Znaleziono 0 artykułów
19.11.2019

Girls don’t ask: Klara Bielawka

19.11.2019
(Fot. Kasia Marcinkiewicz)

Teatr to rodzaj społecznego egzorcyzmu – wypędzania demonów marginalizowania, przemocy i dyskryminacji. Ten rytuał ma się dokonać na scenie w wystawianym w Teatrze Powszechnym spektaklu „Diabły” Agnieszki Błońskiej, inspirowanym opowiadaniem Jarosława Iwaszkiewicza „Matka Joanna od Aniołów”. – Nie interesuje mnie walka, teatr jest dla mnie miejscem wyrażenia własnej cielesności – mówi przekornie odtwórczyni jednej z głównych ról.

Dobry fotograf wie, jak aktorkę oświetlić. A w tym piśmie pracuje dobry fotograf i już się ze mną umawiał na sesję. To miała być rozkładówka o teatrze… W dużym, znanym piśmie dla kobiet. Dziennikarka zadzwoniła do mnie, bardzo miło. Rozmawiałyśmy tak szczerze, sensownie. Opowiadałam jej o pracy, o najważniejszych moich spektaklach, o tym, jak się przygotowuję do roli, jak tworzyłam postać Dziewki w »Klątwie«, i szerzej, jak rozumiem aktorską odpowiedzialność. Profesjonalny wywiad. Termin publikacji się zbliża, ona milczy. W końcu dzwoni i przeprasza, że jednak w tym numerze rozkładówki o teatrze nie będzie. I ja wiem… ja dokładnie wiem, o co chodzi. Co mnie podkusiło, żeby o tym opowiadać. O »Klątwie«, o autocenzurze, która jest śmiercią dla artysty. Mogłam opowiadać, jakiej szminki używam, czym sobie golę łydki, jak spędzam wakacje. Ja mam takie piękne nogi. A one nikogo w teatrze politycznym nie interesują. I była szansa, żeby one były na tej rozkładówce… I ja tę szansę przesrałam”.

(Fot. Kasia Marcinkiewicz)

Ten autoironiczny monolog Klary Bielawki z „Mefista” w reżyserii Agnieszki Błońskiej (Teatr Powszechny, premiera we wrześniu 2017 roku) to parodia hamletowskiego „być albo nie być”. Co robić – golić łydki czy walić widzowi prawdę między oczy? Odpowiedź jest bardzo prosta. Aktorka podaje ją sama wprost ze sceny – jedno i drugie. Bo gdy dostajesz kopa z pięknej nogi, boli bardziej. Do tego Klara zdążyła nas już przyzwyczaić. Afirmując swą cielesność, wprowadza męskiego widza w stan lekkiego niepokoju – prowokuje, uwodzi, używając kobiecości jako mównicy, z której dociera do nas, facetów, nieprzyjemna prawda o sytuacji dziewczyn we współczesnym świecie, również w teatrze. Przekonujemy się o tym niemal codziennie i to, co zdarzyło się ostatnio w krakowskiej Bagateli, jest tylko jednym z dowodów na to, że teatr, który się „wtrąca”, przemawia najmocniej głosem kobiet.

W „Klątwie” (Fot. Magda Hueckel)

Zasznurowana w ciasny gorset heroina, przed której garderobą wystają z bilecikami i bukietami przywiędłych fiołków męskie dziwolągi, przechodzi z hukiem do historii. W lamusie historii lądują boginie Wyspiańskiego i kobiece kukły Kantora. Po „Matce Courage” Brechta przychodzi czas na „Matkę Joannę od Aniołów”, za której adaptację biorą się równolegle trzy warszawskie teatry. Rozmawiam z Klarą między próbami do „Diabłów” w reżyserii Agnieszki Błońskiej, jedynego z tych trzech spektakli, za który wzięła się kobieta. Przesłuchując nagranie i dowiadując się w tych dniach z zakulisowych przecieków, że faceci na tych próbach wymiękają, próbuję odtworzyć główne przesłanie grających w spektaklu kobiet. „Wszystkie jesteśmy Matkami Przełożonymi. Afirmujemy ciało. Próbujemy przeprowadzić własną procedurę egzorcyzmu – dopiero na scenie, w czasie spektaklu, dowiemy się, czym jest właściwie opętanie. Kim są w rzeczywistości owe Diabły, które sprawują władzę nad naszą cielesnością, wyzwalając jednocześnie bunt i rewolucję. Sprzeciw wobec niewoli, w którą wpędzają nas wychowanie, patriarchat, Kościół. Nie chodzi nam o czysty przekaz feministyczny, raczej o pochwałę cielesności, z całą jej delikatnością, prawem do odczuwania przyjemności”.

