Znaleziono 0 artykułów
15.08.2025

Te nowe poruszające książki non-fiction warto znać

15.08.2025
Historia powojennej Polski, ludobójstwo w Strefie Gazy oraz Neapol pełen paradoksów – oto trzy nowości non-fiction polskich autorów / Fot. Marco Bottigelli, Getty Images

Włodzimierz Nowak w „Niemcu. Wszystkich ucieczkach Zygfryda” portretuje jednego człowieka, w którego życiorysie odbija się historia powojennej Polski. Piotr Kępiński w „Neapolu słodkim jak sól” pokazuje miasto pełne sprzeczności – od procesji religijnych po uliczny gwar i codzienne paradoksy mieszkańców. Paweł Mościcki w „Gaza. Rzecz o kulturze eksterminacji” kieruje naszą uwagę na dramatyczną sytuację w Strefie Gazy. Te trzy nowe polskie książki non-fiction naprawdę warto znać.

Najtrudniejsze emocje wywołuje książka Pawła Mościckiego „Gaza. Rzecz o kulturze eksterminacji” – analiza trwającego ludobójstwa w Strefie Gazy, wpisana w szerszą perspektywę historyczną i filozoficzną. To lektura wymagająca, ale konieczna, jeśli chcemy zrozumieć, co dzieje się dziś i jakie są źródła obecnych wydarzeń.

Powojenna Polska w jednym życiorysie

Fot. materiały prasowe

Włodzimierz Nowak „Niemiec. Wszystkie ucieczki Zygfryda”

wyd. Dowody

Zygfryd Kapela to Zygi, Siegi, Zygmunt, jako uciekinier także: Petrowski Waldemar – podoficer, mechanik rolniczy, przez chwilę hipis, cinkciarz, górnik dołowy, palacz PGRu, działacz w Solidarności, wreszcie – zdrajca.
Jego życiorysem można by obdzielić kilkunastu ludzi. Włodzimierz Nowak podejmuje się trudnego zadania – Kapela jest postacią niejednoznaczną, w rozmowach często ucieka, kluczy, gubi się w dygresjach. To „narracja ucieczkowa” – jak pisze autor reportażu.
A jednak „Niemiec” to powojenna historia Polski w soczewce życia jednej osoby. To historia znikania wszystkiego, co niemieckie – okien pałacowych, poniemieckich nagrobków, czarnej lokomotywy z czerwonymi wagonami. Zanikania języka, bo przecież za używanie niemieckich słów mały Zygi dostaje od ojca harde cięgi. 

„Dlaczego tata mnie nie kocha? – rozmyśla Siegi i łuska kukurydzę, aż bolą go paluchy. Dlaczego dzieci w szkole na mnie plują, popychają mnie i kopią? Dlaczego wrzucili mi do tornistra psie gówno zawinięte w kartkę z kalendarza?”. Dlaczego starsza kobieta nazywa jego mamę i babcię „hitlerówami?”.
Mały Zygfryd wie, że jego rodzina jest polsko-niemiecka, a jego mama nie ma na imię Helena, tylko Hildegarda. W Ochli natomiast nie ma miejsca na niemczyznę. To Ziemie Odzyskane, a Zygfryd musi być Polakiem.

Dorastający Siegi 10 lat po wojnie ćwiczy uciekanie. I jak uciekł raz, tak już będzie uciekał całe życie. W 1959 roku jako dwunastolatek staje przed Sądem Rodzinnym w Zielonej Górze. W 1969 roku zostaje złapany za próbę przekroczenia granicy do Czechosłowacji. W 1971 roku jest skazany na trzy lata pozbawienia wolności za zamiar dezercji do Austrii. Ucieka, ucieka, ucieka. Od czego właściwie? Nowak pisze: „Całe życie sam próbował się wypędzić, wpędzając się w coraz większe kłopoty”.

Najbardziej lubię Zygiego walecznego. Przemawiającego podczas wystąpienia z Solidarności o upadłych ideałach, o tym, że „na każdej konfrontacji zawsze najgorzej wychodzą prości ludzie pracy miast i wsi”. Najmniej tego zdradzającego, godzącego się na współpracę z władzą PRL. Podoba mi się to, że Włodzimierz Nowak też nie kryje się ze swoim stosunkiem do tego właśnie Zygfryda. Pisze: „Utknąłem. Nie chce mi się tego pisać. Nie umiem. Koniec. Straciłem serce do tej historii, do Zygfryda Kapeli. Kiedy zaczynałem, kiedy zaczął mi opowiadać, sądziłem, że zdradził mniej, słabiej, nie tak poważnie”. Ale może dlatego, że autor rozczarowuje się swoim bohaterem, opowieść zmienia się – jest o radzeniu sobie w chwiejnych czasach, o trudnych decyzjach, ciężkich do ocenienia z perspektywy czasu wyborach.

Nowak uszył ten życiorys perfekcyjnie. A było niełatwo, bo – jak sam pisze – „trudno dziś rozmawia się z emerytem Zygfrydem Kapelą, łatwo się irytuje, nieufny jest jak jeż”. „Jest zły, od razu podejrzewa, że mu nie wierzę. A ja przecież muszę sprawdzać, dopytywać, zadawać pytania trudne i niewygodne, przecież się na to zgodził. Nie ma że boli, wszystko na stół, panie Zygfrydzie, tak się umówiliśmy na początku”.
Czy Kapela w ostatecznym rozrachunku jest ofiarą ojca i PRL? Czy jest wypędzonym Niemcem? Czego dowiadujemy się o nim z akt Stasi, SB, z IPN? Przeczytajcie – tu prawd o jednym życiu może być bardzo wiele!

