Znaleziono 0 artykułów
08.03.2024

Jacek Dehnel: „Chlebodawca Abdułła Alijew i jego przypadki” część I – „Wojny piekarzy”

08.03.2024
Kamienica Leona Przepiórki przy Chmielnej 41 (Referat Gabarytów)

Pisarz, poeta i tłumacz Jacek Dehnel specjalnie dla nas stworzył kronikę kryminalną międzywojennej Warszawy. W pierwszej części opowieści „Chlebodawca Abdułła Alijew i jego przypadki” – „Wojny piekarzy” – przypomina Abdułłę Alijewa, który prowadził słynną piekarnię.

Przynajmniej dwukrotnie u Wiecha, kiedy mowa jest o królu Janie III Sobieskim i odsieczy wiedeńskiej, pojawia się niejaki Alijew. Za pierwszym razem dwaj obywatele w celu uzyskania gotówki na wódkę próbują sprzedać na Kercelaku oleodruk z „Sobieskim pod Wiedniem” Matejki i tak go zachwalają: Szanowna publiko – dwieście pięćdziesiąt lat temu nazad szkopy czyli hitlery zaczęli dostawać straszne knoty pod rodzinnem swojem miastem Wiedniem od tureckiego cesarza Alijewa. A Sobieski w krótkich abcugach ciężkie knoty Turkowi dał i pałatkie czyli namiot samego Alijewa zdobył. Za drugim razem pasażer tramwaju zachwala wycieczkę do Wilanowa, gdzie król odpowiadał, że nie chce Wiednia ratować przed Turkamy, które z niejakiem Alijewem na czele oblężenie robili:

– Paszli, że wont – mówił – co mnie do tego, że Turki wam gnaty przemięszają, ma wasz wziąść Hitler, niech wasz bierze Alijew.

Dziś czytelnik Wiecha nie wie, czemu sułtana i Kara Mustafę warsiaskie cwaniaki myliły akurat z osobą tego nazwiska. Tymczasem Alijew istniał i cieszył się w stolicy pewną sławą – czy może niesławą – jako dyżurny Turek.

Reklama w Expressie Porannym.

Abdułła Alijew prowadził w przedwojennej Warszawie turecką piekarnię, a potem też inne interesy

Piekarnie tureckie istniały w Warszawie jeszcze w XIX wieku [1], podobnie zresztą w Wilnie, Piotrkowie czy Mińsku Mazowieckim. Pracowali w nich tureccy – by użyć terminu anachronicznego – gastarbeiterzy, przyjeżdżający prosto ze Stambułu lub z Odessy, za stawki znacząco niższe niż w piekarniach polskich i żydowskich. Kiedy w tamtych zaczynały się strajki, chleb wypiekali Turcy, chronieni przez carskie wojsko przed karami za łamistrajkowstwo.

Jednym z większych przedsiębiorców w tej branży był wówczas Mustafa Pirim Zade, właściciel kilku piekarni i cukierni, w tym perły w koronie, czyli lokalu przy Chmielnej 41, na rogu z Marszałkowską. Po wybuchu I wojny światowej, jako poddany wrogiego Imperium Osmańskiego, został w 1915 roku wywieziony na Syberię, skąd wrócił przez Turcję dopiero po dekadzie. Wówczas dowiedział się, że jego imperium przejął jeden z pracowników, Abdułła Alijew, który poręcznie uznał go za zmarłego [2]. Ostatecznie Alijewa przymuszono – sądownie, ale i za pośrednictwem tureckiego posła, czyli ambasadora – do oddania firmy, ale w biznesie tureckiego piekarnictwa już pozostał. I chyba dlatego tylko był nazywany „Turkiem”, choć w rzeczywistości urodził się w Karsie, należącym wówczas do carskiej Rosji, i był najpewniej Tatarem. Wskazuje na to i nazwisko, i fakt, że po wybuchu I wojny światowej mógł – w przeciwieństwie do szefa – zostać na miejscu [3].

Alijew stał się figurą znaną, ale nieustannie wplątywał się w najróżniejsze kabały.

Kamieniczka przy Targowej 58 (pierwsza od lewej), pocztówka z pocz. XX wieku.

