Znaleziono 0 artykułów
21.03.2024

Jacek Dehnel: „Chlebodawca Abdułła Alijew i jego przypadki” część II – „Wielki seksskandal”

21.03.2024
Cukiernia Alijewa (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Pisarz, poeta i tłumacz Jacek Dehnel specjalnie dla nas stworzył kronikę kryminalną międzywojennej Warszawy. W drugiej części opowieści „Chlebodawca Abdułła Alijew i jego przypadki” – „Wielki seksskandal” – przypomina Abdułłę Alijewa, który prowadził słynną piekarnię.

W maju roku 1932 Abdułła Alijew po latach zrealizował swoją ambicję: podobnie jak jego dawny szef, Mustafa Pirim Zade, otworzył piekarnię na Marszałkowskiej. Był to elegancki, ozdobiony neonami modernistyczny pawilon, który zarząd miasta wybudował przy samym Dworcu Warszawsko-Wiedeńskim[1]. W dziennikach ukazały się liczne efektowne reklamy nowej flagowej Piekarni Tureckiej oraz informacje, że z okazji jej inauguracji (ostatniego dnia maja) właściciel przekazał do dyspozycji wojewody tonę chleba i dwa tysiące bułek dla bezrobotnych. „Express Poranny” rozwodził się, że Alijew ma w sobie przedsiębiorczość i ruchliwość Amerykanina, pracuje po 18 godzin na dobę, że zatrudniając 300 osób (samych Polaków – jak podkreślono), przyczynia się wydatnie do zmniejszenia bezrobocia i w ogóle jest twórcą piekarstwa tureckiego w stolicy. Mógł świętować.

Ale jego imperium miało zaraz lec w gruzach.

Pracowitemu piekarzowi zazdrościli konkurenci, a urzędnicy rzucali kłody pod nogi

Zaczęło się banalnie: już w dwa dni po otwarciu pawilonu pod neonowym półksiężycem ktoś wybił szybę w witrynie. Życzliwy właścicielowi „Express Poranny” pomstował na furję konkurencji i twierdził, że to nagonka według ustalonej i wypróbowanej recepty: ofierze rzuca się belkę pod nogi, aby się wywróciła. Potem znagła pęta się jej ręce – dalej w tym barwnym opisie następuje jeszcze smarowanie twarzy błotem, bicie pałką i fałszywem oskarżeniem. Bo oto na tle ogólnego strajku piekarskiego i cukierniczego rozpoczęto prześladować pracowników piekarni, a na domiar złego w progach firmy pojawili się urzędnicy z kontrolą: Komisja… Rewizja… Protokół. To i tamto nie ściśle przylega do przepisów. To należy poprawić, to uzupełnić, tamto usunąć… Ale wyrok Komisji brzmiał: piekarnię zamknąć! Bagatela: zamknąć piekarnię, 10 sklepów, zwolnić, wyrzucić na bruk zgórą 300 osób pracowników, skazać na głód zgórą tysiąc osób, które ci pracownicy mają na swojem utrzymaniu. No ale – triumfowała gazeta – udało się rzecz zażegnać dzięki niesamowitej pracowitości i uczciwości Alijewa, a konkurencja gryzła tylko palce ze złości.

Wnętrze cukierni Alijewa (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Podobny artykuł ukazał się w „Kurierze Porannym”, gdzie pod tytułem „Bezrobocie i czynniki je wywołujące” grzmiano na urzędników, że doprowadzili do zwolnień na bruk, a także alarmowano, że nieuchwytni osobnicy od dłuższego czasu prześladują p. Alijewa, wprowadzając zamęt wśród pracujących tam robotników, których jawnym terorem aż do wyciągania ich z mieszkań i bicia do krwi skłaniają do częstego wywoływania włoskich strajków. 

Nie wiem, w czym sprytny piekarz opłacał się prasie, czy tureckimi chlebkami, czy brzęczącą monetą, ale sprawy miały się inaczej – co wiemy, bo urzędnicy zaraz to sprostowali listem do redakcji.