Lustro, w którym odbija się nasza cywilizacja

Fot. materiały prasowe

Paweł Mościcki „Gaza. Rzecz o kulturze eksterminacji”

wyd. Karakter

To książka, która podejmuje jeden z najbardziej palących tematów współczesnej polityki – trwające ludobójstwo w Strefie Gazy. Autor łączy analizę historyczną, refleksję filozoficzną i dokumentację bieżących wydarzeń, by pokazać, że konflikt ten nie zaczął się 7 października 2023 roku, a jego korzenie sięgają XIX wieku.

Mościcki rozprawia się już na początku z pojęciem „niewyobrażalności” ludobójstwa. Przywołuje Chrisa Hedgesa, według którego stało się ono „nową normalnością” w globalnej skali, oraz Andreasa Malma, nazywającego wydarzenia w Gazie „przedsięwzięciem międzynarodowym” – z powodu aktywnej roli Zachodu, który nie jest jedynie biernym obserwatorem. Autor podkreśla, że Shoah nie może być traktowana jako absolutnie wyjątkowe wydarzenie w historii w taki sposób, który uniemożliwia rozpoznanie innych aktów ludobójstwa – od Namibii po Indonezję.

Hanna Arendt, cytowana w książce, przypomina, że dopóki ofiarami systematycznej przemocy były ludy afrykańskie, europejska świadomość moralna pozostawała niewzruszona. Mościcki dodaje: „Absolutyzacja zagłady nie tylko nie gwarantuje jej upamiętnienia, ale wręcz przeciwnie – stanowi jej prawdziwą bagatelizację”. Taka perspektywa pozwala mówić o ludobójstwie Ormian, rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej czy Herero w Namibii – nie wbrew, lecz dzięki uznaniu unikalnego charakteru Zagłady.

Książka analizuje również kolonialne korzenie syjonizmu, wskazując, że utrzymywanie legitymizacji państwa opartego na idei wyższości cywilizacyjnej nieuchronnie prowadzi do polityki wykluczenia i przemocy. Autor przypomina, że Palestyńczycy zostali symbolicznie „usunięci” ze swojej ziemi już w 1839 roku, a tzw. status quo sprzed ostatniej eskalacji nie było pokojem, lecz „postępującą grabieżą ziemi, wywłaszczeniem i wyczerpaniem mieszkańców Palestyny”.

„Gaza. Rzecz o kulturze eksterminacji” to przenikliwa, pozbawiona eufemizmów analiza, która wymaga od czytelnika gotowości do konfrontacji z obrazami przemocy i systemowej opresji. Mościcki, przywołując m.in. Marka Edelmana, przypomina, że Holocaust był klęską cywilizacji europejskiej – klęską, która nie zakończyła się w 1945 roku. W tym ujęciu Gaza staje się nie tylko miejscem tragedii, lecz także lustrem, w którym odbija się kondycja współczesnego świata.

Esej o mieście, które pachnie limoncello i spaloną gumą

Fot. materiały prasowe

Piotr Kępiński „Neapol słodki jak sól”

wyd. Czarne

Piotr Kępiński zabiera czytelnika do Neapolu – miasta, w którym piękno i brzydota są splecione jak słodka pomarańcza posypana solą. Inspiracją tytułu jest obraz sprzed lat opisany przez Mariana Brandysa: robotnik na dworcu kroi owoc brudnym kozikiem, doprawia solą i je powoli, jak coś najzwyklejszego na świecie. To połączenie – słodyczy i słoności – staje się metaforą Neapolu.

Autor, eseista i poeta, nie trzyma się sztywnych ram reportażu. Pisze jak przechodzień, który przystaje przy witrynie z cannoli, po chwili zagląda do klasztoru św. Klary, a potem skręca w zaułek, gdzie kamorra i codzienność mijają się na wąskim chodniku. Portretuje miasto w paradoksach: religijne procesje i mafijne porachunki, piłkarską euforię i urbanistyczny chaos, miłość do sztuki i fascynację plotką.

Kępiński rozmawia z fryzjerem, barmanem, pracownikiem bazy NATO. Tropi ślady polskich pisarzy – Herlinga-Grudzińskiego, Brandysa, Kuncewiczowej – którzy tu mieszkali, podróżowali, pisali. Przeplata to opowieściami o neapolitańskiej kuchni, kinie i muzyce, przywołuje „Gomorrę” i Elenę Ferrante, ale nie pozwala, by popkultura przykryła historyczne i artystyczne konteksty.

„Neapol słodki jak sól” nie jest ani przewodnikiem, ani pocztówką. To raczej literacka mozaika – złożona z zapachów, dźwięków i faktów – w której autor „trzyma sztamę” z miastem, nawet jeśli opisuje jego cienie. Po lekturze można mieć ochotę wsiąść na skuter, pić kawę na Piazza del Gesù i patrzeć na Wezuwiusza, próbując zrozumieć, dlaczego – parafrazując Goethego – po zobaczeniu Neapolu nic już nie będzie takie samo

Aleksandra Pakieła
  1. Kultura
  2. Książki
  3. Te nowe poruszające książki non-fiction warto znać
Proszę czekać..
Zamknij