Znaleziono 0 artykułów
01.12.2019

Czarownice: Jesteśmy wnuczkami kobiet, których nie udało wam się spalić

01.12.2019
Podpis

Zawsze były uznawane za wariatki. Kiedy parały się magią i kiedy godzą w kapitalistyczne interesy, walczą z patriarchatem, punktują niesprawiedliwość. Dziś odzyskujemy figurę czarownicy – magiczne myślenie, wiarę w ludzką solidarność przeciwstawiamy kalkulacjom dla zysków. Polecamy książkę „Czarownice. Niezwyciężona siła kobiet”. Francuska feministka i publicystka Mona Chollet dowodzi, że kobiety mają moc.

Nie wiem, kim was straszono w dzieciństwie, ale w moim otoczeniu popularna była Baba Jaga – stara i brzydka wiedźma porywająca niegrzeczne dzieci. Niby nic, ot, jedna spośród mnóstwa bajkowych postaci. 
Jednak za figurą czarownicy kryje się wielowiekowa historia nietolerancji, a przede wszystkich masowych mordów. Stara kobieta, zwłaszcza taka, która umiała leczyć czy przyjmować porody, uchodziła za mającą kontakt z mocami nieczystymi – bardzo możliwe, że były to stosunki seksualne z diabłem, bo też stare kobiety miała wypełniać większa żądza. Oczywiście młode – zwłaszcza niezamężne, zbyt wyzwolone, sprzeciwiające się męskiemu zdaniu – również uznawano za czarownice.

(Fot. materiały prasowe)

Młot na starość

Chollet uważa, że jeśli dziś zwykło się sądzić, że kobiety z czasem więdną, a mężczyźni rozkwitają, to wynika to przede wszystkim z przedstawień, które wciąż zatruwają naszą wyobraźnię, od wiedźm u Goi po obrazki u Walta Disneya. 
Nie ma się co dziwić, że za wszelką cenę walczymy o zachowanie młodego wyglądu, skoro starość jest tak demonizowana. Dzięki temu kapitalistyczny system oparty na micie urody ma się świetnie. A co by było, gdyby zmarszczki i siwizna stały się obiektem kultu jako świadectwo bagażu doświadczeń, wiedzy, mądrości? Parę lat temu przez chwilę panował trend na srebrne włosy, ale podchwyciły go nieliczne it-girls czy feministki, przeważnie młode. Starsze kobiety raczej skrzętnie ukrywają siwiznę. A przecież Susan Sontag ze srebrnym pasmem przy grzywce wyglądała cudownie. Albo Sophie Fontanel, francuska pisarka i dziennikarka, która z siwizny zrobiła swój znak rozpoznawczy. Nie poddała się dyktaturze młodości, więc atakowano ją w komentarzach, że jest zaniedbana czy… brudna. 

Warto uzmysłowić sobie, że przeciwstawianie młodości i starości w przypadku kobiet to kolejny patriarchalny mechanizm, który ma osłabić naszą solidarność, napuścić nas na siebie, dyscyplinować. Starość to swego rodzaju straszak. „Nie złość się”, „nie buntuj”, bo szybciej staniesz się starą wiedźmą, dla której nie ma miejsca we wspólnocie. 
Skoro już się zestarzejemy i nie jesteśmy płodne, to przestajemy być użyteczne społecznie. Odmawia nam się prawa do przyjemności seksualnej, zwłaszcza z młodszym partnerem, nie mówiąc już o innej kobiecie. Oczywiście ujawniają się tu podwójne seksualne standardy, bo mężczyzna wedle stereotypów im starszy, tym lepszym jest kochankiem, wciąż niby zdolnym do płodzenia dzieci, choć i jego płodność wraz z wiekiem spada, ale kto by chciał o tym pamiętać.

(Fot. Getty Images)

Przeklęte bezdzietne

Zawsze jesteśmy na coś za stare albo za młode, nigdy nie jesteśmy w odpowiednim wieku, ale i tak musimy szczególnie liczyć się z czasem. Zwłaszcza kiedy mowa o płodności. Ludzie uwielbiają przypominać kobietom o tym, że zegar biologiczny tyka, jakby bycie kobietą równało się chęci bycia matką. W końcu od setek lat rola kobiet w społeczeństwie sprowadzała się do macierzyństwa.
Kontrolować i upaństwawiać naszą płodność zaczęto w XV wieku, gdy przez Europę przeszła epidemia dżumy i trzeba było nowych obywateli. Swoją drogą, spotęgowanie epidemii nastąpiło, kiedy na stosach wraz z domniemanymi czarownicami zaczęto palić ich domowe zwierzęta, zwykle koty. Gdy zabrakło kotów, swobodnie rozmnażały się szczury i roznosiły zarazę. Czy domyślacie się, kogo oskarżono o ten kryzys? Oczywiście kobiety. To znaczy czarownice. W sumie na jedno wychodzi. 

