Znaleziono 0 artykułów
22.04.2020

Osiedlowa kronika pandemii

Basia Czyżewska

Student fotografii Maciek Przemyk od pierwszego tygodnia przymusowej izolacji portretuje swoich sąsiadów, pozujących w oknach i balkonach wrocławskich Popowic.

Zaczęło się oczywiście przez przypadek. Pewnego wieczoru chciałem pożyczyć coś znajomym. Przestrzegałem zaleceń, więc podszedłem tylko pod ich balkon. Było zimno, więc po kwadransie rozmowy, pożegnaliśmy się. Kiedy odchodziłem, pomyślałem, że mam przed sobą zabawny obrazek. Sięgnąłem po aparat, który stale ze sobą noszę, i zrobiłem zdjęcie –opowiada Maciek Przemyk, mieszkający na wrocławskim, student Instytutu Twórczej Fotografii Uniwersytetu Śląskiego w Opawie.

(Fot. Maciek Przemyk)

To miała być pamiątka, ale obraz okazał się tak mocny, że zapoczątkował projekt. – Założyłem sobie, że w trakcie pandemii będę w ten sposób portretować mieszkańców mojej okolicy. Zamieściłem ogłoszenie na osiedlowej grupie na Facebooku. Zaczęli zgłaszać się chętni – tłumaczy.

Zainspirowały go niecodzienne okoliczności, ludzie, ale i samo miejsce. Zygzakowate bloki wyrosły we Wrocławiu na początku lat 70. Miały pomieścić 17,5 tys. mieszkańców. Dziś niektóre wydają się kameralne, bo mają trzy kondygnacje, wyższe – 11-piętrowe – wciąż przytłaczają. – Lubię tę architekturę, bo w przeciwieństwie do współczesnej mieszkaniówki ma otwartą przestrzeń wokół budynków. Przez lata urosły tu wysokie drzewa, jest dużo zieleni – mówi Maciek, który mieszka tu od dwóch lat. – Kiedy chciałem kupić mieszkanie, miałem do wyboru nowoczesne osiedla na przedmieściach albo starsze bloki, oddalone o siedem minut drogi tramwajem od centrum. Nie zastanawiałem się – dodaje.

Lubi to miejsce jeszcze za dwie rzeczy: egalitarną strukturę społeczną i architektoniczny rozmach. – Tu mieszka dużo starszych ludzi, ale też młodsze pokolenie wnuków, które dziedziczy mieszkania. Pojawia się więc sporo rodzin z dziećmi z psami i kotami. To Wrocław który pamiętam z dzieciństwa – opowiada.

(Fot. Maciek Przemyk)

Budynki, choć wykonane z kiepskich materiałów, po latach bronią się formą, która nabiera dziś szlachetnego uroku retro. Charakterystyczny motyw łamanej linii przewija się na falujących balkonach, rzutach budynków czy detalach barierek. – Teraz osiedle przechodzi modernizację. Kolejne budynki są okładane styropianem i tynkowane na kolorowo – od żółci do zieleni, w gradiencie. Klasyczna polska pasteloza, o której pisze Filip Springer.

 

Maćka najbardziej interesują balkony niższych kondygnacji. Jeśli ktoś mieszka wysoko, zaprasza na sesję po drzwiami wejściowymi do budynku. Zdjęcia są spontaniczne – trwają zaledwie kilka minut.  Na tyle krótko, żeby modele byli autentyczni, nie zaczynali stylizować się czy eksperymentować z pozami. – Prawie się nie widzimy. Dzieli nas spora odległość, trochę ponad przepisowe dwa metry. Poza tym, umawiam się zawsze o zmierzchu, bo potrzebuję szarówki, żeby flesz dawał mocniejszy efekt. W ten sposób zupełnie oślepiam swoich bohaterów. Zazwyczaj robię 5 do 10 zdjęć. I dziękuję moim bohaterom.

(Fot. Maciek Przemyk)

Tak powstają dziwne, przesycone atmosferą absurdu, portrety. W skrótach perspektywicznych falujące fasady budynków wydają się zawalać. Mocne żółcie i pomarańcze tynku, podobnie jak kwitnące krzewy, narzucają sztuczny optymizm. Właściwie jedynym zwyczajnym elementem okazują się ludzie. W domowych dresach, patrzący z uwagą w obiektyw, ściskający dzieci i partnerów. – Zrobiłem do tej pory 11 portretów. Czuję, że to dopiero początek. Pewnie będę rozwijać ten projekt przez cały okres izolacji.
Maciek przyznaje, że metodyczne robienie zdjęć nadaje jego życiu, podobnie jak życiu sąsiadów, utęskniony rytm. – Czuję, że moje przyjście jest dla nich wydarzeniem. Jestem wyczekiwany, a po zdjęciach zawsze pojawiają się niecierpliwe pytania: „Czy coś wyszło?”, „Jak wyglądają inni?” .

Zastrzega, że gdy tylko świat wróci do normalności, każdy z zainteresowanych dostanie wydrukowaną fotografię. Może też uda się zorganizować małą sąsiedzką wystawę. – Ale izolacja jeszcze chwilę potrwa – mówi i zawiesza głos. Bo choć na przestrzeni kolejnych tygodni i spotkań, poza rozwijającą się zielenią, trudno wychwycić wyraźne zmiany, to one postępują. Ostatnio po raz pierwszy ktoś wycofał się z projektu. Tuż przed zdjęciami odwołał swój udział, pisząc wprost, że traci dystans do sytuacji i nie jest w dobrej formie. Trzyma kciuki za projekt, ale woli zaszyć się w domu. Projekt więc żyje, choć nie ma jeszcze nawet roboczego tytułu. Nie wiadomo, kiedy się skończy ani jaką przyniesie puentę.

1/6 Osiedlowa kronika pandemii

Proszę czekać..
Zamknij