Znaleziono 0 artykułów
27.03.2024

Santo Versace, starszy brat Gianniego, odsłania kulisy włoskiego domu mody

27.03.2024
Fot. Getty Images

„Jego relacja z Dianą opierała się na wzajemnym szacunku i wsparciu. On, ubierając najczęściej fotografowaną kobietę na świecie, odnalazł swego rodzaju świętego Graala sławy. Ona natomiast, oddając cześć pięknym kreacjom Gianniego, sygnalizowała światu, że odnalazła na nowo swoją wolność” – tak o przyjaźni Gianniego Versace z Lady Di pisze Santo Versace. Starszy brat legendarnego projektanta i były prezes marki w swojej książce „Fratelli. Prawdziwa włoska rodzina”, której fragment publikujemy, dzieli się osobistą opowieścią o słynnym domu mody i swoich bliskich.

(…) 15 lipca 1997 roku w Miami umarła również jakąś cząstka mnie. Kiedy przewijam w myślach te chwile, przeżywam je na nowo. Rozdzierający ból po stracie brata. Przemoc, która pogrążyła w żałobie naszą rodzinę, od zawsze złączoną miłością i pracą. Przytłaczającą pustkę, którą Gianni pozostawił w świecie mody, ale przede wszystkim w życiu wielu, zarówno przyjaciół, jak i obcych, sławnych i nieznanych.

Znowu wracam do dnia pogrzebu. Jest 22 lipca, szósta po południu. Wchodzę do mediolańskiej katedry. Donatella chwyta się mojego ramienia, jej spojrzenie skrywa welon. Staram się trzymać, staram się, by ona też się trzymała. Otacza nas mnóstwo ludzi, ale w tej chwili jesteśmy całkowicie sami. O ile mi wiadomo, ani w języku włoskim, ani w innych językach nie istnieje termin określający kogoś, kto stracił brata lub siostrę. Słowo takie jak „wdowiec” czy „sierota”. Istnieje za to ogromny ból, który zna niewielu. Ja znam go aż za dobrze. Choć może to się wydawać absurdalne i prawie nierealne, dwa razy w życiu poniosłem tego rodzaju stratę. Los sprawił, że byłem starszym bratem, tym bardziej odpowiedzialnym, tym z głową na karku, na którego zawsze można liczyć. Kiedy miałem prawie dziewięć lat, a Gianni siedem, zmarła nasza starsza siostra Tinuccia (zdrobnienie od imienia Fortunata), która nie skończyła jeszcze dziesięciu lat. Ta tragedia wstrząsnęła naszymi rodzicami, a we mnie i Giannim wywołała głęboki uraz. (…)