Chollet w swoim eseju nawiązuje do książki „Caliban and the Witch” Sylvii Federici, która łączy polowania na czarownice z kwestiami ekonomicznymi i narodzinami kapitalizmu. Oskarżenia o czary były wówczas potężnym orężem mężczyzn w walce z nieposłusznymi kobietami. To także pokazuje, jak bardzo się mylimy, łącząc zwykle procesy przeciw czarownicom z działaniem inkwizycji. 
Chollet podkreśla, że większość wyroków skazujących na śmierć podczas tortur wydawały trybunały świeckie. Kobiety, zwłaszcza te z warstw ludowych, w wyniku zmiany stosunków społecznych stały się gorszym sortem, nie miały prawa do pracy, majątków, mogły tylko rodzić dzieci, ale nad tym pieczę sprawowali mężczyźni. Znachorki, które wcześniej zajmowały się leczeniem, porodami i aborcjami, były nie na rękę medykom – wszak w tak ważnych kwestiach jak życie i śmierć nie można zaufać kobietom. 

Medycy nakazali kobietom rodzić w niewygodnej i niezgodnej z grawitacją pozycji, czyli leżąc na plecach, bo tak było i jest wygodniej odbierać porody.

Wobec tego wszystkiego funkcjonujący wciąż obraz starej panny z kotem może być uznany za pokłosie polowań na czarownice. Jest to obraz zohydzony, którym straszy się dziewczyny, które nie chcą wyjść za mąż i rodzić dzieci. Dzietność i bezdzietność to też kolejne kategorie, których używa się do dzielenia kobiet. Same zresztą oceniamy siebie i koleżanki pod tym względem. Chollet podkreśla, że w natalizmie nie kryje się umiłowanie ludzkości, ale chęć władzy. Pisze o tym, że nieprzekazywanie życia pozwala się nim w pełni cieszyć. Przywołuje przykład Glorii Steinem, która widziała, jak nieszczęśliwa była jej matka, poświęcając karierę dla wychowania dzieci, i sama wybrała bezdzietność. Kiedy Joan Rivers zapytała ją swego czasu w „Tonight Show”, czy nie żałuje tej decyzji, odparowała: Joan, gdyby wszystkie kobiety rodziły dzieci, nie byłoby nikogo, kto mógłby ci powiedzieć, jak to jest ich nie mieć.

(Fot. Getty Images)
(Fot. Getty Images)

Piekielne pożądanie

Kobiety palono na stosach od średniowiecza przez XVI i XVII wiek aż do XVIII wieku, kiedy to czasem dochodziło do egzekucji. Kobiety bezdzietne, ale też wszystkie, które w jakiś sposób odstawały od normy – na przykład za rzadko albo za często pojawiały się na mszy. Każdy powód był dobry, by pozbyć się niewygodnej kobiety. 
Mężczyźni oskarżali o paranie się magią kochanki, znienawidzone żony, krnąbrne służące czy te, którym wyrządzili krzywdę, a one upominały się o sprawiedliwość. Dzięki oskarżeniu mogli łatwo się ich pozbyć. Słowo kobiety przeciw męskiemu nie miało znaczenia. Bliscy bali się wstawić za kobietą w obawie przed uznaniem za współwinnych. Poza tym wierzono, że czarodziejskie moce są dziedziczne, więc palono całe pokolenia kobiet. 

Świadectwem kontaktów z diabłem były nie tylko zachowania, ale i pieprzyki czy inne znamiona na ciele, więc kiedy w danym regionie wyznaczano nagrody za oczyszczenie lokalnej społeczności z czarownic, ich łowcy z łatwością wynajdowali podejrzane. Masowe egzekucje doprowadzały często do tego, że w niektórych miejscowościach nie zostawała przy życiu ani jedna kobieta. 
Przy tym wszystkim mężczyźni wyłapujący wiedźmy mieli obsesję na punkcie ich seksualności, choć zarazem się jej lękali. Wierzyli, że kobiety są słabe na ciele i umyśle, więc na pewno wdają się w seksualne stosunki z diabłem. W czasie przesłuchań padały pytania o to, jak wygląda jego penis. Uważano, że kobiety to kusicielki, które wykorzystują bezbronnych mężczyzn i pozbawiają ich penisów, by kolekcjonować je w specjalnych szkatułkach. Dlatego tak istotne było, by pozbyć się tych najbardziej lubieżnych i zapanować nad kobiecą cielesnością, seksualnością.

