Znaleziono 0 artykułów
23.07.2020

Historia jednego zdjęcia: Jared Leto w 1994 roku

23.07.2020
(Fot. Getty Images)

W grudniu 1994 roku 23-letni aktor wybrał się na premierę „Nell” z Jodie Foster w Nowym Jorku. Rozdał więcej autografów niż cała obsada filmu razem wzięta, bo od sierpnia grał idola nastolatek w serialu „Moje tak zwane życie”.

„Pod moją nieobecność świat uległ całkowitemu przeobrażeniu” – napisał Jared Leto na Twitterze w połowie marca. Aktor i wokalista zespołu rockowego 30 Seconds to Mars spędził 12 dni na pustyni. Dopiero po oczyszczającym odosobnieniu, podczas którego nie mógł używać telefonu, dowiedział się o pandemii koronawirusa. Gdy fani zareagowali na jego wpis złością, zarzucając mu pięknoduchostwo, artysta zaczął na zdjęciach pokazywać się w maseczkach z napisem „Jeśli potrafisz to przeczytać, to znaczy, że stoisz za blisko” i bluzach z nadrukiem „Dr. Fauci mój idol”.

Jared Leto jest pełen sprzeczności. Wybrzydza w rolach, nie chodzi na przyjęcia (poza MET Galą, gdzie w minionym roku pokazał się w ubraniu Gucciego i z repliką własnej głowy w dłoniach), utożsamia się raczej z wizerunkiem rockmana niż gwiazdy kina. Nic dziwnego, skoro wychował się w hipisowskiej rodzinie. Mama Jareda, Constance, zachęcała dzieci, żeby rozwijały się kreatywnie (Jared z bratem Shannonem założył 30 Seconds to Mars w 1998 roku). Ale eksperymenty dorastającego Leto nie ograniczały się do poszukiwań artystycznych. Nie skończył szkoły średniej, bo był „zbyt zajęty braniem narkotyków”. Próbował wszystkiego. – Wiele z nich było naprawdę fajnych – mówił po latach. Podobnego do siebie outsidera, romantyka i straceńca zagrał w serialu „Moje tak zwane życie” z 1994 roku. Jordan Catalano, obiekt westchnień głównej bohaterki, Angeli (14-letnia Claire Danes), nosił wyciągnięte swetry niczym Kurt Cobain, patrzył spode łba i miał w sobie odpowiednią dozę dekadencji, żeby rozkochać w sobie wszystkie dziewczynki, których marzeniem było uratowanie szkolnego buntownika. Jordan był bardziej mroczny niż Dylan z „Beverly Hills 90210”, bardziej zagubiony niż Pacey z „Jeziora marzeń”, groźniejszy nawet niż Angel z „Buffy, postrach wampirów”.

 Bądźmy szczerzy, Jordan nigdy się nie odzywał. Jestem oczywiście wdzięczny, że dzięki serialowi zaczęła się moja kariera, ale Jordan stał się zdecydowanie zbyt sławny. Ta postać nie jest dla mnie punktem odniesienia, a stała się dla widzów, zwłaszcza dziewczyn. Chyba odzwierciedlała ich pragnienia – zauważył Leto w wywiadzie dla „Rolling Stone”. Jordan, a wraz z nim Jared, stał się idolem. W epoce grunge’u chłopcy nie musieli być perspektywiczni, nie musieli już w liceum planować kariery ani umiejętnie wyrażać uczucia. Wystarczyło, że wyglądali na zamyślonych. Chociaż ostatecznie scenarzyści „Mojego tak zwanego życia” zasugerowali, że Angela wybrała rozsądnego kolegę, zakochanego w niej od lat. Gdyby serial doczekał się kolejnych sezonów, pewnie bohaterka jeszcze kilka razy wróciłaby do Jordana. – Był obiektem pożądania, więc i mnie tak traktowano – wspomina Leto. Chciał jak najszybciej pozbyć się łatki ulubieńca licealistek. Gdy serial spadł z ramówki, wypatrzyła go Winona Ryder, zagrał z nią w filmie „Skrawki życia” z 1995 roku. Został w kinie, a potem wszedł też do muzyki.

