Znaleziono 0 artykułów
25.12.2020

Inspirujące kobiety. Joanna Grabarczyk-Anders z kampanii HejtStop skutecznie sprzeciwia się mowie nienawiści

25.12.2020
(Fot. Kasia Marcinkiewicz)

W sieci nikt nie jest anonimowy. To bajka – mówi Joanna Grabarczyk-Anders, politolożka, aktywistka i współtwórczyni kampanii HejtStop. Rozmawiamy o mowie nienawiści. Jak z nią walczyć, co robić, gdy wyleje się na nas fala hejtu i czy jest szansa, by kiedyś internet, w którym spędzamy przecież tak dużo czasu, był miejscem miłym i uprzejmym. 

„Zalała mnie fala hejtu” to zwrot używany tak często, że powoli zaciera się granica między hejtem a krytyką. Czym tak naprawdę jest hejt? I czym różni się od krytyki?

Osobiście ubolewam nad tym, że mowa nienawiści, przestępstwo z nienawiści albo hejt [z ang. hate – przyp. red.], bo w języku angielskim to jest ten sam rodzaj przestępstwa, w Polsce utożsamiany jest z chamstwem internetowym albo krytyką. A jednak czym innym jest powiedzieć „świeczki czy legginsy, które sprzedajesz na Instagramie, są beznadziejne”, a czym innym „ze względu na to, że jesteś kobietą, należy cię spalić w piecu”. Jeśli oceniamy czyjś sposób ubierania się albo produkt, który sprzedaje, jest to krytyka. Natomiast o hejcie czy przestępstwie motywowanym nienawiścią mówimy, gdy nienawistne komentarze dotyczą płci, pochodzenia, niepełnosprawności, orientacji seksualnej, koloru skóry czy wyznania – rzeczy, na które nie mamy wpływu. 

(Fot. Kasia Marcinkiewicz)

Ostatnie badania wykazują, że w 2020 r. przed monitorami spędziliśmy średnio 13 godzin dziennie. Internet dał nam anonimowość. Zza ekranu komputera jesteśmy w stanie powiedzieć więcej niż patrząc komuś w oczy. Jak bardzo internet wpłynął na rozwój mowy nienawiści?

Zapominamy, że po drugiej stronie monitora też siedzi osoba, która czuje, myśli i podejmuje decyzje. Wyobrażamy sobie, że rozmawiamy z jakimś cyberbytem. Z drugiej strony, mowa nienawiści była, jest i będzie. Przyczyną powstania kategorii przestępstw motywowanych uprzedzeniami były ludobójstwa w XX w. Te same mechanizmy działają w internecie, ogólnodostępnych mediach, jak radio czy telewizja, i między ludźmi. Internet spowodował, że skala problemu jest bardziej dostrzegalna. Wydaje nam się, że jesteśmy anonimowi, ale w internecie nikt nie jest anonimowy. Jeśli ktoś jeszcze wierzy w anonimowość, to radzę się z tego snu obudzić. Dzisiaj w internecie można znaleźć każdego. Większość komentarzy zamieszczają ludzie z krwi i kości – mają twarz i uczucia. To może być wasze dziecko, sąsiad czy kolega z pracy. To nie są jacyś inni, obcy. To są tacy sami ludzie, jak ty i ja. 

Jak HejtStop walczy z mową nienawiści?

Najważniejsza jest praca z ofiarami i pomoc osobom, które doświadczają przemocy. To jak zarządzanie kryzysem – zbieramy materiał dowodowy, wspieramy w rozmowach z policją i prokuraturą, działamy, by te treści zostały jak najszybciej usunięte z sieci. Trudniej jest, gdy dochodzi do nagonek na mniejszość, np. na społeczność LGBTQ+ w ostatniej kampanii prezydenckiej. 

To nie był odosobniony przypadek. Ataki mają bezpośredni związek z wydarzeniami politycznymi. W 2015 r., przy okazji kryzysu uchodźczego, polski internet zalały nienawistne komentarze w stosunku do osób o innym kolorze skóry niż biały. To było bagno, którego nie dało się posprzątać. Tak samo było np. po próbie wprowadzenia ustawy tzw. anty-447, po której można było zaobserwować powódź antysemickich komentarzy. Wtedy nie ma konkretnej ofiary, więc musimy zgłaszać wszelkie takie treści do administratorów serwisów, ale też zainteresować opinię publiczną tym, że takie praktyki nie powinny mieć miejsca.

Co na to polskie prawo? Państwo pomaga w walce z mową nienawiści?

Jeśli chodzi o zapis prawny, w Polsce nie jest dramatycznie. Natomiast gorzej jest z egzekwowaniem. W Polsce nie wolno nawoływać do nienawiści ze względu na przynależność narodową, etniczną, wyznanie. Wciąż nie ma w tym zapisie płci, orientacji i tożsamości płciowej, więc za to bardzo trudno ponieść konsekwencje. Bardzo ciężko ściga się sprawców w internecie ze względu na brak politycznego zainteresowania tego typu sprawami. 

Czemu w Polsce egzekwowanie tego prawa jest utrudnione? W innych krajach Unii Europejskiej, np. w Niemczech, coraz łatwiej walczyć z mową nienawiści w sieci. 

To są decyzje polityczne. Republika Federalna Niemiec ma inny system prawny. Po pierwszej fali kryzysu uchodźczego w 2015 r. i zalewie w niemieckich mediach nienawistnych komentarzy wobec uchodźców, została podjęta decyzja, że nie ma przyzwolenia, by na terenie Niemiec takie treści były rozprzestrzeniane. Minister sprawiedliwości wymusił zmianę prawa i regulaminów mediów społecznościowych, także Facebooka. 

(Fot. Kasia Marcinkiewicz)

Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale w każdym kraju te regulaminy się różnią. W Niemczech serwisy ponoszą odpowiedzialność finansową, jeśli nie usuną treści, które są przestępstwem. To są wysokie kary. W Polsce nie ma takiego systemu. Można się zgłosić do UOKiK lub próbować indywidualnie pozywać serwis, a to nie jest łatwa sprawa. To długie i kosztowne procedury. 

Jeszcze przed pandemią na terenie Unii Europejskiej były robione badania dotyczące usuwania treści przez serwisy. W ciągu ostatnich czterech lat sytuacja się poprawiła, ale jeszcze daleko nam do ideału. Tym bardziej więc powinniśmy kształcić i rozmawiać o mniejszościach, ich kulturze, o różnych religiach. Ludzie często nie rozumieją, że dla kogoś coś może być obraźliwe.

Tak jak ze słowem „murzyn”. Skoro osoby czarnoskóre uważają, że jest dla nich obraźliwe, to sytuacja powinna być jasna. Ta decyzja powinna należeć do osoby określanej, nie określającej. 

Absolutnie tak. Język i kultura zmieniają się i to, że coś nie było obraźliwe 50 czy 70 lat temu, nie oznacza, że dzisiaj ma ten sam bagaż emocjonalny. Trzeba pamiętać, że jeśli zgłaszamy treści w międzynarodowych serwisach, zawsze warto dodać wytłumaczenie tego, dlaczego dane słowa uważamy za obraźliwe. Niektóre mogą być pisane w slangu albo dotyczyć historii, o których nie każdy wie. Wytłumaczmy to.

Co zrobić, jeśli hejt dotknął nas albo osoby nam bliskie? Jak reagować? 

Rozbijmy to na dwa etapy. Po pierwsze trzeba komuś powiedzieć o tym, co się stało. To bardzo ułatwia. Nawet z tak prostego powodu, że jeśli potrzebujemy zapisać dużo treści naraz, by nie zniknęły, lepiej robić to w kilka osób. Po drugie, trzeba dobrze zabezpieczyć materiały dowodowe, czyli zapisać jako pdf lub zrzut z ekranu z widocznym adresem URL użytkowników. Czasem warto dać sobie parę dni na wyciszenie emocji, by podjąć decyzję, co chcemy z tym dalej zrobić. W szoku możemy inaczej reagować. Jeśli zależy nam na szybkim usunięciu tych treści, musimy zgłosić je do administratora z wyjaśnieniem, dlaczego są one krzywdzące. Z prawnego punktu widzenia powinno się sprawę zgłosić na policję lub do prokuratury. Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa można wysłać e-mailem, listem lub złożyć osobiście. 

Natomiast z psychologicznego punktu widzenia trzeba dać sobie czas. Mało się o tym mówi, ale ofiary internetowych nagonek cierpią na zespół stresu pourazowego, co wiąże się z dużym obciążeniem psychicznym. Sugerowałabym pomoc psychologa albo psychoterapeuty. To nie zawsze musi być długa terapia, czasem wystarczy kilka spotkań. Jeśli dotknęło to kogoś bliskiego, bądźmy przy tej osobie i pomagajmy, jeśli wyrazi zgodę. 