Od tamtej pory już przez całe życie będę tym starszym bratem najpierw dla Gianniego, a potem także dla Donatelli, która, dzięki Bogu, przyszła na świat dwa lata po śmierci Tinucci i przywróciła uśmiech na twarzy mamie i nam wszystkim. Nasz aniołek i magiczna dziewczynka, którą od razu pokochaliśmy. Młodsza siostrzyczka, którą będziemy rozpieszczać, której będziemy pilnować i której poświęcimy całą uwagę. I Tinuccia, i Gianni towarzyszyli mi nawet po śmierci, dlatego w oczach wielu wydawałem się może zbyt poważny, dość szorstki i obcesowy. Mówią, że znam się na cyferkach, że jestem człowiekiem biznesu. To prawda, jednak przedsiębiorca musi nie tylko działać szybko i klarownie, ale powinien też mieć rozeznanie w świecie, etyce i zasadach moralnych, które należy przekazać społeczności. Moim punktem odniesienia zawsze byli ludzie światli, jak Adriano Olivetti. Ludzie, którzy wiedzieli, kiedy zdobywać, a kiedy się wycofać. Ta cała koncepcja, dość powierzchowna, że jestem spójnym i silnym człowiekiem, w którą wierzyłem, rozpadła się wraz ze śmiercią Gianniego. Proces żałoby był długą, trudną i intymną podróżą. W ciągu dwudziestu pięciu lat, które minęły od tego przeklętego dnia, wielu pytało mnie i nadal pyta, za czym najbardziej tęsknię. Tęsknię za jego błyskotliwością, uśmiechem, wyobraźnią, ale przede wszystkim za jego miłością. Czas uleczył rany i pomógł mi pogodzić się z jego odejściem i dzisiaj, w lepszym momencie mojego życia, czuję się silniejszy, jakby „podwójnie wzmocniony”, bo Gianni stale mi towarzyszy. Kiedy w dniu pogrzebu wchodziliśmy z Donatellą do katedry Narodzin św. Marii w Mediolanie, plac był skąpany w letnich promieniach słońca. Białe, oślepiające światło. W środku fotografowie nieustannie robili zdjęcia, zatrzymywali obiektywy na znanych twarzach ledwie widocznych za woalkami i ciemnymi okularami. Oddzieleni barierkami ludzie tłoczyli się, by zobaczyć przybyłych, jakby szli po czerwonym dywanie: Giorgia Armaniego, Gianfranca Ferré, Karla Lagerfelda, Valentina, Naomi Campbell, Carlę Bruni, Evę Herzigovą, Ottavia i Rositę Missonich, Carolyn Bessette, Francę Sozzani i Annę Wintour, a także Stinga z żoną Trudie i Eltona Johna z partnerem, a obecnie mężem, Davidem Furnishem. Obok nich usiadła najsłynniejsza ze wszystkich księżna Diana w towarzystwie rudowłosej menadżerki naszego londyńskiego biura, która wprowadziła ją do katedry. Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca, a msza, którą miał odprawić monsignore Angelo Majo, jeszcze się nie zaczęła, w środku panowało niezwykłe poruszenie. Wszystkim trudno było uwierzyć w powód, dla którego się tutaj znaleźli. Po pogrzebie padły oskarżenia, że zrobiliśmy z ceremonii show, wielkie wydarzenie. Monochromatyczny pokaz mody dla państwa w czerni. Don Antonio Mazzi oburzył się nawet, że w katedrze nie powinien odbywać się pogrzeb osoby homoseksualnej. Również pisarz Vittorio Messori wytknął w ostrych słowach, że bardziej niż pogrzeb wydarzenie przypominało paradę równości. Dwadzieścia pięć lat temu społeczność gejowska nie zwracała na siebie takiej uwagi jak teraz. Inne czasy, inna wrażliwość, a raczej jej brak. Gianni pokazał odwagę, publicznie przyznając się do swojej orientacji. Dziś nazwalibyśmy to coming outem. Zrobił to bez ogródek w 1995 roku w wywiadzie dla amerykańskiego miesięcznika społeczności LGBT „The Advocate”. Posunięcie, które może i wydawało się nieprzemyślane, ale wcale takie nie było: Gianni by inteligentny i wiedział, jaką rewolucyjną wartość niosą jego słowa i jaki będzie ich efekt. Zawsze patrzył perspektywicznie. Czy chodziło o modę, architekturę wnętrz czy „ducha czasu”, był zawsze o krok do przodu z tą swoją wewnętrzną siłą charakterystyczną dla twórców, dla artystów. Gianni Versace bez względu na swoją orientację zasłużył na godne pożegnanie w obecności swoich bliskich i partnera Antonia DAmica, a także ludzi ze świata mody i elity towarzyskiej, których uwielbiał. Jako projektant i jako człowiek. To Gabriele Albertini, którego wybrano na burmistrza Mediolanu dwa miesiące wcześniej, pomógł nam w uzyskaniu pozwolenia na mszę w katedrze. Sam do niego zadzwoniłem z Miami. To on pośredniczył w rozmowach z kurią. Tego dnia na znak żałoby sklepy w mediolańskiej dzielnicy mody i jej ulice zostały zamknięte. Zabraliśmy prochy Gianniego nad jezioro Como, do miejsca, które kochał najbardziej, miejsca, w którym z radością się spotykaliśmy. Ja ze swoją rodziną, nasz ojciec i kuzynka Nora, partner Gianniego, wielu współpracowników, z którymi chciał porozmawiać o pracy, również w weekendy, i często znane osobistości. Mój brat wiedział, jak gromadzić wokół siebie bardzo różnych ludzi. Ze wszystkimi potrafił rozmawiać, wszystkiego był ciekawy. Dlatego nigdy mnie nie dziwiło, że wielcy ze świata sztuki, ze świata muzyki, z wyższych sfer widzieli w nim przyjaciela. To była prawdziwa przyjaźń, nie tylko na pokaz. Bardzo dobrze pamiętam jedno zdjęcie, które zrobiono podczas pogrzebu. Przedstawia zrozpaczonego Eltona Johna. Jego partner David siedzi obok, po lewej, i go obejmuje. Z drugiej strony księżna Diana głaszcze go po ramieniu z niemal matczyną czułością. Gianni pojawił się w życiu Diany (a ona w jego) kilka lat wcześniej, kiedy księżna rozstała się z księciem Karolem i nie musiała już nosić tego, co przygotowywali dla niej brytyjscy projektanci ze względu na pełnione funkcje. Anna Harvey, zastępczyni redaktorki naczelnej brytyjskiego wydania „Vogue”, przedstawiła ich sobie i od tego momentu w naszej siedzibie przy via Gesù w Mediolanie stanął manekin o wymiarach księżnej, a ubrania wysyłaliśmy do jej rezydencji w pałacu Kensington. Główna krawcowa Franca Biagini często udawała się wraz z dwiema współpracownicami do Londynu na ostatnie poprawki. Kilka razy pojechał tam też sam Gianni. Jego relacja z Dianą opierała się na wzajemnym szacunku i wsparciu. On, ubierając najczęściej fotografowaną kobietę na świecie, odnalazł swego rodzaju świętego Graala sławy. Ona natomiast, oddając cześć pięknym kreacjom Gianniego, sygnalizowała światu, że odnalazła na nowo swoją wolność. Krytyczny moment w ich relacji nastąpił, gdy wydawaliśmy książkę „Rock and Royalty” z fotografiami brytyjskiej rodziny królewskiej i zdjęciami autorstwa wielkich fotografów, takich jak Richard Avedon i Irving Penn. Diana napisała przedmowę, ale ponieważ książka zawierała zdjęcia, które mogłyby zostać uznane za skandaliczne i wywołać spór z Windsorami, wycofała się. Ostatecznie z jej tekstu pozostało tylko jedno zdanie, a londyńską premierę odwołano. Diana zawsze znajdowała się na celowniku prasy plotkarskiej i nieustannie była przez wszystkich oceniana, co ją przerażało. Ale nie zerwała stosunków ani z Giannim, ani z domem mody. Jej przyjazd do Mediolanu, najpierw do naszego domu, a potem do katedry na mszę, jest tego dowodem. Niespełna miesiąc później odejdzie także ona, podczas tego piekielnego lata, kiedy rozpadł się świat, nie tylko nasz. W pewnym sensie w ciągu tych kilku miesięcy skończyły się lata dziewięćdziesiąte, nagle i przed upływem daty ważności. Skończyła się cała epoka, na której moda Gianniego odcisnęła niewątpliwe piętno.

Książka „Fratelli. Prawdziwa włoska rodzina” Santo Versace w przekładzie Justyny Kukian ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Koncept.

 

Santo Versace
Proszę czekać..
Zamknij