Znaleziono 0 artykułów
23.05.2022

Sophia Panych z Farfetch o ukraińskich korzeniach, wojnie i pomocy uchodźcom

23.05.2022
"Dziadzio, babcia i wujek Taras"/Fot. archiwum prywatne Sophii Panych

Była redaktorka magazynu „Allure”, a obecnie szefowa działu urody w luksusowej platformie Farfetch, Sophia Panych, choć urodziła się w Nowym Jorku, do ojca zwraca się „tato", a babcię nazywa „babą", podtrzymując w ten sposób swoje ukraińskie DNA. Zaangażowana w pomoc uchodźcom z Ukrainy opowiada o wojnie i swoich korzeniach.

Sophia Panych przez 10 lat pracowała w najsłynniejszym magazynie poświęconym urodzie na świecie, „Allure”. – Uwielbiałam moją pracę, robiłam tam dosłownie wszystko: pisałam i redagowałam, pracowałam z kamerą – zarówno przed, jak i za, relacjonowałam tygodnie mody w Nowym Jorku, Mediolanie i Paryżu, tworzyłam treści dla sieci społecznościowych i pracowałam nad corocznym konkursem Best of Beauty Awards – wylicza Panych.

Później Sophia przeniosła się do Londynu, gdzie kierowała zespołem serwisu Popsugar.uk. Zarządzała tam redaktorami urody, mody, fitnessu i lifestyle’u. Wróciła do branży kosmetycznej, gdy Farfetch zaprosił ją do poprowadzenia działu treści związanych z beauty (brytyjsko-portugalska platforma sprzedażowa weszła na rynek kosmetyczny w kwietniu z ponad 100 luksusowymi markami, w tym Chanel, La Mer i Charlotte Tilbury). Nam Panych opowiada o wojnie, pomocy uchodźcom i swoich ukraińskich korzeniach.

O korzeniach

Jestem w połowie Ukrainką ze strony ojca. Moja babcia urodziła się w Komarnykach [wieś w Ukrainie, w Sambirskim rejonie obwodu lwowskiego – przyp. red.], a dziadek – w Gorodku, na przedmieściach Lwowa, na początku lat 20. Oboje byli nastolatkami, gdy zaczęła się druga wojna światowa. W 1941 r. Niemcy zajęli ich wsie. Oboje otrzymali listy od niemieckiej administracji o treści: „Niemcy potrzebują pracowników, więc musisz się natychmiast zarejestrować”. Miesiąc później otrzymali powiadomienie o tym, gdzie się pojawić i jakie przedmioty mogą ze sobą zabrać. Zostali przeniesieni na roboty przymusowe: babcia na farmę w północno-środkowych Niemczech, a dziadek do naprawy pociągów i silników wysokoprężnych. Po zakończeniu wojny pozwolili im powrócić do Ukrainy. Niektórzy, tak jak moi dziadkowie, nie chcieli wracać do okupowanego przez komunistów kraju, więc amerykańscy żołnierze zabrali ich do obozów dla uchodźców w Niemczech.

Wielka Brytania była jednym z pierwszych krajów, które otworzyły swoje granice i dały pracę uchodźcom, więc moi dziadkowie wyemigrowali tam w 1947 r. Poznali się w Anglii, na farmie pod Londynem, gdzie oboje pracowali. W 1959 r. otrzymali pomoc sponsorską od Stanów Zjednoczonych, dzięki której przenieśli się do Nowego Jorku razem z moim ojcem i wujkiem.

„Zostaliśmy wychowani bardzo świadomi naszego ukraińskiego dziedzictwa"

Moi rodzice poznali się na studiach. Po urodzeniu mi i mojej siostrze nadano ukraińskie imiona i ochrzczono w ukraińskim Kościele katolickim. Zostałyśmy wychowane świadome naszego ukraińskiego dziedzictwa.

Od 5. do 14. roku życia uczęszczałam do ukraińskiej sobotniej szkoły, gdzie uczyłam się historii Ukrainy i gramatyki. Świętowaliśmy Boże Narodzenie i Wielkanoc w „starym stylu" (co zawsze było bardzo mylące dla moich amerykańskich przyjaciół).

