Znaleziono 0 artykułów
16.08.2025

Cisza staje się luksusem. W wakacje robimy detoks od hałasu

16.08.2025
Najgorętszy urlopowy trend to odpoczynek od hałasu (Fot. Gary John Norman/Getty Images)

Jedni zamykają się w klasztorach, by przez tydzień milczeć i myśleć, inni wybierają zorganizowane wypady w odludzie, żeby czytać książki. Dwa najgorętsze trendy urlopowe sezonu potwierdzają, że niczego nie potrzebujemy dziś tak bardzo, jak odpoczynku od hałasu.

Może to efekt „Białego Lotosu”? Czy trzeci sezon serialu, który rozgrywa się w buddyjskim kurorcie dla bogatych i zagubionych, rozbudził fantazje o wakacjach tak bardzo all inclusive, że w menu są również sesje terapeutyczne, medytacja, warsztaty oddechowe i konfrontacja z prywatnymi demonami? A może to trendsetterskie moce SZA? Gwiazda rnb chwaliła się całkiem niedawno, że spędziła dziesięć dni w Indiach, w ośrodku samyamy, czyli programu medytacji dla zaawansowanych. Wszystkie osoby uczestniczące w warsztatach zobowiązują się do bezwzględnego milczenia. SZA po wszystkim przyznała, że było to przeżycie głęboko transformujące. „Brak mi słów, by opisać to doświadczenie. Zero telefonu, żadnych luster, zakaz kontaktu wzrokowego z innymi osobami obecnymi w ośrodku. Taka gaduła jak ja, której na co dzień nie zamyka się jadaczka, musiała postradać rozum, żeby tam jechać… Ale właśnie tam go odzyskałam” – pisała na swoim profilu na Instagramie. Czy cisza faktycznie jest lekiem na całe zło?

Cisza, klasztor, dyscyplina

Dziś, biorąc pod uwagę kondycję amerykańskiego rządu, który wpędza nas wszystkich w poczucie zagrożenia i beznadziei, tym ważniejsza jest umiejętność wglądu w siebie, by potem podzielić się z resztą świata spokojem, który znajdziemy w sobie” to wciąż SZA, tym razem przyłapana na czerwonym dywanie podczas ceremonii rozdania nagród Grammy. Słowa muzyczki odbijają się w diagnozach psychologów i psycholożek, którzy w głodzie odosobnienia widzą przede wszystkim pragnienie odnalezienia wewnętrznej równowagi na przekór destabilizującej się rzeczywistości. To dowód na poszukiwanie spokoju w czasach niepokoju, napędzane coraz bardziej palącą potrzebą kojącej ucieczki od nadmiaru bodźców.

Uciekać – jasne. Ale żeby od razu do klasztoru? To tendencja, która przybiera na sile. Na TikToku zawrzało, bo jedna z użytkowniczek wyznała, że ubiegłego lata mogła bez problemu zarezerwować dwa tygodnie u sióstr zakonnych urzędujących na obrzeżach Nowego Jorku, a w tym roku okazało się, że nie ma już wolnych terminów. Nową modę potwierdza brytyjski „The Guardian”, który niedawno w artykule zatytułowanym „Wakacje w raju” opublikował zestawienie najlepszych europejskich klasztorów. W niektórych już dawno nie ma śladu po funkcjonariuszach kościoła – to po prostu stare budynki, które przerobiono na hotele. Ale inne, owszem, są czynnymi klasztorami z bogatą ofertą turystyczną. Jak ośrodek benedyktynek w szwajcarskiej miejscowości Müstair, gdzie spróbujecie urlopu w milczeniu i bez niepotrzebnych dystrakcji. Albo tybetański zakon w Szkocji, gdzie można medytować z mnichami, ale wszystkich wizytujących obowiązuje ścisły zakaz palenia i picia alkoholu. Nie ma jeszcze twardych danych, z których wynikałoby wyraźnie, że urlop w klasztorze to praktyka szczególnie popularna wśród młodych osób. Zagraniczne media są raczej ostrożne w ferowaniu socjologicznych wyroków, ale jedno jest pewne: zainteresowanie odosobnieniem w klasztorze – katolickim czy buddyjskim – jest wpisane w generalną potrzebę duchowego rozwoju, ale nie można go czytać jako nagłego zwrotu ku zinstytucjonalizowanej religii. To raczej kwestia szeroko rozumianej troski o dobrostan, usługa z kategorii wellness. Może wręcz tęsknota za rytuałem, choć niekoniecznie sakralnym, i dyscypliną, bo takie dwa tygodnie milczenia zazwyczaj wymagają kategorycznego przestrzegania konkretnych reguł, ale dzięki temu czas spędzony w klasztorze ma swoją strukturę, o którą trudno na samodzielnie organizowanych wakacjach, nawet takich w ciszy.

