Znaleziono 0 artykułów
09.01.2025

Fernanda Torres zdobyła Złoty Glob, pokonując Jolie i Winslet. Kim jest nowa gwiazda?

09.01.2025
(Fot. Kevin Mazur/Getty Images)

Fernanda Torres w wyścigu po Złoty Glob dla najlepszej aktorki w filmie dramatycznym pokonała: Nicole Kidman („Babygirl”), Kate Winslet („Lee”), Tildę Swinton („W pokoju obok”), Pamelę Anderson („The Last Showgirl”) i Angelinę Jolie („Maria”). W produkcji Waltera Sallesa „Im Still Here” Torres gra żonę brazylijskiego inżyniera, który zostaje uprowadzony we własnym kraju przez juntę wojskową, która rządziła Brazylią w latach 70. XX wieku.

Historia Eunice Paivy (Torres), matki pięciorga dzieci, jest historią o tym, jak przeżyć stratę, ale przede wszystkim kroniką walki z reżimową władzą o wydanie choćby aktu zgonu potwierdzającego śmierć męża po ponad 20 latach od jego uprowadzenia. Aby móc się symbolicznie pożegnać. Aby symbolicznie pochować jego ciało. Werdykt Akademii Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej okrzyknięto największą niespodzianką tegorocznej gali, ale kto widział film, ten bez wątpienia potwierdzi, że Fernanda Torres zasłużyła na tę nagrodę. Powiedzieć, że miała mocną konkurencję, to nic nie powiedzieć, ale Torres nie wzięła się znikąd, jest jedną z najbardziej znanych brazylijskich aktorek i pierwszą Brazylijką, która w 1986 roku na festiwalu filmowym w Cannes odebrała nagrodę dla najlepszej aktorki w filmie „Kochaj mnie zawsze albo wcale”. I choć za pozostałymi nominowanymi do Złotych Globów aktorkami stoją rozliczne nagrody i sukcesy, to tylko Torres może pochwalić się nagrodą z Cannes.

Każda z bohaterek granych przez mainstreamowe gwiazdy nominowane w tym roku była z różnych względów wyzwaniem dla aktorek, ale to rola Torres była być może najbardziej wymagająca, bo nie stała za nią historia słynnej diwy operowej Marii Callas („Maria”) czy nośny temat – eutanazja („W pokoju obok”). Bohaterka Torres to tak zwana kobieta przy mężu. Termin ten przez lata definiował – i niestety wciąż definiuje – w różnych kulturach pozycję społeczną kobiety bez względu na klasę społeczną, którą reprezentuje i jej wykształcenie. Przez lata odbiera się kobietom podmiotowość tylko dlatego, że swoją edukację i karierę poświęciły na rzecz rodziny. Za każdą z tych kobiet stoją osobne historie. Ważne dla nich samych, często zupełnie nieważne dla nas, mijających je na ulicy ludzi.

W „I’m Still Here” przegląda się tragedia jednostkowa i narodowa

(Fot. materiały prasowe)

Eunice, jej męża Rubensa (Selton Mello) i piątkę ich dzieci poznajemy w Boże Narodzenie 1970 roku, na plaży blisko ich domu. Panuje dość sielska atmosfera, którą zakłóca warkot latającego nad plażą wojskowego śmigłowca. Jeszcze nie wiemy, co zwiastuje, o tym dowiadujemy się z tranzystorowego radia, którego w domu pod nieobecność państwa słucha gosposia Zeze (Pri Helena). Brazylia jest w mniej więcej piątym-szóstym roku dyktatury wojskowej, która będzie trwała kolejnych 15 lat. Wiadomości radiowe zdominowane są przez informacje o porwaniach kolejnych kongresmenów czy dyplomatów. Eunice, Rubens i ich dzieci to klasyczna klasa średnia. Przez dom przewijają się liczni goście, którzy gawędzą o polityce, sztuce, piłce nożnej i innych mniej lub bardziej niepoważnych tematach.

