Znaleziono 0 artykułów
16.04.2023

Front Row: Następna stacja – Louis Vuitton

16.04.2023
Fot. Getty Images

Dziennikarze i stali klienci Louis Vuitton zastanawiali się, czym znów Marc Jacobs zaskoczy ich na wybiegu. Projektant postanowił zabrać gości w podróż do belle époque na pokładzie luksusowego pociągu. W cyklu „Front Row” przypominamy widowiskowy pokaz kolekcji jesień–zima 2012 francuskiego domu mody.   

Paryski tydzień mody na sezon jesień–zima 2012 dobiegał końca. W harmonogramie pokazów został jeszcze tylko jeden dzień. Środowy poranek 7 marca zarezerwowano dla Louis Vuitton – nestora luksusowego rzemiosła. 

Wprawdzie korzenie znamienitej marki sięgają połowy XIX wieku, ale domem mody z prawdziwego zdarzenia stała się ona dopiero u progu nowego milenium. Wcześniej słynęła jako malletier – wytwórnia wyrobów kaletniczych: kufrów, toreb oraz walizek podróżnych. Wszystko zmieniło się w 1997 roku, kiedy na czele Louis Vuitton stanął Marc Jacobs. Amerykaninowi powierzono wówczas zaprojektowanie kolekcji ubrań, pierwszej w dziejach francuskiej firmy. Tak oto temperamentny nowojorczyk przemienił bagażowe przedsiębiorstwo o długiej tradycji w nowoczesny dom ekskluzywnej mody prêt-à-porter.

Począwszy od niesławnej grungeowej kolekcji dla Perry Ellis (wiosna–lato 1993), którą krytycy nazwali „koszmarną” oraz „przekleństwem mody”, do Marca Jacobsa przylgnęła łata buńczucznego intryganta. On sam wyznał później, że nie zmieniłby swoich ówczesnych projektów, ponieważ po raz pierwszy kierował się intuicją, a nie odgórnymi instrukcjami. Koniec końców stracił pracę. Jednak jego kreatywna niezależność i bezkompromisowość zwróciły uwagę Bernarda Arnaulta z koncernu LVMH, który zaoferował Jacobsowi posadę w Louis Vuitton. Rok 2012 zwieńczył 15 lat dowództwa Amerykanina nad francuskim domem mody. W ciągu ich trwania designer inscenizował spektakularne show, dla których scenografię stanowiły windy o pozłacanych kabinach, fontanna czy wielka karuzela (nie wspominając o wypchanych tygrysach). Stali klienci i dziennikarze przed kolejnymi pokazami zastanawiali się, czym Jacobs ich zaskoczy lub raczej – czy zdoła przebić pomysłowością samego siebie. 

O dziesiątej w Paryżu

Pokazem kolekcji jesień–zima 2012 chciał przenieść się w przeszłość, do początków historii Louis Vuitton. Prezentacja miała być fantastyczną wyprawą do belle époque; powrotem do złotej ery podróży koleją żelazną i transatlantyckimi parowcami. Designer rozesłał więc gościom zaproszenia w formie papierowych zawieszek, jakie zwykle doczepia się do bagażu. Zgodnie z adresem, zapisanym na każdej takiej zawieszce, publiczność miała zebrać się na Cour Carré du Louvre. Show zaplanowano o dziesiątej rano, a że Louis Vuitton słynie z punktualności, należało przybyć znacznie wcześniej. Zjawiły się więc Sarah Jessica Parker, Catherine Deneuve, księżniczka Elisabeth von Thurn und Taxis oraz Natalia Vodianova. „Pusty dziedziniec oznaczał jedno – spóźniłam się i pokaz już się rozpoczął. Pobiegłam, najpierw po bruku, potem po schodach z rozłożonym dywanem prowadzącym do namiotu, który wzniesiono specjalnie na ten pokaz. Światła już zgasły, mimo to w ciemnościach udało mi się zlokalizować miejsca dla amerykańskiej prasy” – wspominała w swojej autobiografii Kate Betts, korespondentka „Time”. W pierwszym rzędzie siedziały już jej koleżanki po fachu: Anna Wintour, Suzy Menkes, Franca Sozzani i Anna dello Russo.