Nie zdziwię się, gdy faceci będą się pchali do bezpiecznych ostatnich rzędów, z których obserwowanie kobiecych ekstaz zapewni im komfort czystego oglądania. Znając jednak ekspansywność Klary Bielawki, jej wrodzony sceniczny zmysł prowokacji, nie gwarantowałbym spokoju ducha. Dała się już poznać z tej strony, czym narażała się na agresję części męskiej publiczności. Gdy wspomina o incydencie ze spektaklu „Neron”, zdobywa się na niezwykły ton. – Było mi go po ludzku żal, poczułam się nawet trochę winna.

(Fot. Kasia Marcinkiewicz)

Nie mogę nie pomyśleć o prastarym poczuciu winy, jakie kobieta, aż po dzień dzisiejszy, odczuwa, gdy obwinia samą siebie za przemoc, którą rzekomo prowokuje. Znamy to ponure doświadczenie z izb przesłuchań, gdzie faceci policjanci sugerują zbyt krótką spódniczkę, wyzywającą szminkę i kobiecą grę w pozory: „nie” znaczy zawsze „tak”. I rechot męskiego polityka szowinisty, kiedy mu się mówi, że można zgwałcić prostytutkę. I swoją żonę, choć się jej nie płaci. Gdy aktorka ze sceny proponuje facetowi z widowni zrobienie laski, ten nie może brać tego dosłownie. Wszystko odbywa się w przestrzeni symbolicznej – aktorka w roli aktorki mówi do widza w roli widza, nie do mężczyzny. Rolą reżysera jest zadbać o to, by tej przestrzeni nie naruszyć, bo pokusa jest czasem zbyt mocna. Dopiero po latach, w atmosferze skandalu wywołanego przez kampanię #MeToo, dociera do nas prawda o molestowaniu aktorek na planach zdjęciowych wielkich filmów. „Ostatnie tango w Paryżu” jest przerażającym świadectwem czasu, który powoli chyba mija.

W „Mein Kampf” (Fot. Magda Hueckel)

Próbuję dopytać o kluczowe w „Diabłach” pojęcie opętania. Bielawka zdumiewa mnie, gdy odwołuje się do „Ekstaz kobiecych” Jean-Noëla Vuarneta, zbioru esejów o kobietach mistyczkach. Myślimy jednocześnie o tej samej postaci – Anieli z Foligno. Klara pierwsza wypowiada jej imię. – Przygotowując się do roli w „Diabłach”, czytałam jej świadectwa. Poruszyła mnie wizja kobiety opętanej przez bezwarunkową miłość do krzyża, ale zastanawiam się, czy Chrystus, którego adoruje, nie występuje jednocześnie w roli Szatana. Ta relacja jest pełna seksu, Anielę uwodzi głos mężczyzny, który nie zdradza swojej tożsamości: „Jesteś najlepszą dziewczyną na półwyspie, jesteś piękna, chcę w ciebie wejść…”. Opętanie jest także egzorcyzmowaniem, wyzwalaniem seksualności i naznaczaniem jej ścisłych granic jednocześnie. O znoszeniu tych granic jest nasz spektakl. O tym, jak każda z nas postrzega te ograniczenia. I jak sobie z nimi radzi.

(Fot. Kasia Marcinkiewicz)

Przypomnijmy, mamy wiek XIII, Aniela z Foligno jest zamożną kobietą, która po konwersji zapomina się w swej miłości do Jezusa do tego stopnia, że do gry wciąga własną seksualność: „Widok krzyża poszerzył moje poznanie: ujrzałam, jak Syn Boży umarł za nasze grzechy w największym cierpieniu. Czułam, że go ukrzyżowałam…W tym poznaniu krzyża trawił mnie tak potężny ogień, że stojąc przed krzyżem, rozebrałam się i oddałam mu cała” („Libro de la experiencia”). Jej miłość do Jezusa jest tak bezwarunkowa, że kobieta z ulgą przyjmuje śmierć męża i swoich krewnych, którzy mogliby jej tę miłość zakłócić.

Szokujące w tej historii jest również to, że mimo przekroczenia wszystkich możliwych granic Aniela została beatyfikowana (1693 rok), a dopiero całkiem niedawno (9 października 2013 roku) kanonizowana przez papieża Franciszka. Jest patronką kobiet dotkniętych pokusą pożądania seksualnego i wdów. W słynnym skandalu wokół filmu Jacka Markiewicza „Adoracja Chrystusa” z 1992 roku (ocieranie się nagimi męskimi genitaliami o krucyfiks) wszyscy jakoś zapomnieli, że w historii Kościoła takie rzeczy to bułka z masłem.

