Znaleziono 0 artykułów
06.12.2020

Dolly Alderton: Serce na dłoni

06.12.2020
Fot. Getty Images

"Możesz odbudować zdrowie fizyczne, wypracować racjonalne podejście do własnej wagi i codziennych rytuałów. Ale nigdy nie zapomnisz, ile kalorii ma jajko ugotowane na miękko albo ile z nich spalisz, wchodząc po schodach” – pisze Dolly Alderton w jednym z rozdziałów bestsellerowej książki „Wszystko, co wiem o miłości”. Brytyjka z równie rozbrajającą szczerością opowiada o miłosnych podbojach i porażkach, co alkoholowych i moralnych kacach, wystawianej na próbę przyjaźni oraz problemach z samoakceptacją. Jest jak odbicie w lustrze, którym czasem się brzydzimy, a z którym tak naprawdę powinnyśmy się zaprzyjaźnić.

 „Droga Dolly,

moja pierwsza miłość jest dziś w związku z mężczyzną i nie mogę przestać o tym myśleć”.

„Droga Dolly,

Regularnie spotykałem się z dziewczyną do towarzystwa, teraz czuję, że się w niej zakochałem”.

„Droga Dolly,

Mieszkam sama w dużym mieście. Jak poradzić sobie z samotnością?”.

„Droga Dolly,

Moja córka ma 34 lata i nadal jest singielką. Martwię się, że nigdy nie znajdzie partnera dla siebie”.

Tak zaczyna się kilka listów nadsyłanych do redakcji „Sunday Times”, na które co tydzień odpowiada Dolly Alderton. Do brytyjskiego magazynu pisze od 2015 r. Zaczynała od felietonów o miłości, randkowaniu i facetach, dziś zamiast dzielić się autobiograficznymi wątkami, woli doradzać innym. Jej porady i refleksje nadal pełne są autoironii, czarnego humoru i spostrzegawczości. Bez nich jej debiutancka książka „Wszystko, co wiem o miłości” nie odniosłaby takiego sukcesu.

Może był to przypadek, a może zrządzenie losu, ale „Wszystko, co wiem…” przeczytałam w dość specyficznym momencie życia. Za sobą miałam zawód miłosny, przewartościowałam niektóre znajomości, coraz częściej bywałam niespokojna. Szalejąca pandemia i poczucie zamknięcia obudziły duchy przeszłości – moja relacja z jedzeniem znowu stała się daleka od ideału. W książce Alderton odnalazłam lekki, ale trafnie komentujący rzeczywistość humor milenialsa, pocieszenie, słowa otuchy od równie rozchwianej, niezdecydowanej i mającej problem z przesadą młodej dziewczyny. Oczywiście, nie ze wszystkimi aspektami biografii Alderton byłam w stanie się utożsamić. Po pierwsze, nigdy nie byłabym na tyle pijana, by pomylić Oxford z Oxford Street. Nie wydałabym 300 funtów tylko po to, by o czwartej nad ranem pojechać do faceta, który prawdopodobnie nawet nie jest mną zainteresowany. Czy jako nastolatka wypierałam zaburzenia odżywiania i pławiłam się w każdym usłyszanym: „Ale schudłaś”? Czy – mimo że – szybko udało mi się wyjść na prostą, nadal popadam w paranoję, a „comfort food” zamiast dawać pocieszenie wywołuje u mnie wyrzuty sumienia? Tak, dlatego jestem jedną z wielu czytelniczek, które w Alderton widzą siebie. Bo mają podobne wspomnienia z gimnazjalnych lat. Bo na lekcji informatyki założyły pierwszego e-maila, a podczas letnich obozów wymykały się do kafejki internetowej, żeby poczatować z pierwszym (koniecznie starszym!) chłopakiem.

 

Alderton stała się powierniczką dla 20- i 30-latek, które dość miały głupiutkich popkulturowych autorytetów od spraw sercowych. Jest oczytana i wszechstronna, a talent, błyskotliwość i wiedza nie przeszkadzają jej w popełnianiu błędów, popijaniu wina do śniadania i zwyciężaniu w konkursie na najbardziej żenującą wpadkę roku. Ma jeszcze coś, co odróżnia ją od wszystkich samozwańczych specjalistek: brak zadęcia. To dzięki niemu jest w stanie trafnie komentować nie tylko sprawy uczuciowe, lecz także aktualne wydarzenia ze świata popkultury, show-biznesu, a nawet polityki. Przez trzy lata robiła to wspólnie z przyjaciółką, także pisarką i felietonistką, Pandorą Sykes, w podcaście „The High Low”. 2 grudnia wyemitowano jego ostatni odcinek.

Alderton nie boi się skakać na głęboką wodę i zmieniać trajektorię zawodowej drogi. Gdy wszyscy spodziewali się, że jej kolejna książka także będzie poruszać osobiste wątki, wypuściła powieść „Ghosts” (o jej głównej bohaterce Ninie Alderton powiedziała brytyjskiemu „Vogue’owi”, że na pewno nienawidziłaby „Wszystkiego, co wiem…”). Gdy jej felietony dla „Sunday Times” osiągnęły apogeum popularności, zmieniła konwencję i ruszyła z autorskim kącikiem porad „Dear Dolly”.  – W pierwszej książce zawarłam wszystkie dobre historie – mówiła w wywiadzie dla BBC. – Miałam coś konkretnego do powiedzenia. A zbliżona do pamiętnika formuła pasowała do opowiadania o trudach i wyzwaniach dorastania. Nie chcę już pisać o swoim życiu. Nie ciągnie mnie już do tego i zwyczajnie nie mam na to siły. Przed nią kolejne wyzwania, tym razem związane z telewizją. Aktualnie pracuje nad dwoma scenariuszami, w tym do serialowej adaptacji jej bestsellerowej autobiografii. W swoim liście napisałabym więc:


„Droga Dolly,

Błagam, nie pozwól tego zepsuć”.

(Fot. Materiały prasowe)

 

Michalina Murawska
Proszę czekać..
Zamknij