Ruszyła maszyna po szynach ospale

Wewnątrz namiotu została zbudowana kilkuprzęsłowa metalowa konstrukcja w stylu architektury inżynieryjnej Gustavea Eiffela, przypominała XIX-wieczny pawilon kolejowy z dużym zegarem. Wedle wskazówek na podświetlanym cyferblacie pokaz zaczął się z pięciominutowym opóźnieniem, co w przypadku dworca (nawet udawanego) nie wydawało się czymś niezwykłym. W półmroku zabrzmiały znienacka kościelne dzwony i odgłosy ruchliwej ulicy, a po nich charakterystyczny gwizd nadjeżdżającego pociągu. Spod stalowych wrót u szczytu wybiegu zaczął wydobywać się biały dym. Otwarto bramę, a oczom publiczności ukazała się realistycznych rozmiarów lokomotywa. Przy oklaskach zaskoczonej widowni z wolna toczyła się po torze przez środek wybiegu. Wypuszczając kłęby pary, z mozołem ciągnęła za sobą wagon pasażerski, w którym siedziały modelki. Jego boki, mieniące się szlachetnym odcieniem ultramaryny, ozdobiono złoconym napisem „Louis Vuitton”; na czole lokomotywy natomiast zamieszczono plakietę z numerem seryjnym, który okazał się datą pokazu: „070312”.

Pociąg Louis Vuitton wjeżdżający na wybieg, Louis Vuitton jesień/zima 2012. Fot. Getty Images

Nawet jeśli pociąg Louis Vuitton nie zdałby egzaminu na prawdziwych drogach żelaznych, daleko mu było do taniej atrapy. Wielka machina, podobna do parowozów z czasów fin de siècle, została zbudowana od zera. – Zaczęliśmy pracę nad jej projektem pięć miesięcy wcześniej – zdradził Jacobs. Zespół inżynierów – pod nadzorem Faye McLeod, dyrektorki wizualnej Louis Vuitton – dołożył starań, by pociąg prezentował się równie elegancko z zewnątrz, jak i w środku. Zadbano o najdrobniejsze detale: pozłacane okucia, aksamitną tapicerkę, intarsjowaną boazerię w wagonie, mosiężne kinkiety czy półki na bagaże. Nic zatem dziwnego, że w kuluarach krążyła pogłoska, jakoby cała konstrukcja kosztowała 8 milionów dolarów. Zarząd domu mody nigdy tej plotki nie zdementował.

Grand Hôtel na kołach

Gdy podziwiało się majestatyczną lokomotywę Louis Vuitton, skojarzenie z legendarnym Orient Expressem nasuwało się samo. Ekskluzywny pociąg, kursujący od końca XIX wieku między Paryżem a Stambułem, uchodził za kwintesencję luksusu i komfortu. Na jego pokładzie egzotycznym wojażom oddawały się koronowane głowy, wpływowi politycy, wybitni artyści i towarzystwo z wyższych sfer. Nadawane mu przydomki „Grand Hôtelu na kołach” lub „pałacu na szynach” nie były bezpodstawne. W latach 20. i 30. XX stulecia wystrój wagonów tego pociągu sięgał wyżyn wytworności: ściany pokryte tekowym i różanym drewnem, złote kandelabry, cięte kwiaty, markieterie projektu René Prou oraz szklane płaskorzeźby René Laliquea. Goście raczyli się dziczyzną w sosie chaud-froid, turbotem z ostrygami oraz winem w kryształowych kieliszkach Baccarat. Haute cuisine korespondowała z haute couture pasażerek, do których zaliczały się m.in. Sarah Bernhardt, Isadora Duncan, Mata Hari i Marlene Dietrich.