Pewnego dnia dom odwiedzają poważni panowie w równie poważnych uniformach i zabierają Rubensa na przesłuchanie. Ponieważ Rubens długo nie wraca, a Eunice zaczyna go usilnie poszukiwać, w efekcie sama trafia na przesłuchania w sprawie ruchu oporu. Dodajmy – o którego istnieniu nic nie wiedziała, bo ukrywał je przed nią zaangażowany w ruch mąż. Eunice po pobycie w obskurnej celi wraca jednak do domu. Rubens nie wróci nigdy. Pani domu każe gosposi odnaleźć klucz do furtki, która zawsze była otwarta, aby w ten sposób symbolicznie zamknąć dobre wspomnienia. Dom z filmu to oryginalny obiekt. To dom rodzinny bohaterów, których reżyser Walter Salles poznał w czasach, kiedy był nastolatkiem. „Kiedy pierwszy raz przeczytałem książkę, byłem głęboko poruszony. Po raz pierwszy historia ludzi wyrwanych ze swojego życia przez brazylijską dyktaturę została opowiedziana z perspektywy tych, którzy zostali. W doświadczeniu jednej kobiety – Eunice Paivy, matki pięciorga dzieci – była zarówno historia o tym, jak przeżyć stratę, jak i odbicie rany pozostawionej narodowi. Było to również osobiste: znałem tę rodzinę i przyjaźniłem się z dziećmi Paivy. Ich dom pozostał wyryty w mojej pamięci. Podczas siedmiu lat, które spędziliśmy, tworząc „Im Still Here”, życie w Brazylii niebezpiecznie zbliżyło się do dystopii lat 70., co sprawiło, że opowiedzenie tej historii stało się tym pilniejsze” – mówił o swoim filmie Walter Salles.

(Fot. Sonja Flemming/CBS via Getty Images)

Złoty Glob dla Fernandy Torres może stać się trampoliną promocyjną dla kameralnego obrazu Sallesa

Rodzinną historię w książce opisał Marcelo – syn Eunice i Rubensa, a na jej podstawie Murilo Hauser i Heitor Lorega stworzyli scenariusz, za który na ubiegłorocznym festiwalu filmowym w Wenecji odebrali nagrodę. Gdy oglądałem wtedy „Im Still Here”, pomyślałem, że to jeden z tych festiwalowych filmów, które przepadają po imprezie, choć są pełnymi, wspaniałymi obrazami. Zapominają o nich dystrybutorzy, bo nie grają w nich gwiazdy albo zwyczajnie nie mają odpowiedniego budżetu na promocję i marketing. I wtedy przychodzą nagrody, jak ta dla Fernandy Torres, a z nią nadzieja, że znajdzie się również polski dystrybutor, który pokaże tę wspaniałą, głęboko poruszającą historię. Ubiegłoroczny werdykt jury 81. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji to hołd złożony klasycznemu kinu i klasycznym opowieściom.

Dwa słowa definiowały konkurs główny w Wenecji: „uważność” i „bliskość” w kontekście relacji międzyludzkich. W przypadku „Im Still Here” dodałbym jeszcze słowo „empatia”. Ta produkcja jest nią przepełniona, bo choć opowiada o niszczycielskiej zbrodni sankcjonowanej przez państwo, to sposób narracji, emocje, prowadzenie aktorów czy ich gra wreszcie są mistrzowsko zniuansowane, szlachetnie wyciszone, a wiele w gestach i minach dzieje się między słowami. I może to spowodowało, że Złoty Glob powędrował do Fernandy Torres. Uchwycona przez kamery entuzjastyczna reakcja Tildy Swinton na wygraną Torres zdaje się potwierdzać słuszność wyboru akademików. Zaskoczona aktorka dedykowała nagrodę swojej matce Fernandzie Montenegro, która 25 lat temu również była nominowana do nagrody podczas tej samej gali i w tej samej kategorii za przejmujący „Dworzec nadziei”. „Była tutaj 25 lat temu, a to jest dowód, że sztuka może trwać całe życie, nawet w trudnych chwilach” – mówiła Torres ze sceny. Reżyserem filmu „Dworzec nadziei” był również Walter Salles. Montenegro pojawia się zresztą w finałowej sekwencji „Im Still Here” w roli dojrzałej pani Eunice. 95-letnia dziś aktorka w jakimś sensie symbolicznie odebrała nagrodę, bo trafiła w ręce jej córki. Sama wciąż gra i zapisała się na stałe w historii nie tylko brazylijskiego, lecz także światowego kina – choćby wspomnianą już rolą, za którą w 1999 roku otrzymała nominację do Oscara. Mówią, że Złote Globy to największy prognostyk Oscarów, więc kto wie? Historia lubi się powtarzać. Trzymam kciuki za Oscara dla Fernandy Torres.

Artur Burchacki
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Fernanda Torres zdobyła Złoty Glob, pokonując Jolie i Winslet. Kim jest nowa gwiazda?
Proszę czekać..
Zamknij