(Fot. Getty Images)

(Eko)histeryczki

Chollet udowadnia, jak wiele wspólnego jest pomiędzy prześladowaniem kobiet a dewastacją przyrody. Przypomina, że ekofeministki już w latach 80. XX wieku wskazywały na związek między eksploatacją zasobów naturalnych a męską dominacją nad kobietami. 
Wiedźmy były często tymi, które leczyły roślinami, było blisko natury. Wraz z nią kobiety stanowiły przeszkodę w budowie kapitalistycznego świata, wycinaniu drzew, betonowaniu. Patriarchalne rządy doprowadziły nas na skraj katastrofy klimatycznej. Paradoksalnie jest ona największym zagrożeniem dla kobiet, to one wraz z dziećmi mają utrudnioną ucieczkę przed jej skutkami. Także one, myśląc o dzieciach, ale i o planecie, rezygnują dziś z macierzyństwa. 
Jednak kiedy Greta Thunberg mówi o tym, w jakim stanie jest Ziemia i co trzeba zrobić, by ją ratować, okazuje się histeryczką. Cóż, zawsze byłyśmy uznawane za wariatki, kiedy godziłyśmy w kapitalistyczne interesy, próbowałyśmy walczyć z patriarchatem, punktowałyśmy niesprawiedliwość. Nawet w obliczu katastrofy wciąż najważniejsze jest bronienie starego ładu. 
Przez setki lat człowiek, zwłaszcza biały heteroseksualny mężczyzna, chciał panować nad słabszymi. Dziś następuje jednak przebudzenie – młodzież organizuje strajki klimatyczne, my, kobiety, chcemy cieszyć się naszą seksualnością. Głośno mówimy #MeToo i przerywamy zmowę milczenia wobec męskich nadużyć. Maszerujemy na Waszyngton przeciw rządom mizogina Trumpa. Wychodzimy na ulice w ramach Czarnego Protestu w walce o prawo do samostanowienia o naszej płodności. 
Odzyskujemy też figurę czarownicy – niegdysiejsze narzędzie tortur staje się orężem w walce z patriarchatem. Same nazywamy siebie czarownicami, wiedźmami. Magiczne myślenie, wiarę w ludzką solidarność przeciwstawiamy bezdusznym kalkulacjom dla zysków.

(Fot. Getty Images)

Wszystkie jesteśmy czarownicami

Czasy stosów nie bez powodu przyrównuje się do antysemityzmu, a „Młot na czarownice” z 1487 roku do „Mein Kampf” Hitlera. To wszystko pokazuje, jak wielka jest w ludziach łatwość organizowania masowych rzezi. 

Może dlatego tak nam trudno mówić o czasach polowań na czarownice i przerobić wreszcie kobiecą traumę? A może dlatego, że choć figura czarownicy ma obecnie wielką moc, to niestety czasy stosów wciąż rezonują we współczesności jako seksizm, mansplaining, upominanie tych, które samodzielnie myślą? Incele chcą, by kobiety jak towar były rozdysponowane między wszystkich mężczyzn, podwójne seksstandardy mają się dobrze, wciąż dzieli się nas na święte i dziwki, kontrolując i sprawiając, że same się kontrolujemy.

A jednak, jak pisze Chollet, pokazujemy niezwyciężoną kobiecą moc. To nie czary, to prawdziwa siła przetrwania, moc stania się z ofiar tymi, które chcą naprawić świat. Wciąż jeszcze jesteśmy uwikłane i uwikłani w stary porządek. Ale on wali się i pali. Najwyższy czas coś zmienić i my to rozumiemy. I mówimy bez ogródek: jesteśmy czarownicami, mamy wiedzę, mądrość i niezłomność wszystkich kobiet, które były przed nami. Wiemy, że nie ma co się dzielić na lepsze i gorsze, że siostrzeństwo ponad różnicami jest kluczem do działania. 

Do WITCH nie ma zapisów. Jeśli jesteś kobietą i jeśli odważysz się wejrzeć w samą siebie, przekonasz się, że już jesteś czarownicą – tak brzmi motto zamieszczone na wstępie książki „Czarownice” Mony Chollet. Jest to cytat z manifestu grupy WITCH, która powstała w Nowym Jorku w Halloween w 1968 roku. I myślę, że jest to najlepsze zakończenie. A lekturę „Czarownic” polecam wszystkim.

* Mony Chollet, „Czarownice. Niezwyciężona siła kobiet”, tłum. Sławomir Królak, wyd. Karakter 

 

 

 

Paulina Klepacz
Proszę czekać..
Zamknij