Odpowiadać na hejt? 

Nie. Trolla nie należy karmić. To są czasem treści nastawione na klikalność, więc po co komuś robić frajdę?

Walcząc z mową nienawiści, została pani jej ofiarą. Był moment, w którym się pani bała?

Bałam się, gdy w internecie został upubliczniony nie tylko mój wizerunek, lecz także adres. Nie mówiliśmy o tym publicznie, ale dostawałam bardzo dużo gróźb śmierci i innych ciężkich przestępstw, np. zbiorowego gwałtu. To są rzeczy, które zaburzają podstawowe poczucie bezpieczeństwa. 

(Fot. Kasia Marcinkiewicz)

Ja mam ten przywilej, że mieszkam w dużym mieście, mam pomoc prawną i psychologiczną. A jednak było to bardzo trudne przeżycie. Ciężko wyobrazić sobie, co przechodzą ofiary z małych miasteczek, w których wszyscy się znają, czy nastolatki. A takie rzeczy zdarzają się przecież regularnie. 

Dzięki temu, co przeżyłam, łatwiej mi pracować z ofiarami. Dużo łatwiej mi zrozumieć, dlaczego nie chcą zgłaszać sprawy na policję. Chociaż uważam, że zdecydowanie powinny to robić.

Odchodząc na chwilę od internetu. Co robić z obraźliwymi napisami na murach, blokach?

Takie napisy w Polsce potrafią wisieć nawet po 20 lat i dziwi mnie, że nikomu to nie przeszkadza. Kiedyś HejtStop zajmował się zamalowywaniem takich haseł, ale o wiele prościej jest, kiedy jest to lokalna inicjatywa. Wystarczy zadzwonić do spółdzielni i poprosić o zgodę na odmalowanie. Napisy w windach najlepiej czyścić zmywaczem do paznokci. Sprawdziłam. Natomiast, jeśli zauważymy obraźliwe naklejki, uważajmy, bo często są w nich ostre przedmioty, na przykład fragmenty żyletek.

Co udało się zrobić? Z czego jest pani dumna?

Najbardziej cieszy mnie, kiedy na początku sprawa wydaje się niemożliwa do wygrania, a jednak się udaje. Była taka sytuacja w jednym z dużych wojewódzkich miast, w którym pewna osoba nawoływała do ścigania potencjalnych uchodźców, czyli ludzi wyglądających inaczej. Udało mi się w godzinę ustalić tożsamość sprawcy i zamknąć profil w 20 minut. Poniósł odpowiedzialność karną. Uważam to za wielki sukces. Mój i internetu na dworcu Kraków Główny. Cieszy mnie też, kiedy serwisy społecznościowe zmieniają regulaminy.

Czasem może się wydawać, że walka z mową nienawiści w sieci jest jak walka z wiatrakami. Jest nadzieja na to, że kiedyś internet będzie przyjaznym i uprzejmym miejscem?

Historia niesie wiatr zmiany i głęboko wierzę, że w Polsce nastanie taki czas, że publiczne nawoływanie do nienawiści wobec innych ludzi będzie po prostu niefajne. Do niektórych rzeczy dojrzewa się. Pod naporem użytkowników będą się zmieniać serwisy społecznościowe. Ale wiele zależy od nas. Musimy zgłaszać, naciskać, zwracać uwagę osobom publicznym, że niektóre rzeczy jest po prostu wstyd mówić. Podstawowy szacunek do drugiego człowieka, o którym mówimy, wynika przecież z głęboko zakorzenionej w Polsce kultury chrześcijańskiej. Wierzę, że kiedyś przypomnimy sobie o tych wartościach. A poza tym, jeśli spędzamy w internecie 13 godzin dziennie, to czy naprawdę chcemy, żeby wyglądał jak wielkie bagno?

* Joanna Grabarczyk-Anders – specjalistka ds. mowy nienawiści i przestępstw motywowanych uprzedzeniami oraz bezpieczeństwa w sieci. Autorka badań z zakresu skali usuwania zakazanych treści przez serwisy IT oraz treści dezinformacyjnych. Współtwórczyni kampanii HejtStop.

Kara Becker
Proszę czekać..
Zamknij