Leto potrafi walczyć o swoje. Kiedy chce, potrafi być zawzięty. – Nie obudziłem się sławny i bogaty. Długo się rozkręcałem – mówi. Najlepsze role Leto wiążą się z jego biografią. Zabłysnął jako narkoman Harry Goldfarb w „Requiem dla snu”, adaptacji powieści Huberta Selby’ego Jr. w reżyserii Darrena Aronofskiego z 2000 roku. Oscara i wszystkie inne liczące się nagrody dostał za rolę transseksualnej Rayon z „Witaj w klubie” z 2013 roku. Też uzależnionej od narkotyków. Dla wymarzonej roli poświęca się w pełni. Obok Heatha Ledgera i Joaquina Phoenixa jest kolejnym aktorem, który (za) mocno wszedł w postać Jokera z uniwersum DC Comics. Podobno straszył wszystkich na planie. Margot Robbie, która zagrała Harley Quinn, podarował szczura, Willowi Smithowi naboje do pistoletu, a całej obsadzie martwą świnię. Ale przegięta charakteryzacja – krwiste oczy, neonowe włosy i gnijące zęby, manieryczne zachowanie i wydumane kwestie sprawiły, że Joker był raczej śmieszny niż straszny. Po premierze „Legionu samobójców” z 2016 roku Leto wkurzył się na wytwórnię, gdy okazało się, że zamiast filmu z nim jako Jokerem w roli głównej powstanie „Joker” z Phoenixem. Leto wciąż nie daje za wygraną. Mimo sukcesu filmu Todda Phillipsa, który uznano za wyrażający Zeitgeist, Jared wciąż chce kręcić swojego „Jokera”. Na pocieszenie dostał rolę innego superzłego – Morbiusa, Żyjącego Wampira z uniwersum Marvela (najpierw pojawił się w komiksach o Spider-Manie). Leto chce grać dziwaków albo z popkultury, albo z prawdziwego życia. Niedługo wcieli się w Andy’ego Warhola w filmowej biografii.

Prywatnie Leto walczy o prawa zwierząt, jest weganinem, mówi, że raczej nigdy się nie ożeni, bo lubi być sam (a umawiał się z Angeliną Jolie, Scarlett Johansson czy Cameron Diaz).

W świecie mody Leto zaistniał dzięki Alessandro Michelemu, dyrektorowi kreatywnemu Gucci, jednemu z największych współczesnych wizjonerów. – Jest wspaniałym przyjacielem i współpracownikiem, genialnym artystą i projektantem. Dużo nas łączy – wiek, potrzeba eksperymentu, pasja do pracy. A z drugiej strony nasze życie prywatne jest zupełnie inne niż zawodowe – zupełnie proste – mówi Leto. Michele zaprosił go do kampanii zapachu Gucci Guilty z udziałem Lany Del Rey i Courtney Love, a na premiery, koncerty 30 Seconds to Mars i sesje zdjęciowe ubiera Jareda w cekinowe marynarki, koronkowe peleryny i satynowe kombinezony. Intensywne odcienie, kobiece tkaniny, barokowe wzory – to stroje nie znają granic epoki, stylu ani genderu. Leto przeobraża się dzięki nim we współczesne wcielenie Davida Bowiego, swojego wielkiego idola. Gdy dołożymy do tego długie włosy na Jezusa, ciemny zarost i mroźne spojrzenie, otrzymamy nowego człowieka – bez płci, wieku i pochodzenia. Zapytany o to, czy dzięki kostiumom czuje się gwiazdą, Leto odpowiada skromnie: – Urodziłem się w Luizjanie, więc nie przesadzajmy. Nigdy nie będę królem.

Nawet jeśli Jordan Catalano zginie w mrokach dziejów, bo współczesne dziewczyny nie chcą już matkować zagubionym chłopcom, a 30 Seconds to Mars nigdy nie wyda płyty na miarę Bowiego, Leto zostanie zapamiętany jako ten, który przyszedł na MET Galę z własną głową zamiast torebki. – Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co się z nią stało. Chyba ktoś mi ją ukradł. Jeśli ją znajdziecie, przynieście do najbliższego sklepu Gucci. Może dostaniecie za to parę sneakersów – żartuje.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij