Znaleziono 0 artykułów
03.08.2025

Fotografka Chloé Horseman na swój ślub w ogrodzie wybrała mikroszorty

03.08.2025
(Fot. Chloé Horseman)

Chloé i Hayden wybrali kameralny ślub w ogrodzie restauracji prowadzonej przez przyjaciół. Zamiast tradycyjnej oprawy postawili na naturalność i bliskość najważniejszych osób. Ceremonię uświetniły wzruszające momenty, a sama Chloé sfotografowała gości, tworząc intymną pamiątkę swojego wielkiego dnia.

Do organizacji uroczystości Chloé podeszła na luzie. Z jej zamiłowaniem do uchwytywania ulotnych, pełnych emocji momentów od początku było jasne, że ten dzień będzie kameralnym, rodzinnym wydarzeniem. – Nie zależało nam na perfekcji – przyznaje. – Im mniej się nimi przejmowaliśmy, tym bardziej mogliśmy skupić się na tym, co ważne – miłości.

Chloé poznała Haydna osiem lat temu w barze Flower Shop na Lower East Side. Wspólna gra w bilard, karaoke i emocjonalne wykonanie „I’m on Fire” Bruce’a Springsteena otworzyły drzwi do przyjaźni, która z czasem przerodziła się w związek. – Wszyscy wiedzieli, że coś między nami iskrzy, nawet gdy próbowaliśmy to ukryć – śmieje się. W końcu, odważnie i po kilku drinkach zapytała: – Zamierzasz mnie w końcu pocałować czy jak? Od tego zaczęła się ich wspólna historia.

Chloé i Hayden chcieli wziąć ślub w miejscu, które dobrze znali

Od początku Chloé wiedziała, że nie chce wystawnej, stresującej uroczystości. – Marzyliśmy tylko o tym, by w tym dniu towarzyszyły nam najbliższe osoby, w miejscu, które kochamy, w naszej ulubionej porze roku – przy stole pełnym dobrego jedzenia – wspomina. Wybór padł na Brushland Eating House w Bovina w stanie Nowy Jork – restaurację prowadzoną przez ich przyjaciół, Sarę i Sohaila Zandich. – W czasie pandemii mieszkaliśmy z Haydenem dwa lata na północy stanu. Wiedzieliśmy, że chcemy wziąć ślub w miejscu, które dobrze znamy. Komfort i obecność bliskich osób i znajomych miejsc były dla nas kluczowe. Pamiętam, jak pierwszy raz spotkałam Saręobsługiwała cały wieczór z małą Violet na ręku. Miała w sobie coś, co mnie zachwyciło – mówi Chloé.

Miejsce samo w sobie praktycznie nie wymagało żadnej oprawy. – To miejsce to czysta magia – wspomina. – Szczerze mówiąc, nie mieliśmy praktycznie żadnych dekoracji. W Bovina nie były potrzebne. Zapach świeżo skoszonej trawy, rozkwitających kwiatów i mokrej ziemi wystarczył za całą aranżację. Ceremonia odbyła się w ogrodzie. – Poprosiliśmy, by wszyscy stanęli w kręgu. Chcieliśmy w tym ważnym momencie widzieć twarze naszych bliskich – czuć ich miłość i obecność – mówi Chloé. – Nie było osoby, która by się nie wzruszyła – jeszcze długo po ceremonii, podczas robienia zdjęć portretowych, ludzie ocierali łzy – twierdzi panna młoda. Po przysiędze poprosiła gości, by ustawili się w kolejce – oczywiście z drinkiem w dłoni – żeby mogła sfotografować każdego z osobna. – Większość tych portretów przedstawia wzruszone twarze. I to jest najpiękniejsze.

Wesele uwieczniła Chloé i trzech zaprzyjaźnionych fotografów

To, że fotografia miała odegrać główną rolę w tym wyjątkowym dniu, było oczywiste. Chloé nie chciała oddać tak ważnych chwil w ręce obcej osoby – poprosiła więc troje zaprzyjaźnionych fotografów, by uchwycili ten niezwykły moment po swojemu. – Chciałam zapamiętać ten czas oczami swoimi i ludzi, którym bezgranicznie ufam. Na wspólną sesję z ukochanym postanowiła poczekać. – Pojechaliśmy w podróż poślubną do Little Mill Abergavenny w Walii. Wiedziałam, że to będzie ten moment – bez stresu, bez napięcia. Tylko my dwoje i mój aparat, w ogrodzie – dodaje.

Każdy element stylizacji ślubnej miał swoją historię

Wybór stylizacji był spójny z klimatem ślubu – luźny, wygodny, naturalny. Zamiast wystawnej sukni: proste elementy od Doên, Eveliina Vintage, Chanel i The Gathering. Jej przyjaciółka Charlie (założycielka marki Charlie Beads) uszyła nawet materiałowe kwiaty do koszyczków druhenek. – Każdy dodatek, który miałam na sobie, miał swoją historię – wspomina. – Zależało mi na nieskomplikowanej stylizacji, bo wiedziałam, że będę biegać w plenerze przez całą noc. Jej suknia to projekt znajomych z Paloma Wool, szyty na miarę. – Mam ogromne szczęście, że mogłam założyć suknię wykonaną od serca, przez ludzi, których podziwiam. Od dawna obserwujemy, jak każde z nas się rozwija. Chciałam więc w tym dniu mieć na sobie coś, co było dziełem rąk i serc przyjaciół – wyznaje fotografka. Suknia-narzutka była oczywiście wyjątkowa, ale największe wrażenie zrobiły mikroshorty Araks, które założyła na ceremonię powitalną. – Wygoda jest seksowna. Tak właśnie czuję się w ubraniach Araks – mówi.

Na stołach królowały proste potrawy ze świeżych, lokalnych składników

W stylu charakterystycznym dla Brushland, jedzenie było bezpretensjonalne. – Nie jestem pewna, czy w ogóle widziałam menu – śmieje się Chloé. Pierwszego wieczoru był grill: burgery, hot dogi, ziemniaczana sałatka z octem. Drugiego – kolacja przy świecach: stek z młodym groszkiem, jajka faszerowane z kwiatami szczypiorku, podane na pięknie zdobionych talerzach. Tylko świeże, lokalne, sezonowe składniki.

To ten rodzaj kuchni, której każdy kęs zapisuje się w pamięci – dodaje Chloé.

Oprawa muzyczna była mieszanką klasyków i utworów country, a kulminacyjnym momentem było przejście Chloé do ołtarza przy dźwiękach „Into My Arms” Nicka Cave’a. – Najbardziej ekscytowała mnie wybrana przez nas pora roku w Bovina – przyznaje. – Początek lata tutaj to czysta magia. Zieleń ma odcień, jakiego nigdy wcześniej nie widziałam. Pierwsze kwiaty kiełkujące z ziemi sprawiają wrażenie, jakby odetchnęły z ulgą po ciężkiej zimie. Całe miasteczko ożywa. Ludzie w krótkich rękawach, uśmiechnięci, pracują w ogrodach. To uczucie jest jak przebudzenie po wyczekiwanej drzemce – z lekkim umysłem i ciałem pełnym spokoju.

Zapytana o radę dla przyszłych nowożeńców, Chloé odpowiada bez wahania: – Zatrzymajcie się na chwilę. Skupcie się na tej jednej osobie, którą kochacie – i pamiętajcie, że jedyne, co naprawdę się liczy, to wasza miłość – podsumowuje.

1/32 Ostatnie poprawki pana młodego.

2/32 Stary aparat od przyjaciela i spray rozświetlający Mimoh PDRN. Czego więcej potrzeba?

3/32 Kreacja Paloma Wool z kolekcji wiosna/lato 2025.

4/32 Białe, jedwabne figi od Araks.

5/32 Intymny moment w ogrodzie Brushland.

6/32 Sol obserwuje, jak ciocia Chloé robi zdjęcia.

7/32 Steven Cox (projektant Duckie Brown) w swojej najlepszej wersji. Jak zwykle.

8/32 Truskawki i wino.

9/32 Czerwone maki rozkwitły dokładnie na czas.

10/32 Grill w ogrodzie szefa Sohaila.

11/32 Poranne przekąski z targu rolniczego w Delhi (Nowy Jork).

12/32 Próba uchwycenia każdej chwili.

13/32 Przygotowania do naszego wielkiego dnia!

14/32 Czujesz zapach świeżo skoszonej trawy?

15/32 Kryjówka przed panem młodym.

16/32 Szyta na miarę ślubna suknia-narzutka Paloma Wool i buty Mary Jane w stylu vintage od Chanel.

17/32 Pierwszy taniec – na środku ulicy.

18/32 Test migawki zakończony pocałunkiem.

19/32 Huśtawka o popołudniowej porze.

20/32 Ulubiony autoportret – lekko rozmazany.

21/32 Chwila odpoczynku.

22/32 Przed domkiem w Little Mill Abergavenny.

23/32 Hayden na popołudniowej huśtawce.

24/32 Mr Refill.

25/32 Ciocia Barbara.

26/32 Mel Andrade i Julien Sage.

27/32 CJ, Emily i Ada Leigh Hilliard.

28/32 Lisa Przystup.

29/32 Małe druhny Chloé i Haydna.

30/32 Steven Cox i Daniel Silver z Duckie.

31/32 Landon Morris – łzy wzruszenia.

32/32 Sol, Will Lewis i Reese Blutstein.

Olivia Allen
  1. Styl życia
  2. Wedding
  3. Fotografka Chloé Horseman na swój ślub w ogrodzie wybrała mikroszorty
Proszę czekać..
Zamknij