Z usług luksusowego pociągu korzystała również Agatha Christie i to w nim osadziła akcję „Morderstwa w Orient Expressie”. Brytyjska autorka po mistrzowsku nakreśliła rysopisy podróżnych. I tak na przykład księżna Dragomiroff „siedziała sztywno i prosto. Jej szyję okalał sznur ogromnych pereł, które, choć to się wydawało niemożliwe, były prawdziwe. Dłonie skrywały pierścienie. Na ramionach futro z soboli”. Natomiast hrabina Andrenyi „paliła osadzonego w długiej cygarniczce papierosa. Wypielęgnowane dłonie z polakierowanymi na intensywnie czerwony kolor paznokciami. Pojedynczy szmaragd, osadzony w platynie. W jej spojrzeniu i w głosie wyczuwało się kokieterię”. Można odnieść wrażenie, że bohaterki kryminału Christie to pierwowzory kobiet, o których myślał Marc Jacobs, tworząc jesienno-zimową kolekcję.

Louis Vuitton jesień/zima 2012 Fot. Getty Images

Sto bagaży pierwszej potrzeby

Lokomotywa Louis Vuitton stanęła pośrodku placu otoczonego widownią. W tej samej chwili maszynista wychylił się ze swojej kabiny i z całej siły dmuchnął w gwizdek, który – co potwierdził później Jacobs – został pokryty brylantami. Odgłosy parowozu ucichły, ustępując miejsca symfonicznej kompozycji „The Photographer” Philipa Glassa, pioniera muzyki minimalistycznej. Donośny gwizd maszynisty dał znak konduktorowi, aby ustawił się na końcu pociągu i służył pomocą pasażerkom wysiadającym z wagonu tylnym wyjściem. Do każdej modelki podchodził osobisty bagażowy w schludnie skrojonym mundurze i czapce-kepi ze złotym monogramem „LV”. Posągowe damy – wspięte na platformowych butach MaryJane z 14-centymetrowym obcasem – górowały nad mężczyznami, którzy podążali dwa kroki za nimi.

Louis Vuitton jesień/zima 2012 Fot. Getty Images

W nawiązaniu do kaletniczego savoir-faire domu mody wszystkie pokazy Louis Vuitton tradycyjnie zaczynają się od torby. I tym razem nie było wyjątku, tyle że zamiast jednej na każdą pasażerkę przypadały średnio dwie sztuki bagażu, ostrożnie dźwiganego przez tragarzy. Czterdziestu siedmiu modelkom (były wśród nich Zuzanna Bijoch, Agata Rudko i Kasia Struss) towarzyszyło aż sto różnorakich torebek, kufrów, pudeł na kapelusze, neseserów i waliz – wszystkie pierwszej potrzeby. Nie obyło się bez historycznych modeli: od „Steamera” z 1901 roku, przez „Almę”, po „Express” („Speedy”) z lat 30. XX wieku. Sakwojaże z licowej skóry dekorowała wymyślona w 1888 roku słynna szachownica Damier, a także ornament z motywami czteropłatkowych kwiatów, gwiazd oraz monogramem „LV”. Torby wykonano z wytłaczanego safianu, żakardu wyszywanego kryształkami i cekinami, różowego futra czy farbowanego koziego włosia. – Ot, naiwne, proste techniki zdobnicze – kwitował Jacobs, świadom maestrii i kunsztu rzemiosła spod znaku Louis Vuitton. Designer zadbał, by ekwipunek nie odbiegał strojnością od ubrań.