Najbardziej na moje życie wpłynęło zapisanie się na tradycyjne ukraińskie tańce w wieku czterech lat. Zakochałam się od razu. Z powodu tej pasji zaczęłam uczęszczać na balet, a później bardzo poważnie podeszłam do zajęć. Postanowiłam nawet zostać profesjonalną baletnicą po ukończeniu studiów. Niestety z powodu kontuzji pleców nie było mi to dane. To wszystko sprowadziło mnie na zupełnie inną ścieżkę kariery – zaczęłam pracować w czasopismach. Mimo że nie mogłam być baletnicą, nigdy nie przestałam tańczyć.

Kontynuowałam występy i nauczanie w „Syzokrylych”, ukraińskim kolektywie tanecznym w Nowym Jorku oraz w zespole tańca ukraińskiego Iskra w New Jersey. Kiedy przeprowadziłam się do Londynu w 2019 r., w pierwszej kolejności skontaktowałam się z ukraińskimi grupami tanecznymi w okolicy.

Sophia z siostrą Lilią/Fot. archiwum prywatne Sophii Panych

O identyfikacji

Urodziłam się w Stanach Zjednoczonych i zawsze uważałam się za Amerykankę i Ukrainkę. To była niezwykle cenna część mojego wychowania: dla mojej „baby” i mojego taty ważne było, żebyśmy razem z siostrą wiedziały, skąd pochodzi nasza rodzina, jakie są nasze ukraińskie tradycje, mimo że jesteśmy tysiące kilometrów od Ukrainy. To być może zaskakujące, ale mam wielu przyjaciół wśród ukraińskich Amerykanów, których dziadkowie musieli uciekać – czują się tak samo, jak ja.

„Szanowali swoją kulturę nie tylko dlatego, że tęsknili za domem. Byli dumni z tego, że są Ukraińcami”

Nasi dziadkowie nie chcieli opuszczać swoich domów i rodzin. Zostali zmuszeni do ucieczki, do walki i pracy dla okupantów, a następnie zostali uchodźcami i rozpoczęli życie w nowych krajach. Wielu z nich marzyło o powrocie do Ukrainy, ale tylko nielicznym się to spełniło. Zachowali jednak ducha swojej ojczyzny w rodzinach i diasporze. Szanowali swoją kulturę nie tylko dlatego, że tęsknili za domem. Byli dumni z tego, że są Ukraińcami, i wiedzieli, jak to jest żyć w czasach, gdy ukraiński język i kultura są uciskane.

Częścią walki o samoidentyfikację dla nas w ukraińskiej diasporze jest pragnienie poczucia więzi z kulturą, do której nie mieliśmy szansy należeć, ale z której byliśmy niezwykle dumni. Dlatego tak bardzo kocham ukraiński taniec ludowy. Kiedy zaplatam włosy, noszę kostiumy i tańczę do ukraińskiej muzyki, czuję najmocniejszą więź z moją babcią i naszą kulturą.

Sophia święci koszyk na Wielkanoc w Nowym Jorku/Fot. archiwum prywatne Sophii Panych

O poczuciu inności

Dorastając, często czułam, że nie do końca pasuję do innych dzieci w szkole. Oczywiście mówiłam doskonale po angielsku i ubierałam się jak Amerykanka, ale to była tylko część mojego życia. Nawet w młodszym wieku zdawałam sobie sprawę, że się wyróżniam. Byłam jedynym dzieckiem w szkole, którego dziadkowie byli uchodźcami, które obchodziło święta w inne dni i które jadło „wyjątkowe” jedzenie w domu. Nigdy nie zapomnę, jak mój tata ugotował barszcz na Światowy Dzień Żywności w szkole. Byłam dumna, ale wszystkie inne dzieci śmiały się ze mnie, że przyniosłam zupę z buraków, ponieważ uważali, że to dziwne. Myślę, że moja nauczycielka zjadła większość tej zupy, dlatego że mi współczuła.

Czułam dystans, ponieważ mój weekend był wypełniony głównie ukraińskimi wydarzeniami, podczas gdy moi koledzy z klasy spędzali czas ze sobą. Odwiedzałam ukraińską szkołę w każdą sobotę i chodziłam na ukraińskie tańce w niedzielę. Większość moich kolegów z klasy chodziła do kościoła lub synagogi w naszym mieście, a my jechaliśmy 30-40 minut, aby dostać się do ukraińskiej świątyni. Latem też wyjeżdżałam – na letnie obozy baletnicze czy występy z „Syzokrylymy”.

