„Nereidy” tworzą opowieść o kobiecości delikatnej, ale nie do złamania

Sesja „Nereidy” to projekt dopracowany w każdym szczególe – od pomysłu przez stylizacje po wybór miejsca i światła. Kinia Podsiadło poświęciła mu prawie rok, tworząc estetyczne zdjęcia, a z nich opowieść o kobiecości, sile i wrażliwości. Nam mówi o kulisach swojej pracy, emocjach towarzyszących procesowi twórczemu i o tym, dlaczego mimo dostępnych technologii wciąż wybiera prawdziwe światło, fizyczne rekwizyty i obecność drugiego człowieka. Bo dla niej fotografia to nie tylko obraz, ale również historia, która musi zostać opowiedziana.
Twoja najnowsza sesja „Nereidy” to niezwykle poetycka opowieść o kobiecej sile. Co zainspirowało cię do stworzenia tej koncepcji?
Uwielbiam baśniowy klimat, a postać nereid czy syren pojawia się w niemal każdej kulturze. Nawet w Warszawie to właśnie syrena jest naszym miejskim symbolem. Ten motyw od zawsze mnie intrygował, dlatego postanowiłam przyjrzeć się mu bliżej i stworzyć własną, autorską interpretację. Moje fotografie opowiadają historie zakorzenione w uniwersalnych tematach, ale wizualnie przenoszą widza do świata snu i magii. Bycie kobietą samo w sobie jest dla mnie niekończącym się źródłem inspiracji – zarówno poprzez moje własne doświadczenia, jak i dzięki kobietom, które mnie otaczają. „Nereidy” to także wyraz mojego wewnętrznego pragnienia, by zanurzyć się głęboko w kobiecą energię – zaufać jej, czerpać siłę z łagodności i intuicji, zamiast ukrywać się za zbroją niezależności.

W opisie sesji mówisz o sile, która nie krzyczy, ale płynie pod powierzchnią. Jak uchwycić tak subtelne emocje w kadrze?
Dla mnie kluczowe jest, by dokładnie wiedzieć, co chcę pokazać. Siła i delikatność mogą się wydawać przeciwieństwami, ale kiedy naprawdę rozumiesz kobiecą naturę, wszystko zaczyna się łączyć. Pomaga mi również wczucie się w dany moment i energię, którą pragnę pokazać na zdjęciach. Każdy mój projekt jest osobisty – i to właśnie nadaje autentyczność moim zdjęciom i sprawia, że są czymś więcej niż tylko pięknym obrazem.

Czy możesz opowiedzieć o procesie twórczym, od pierwszej wizji aż po ostatnie ujęcie? Jakie emocje ci towarzyszyły?
Ten projekt był bardzo czasochłonny i wymagający, a jednocześnie niezwykle ekscytujący i dający poczucie spełnienia – jego realizacja zajęła mi prawie rok. Dlaczego aż tyle? Złożyło się na to wiele elementów. Każdy detal był dokładnie przemyślany – od scenografii przez rekwizyty po ręcznie wykonane paznokcie, buty, naszyjniki czy ozdoby do włosów. Wszystko zaczęło się od twarzy pięknej modelki, z którą już wcześniej współpracowałam. Jej porcelanowa cera i rude włosy idealnie pasowały do mojej wizji, ale czekałyśmy, aż jej włosy urosną, bo nie chciałam używać przedłużeń ani peruk. Kolejnym elementem była muszla – specjalnie wykonana na zamówienie, miała mieć aż trzy metry. Znalezienie osoby, która podjęłaby się tego zadania, było wyzwaniem. Podobnie jak poszukiwanie stylisty, któremu mogłabym zaufać przy tak złożonym koncepcie. Na szczęście kilka miesięcy przed zdjęciami poznałam Juniora, który przygotował aż 15 stylizacji – i od tego momentu jest częścią mojego zespołu.

Sesja trwała dwa dni. Pierwszego dnia towarzyszyła nam ogromna adrenalina – mieliśmy plan, ale jak to często bywa, rzeczywistość go zweryfikowała. Gdy jednak po raz pierwszy spojrzałam przez obiektyw i zobaczyłam efekt, poczułam się, jakbym wskoczyła do oceanu w upalny dzień. To był flow. Serce miałam pełne, a satysfakcji nie dało się opisać. Uświadomiłam sobie, że stoję przed produkcją, która jeszcze niedawno była tylko iskierką w mojej wyobraźni.

