anatola na tyle się aktorowi i scenarzyście spodobał, że Long zaczął go rozwijać. – Napisałem całą „biblię”, czyli  taką encyklopedię serialu – opisy postaci, wszystkie między nimi zależności. A potem scenariusz. Na początku robiłem to tylko dla przyjemności. Potem tekst dotarł do mojego agenta w Los Angeles, a stamtąd na biurko kogoś z Netfliksa. Dostałem zlecenie na ośmioodcinkowy serial. Udało się pozyskać do współpracy Agnieszkę Holland. Serwis chwilę wcześniej ruszył w Polsce, więc powstał plan, żeby wyprodukować serial lokalnie. Reżyserka już z nimi wcześniej pracowała, była więc na szczycie ich listy. My też już się znaliśmy. Wszystko dobrze się ułożyło, choć nic nie było zaplanowane – tłumaczy. Pierwszy polski serial Netfliksa to produkcja o rozmachu na miarę amerykańskiej platformy. Ponad 150 mówionych ról, dwie płaszczyzny czasowe, najlepsi w kraju aktorzy, no i świetna ekipa: operatorzy Arek Tomiak, Tomasz Naumiuk i Mateusz Wichłacz, kostiumografka Katarzyna Lewińska, scenografka Anna Anosowicz.

„1983” pokazuje alternatywną wersję historii Polski. Połowa akcji rozgrywa się w roku 1983, część w 2003, ale całkiem innym niż ten, który naprawdę się wydarzył, bo bez Wałęsy, Solidarności i Okrągłego Stołu, za to wciąż w opresyjnym jednopartyjnym systemie. Co Longowi dała jego perspektyw outsidera? – Moja unikalnie amerykańska perspektywa jest na pewno naznaczona przez to, co stało się w Stanach po 11 września 2001 roku. Mieszkałem 15 przecznic od World Trade Center. Wiem, jakie pytania sprowokowało tamto wydarzenie. „Czy jesteśmy gotowi poświęcić osobistą wolność na rzecz bezpieczeństwa kraju?”zastanawiali się Amerykanie. Wyobraziłem sobie, że Polska znajduje się w podobnym położeniu, więc też musi zadać sobie to pytanie – mówi Long.

Kadr z serialu „1983” (Fot. Materiały prasowe Netflix)
Kadr z serialu „1983” (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Nie bał się, że Polakom nie spodoba się jego wizja? W końcu mieszka u nas wystarczajaco długo, by wiedzieć, że – przynajmniej według statystyk – kwestie tożsamości, przynależności i patriotyzmu rozpalają w nas żywy ogień. – W Ameryce nie traktujemy historii jako świętości. Funkcjonują różne jej wersje i interpretacje. Z taką mentalnością podszedłem do tego serialu. Na ekranie pokazujemy wymyślną, udziwniona rzeczywistość. Żadnych nazwisk, wydarzeń, faktów z rzeczywistej historii Polski. Chcieliśmy, żeby widzowie mogli uciec od tego, co pamiętają, od ludzi i miejsc takich, jakie rzeczywiście istniały w tamtym czasie. I dzięki temu nie zastanawiali się, co stało się z panem X i panią Y. Wtedy cały show byłby o tym, co doprowadziło do ekranowej sytuacji. Stracilibyśmy tym samym ostrość kryminalnej historii, która jest centrum serialu. To miała być czysta służąca rozrywce fantazja. Serial wiarygodny, ale nie prawdopodobny.

Serialowa rzeczywistość musiała jakoś rezonować z tym, co znamy. A z drugiej strony, musiało być w niej przesunięcie, rodzaj dystopicznej stylistyki – dopowiada jednak z czterech reżyserek „1983”, Agnieszka Holland. – Zabrali się za to najmocniej Kasia [Adamik] z [operatorem] Tomkiem Naumiukiem. To nie jest przypadek, że nie mieliśmy w Polsce dystopii. Wszyscy myślą tutaj raczej jeden do jednego, nie uruchamiają wyobraźni. Najlepsze polskie seriale są bardzo realistyczne. W tym przypadku potrzebne było przesunięcie pewnych znaczeń. Myślę, że unikalna perspektywa Josha mu to umożliwiła. On, żyjąc tu w Polsce, widzi rzeczy, których my nie widzimy – tłumaczy Holland. Kluczowe dla ustalenia klucza wizualnego były rozmowy operatora z trzema specjalistkami odpowiedzialnymi za stronę wizualną. – Ania Anosowicz, scenografka, Kasia Lewińska z kostiumami i Ewa Kowalewska z makijażem. Razem tworzyli inność tego świata, a jednocześnie realistyczną wiarygodność – mówi reżyserka.

