Znaleziono 0 artykułów
18.05.2018

Animacje Polek w konkursie krótkich metraży w Cannes

18.05.2018
Marta Pajek, "III" (fot. materiały prasowe Krakowskiego Festiwalu Filmowego)

Marta Pajek po krakowskiej ASP i Marta Magnuska po łódzkiej filmówce debiutują w Cannes. Pierwsza 12-minutowym „III” – ostatnią częścią autorskiego tryptyku o kobiecej depresji, pożądaniu, samotności. Druga 5-minutowym „Innym”, o doświadczaniu obcości własnego ciała. Obie są świetnymi rysowniczkami. Starsza ma już na koncie wiele nagród. Młodsza dopiero skończyła szkołę.

Czy to prawda, że animacja obecnie jest kobietą?

Marta Pajek: Może dlatego, że wymaga więcej cierpliwości? Gdy dekadę temu w animacji był boom na 3D, tworzyli ją głównie mężczyźni, bo to oni głównie się tym interesowali. Teraz panuje większa różnorodność. Animacja rysunkowa, rozciągnięcie i żmudność procesu rysowania – może to sprawia, że kobiety lepiej się w tym czują?

W zeszłym roku festiwale na całym świecie podbijał obraz Renaty Gąsiorowskiej. Dorota Kobiela miała nominację do Oscara, Małgorzata Szumowska wygrała na Berlinale. A teraz wy, obok Agnieszki Smoczyńskiej, macie swoje filmy w Cannes. Czujecie się częścią kobiecego głosu w polskim kinie?

MP: Zdecydowanie czuję się jego częścią. Wspólnotę tematów, w jakich poruszają się kobiety, widać, gdy zderzyć je z animacjami reżyserowanymi przez mężczyzn: Zbigniewa Czaplę czy Tomka Popakula. Nasze filmy są bliżej siebie, wszystkie dotykają jakoś emocji, relacji, cielesności. Jakoś też na siebie wpływamy. Nie da się tego uniknąć, ale to jest też chyba fajne.

Marta Magnuska: Przyznam, że ja zaczęłam myśleć o kinie kobiet jako fenomenie dlatego, że dużo się o tym mówi. Nigdy nie czułam, że dziewczyny mają jakieś ograniczenia w tworzeniu filmów. Studentek animacji też zawsze jest więcej niż chłopaków.

Ale potem kończą szkoły i znikają. W Polsce wciąż nie można zrobić dyplomu u profesorki animacji.

MP: Prawda. Czas to zmienić. Hasło „kino kobiece” wynika stąd, że dotychczas nie zauważaliśmy, że było męskie. Więc łatwo przykleić nam teraz łatkę. A to, co robimy, to po prostu kino ludzkie, mam nadzieję. Tak samo uniwersalne, jak kino robione przez facetów o facetach.

Marta Magnuska, "Inny" (fot. materiały prasowe Krakowskiego Festiwalu Filmowego)

Marta, „Inny” to twój dyplom w łódzkiej filmówce. Wybrałaś polityczny i aktualny temat.

MM: Nigdy nie chciałam nazywać go politycznym. Wynika z moich obserwacji bieżącej sytuacji, powstawał przez pół roku w trakcie kryzysu uchodźczego, ale dla mnie temat jest uniwersalny.  Mówi o rozpiętości ludzkich reakcji – od ekscytacji czymś, czego nie znamy, do lęku przed nieokreślonym zagrożeniem. Skąd biorą się te emocje u mnie? Z przekazów medialnych, rozmów z ludźmi. Umieściłam akcję filmu w nieokreślonej przestrzeni, pozbawiłam go opisów i bezpośrednich nawiązań do współczesności. Tytułowy „inny” to bardziej fantastyczny potwór niż stereotyp, który kojarzy się z kimś obcym.

Marta, ty prezentujesz w Cannes „III”, trzecią część tryptyku, który od paru lat realizujesz. Ten film opowiada o zbliżeniu kobiety i mężczyzny: dotyku, zdzieraniu masek i wchodzeniu dosłownie pod czyjąś skórę. Jest chyba najbardziej drapieżnym, surrealnym, cielesnym dziełem, jakie zrealizowałaś.

MP: Często słyszę: „mrocznym” (śmiech). Gdy nagrywaliśmy reakcje aktorów, Arek Jakubik powiedział: „No, zdrowe to to nie jest!” (śmiech). We wszystkich moich filmach był chyba ten odcień, ale tu chciałam zrobić prawdziwy thriller miłosny. Szczególnie lubię słowo thriller, bo ono oznacza dreszczowiec. A w miłości źródła dreszczu mogą być różne: i romantyczne, i erotyczne, i lękowe, i przemocowe. Historia, jaką opowiadam, jest nimi napędzana na przemian.

Oglądając ten film sama mam dreszcze. Czy drapieżność kobiecego pożądania musi być od razu niezdrowa?

Marta Magnuska, "Inny" (fot. materiały prasowe Krakowskiego Festiwalu Filmowego)

MP: Przyzwyczajeni jesteśmy do określonego sposobu przedstawiania kobiet i ich seksualności. Jedna z kobiet na festiwalu zapytała mnie: „Czy dobrze zauważyłam, że ta bohaterka ma cellulitis?”. Rozbawił mnie jej szok. Używam minimalistycznej kreski, ale chciałam stworzyć kobietę, która jest prawdziwa, a nie wymyślone ciało z okładek czasopism.

Obie jesteście rysowniczkami animacji. Oba wasze filmy narysowane są czarną kreską na papierze.

MM: Rysunek jest moim ulubionym i najłatwiejszym dla mnie sposobem pracy. Problemem jest to, że jest bardzo pracochłonna. Swój film narysowałam tradycyjnie na papierze. Zajęło mi to pół roku.

Marta Pajek, "III" (fot. materiały prasowe Krakowskiego Festiwalu Filmowego)

MP: Ruch w moich filmach jest bardzo powolny, więc i praca jest żmudna. Wielokrotnie trzeba go korygować, żeby był powolny w bardzo określony sposób. W twoim filmie, Marta, jest dynamizm i energia. Więc twoja praca też pewnie jest bardziej dynamiczna. Mnie dobijają te godziny i godziny, i godziny...

MM: Rysujemy bardzo różnie. Lubię ekspresyjny rysunek, moja animacja też jest trochę brudna, drgająca, ma dużo przetarć. Czasem nie mam cierpliwości, ale to też określa mój styl. To mój stan umysłu. Lubię pracować szybko i pod presją, bo utrudnienia są dla mnie podpowiedzią.

Marta, studiowałaś na ASP w Krakowie. Czy już wtedy byłaś skupiona na takim kontemplacyjnym sposobie pracy?

MP: Dopiero po szkole, gdy zrealizowałam „Snępowinę”. Ze szkoły wyniosłam stosunek do rytmu, dźwięku i długich ujęć. Ma to na pewno coś wspólnego z moim mistrzem, Jerzym Kucią. Moje zainteresowania tańcem też wtedy się zaczęły. Ale do animacji nie używam tancerzy ani żadnych innych referencji. Charakter ruchu kreski na papierze rządzi się innymi prawami niż taniec, w rysunku można oddać uczucie ruchu, a nie jego kształt, jak w tańcu.

MM: Zanim zaczęłam studiować animację, byłam na projektowaniu graficznym w Łodzi. ASP było dla mnie miejscem kontaktu z malarstwem, rzeźbą, rysunkiem – technikami tradycyjnymi. A w szkole filmowej dowiedziałam się, że mogę opowiadać historię. Zainteresowałam się narracją.

Marta Magnuska, "Inny' (fot. materiały prasowe Krakowskiego Festiwalu Filmowego)

Czy macie swoją kobiecą tradycję jako reżyserki? Swoje mistrzynie, ulubione filmy?