Fot. archiwum prywatne Sophii Panych

O języku

Chciałabym powiedzieć, że mówię płynnie po ukraińsku, ale nie mogę. Kiedy byłam bardzo mała, moja babcia, tata i ja rozmawialiśmy ze sobą po Ukraińsku, a do 14. roku życia uczyłam się języka w szkole. Jednak ze względu na to, że nie mówię regularnie po ukraińsku, straciłam tę umiejętność. Mogę się tym językiem porozumiewać, ale gdybym miała odpowiadać na pytania po ukraińsku, prawdopodobnie zajęłoby to dużo czasu. Przez lata miałam zamiar udoskonalić ten język, ale zawsze coś stawało mi na drodze do tego celu – najpierw przeprowadzka, potem nowa praca. Jednak po inwazji wojsk rosyjskich na Ukrainę obiecałam sobie, że w końcu zacznę.

Fot. Roma Kublida

O ukraińskim DNA

Niestety, nigdy nie byłam w Ukrainie. Mój partner i ja w końcu zebraliśmy się w 2020 r., ale pandemia nam przeszkodziła. Naprawdę chcę pojechać i zobaczyć wioski, w których dorastali moja babcia i dziadek. Trudno wyrazić słowami, czym jest dla mnie Ukraina. Tylko jedno słowo natychmiast przychodzi na myśl: „duma”. Zawsze byłam dumna z ukraińskich korzeni, a Ukraińcy zawsze byli dumni ze swojej kultury i historii, chociaż byli poddawani agresji i uciskowi. Ukraińcy i ludzie o ukraińskich korzeniach od dawna słyną z odporności, siły, nadziei i determinacji – to fakt. I świat w końcu to rozumie, patrząc na kraj w obliczu wojny i okrucieństw popełnianych przez Putina i rosyjską armię.

O ukraińskich artefaktach rodzinnych

Mam kilka tradycyjnie haftowanych koszul i ręczników mojej babci, a także jej chusty i trochę gerdanów [damska biżuteria wykonana z koralików z różnorodnymi ornamentami i w różnych odcieniach – przyp. red.]. Przechowujemy również listy od mojej prababci do swojej córki. Po wojnie już nigdy się nie zobaczyły. Ta korespondencja wiele dla nas znaczy.

Fot. Lara Chelak

O wojnie

O wojnie dowiedziałam się z telefonu, z którym nie rozstawałam się miesiąc przed inwazją. Rankiem 24 lutego obudziłam się około szóstej rano, sprawdziłam wiadomości i zobaczyłam powiadomienie z „New York Timesa”. Potem weszłam na Instagram i Twittera i spostrzegłam, jak wszyscy moi ukraińscy przyjaciele pisali o tym, co się dzieje. Potem poczułam się, jakby ktoś uderzył mnie w głowę. Byłam w kompletnym szoku, wszystko dookoła, jakby się kręciło. Nie chciałam wierzyć w to, co widziałam i czytałam.

Najprawdopodobniej nie mam już krewnych w Ukrainie. Przynajmniej z tego, co wiem, większość z nich opuściła państwo w latach 40. i 50. Mam kilku przyjaciół w Ukrainie, z których jedna osoba jest dziennikarką telewizyjną, podróżuje po kraju, relacjonując wojnę zachodnim mediom. Jestem z niej bardzo dumna i z pracy, którą wykonuje, ale martwię się o jej bezpieczeństwo. W większości przypadków utrzymuję kontakt z moimi przyjaciółmi za pośrednictwem Messengera i WhatsAppa.

Fot. archiwum prywatne Sophii Panych

Jestem osobą, która dorastała w ukraińsko-amerykańskiej rodzinie, więc wojna jest dla mnie bardzo dotkliwa: w rzeczywistości pochłonęła wszystko. To jedyna rzecz, o której myślę, a publikowanie w mediach społecznościowych czegoś, co nie jest z tym teraz związane, wydaje mi się złe. Szybko poczułam ogrom miłości i wsparcia płynący ze strony moich obserwujących. I tak najlepsze, co mogą dla mnie zrobić, to przekazywać darowizny na cele charytatywne, podpisywać petycje, kupować coś od ukraińskich firm w odpowiedzi na moje prośby na Instagramie. Mam małą publiczność, ale jeśli mogę zainspirować przynajmniej jedną osobę do pomocy Ukrainie, to też się liczy.