Abdułła Alijew po zamknięciu lokalu chciał uciec przed wierzycielami

Przez pewien czas prowadził lokal „Stambuł”, kawiarnię turecką z dancingiem przy Złotej 45 (była to wielka, sześciopiętrowa kamienica na rogu z ulicą Sosnową – przetrwała do lat 60. jako ostaniec i została wyburzona – dziś na jej miejscu stoi północno-wschodni narożnik Złotych Tarasów). Wiosną 1927 roku prasa doniosła, że lokal nagle się zamknął wraz z końcem karnawału w Środę Popielcową, zaś właściciel zaryglował się w piwnicy z zapasami, które obejmowały, jak wyliczał „Express Poranny”: beczułkę wody, maszynkę „Primus”, kilkadziesiąt blaszanek z konserwami, suchary, biszkopty, rozmaite zakąski, wędzonego węgorza, minogi w marynacie, dwie bryły sera, puszkę oliwek, owoce, papierosy, piwo i, co najgorsze – wino oraz wódkę, co jest sprzeczne z przykazaniami Mahometa. Przygotował się, jak widać, na długie oblężenie ze strony fordanserek (na ich okrzyki: Effendi, otwórz, to my, odpowiadał: Ne razdrażaj! Uchady, dusza mój!) oraz wierzycieli (dla nich miał mniej przyjazne: Won, won, dusza moj! U mene kindżał!). Tłumy ciekawskich wystawały pod piwnicznym okienkiem od ulicy Sosnowej, przez które widać było jego smutną twarz – plotkowano, że chce uciec przed wierzycielami samolotem, bo zamówił bilet w jednym z towarzystw lotniczych. Policja rozkładała ręce, mówiąc, że niewykupienie weksli w terminie nie jest przestępstwem, za które by go można zatrzymać.

Nie wiem, czy ostatecznie odleciał – być może wtedy właśnie wyjechał na trochę do Grecji, gdzie przyjął tamtejsze obywatelstwo – ale z kabały jakoś się wykaraskał. Spotykamy go trzy lata później, kiedy to ma dobrze prosperującą piekarnię oraz kilka filii: cukierni, kawiarni, sklepów z pieczywem. Centrala mieściła się w kamienicy przy Targowej 68, należącej do niejakiego, nomen omen, Piekarskiego, który wynajmował lokale dwóm przedsiębiorcom: piekarzowi Alijewowi i restauratorowi Szachno Rosensteinowi [4], darzącym się wzajemnie zapiekłą nienawiścią.

Reklama w Expressie Porannym.

Abdułła Alijew był skonfliktowany z restauratorem Szachno Rosensteinem

„Express Poranny” donosił, że kiedy Alijew postanowił odremontować własną piwnicę, p. Rosenstein robił mu wszelakie trudności, mimo to prace postępowały naprzód. Traf jednak chciał, że kierownik robót murarskich źle obliczył się z miejscem i coś sfuszerował, więc zerwał podłogę nad piwnicą drugiego najemcy. Wściekły Alijew zaczął robić murarzom awanturę, przytupując do taktu i od tego tupania wraz z paroma innemi osobami runął na złamanie karku do piwnicy p. Rosensteina. To z kolei rozsierdziło żydowskiego restauratora, który zbiegł po schodach ze straszakiem i zaczął strzelać do wroga, Alijew zaś wyciągnął własny straszak: wziął restauratora na cel, huknął, a tamten wyciągnął się jak długi. Ale po chwili zerwał się z klepiska. Zaczęli walić jeden do drugiego, póki nie wystrzelali wszystkich nabojów, po czym nastąpiła regularna bitwa między murarzami a kelnerami, zakończona dopiero przybyciem policji.

Kamienica Lejzora Przepiórki 2 przy ulicy Chmielnej 41 (Referat Gabarytów)

Konkurencja między piekarzami w tamtych czasach prowadziła do konfliktów

Część niezwykłych przygód Alijewa brała się stąd, że w owych czasach konkurencja pomiędzy piekarzami przybierała formy regularnej wojny. Weźmy taką gazetową notkę: pewna klientka piekarni znalazła zapieczony w bochenku niedopałek papierosa „Aromatic”. Niechlujstwo? Może, ale niekoniecznie. Być może działanie celowe. „Express Poranny” podawał, że u Alijewa przekupywano personel piekarni, przez co klijentela znajdowała w chlebie kawałek sznurka, ogryzek papierosa, gwóźdź lub sznurowadło (przy czym z Turkami – jeśli wierzyć prasie – szczególnie ścierali się piekarze żydowscy, a celował w tem niejaki Fajwel Rózga z ulicy Rozbrat).

Wśród zdrajców miał być długoletni pracownik firmy Alijewa, kierowca Franciszek Rozbijalski, który pewnego dnia przyszedł do szefa i, pokazując zdechłą myszkę zawiniętą w papier, rzekł: – Panie pryncypał, jeżeli mi pan nie dasz natychmiast czterystu złotych, to ten figiel znajdzie się w chlebie… Tu miała nastąpić dramatyczna scena: zacny Turek łapie się za głowę i krzyczy: Duszo ty moja, ty tego nie zrobisz, następnie wzywa policję, Rozbijalski ucieka, a rozgoryczony właściciel wygłasza do pracowników płomienne przemówienie, po czym przynosi ze strychu zieloną chorągiew Proroka i zawiesza ją demonstracyjnie nad drzwiami piekarni. W ten sposób święta wojna stała się faktem – podsumowuje gazeta. Ja bym jednak w te fakty nie wierzył. „Dzień Dobry” podaje bowiem bardziej prawdopodobną wersję, że Alijew, wiedząc, iż sabotażyści zapiekają mu w chlebach sznurek, polecił jednemu z kierowców rozwożących pieczywo, żeby w razie znalezienia takiego bochenka dał mu znać. I kierowca Rozbicki (nie Rozbijalski) [5] taki bochenek mu przywiózł, ale w zamian zażądał od zacnego Turka 400 złotych, grożąc w przeciwnym razie skandalem. Szantaż jednak nie wyszedł i kierowca musiał salwować się ucieczką.

