Znaleziono 0 artykułów
04.11.2019

Serce bije po stronie vintage

04.11.2019
(Fot. materiały prasowe)

Nie to ładne, co ładne, ale co się Adze podoba. Taka zasada panuje w sklepie internetowym Ładne Vintage, gdzie można zaopatrzyć się w filiżanki, skorupy i wazony. Oczywiście wszystkie ładne i z rodowodem retro.

(Fot. materiały prasowe)
(Fot. materiały prasowe)

Wychowała się w cieniu włocławskiej fabryki fajansu, ale zarzeka się, że jej miłość do porcelany nie ma nic wspólnego z miejscem urodzenia. Nie miał też na nią wpływu fakt, że w fabryce pracowała jej ciocia, która zajmowała się malowaniem słynnych brązowych kwiatów na talerzach. Za nimi akurat Aga Konopczyńska, właścicielka Ładne, nigdy nie przepadała, choć sam włocławski fajans, szczególnie projekty z lat 50. i 60., uważa za arcydzieła. – To jedyne skorupy, których nigdy nie wystawię u siebie w sklepie. Nie mam problemu z pozbywaniem się rzeczy – Ładne często zasilam swoją prywatną kolekcją. Ale Włocławek to mój ukochany zbiór. Mam do niego duży sentyment – opowiada właścicielka vintage shopu. Sentyment na tyle silny, że gdy podczas burzy wiatr strącił z parapetu włocławską bombonierę i rozbił ją w drobny mak, to Aga się rozpłakała. Była to jednak krótka chwila słabości, bo jak na germanistkę przystało, Konopczyńska jest poukładana i praktyczna. Być może to właśnie te cechy leżą u podstaw Ładne. – Kiedy kilka lat temu zaczynałam sprzedawać, idea zero waste nie była jeszcze tak popularna. Ale myślę, że to właśnie niechęć do marnotrawstwa zapoczątkowała moją porcelanową kolekcję. Na początku, pewnie jak każdy mały sprzedawca, kupowałam dla siebie, ale szybko okazało się, że w naszym 40-metrowym mieszkaniu rzeczy przestają się mieścić. Mogłam więc albo przestać kupować, albo zacząć puszczać je dalej. Przestać nie potrafiłam, bo zwyczajnie było mi żal tych zakurzonych filiżaneczek sprzedawanych gdzieś na kocu. Postanowiłam otworzyć sklep – mówi z uśmiechem, o który na początku działalności wcale jednak nie było łatwo. – Otwierając Ładne, nie do końca zdawałam sobie sprawę, jak duże jest to wyzwanie. Tym bardziej że początkowo dzieliłam pracę w sklepie z etatem i wychowywaniem synka. Po godzinach robiłam zdjęcia, wystawiałam przedmioty, pisałam opisy, a na końcu starannie pakowałam skorupy. To pakowanie to do tej pory moja największa zmora – tłumaczy i opowiada, jak do niej samej kilka razy kupione na internetowych aukcjach perełki przychodziły w kawałeczkach. Cóż, kiedy pakuje się wazon do koperty bąbelkowej, to można się tego spodziewać. Ładne nie może sobie pozwolić na taką fuszerkę, więc Aga pakuje z potrójną precyzją. A że sprzedaje głównie drobiazgi, takie jak filiżanki, talerzyki i miseczki, to bywa, że samo pakowanie zajmuje jej pół nocy.

(Fot. materiały prasowe)

Osobiste preferencje

Gdy pytam, czemu jak większość znanych mi wnętrzarskich sklepów vintage nie postawiła na większe gabaryty, Aga rozkłada ręce. Mówi, że kredensu nie jest w stanie sama z bazaru przytachać, a filiżanki zmieszczą się nawet pod wózek. Poza tym takich drobiazgów najbardziej szkoda. Nadal można jeszcze trafić na prawdziwe cuda, choć w ostatnich latach rynek się już mocno nasycił. – Kiedy zaczynałam zbierać porcelanę, głównie spotykałam rzeczy z lat 60. i 70. Ostatnio z przykrością obserwuję zalew przedmiotów z lat 80. i 90., których jakość i wykonanie pozostawiają wiele do życzenia – żali się. Na szczęście ma w rękawie jeszcze kilka kontaktów, które nie zawodzą. Szuka głównie na bazarach i targach staroci, ale ma też swoich panów, którzy sprowadzają rzeczy bezpośrednio z Niemiec, często nie zdając sobie sprawy z ich wartości. – Przez lata zbierania porcelany nauczyłam się rozpoznawania projektantów i wstępnej oceny wartości. Zdarza mi się jednak, że dyskretnie googluję jakiś przedmiot, bo nie mam pewności. Specjalizuję się w niemieckiej porcelanie, co wyszło przypadkowo. Po prostu te projekty najbardziej mi się podobały. Mam szczęście, bo Niemcy od dawna bardzo skrupulatnie katalogowali wszystkie produkty powstające w ich fabrykach. Dzięki temu nawet po latach można odnaleźć nazwisko projektanta czy dokładny rok produkcji – tłumaczy.

(Fot. materiały prasowe)

Nie są to jednak dla Agi rzeczy najważniejsze, bo jedynym kryterium, które w jej kolekcji obowiązuje, jest kwestia, czy dana rzecz jest ładna, czy nie. Oczywiście to bardzo subiektywne, ale w końcu Ładne to autorski sklep, więc wszystkie chwyty dozwolone. – Jestem na tyle przywiązana do swojego zdania, że nikt nie mógłby zrobić zakupów za mnie. Gdy zaszłam w drugą ciążę i urodziłam Stefka, po prostu zawiesiłam działalność na pewien czas. Czułam, że beze mnie to miejsce nie istnieje – opowiada. W sklepie można znaleźć zarówno niefirmowe filiżanki za 15 zł, jak i kolekcjonerskie skorupy od projektantów. Dobry styl to jedyne kryterium, a zarazem najtrudniejszy aspekt jej biznesu, bo Aga nie jest skłonna do kompromisów. – Czasem jadę przez pół Polski na targ staroci i wracam z dwoma filiżankami. To jest najpiękniejszy, ale też najbardziej wkurzający aspekt tej pracy. No i nieregularność dostaw. Mam dużo stałych klientów, ale fizycznie nie jestem w stanie stale zasilać mojego sklepu. Zdarza się więc tak, że nową dostawę wyprzedaję w godzinę, a potem tygodniami nie wrzucam do sklepu nic – mówi. Nowej porcelany u siebie sprzedawać nie chce, choć docenia panującą ostatnio modę na małe manufaktury. – Jestem jednak na tyle opatrzona w starej porcelanie, że wszystko, co robi się teraz, wydaje mi się szalenie wtórne. Cieszę się jednak z tej mody, bo rzuca ona światło na projektantów i pokazuje, że nie wszystko musi być robione fabrycznie. Dopóki jednak istnieją bazarki, targi i wyprzedaże garażowe, to moje serce bije po stronie vintage.

Olga Święcicka
Proszę czekać..
Zamknij