„1983” wyreżyserowały cztery kobiety. – Pierwszy i drugi odcinek były moje, choć niektóre sceny reżyserowała Kasia [Adamik]. Potem 2-3 jej. Czwarty i piąty stworzyła Olga [Chajdas], siódmy Agnieszka Smoczyńska, ósmy znowu Kasia. Można powiedzieć, że to była sielanka. Żadnych konfliktów, tylko dyskutowanie, co można zrobić lepiej. Z kobietami dobrze się pracuje. To wrażenie mi się powtarza. Łatwiej jest się dogadać, nie ma walki o to, czyja wizja jest lepsza. Liczy się projekt – podkreśla Holland. Ona, Adamik i Chajdas pracowały razem już wcześniej. Smoczyńska była w tym układzie nowa. – Świetnie się wpasowała. Było wparcie i pomoc z każdej strony – dodaje Kasia Adamik.

Kadr z serialu „1983” (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Agnieszka Holland rozumie wrażliwość polskiego widza, ale równie dobrze zna amerykański sposób postrzegania. „1983” powstał w polskich, czy światowych realiach? – Realizowaliśmy to w polskim standardzie, z polską ekipą. W jakimś sensie to było swojskie. Budżet mógłby być wyższy, bo ambicje były większe niż to, na co pozwalały fundusze. Środki na odcinek były porównywalne ze współczesnym serialem HBO, czy „Watahą” czy „Ślepnąc od świateł”, a „1983" to jednak o wiele trudniejsze realizacyjnie wyzwanie, bo na ekranie istnieją dwa światy. Nasze kostiumografka i scenografka dokonywały cudów – mówi Holland.

Kasia Adamik wniosła do tego układu między innymi storyboardy. Ma na tym polu wieloletnie doświadczenie, bo rysowała dla najlepszych z najlepszych, zanim zaczęła przygodę z reżyserią. – Często tworzę storyboard, gdy sceny są bardziej skomplikowane. Parę sekwencji akcyjnych trzeba było dokładnie rozrysować – wybuch pewnego budynku czy pogoń po Dworcu Centralnym. Ale nie wszystko było zaplanowane. Dawaliśmy sobie sporo luzu, było miejsce na improwizację.

Kadr z serialu „1983” (Fot. Materiały prasowe Netflix)
Kadr z serialu „1983” (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Na ekranie wystąpiła cała plejada gwiazd. Więckiewicz, Zborowski, Olszówka, Zbrojewicz, Chyra. Na pierwszym planie nie zabrakło też młodych zdolnych. Jak poradzili sobie Musiał, Olszańska i Wichłacz? – Młode aktorki, Michalina Olszańska i Zosia Wichłacz to stare wygi. Są już bardzo doświadczone, zagrały wiele głównych ról. Maciek jest bardzo pracowity i odpowiedzialny. Na początku przygotowywał się aż za bardzo. Czasami trzeba było nim potrząsnąć. Jest wrażliwym aktorem i chłopcem. Kamera go lubi, ma ekranową charyzmę. Młodym trzeba było jednak czasami pomagać. Robert [Więckiewicz] jest bardzo wielkoduszny i często to robił, na przykład wspierając kolegę z Wietnamu, który w ogóle nie jest aktorem, a do tego bardzo słabo mówi po polsku. Gdy pierwszy raz przyszedł na próbę, to mówił nie tylko dialogi, ale też didaskalia! Takich aktorów, jak Robert, nie ma w Polsce zbyt wielu. Teraz ma dobrą passę, ale przecież długo nie grał tak dużo. Ja kocham go od czasu „W ciemności”. Nadaje serialowi ludzki wymiar, którego wyłącznie młodzi nie potrafiliby mu nadać. To typ człowieka po przejściach i bardzo się cieszyłam, że jest z nami – mówi Holland.

Rzeczywistość trochę nas przegoniła. Nikt się nie spodziewał, że praca pójdzie tak szybko i w tym kierunku. Wszystkie podobieństwa serialu do naszej rzeczywistości są przypadkowe – śmieje się Adamik.

W świecie, w którym żyjemy, do niedawna wybór między wolnością, a światem takim, jak ten ekranowy, był oczywisty. – Ale dziś już nie jest – podkreśla Holland. – Rozmaite dystopie to przeczuwały. Ale zwykle pokazywały świat ekstremalny, na przykład zupełny terror w „Opowieści podręcznej”. A tutaj jest świat, w którym da się żyć, i to całkiem wygodnie. Ten świat ma pewien kod, także estetyczny, w którym człowiek nie jest zbytnio stymulowany nowoczesnością. Nie musi się z nikim porównywać, bo nie zna innego świata. To w pewnym sensie przeniesienie PRL-u, tylko ostrzykniętego większą izolacją i większym dostatkiem. Skrzyżowanie PRL-u z Chinami i Dubajem – tłumaczy Holland.

Ekranowa Polska nie jest wolna, ale jest bezpieczna. Dla niektórych niezależność to „tylko wolność”, dla innych coś, za co chcą walczyć do ostatniej kropli krwi. – Bojownik o wolność będący idolem dla jednych, dla innych będzie terrorystą. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, co zresztą dokładnie pokazujemy w serialu – podsumowuje nasze rozważania Long. Jak się ma „1983” do „1984”? – Ta książka u nas w serialu powraca – zauważa Adamik. – Orwell jest bardziej dystopiczny. Ale jak będzie kiedyś… kto wie?.

Anna Tatarska
Proszę czekać..
Zamknij