Śluby milczenia tylko dla odważnych

Pytanie, czy tego typu odpoczynek to rozrywka dla każdego. – Mam wrażenie, że jesteśmy społeczeństwem, które od razu chce robić rzeczy na dwieście procent. Kiedy zaczynamy uprawiać sport, to z dnia na dzień chcemy pobiec maraton albo zapisujemy się na Iron Mana, zamiast małymi krokami budować kondycję. I tak samo jest z ciszą – mówi Aleksandra Kwiatkowska, nauczycielka jogi i medytacji, autorka projektu Slow Living Poland, w ramach którego nagrywa podcast czy prowadzi warsztaty. – Jeśli ktoś nigdy nie próbował takiego odosobnienia, to nie jechałabym na jego miejscu od razu na dziesięciodniowy obóz vipassany, gdzie musisz milczeć przez cały czas, nie możesz nawiązywać kontaktu wzrokowego z innymi osobami, nie masz dostępu do telefonu. To będzie zbyt trudne doświadczenie, zwłaszcza że cisza nie jest dziś naszym stanem naturalnym. Jesteśmy przebodźcowani. Żyjemy w ciągłym hałasie. Jeśli mieszkasz w mieście, non stop towarzyszą ci szum samochodów, dźwięki z ulicy, karetki, remonty drogowe. Absolutna cisza może wywołać dyskomfort. Widzę to zresztą po osobach, które zaczynają medytować. Już by chciały doświadczać nie wiadomo jak głębokiego oświecenia, bo tak sobie wyobrażają medytację, a medytacja na początku jest bardzo trudna. Natrętne myśli będą nam dokuczać przez jakiś czas, to pewne – puentuje Aleksandra Kwiatkowska.

To prawda, że dla wielu osób cisza nie jest stanem naturalnym. Ponad połowa populacji żyje dziś w dużych, głośnych ośrodkach miejskich. Technologia stała się tak nieodłącznym elementem naszej codzienności, że wręcz przestaliśmy zauważać jej niezdrowy wpływ. Światowa Organizacja Zdrowia uznaje zanieczyszczenie hałasem za czynnik wywołujący szereg poważnych chorób. Według klasyfikacji WHO bardziej szkodliwe jest tylko zanieczyszczenie powietrza.

Pedro Pascal czyta, więc wszyscy potrzebujemy ciszy

Dwa tygodnie w klasztorze i śluby milczenia to rozwiązanie dla naprawdę zdecydowanych, bo wymaga potężnej determinacji. Nie zawsze trzeba tak radykalnych środków, by zaznać harmonizującej ciszy. Konkurencją dla klasztorów są w tym sezonie wyjazdowe kluby czytelnicze. Las, książka. Nikt nie zawraca głowy, bo wszyscy czytają. Nic nie rozprasza, bo wyjazd został wymyślony tak, by można było oddać się lekturze. Moda na kolonie z książkami może być konsekwencją generalnego renesansu czytania, a za przywrócenie do łask tej szlachetnej aktywności mają być odpowiedzialne kluby książki prowadzone przez takie gwiazdy, jak Reese Witherspoon czy Dua Lipa.

I na pewno nie zaszkodził globalnym wskaźnikom czytelnictwa ten ktoś, kto nagrał Pedra Pascala plażującego z „Prowadź swój pług przez kości umarłych” Olgi Tokarczuk. Obozy czytelnicze mają różne formaty – czasem wszyscy czytają to samo, żeby potem dyskutować o lekturze, czasem coś innego, żeby przy kolacji wymieniać się rekomendacjami. – Popularność wyjazdów w odosobnienia czy wakacji z książką potwierdza, jak bardzo potrzebujemy ciszy i jak bardzo brakuje nam jej na co dzień – mówi Aleksandra Kwiatkowska. – Cisza jest nam niezbędna do regeneracji. Na szczęście nie musimy od razu kupować drogiej wycieczki. Wystarczy wyjść na cichy spacer do lasu czy parku. To coś, co sama ostatnio robię. Nie słucham już podcastów, jak miałam dawniej w zwyczaju, tylko spaceruję w ciszy. Można przez kilka minut każdego ranka, zaraz po przebudzeniu, posiedzieć w milczeniu – sprawdzić, co dzieje się w ciele, w jakim nastroju się obudziliśmy. Można zdecydować, że przez godzinę czy dwie od wstania z łóżka nie zajrzymy do telefonu. Można spróbować zjeść kolację z przyjaciółmi w ciszy – i zacząć rozmowę dopiero po jedzeniu. Pojechałam kiedyś na dłuższy, miesięczny wyjazd jogowy. Zobaczyłam w programie, że podczas śniadań obowiązuje zakaz rozmowy. W pierwszej chwili aż mnie coś ścisnęło. Mamy siedzieć przy wspólnym stole i nie rozmawiać? Gdy pod koniec wyjazdu było już dozwolone takie luźniejsze biesiadowanie, doceniłam ciche śniadania. Z każdej strony atakują nas dziś bodźce dźwiękowe o różnym natężeniu, więc cisza staje się coraz większym luksusem. Wciąż jednak każdy z nas może ją znaleźć i zadbać o to, by była dostępna w naszym życiu każdego dnia, nawet w niedużych ilościach.

Norweska psycholożka Olga Lehmann, która bada wpływ nadmiernej ekspozycji na hałas, w swoich publikacjach zaznacza, że jeśli regularnie wystawiamy się na obecność dźwięków o natężeniu powyżej 85 decybeli – jak w głośnej restauracji – grożą nam znaczące ubytki słuchu, przewlekła bezsenność, skoki ciśnienia krwi. I zaleca, by kontrolować poziom hałasu w miejscach, w których przebywamy. Mierzą to inteligentne zegarki, a także serwisy takie jak Soundprint, odpowiednik Yelp, który klasyfikuje miejsca w zależności od ich głośności, co pomoże wybrać cichą knajpę na kolację ze znajomymi. Właśnie – Olga Lehmann uczula, by pogoń za ciszą nie skończyła się permanentną ucieczką od ludzi, bo o ile życie w hałasie oddala nas od siebie samych, o tyle bycie w ciszy absolutnej może oddalić nas od siebie nawzajem.

Angelika Kucińska
  1. Uroda
  2. Zdrowie
  3. Cisza staje się luksusem. W wakacje robimy detoks od hałasu
Proszę czekać..
Zamknij