Na przedstawieniu „Strach zżerać duszę” w Teatrze Powszechnym (Fot. Bartosz Krupa/EastNews)

„Diabły z Loudun” to XVII-wieczna historia, z której motywy seksu i władzy nad ciałem kobiet odżywają w naszych czasach z przerażającą aktualnością. Rolę klasztoru przejmują współczesny kościół, ale również teatr, szkoła artystyczna i wielka korporacja. Nic dziwnego, że w Polsce, kraju, gdzie edukacja seksualna, również ta dotycząca odmiennych orientacji, odbywa się głównie na plebaniach (po co tracić czas na uczenie się tego w szkołach podstawowych?), trzy teatry biorą się za ten temat. Powiążą go, jak mam prawo się spodziewać, z szerszym kontekstem społecznym. O tym rozszerzeniu Klara Bielawka mówi ostrożnie, z wyczuciem, nie popadając w amok pochopnych uproszczeń, starannie ważąc słowa.

Gdy drogą e-mailową umawiałem się z nią na rozmowę, napisała mi, że żadna z niej aktywistka. Odpisałem, że aktywizm kobiecy to nie tylko nawalanie się z kibolami i policjantami na ulicach. Teatr, ale na pewno nie bez Klary, jest dzisiaj lepszym miejscem do mówienia o tych sprawach. Nie przez przypadek przywołuje Elfriede Jelinek i Anielę z Foligno. To najlepsze połączenie, by podzielić się swym doświadczeniem stłamszonej kobiecości i nadziei, jaką daje oczyszczenie przez spektakl.

Walka Boga i Szatana o duszę człowieka to wielka lipa. Chodzi zawsze o ciało kobiety. Szatan chce je okryć blichtrem i błyskotkami (nie mam rozległych znajomości w świecie mody, więc nie wiem, czy Diabeł nadal ubiera się u Prady), Bóg zaś chce oddać je Kościołowi i jego pośrednikom, księżom, popaprańcom od społecznych egzorcyzmów i edukatorom od wychowania w rodzinie. Mam nadzieję, że również o tym będą „Diabły” Agnieszki Błońskiej w Teatrze Powszechnym.

W Strach zżerać duszę (Fot. Magda Hueckel)

Nie interesuje mnie walka przeciw komukolwiek, teatr jest dla mnie miejscem wyrażenia własnej cielesności, pokazania jej tak, jak sama ją odczuwam – mówi Klara. Praktyka devisingu, kreowania roli na osobistym doświadczeniu aktorki, tak udanie wdrażana przez Agnieszkę Błońską, sprzyja swobodzie wypowiedzi. W tej wypowiedzi głos aktorki splata się z głosem kobiety opowiadającej swoje życie.

„Wszystkich nas nie wyegzorcyzmujecie”, takim hasztagiem Klara opatruje swój Instagram. Wiemy już, że egzorcyzm to słowo klucz otwierające debatę nad granicami wolności, prawa do artykułowania własnej seksualności we wrogim kobiecie otoczeniu. I o Polsce.

Gdy dopraszam się o zaproszenie na próbę, stanowczo odmawia. – Byłbyś obcym ciałem – słyszę. Rozumiem, women’s business, sprawa między dziewczynami. Bo te próby to nie tylko rutynowy czas rozbiegu do spektaklu, to również rodzaj rytuału. W tym teatrze nie wykuwa się ról, lecz się je omawia, wprowadzając korekty zaczerpnięte z przeczytanych lektur, osobistych relacji i doświadczeń. Sytuacja jest zapewne dynamiczna, każdy dzień modyfikuje kształt przyszłego przedstawienia. To nie tylko gra zespołu z widownią, ale również, a może przede wszystkim, wymiana stanowisk między kobietami, bo mężczyźni są tutaj z pewnością tylko jakimś tłem.

Jean Cocteau ukuł kiedyś taką sentencję: „Do 16. roku życia kobiety najchętniej zamordowałyby wszystkich mężczyzn, a gdy już przekroczą ten wiek, rozglądają się, czy któryś nie ocalał”. Fajnie, że są, ale rączki przy sobie. Dyrektorzy i wychowawcy wielu teatrów i uczelni artystycznych w Polsce nie trzymają rąk pod stołem. Przeciwnie. Puszczają je w ruch, korzystając zbyt często z nadanego sobie samym przywileju. Narasta sprzeciw wobec takich praktyk – kobiety przełamują wstyd i walą wprost po łapach. Żaden panel, żadne sympozjum nie zastąpi teatru. To jest to miejsce, w którym poprzez artystyczną sublimację oczyszcza się atmosferę i inicjuje rozmowę. To też rodzaj społecznego egzorcyzmu – wypędzania demonów marginalizowania, przemocy i dyskryminacji.

Klara mówi o tym bez emocji, oszczędzając energię na pierwsze przedstawienia. Po jej uśmiechu widzę, że nie będzie lekko. Boys aside. Premiera „Diabłów” już 7 grudnia. Jest jednak jeszcze czas, by to i owo przemyśleć. Coś mi się zdaje, że tym razem kobiety nie będą brały jeńców.

Andrzej Wajs
Proszę czekać..
Zamknij