Inną metodą walki z konkurencją było tłuczenie szyb w cukierniach – jesienią 1930 roku policja złapała dwóch terorystów, którzy zaatakowali lokal przy Targowej 68, potem na Chłodnej 66 rzucono duży brukowiec, który wybił szybę wystawową i poranił ekspedjentkę, Leokadję Ładównę, a także stłukł gabloty i żyrandol. W dodatku hałas wzbudził panikę wśród klientów, którzy – przerażeni, że ktoś cisnął bombę – rzucili się tłumnie do wyjścia.

Reklama w Expressie Porannym.

Abdułła Alijew umiejętnie prowadził wizerunkową ofensywę

Zaraz potem „Express Poranny” w notce Prześladowanie Turków pisał: Ponieważ p. Abdul Alijew wypieka znakomite bułki, konkurenci stale mu dokuczają. Wczoraj, po raz czwarty, panu Abdulowi stłuczono szybę w kawiarni przy ul. Chłodnej 66. Napastnik rzucił pozatem na wystawę butelkę z naftą, niszcząc pieczywo i ciastka. Straty sięgają 800 złotych. Odłamek szkła ranił w twarz ekspedienta, p. Makara Stepancjana

Jak widać, informacje o piekarskiej wojnie niekiedy przybierały formę jawnej reklamy i wydaje się, że nie był to przypadek. Alijew zdawał sobie sprawę z wpływów prasy i latami umiejętnie prowadził wizerunkową ofensywę. A to znany cukiernik z okazji Wielkanocy przekazywał na ręce redakcji gazety wyroby cukiernicze na sumę 250 zł dla najbiedniejszej dziatwy Warszawy w nadziei, że za jego przykładem wiele innych firm chętnie zaofiaruje się z podobną pomocą. A to celem uczczenia Imienin Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego składał J. W. Pani Marszałkowej do jej dyspozycji liczne wyroby, w tym po dwieście obwarzanków tureckich, rogalików kruchych i bułek warszawianek, po dziesięć kilo chał maślanych, strucli i chlebków tureckich z rodzynkami.

Wkrótce miała nadejść godzina jego największej sławy i musiał być do tego przygotowany.

Nie wiedział tylko, że będzie to również godzina jego upadku.

[1] Pomstująca na nie gazeta „Polak Katolik” cieszyła się w roku 1912, że piekarnia turecka przy placu św. Aleksandra (czyli Trzech Krzyży) zamykała się po 27 latach działalności – ale że pozostała jeszcze jedna z większych piekarń tureckich, która obsługuje ludność uboższą miasta i trudni się wypiekiem tanich ciastek.

[2] Wiemy to, ponieważ w ostatnim momencie próbował ratować część majątku, zaszywając monety w skórzanym pasie, który wykonała dlań rodzina Lejzora Przepiórki, właściciela kamienicy przy Chmielnej 41. Turek przyniósł im ponad trzy tysiące rubli w złocie, ale jeszcze tej samej nocy, zanim zdołał odebrać cenny pas, został zabrany prosto z łóżka i wywieziony. Wrócił dopiero w 1925 roku, najpierw zajął się odzyskiwaniem lokali, potem – dopiero w roku 1934 – pasa.

[3] To można też wywnioskować z artykułu w „Tajnym Detektywie”: Abdułła Alijev jest Turkiem, a choć w samej Turcji przebywał najmniej, to jednak jest specjalistą od tureckiego pieczywa, w smaku i gatunku. Przy tym dodajmy, że kiedy pisano o nim „turek” czy „tatar”, nazwy narodowości podawano z reguły małą literą, jakby były to narody nie dość poważne.

[4] Według książki adresowej „Cała Warszawa” z 1930 roku: Rosenszajnowi.

[5] Właściwą formę potwierdzają akta parafialne, bo w 1930 roku Franciszek Rozbicki, kawaler, szofer, lat dwadzieścia óśm mający poślubił Annę Wojak, pannę, służącą w kościele Narodzenia Marii na Lesznie.

Za: „Tajny Detektyw” 31/1932 z 31 VII 1932, „Dobry Wieczór” z 14 IX 1933, „Dzień Dobry” z 23 II 1931 oraz 41 V i 13 IX 1932, 27 III 1934, „Express Poranny” z 12 i 14 III 1927, 14 X i 8 XII 1930, dodatek „Ilustracja Świąteczna”, 21 V 1939, „Kurjer Czerwony” z 23 II 1929, 13 X 1930, 11 III 1931, „Kurjer Poranny” z 22 II 1931, „Polak Katolik” z 20 IV 1912, „Przegląd Wieczorny” z 13 X 1930, akta parafii Narodzenia Najświętszej Panny Marii na Lesznie z roku 1930.

Jacek Dehnel
Proszę czekać..
Zamknij