Femmes du monde, czyli obieżyświatki 

Marc Jacobs wykreował wizję dystyngowanych turystek, dając przy tym wirtuozerski popis mieszania ze sobą epok i estetyk. Połączył modę edwardiańską, styl art déco, wzorzystość lat 60. i 70. oraz współczesny maksymalizm. I, zgodnie z jesienno-zimowym sezonem, nawarstwił poszczególne części garderoby. Spod dzwoniastych płaszczy wystawały szerokie sukienki, a te z kolei zasłaniały spodnie w kant. Dwurzędowe trencze z rozłożystymi kołnierzami czy trapezowe spódnice tworzyły sylwetki w kształcie litery A. Taki fason, według Jacobsa, zapewnia ciału przestrzeń i komfort podczas wypraw. Modelki odegrały role kosmopolitek, światowych dam – femmes du monde, które jeśli podróżują, to wyłącznie w pierwszej klasie. 

Louis Vuitton jesień/zima 2012 Fot. Getty Images

Projektant nie szczędził środków, by jego kreacje odznaczały się ornamentalnością godną Orient Expressu. Lśniące brokaty i aksamity udekorowano obficie haftami i cekinami, które układały się w kalejdoskopowe wzory. – Każdy koralik został wygrawerowany, a tweed utkany ręcznie. Niektóre z tych tkanin kosztują po tysiąc euro za metr – mówiła stylistka Katie Grand. Spódnice ze spiętych ze sobą kawałków skóry przypominały szachownice, a guziki – olbrzymie brosze inkrustowane klejnotami. Ta ostentacyjna zdobność szła w parze z pozorem wstydliwości. – Chodzi o to, by być incognito, a zarazem chcieć zwracać na siebie uwagę – tak Jacobs tłumaczył wielkie okrągłe okulary zasłaniające twarze modelek. Ich oblicza zakrywały również wysokie, lekko pomięte kapelusze-klosze à la lata 20., które zaprojektował brytyjski modysta Stephen Jones.

Louis Vuitton jesień/zima 2012 Fot. Getty Images

Louis Vuitton Express

Na zakończenie show modelki raz jeszcze przemaszerowały wokół lokomotywy, już bez asystujących im tragarzy. Zaraz po nich na wybiegu pojawił się Marc Jacobs ubrany w czarną sukienkę od Comme des Garçons. – Nie martwcie się, założyłem pod spód bokserki – uspakajał designer. Gdy składał finałowy ukłon, podniosłą muzykę Glassa zagłuszała burza oklasków. Vodianova, zachwycona widowiskiem, nazwała je „modowym orgazmem”. Natomiast Sarah Jessica Parker stwierdziła: – Czułam się, jakbym była w kinie lub właśnie przeczytała piękną książkęSiedziałam tuż obok Catherine Deneuve, która powtarzała w kółko: magnifique! Kiedy emocje nieco zelżały, a tłum widzów otoczył z każdej strony Louis Vuitton Express, Jacobs udzielał na jego pokładzie wywiadów. Do eleganckiego wnętrza wagonu zaprosił też zaprzyjaźnione gwiazdy, które – co udokumentowali fotoreporterzy – czuły się jak u siebie.

Niemal 130 lat wcześniej, w 1883 roku, Louis Vuitton był naocznym świadkiem pierwszej wyprawy Orient Expressu. Przyglądał się nie tyle imponującej maszynie, co śmietance towarzyskiej zebranej na dworcu Gare de lEst. Wśród dygnitarzy znajdowali się również jego wierni klienci. „Louis wymieniał z nimi uściski dłoni, a potem przedstawiał im syna. Georges natychmiast obiecał sobie, że on także jak najszybciej wyjedzie – jak bohaterowie powieści Juliusza Vernea” – pisze w biografii rodu Vuittonów Stéphanie Bonvicini. „W zamieszaniu, jakie panowało, zanim gwizd obwieścił odjazd, Louis podszedł do furgonu z bagażem i dla zabawy liczył kupione u niego pasiaste kufry i szare Trianon”. 

Fot. Getty Images

Za sprawą pokazu Marca Jacobsa historia zatoczyła koło. Projektant przypomniał o podróżniczych początkach francuskiego domu mody. Przywrócił też dawny, pełen wyrafinowania świat z książek Christie, który na wybiegu stał się rzeczywistością.  

Wojciech Delikta
Proszę czekać..
Zamknij