Skąd pomysł, by osadzić tę opowieść w tak surowym naturalnym krajobrazie? Co znaczą dla ciebie skały, fale, ocean?
Większość moich projektów tworzę w naturze, bo to właśnie ona najlepiej oddaje to, co chcę przekazać – potrafi być dzika i nieprzewidywalna, a jednocześnie niezwykle harmonijna i łagodna. Fale są dla mnie jak emocje – zmienne, głębokie, nieujarzmione, a jednak mają w sobie rytm, cykliczność i pewną mądrość. Skały natomiast symbolizują trwałość, stabilność, fundament. Gdy te dwa żywioły się spotykają, powstaje niesamowita opowieść o kobiecej sile, która nie polega na dominacji, lecz na zdolności do przepływu, adaptacji, a także na zakorzenieniu w sobie. Natura staje się więc nie tylko tłem, ale również integralną częścią mojej narracji – odbiciem tego, co niewidoczne, ale głęboko odczuwalne.

W jaki sposób dobraliście modelki do tej sesji? Czy kierowaliście się ich historią, energią, czy może innymi kryteriami?
Główną modelką była Dalila Turash, z którą miałam już okazję wcześniej pracować. Jest niezwykle delikatna, inspirująca i emanuje kobiecą energią. Jej unikalna uroda idealnie wpisała się w moją wizję, nie mogłam sobie wyobrazić nikogo bardziej odpowiedniego do tej roli. W miarę jak projekt się rozwijał, poczułam potrzebę dodania większego kontrastu i głębi, dlatego zaprosiłam do współpracy Shin Joo, która przyleciała do Bali zaledwie kilka godzin przed sesją. Jej obecność wniosła zupełnie inną energię – bardziej dynamiczną, co stworzyło piękną równowagę między postaciami. Uwielbiam pracować z ludźmi, którzy z taką pasją i zaangażowaniem oddają się sztuce – to naprawdę widać na zdjęciach.

Twoje zdjęcia mają bardzo filmowy, mistyczny klimat. Czy są jakieś konkretne techniki fotograficzne lub postprodukcyjne, które pomogły ci osiągnąć ten efekt w „Nereidach”?
Uważam, że 90 proc. sukcesu projektu to wizja, a tylko 10 proc. to sprzęt. Wiele osób zakłada, że korzystam z niezliczonej ilości lamp, kamer i technicznych sztuczek, a tymczasem najważniejsze jest dla mnie uchwycenie światła, momentu i emocji. To one budują prawdziwą magię kadru. W przypadku „Nereid” świadomie planowałam zdjęcia na czas tzw. golden hour, by uzyskać delikatne naturalne światło i wprowadzić subtelny złocisty klimat – taki, który potęguje baśniowość, a jednocześnie pozwala zachować autentyczność przeżycia.

W „Nereidach” poruszasz temat wrażliwości jako źródła mocy. Jakie osobiste znaczenie ma dla ciebie ten przekaz?
Od dłuższego czasu zgłębiam temat energii żeńskiej i męskiej. Mam wrażenie, że wiele z nas, kobiet, zostało nauczonych, że musimy być silne, niezależne i samowystarczalne, a w głębi duszy tęsknimy za tym, by móc się rozluźnić, poczuć bezpiecznie i być otoczone opieką. To napięcie mocno odbija się także w naszych relacjach. Przez większość życia sama funkcjonowałam w takim schemacie – chroniłam się swoją niezależnością, wierząc, że właśnie taka muszę być, by przetrwać. Dopiero niedawno zrozumiałam, że samo bycie kobietą jest ogromną siłą. Nie muszę walczyć. Mogę zaufać swojej intuicji, emocjom, wrażliwości i uczynić z nich mój największy atut.

W czasach, gdy coraz częściej sięgamy po rozwiązania cyfrowe i sztuczną inteligencję, wiele osób pyta: dlaczego nie skorzystałaś z AI, żeby stworzyć ten projekt?
Dlaczego nie poszłam na skróty, generując sesję cyfrowo zamiast fizycznie? Dlatego, że kocham tworzyć fizycznie i pracować z energią ludzi. Proces powstawania – wspólne działanie, emocje, zaangażowanie – to dla mnie ogromna część sztuki. Chcę, by moje prace miały głębię, by za pięknym obrazem kryła się prawdziwa historia, a nie tylko coś estetycznego, wygenerowanego bez duszy. Sztuka to dla mnie doświadczenie, relacja, wymiana – tego żadna technologia nie zastąpi.
Zdjęcia i produkcja: Kinia Podsiadło
Stylizacja: Junior Rahmat Ilahi
Włosy i makijaż: Olga Yurtaeva
Modelki: Dalila Turash / Shin Joo
Wideo backstage: Lotta
Asystenci: Naomi Andrianto, Adi Dharmadi, Mawar Bruzzi, Pasthika Maya, Bill Clinton Parmonang
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.