Marta Pajek, "III" (fot. materiały prasowe Krakowskiego Festiwalu Filmowego)

MM: Ja nie mam i nigdy nie miałam. Teraz czuję, że działam w ramach jakiegoś wspólnego zjawiska, ale nie mam swoich kobiecych autorytetów.

MP: Na mnie największy wpływ miała Susan Pitt. Czuję z nią wspólny klimat. Poza tym, podobnie jak Marta, dopiero teraz widzę nas jako jedno kobiece środowisko.

A jakie relacje panują w tym środowisku? Wspieranie się nawzajem, czy obrona terenu, zawiść?

MP: Może ktoś się ze mną nie zgodzi, ale w animacji jest miejsce dla wszystkich, dla różnych stylów i osobowości. Nierzadko radzę się innej reżyserki Wioli Sowy albo producentki Zosi Jaroszuk. Animacja jest dziedziną, która szybko się rozwija. Często pracujemy też w krótkim metrażu i nie ma takiej rywalizacji o dofinansowanie jak w filmie fabularnym. Współpracujemy też ze sobą, na przykład Marta i ja rysujemy razem w zespole pełnometrażowy film Mariusza Wilczyńskiego „Zabij to i wyjedź z tego miasta”. Jesteśmy dla siebie wsparciem, a nie zagrożeniem.

MM: W animacji jest ciężka praca, a nie gwiazdorzenie.

Marta Pajek i Marta Magnuska (Fot. Piotr Szczepanowicz)

Ale w Cannes macie szansę poczuć się jak gwiazdy.

Marta Pajek (czwarta od lewej) na Festiwalu Filmowym w Cannes (Fot. Dominique Charriau, Getty Images)

MM: Dla mnie selekcja mojego filmu przez Cinefondation była wielkim zaskoczeniem. Nawet nie wiedziałam, że w Cannes pokazywane są animacje. To więc mój pierwszy raz. Czuję się jak we śnie. Byłam na czerwonym dywanie, chodzę na filmy, rozmawiam z ludźmi, ale tego jest dla mnie za dużo. Nie wiem, czy chciałabym przyjechać tu jeszcze raz. Czuję natomiast, że obecność tu to duże wyróżnienie, które może mieć wpływ na moją pracę w przyszłości.

MP: Jestem szczęśliwa, że mój film jest pokazywany w konkursie. Sam fakt startu w Cannes wzbudza większe zainteresowanie niż którakolwiek z nagród, jakie wcześniej dostałam. Dla całości tryptyku to też może być pomocne. Może dzięki temu łatwiej zrealizuję jego pierwszą część (Marta Pajek zaczęła realizację od drugiej części tryptyku, pt.: „Figury niemożliwe” – przyp. aut.). Byłam z filmami na wielu festiwalach. Ale Cannes to festiwal przez duże F. Ma stronę filmową, ale i celebrycką. To wszystko spotyka się na całkiem małej przestrzeni. Ciekawe jest dla mnie obserwować to jako zjawisko, którym interesują się nie tylko miłośnicy kina, ale też masowa publiczność.

Kiedy będzie można zobaczyć wasze filmy w Polsce?

MM: Oba pojawią się na Krakowskim Festiwalu Filmowym*.   MP:  Zapraszamy, przyjadą tam prosto z Cannes.

 

*Pokazy filmu "III" w reżyserii Marty Pajek odbędą się 29 maja o godzinie 17.00 w Małopolskim Ogrodzie Sztuki oraz 1 czerwca o 12.30 w Mikro.

Pokazy filmu "Inny" w reżyserii Marty Magnuskiej zaplanowano na 28 maja na godzinę 21.30 (ARS Reduta) oraz 31 maja na 13.30 (Kino Pod Baranami).

 

Adriana Prodeus, Cannes
Proszę czekać..
Zamknij