Fot. Andrew Chiciak

O empatii i pomaganiu

Empatia oznacza postawienie się na miejscu innych i próbę zrozumienia, przez co przechodzą na poziomie emocjonalnym. Bycie wrażliwym jest ważne, ale w przypadku rosyjskiej wojny z Ukrainą współczuciu musi towarzyszyć działanie i pomoc. Staram się więc pomagać, jak tylko mogę. Oprócz zwrócenia uwagi na wojnę w mediach społecznościowych, pomogłam zbierać pieniądze na sprzęt wojskowy, przekazywałam darowizny na rzecz wielu organizacji, uczestniczyłam w protestach i zbiórkach pieniędzy w Londynie. Zaczęłam też zbierać kosmetyki dla ukraińskich uchodźców przybywających do Wielkiej Brytanii.

Fot. archiwum prywatne Sophii Panych

Wszystko zaczęło się, gdy przyjaciel zapytał, czy mam kosmetyki, które mogłabym przekazać do londyńskiego ośrodka, gdzie mieszkało 20-30 ukraińskich uchodźców. Zebrałam wszystko, co miałam w swoim mieszkaniu, ponad cztery torby. To skłoniło mnie do myślenia: mam kontakty z markami kosmetycznymi, z redaktorami, wizażystami i fryzjerami: dlaczego nie wykorzystam tych znajomości i nie zbiorę kosmetyków dla ukraińskich uchodźców przybywających do Wielkiej Brytanii na większą skalę? Skontaktowałam się z ukraińskimi schroniskami i dowiedziałam się, które z nich tworzą ośrodki recepcyjne z darami. To miejsca, gdzie uchodźcy mogą przyjść i wziąć potrzebne im rzeczy, takie jak szampon, odżywka do włosów, płyny do mycia ciała, dezodoranty, tampony, pieluchy, odzież itd.

Potem zaczęłam zbierać w domu darowizny od marek kosmetycznych, z którymi współpracuję, aby wysyłać produkty bezpośrednio do ukraińskich ośrodków w całej Wielkiej Brytanii. Zbieram jednak nie tylko najbardziej niezbędne rzeczy, lecz także podkłady, tusze do rzęs, szminki, produkty do pielęgnacji skóry i perfumy – rzeczy, które nie są krytycznie potrzebne, ale pomagają poczuć się trochę lepiej.

Fot. Roma Kulbida

O tym, czy piękno może pomóc

Piękno ma ogromny wpływ na samoocenę, nastrój i samopoczucie. Przez całą moją karierę współpracowałam z organizacjami charytatywnymi, które udzielają porad kosmetycznych i wspierają kobiety z rakiem piersi, ofiary przemocy domowej i młodzież LGBTQ+. Widziałam na własne oczy, jak ludzie czuli się pewniej po zrobieniu fryzury i makijażu lub po otrzymaniu paczki z kosmetykami, i jaki ta pewność siebie miała wpływ na ich nastrój, a w niektórych przypadkach nawet na życie.

W czasie drugiej wojny światowej szminka stała się środkiem podnoszącym kobiety na duchu i pomagała zachować poczucie normalności w trudnych czasach. W Wielkiej Brytanii nie było zakazu ani ograniczeń w produkcji i sprzedaży kosmetyków, a fabryki w Stanach zostawiały w damskich szatniach szminki, aby poprawić morale i wydajność swoich pracowniczek. Jeśli przypomnimy sobie niedaleką przeszłość, w 2008 r. na Zachodzie gwałtownie wzrosła sprzedaż produktów kosmetycznych podczas kryzysu gospodarczego. A podczas pandemii koronawirusa, kiedy branża kosmetyczna była jednak dotknięta, wiele producentów środków do pielęgnacji skóry i włosów odnotowało wzrost popytu, ponieważ ludzie, aby poczuć się lepiej w trudnych czasach, bardziej o siebie dbali.

Piękno nie rozwiąże światowych problemów, ale może odegrać ważną rolę w podnoszeniu nastroju ludzi. Nie mogę sobie wyobrazić, jak ukraińscy uchodźcy mogą się teraz czuć. Oczywiście szminka czy słoiczek kremu do twarzy nie przywrócą ani ich domów, ani ich bliskich, ani nie zakończą tej wojny. Ale być może ta sama szminka lub krem dadzą chwilowe poczucie normalności po raz pierwszy od kilku tygodni, nawet jeśli tylko na minutę. To niewiele, ale to jedyne, co mogę teraz zrobić dla ludzi, którzy zasługują na więcej niż my wszyscy.

Artykuł oryginalnie ukazał się na Vogue.ua.

Redakcja "Vogue Ukraine"
Proszę czekać..
Zamknij