Kurjer Warszawski 31 V 1932

Sprytny piekarz w rzeczywistości łamał prawo, a jego pracownicy strajkowali

Otóż kontrola przyniosła miażdżące ustalenia. W piekarni brakowało szatni, natrysków, toalety; robotnicy mieli przy pracy obnażone do połowy ciało w stanie brudnym; dzieże, łopaty i inne sprzęty były nieoczyszczone i niemyte, zamiast przepisowego składu mąki było podejrzane, brudne pomieszczenie na surowce, skąd wydobywał się nieprzyjemny, gnilny zapach; a wszędzie ujawniono roje robactwa (karaluchów i stonóg); robactwo to znajdowało się również w rozczynach i chodziło po naczyniach używanych w kawiarni. Co więcej, wbrew alarmującym artykułom w piekarni zatrudniano nie 300, ale jedynie 15 osób i czasowe jej zamknięcie w żaden sposób nie wpływało na ich etaty – zresztą Komisja dała Alijewowi trzy dni na doprowadzenie pomieszczeń do porządku i opieczętowała je dopiero, kiedy się z tego nie wywiązał.

To były już poważniejsze zarzuty, których nie dało się zbyć zamówieniem artykuliku o złośliwej konkurencji.

Co więcej, okazało się, że robotnicy strajkowali nie z powodu teroru nieuchwytnych osobników, tylko dlatego, że Alijew systemowo łamał prawo. Jak to opisywał „Tajny Detektyw”: eksploatował pracowników do najwyższego stopnia, objawiając charakter władczy, spotykany u możniejszych synów egzotycznego wschodu. I tak Alijev nie uznawał 8-godzinnego dnia pracy, tydzień roboczy w jego przedsiębiorstwie miał 7 dni, a płace były minimalne. Skoro nie pomagało wysyłanie delegacji, zaczął się sabotaż, w końcu spór oparł się o inspektorat pracy. Szef wreszcie obiecał dostosować się do prawa, po czym… zaczął zwalniać pracowników.

I jakoś przy tej okazji gruchnęła największa bomba.

Tajny Detektyw - szyld i wnętrza lokalu Alijewa

2 sierpnia prasa doniosła, że Alijew został osadzony w więzieniu śledczym na Dzielnej, czyli na Pawiaku. Brygada sanitarno-obyczajowa policji zaaresztowała go pod zarzutem usiłowania gwałtu na pracownicach firmy.

Cztery pracownice złożyły skargę na piekarza-gwałciciela 

Tatiana Eljaszewiczówna, młoda Rosjanka, z zawodu malarka, w grudniu zgłosiła się do Alijewa z propozycją udekorowania wystaw na święta. Turkowi – tak to ujął „Tajny Detektyw” – mniej spodobał się projekt, a więcej sama malarka. Istotnie, dostała pracę maszynistki, ale szef zaczął się do niej przystawiać i zapraszać ją a to do biura, a to do garsoniery. Ostatecznie dostał w twarz (i to, jak się zdaje, niejednokrotnie). Mściwy Turek zawrzał gniewem – to już „Dobry Wieczór” – i postanowił zemścić się. Spróbował namówić jednego ze sprzedawców, przystojnego blondyna, żeby umówił się z nią w hotelu na kolacyjkę (na koszt firmy, oczywiście), upił ją i postawił w niedwuznacznej sytuacji, żeby Alijew mógł ją oskarżyć o niemoralne prowadzenie, a konkretnie: spowodować obdarzenie p. Tatjany czarną książką (czyli książeczką pracy prostytutki). Subiekt odmówił, więc piekarz swoim zwyczajem oskarżył pannę Tatianę o kradzież i wywalił z pracy.

Nie była oczywiście jedyna. Skargę złożyły cztery pracownice: ekspedientka Janina Biernatówna broniła się przed obmacywaniem, więc również została wywalona z pracy. Kelnerka Lucyna W., zwabiona do mieszkania Alijewa pod różnemi służbowymi pozorami […] zareagowała czynnie w sposób nie nadający się do opisania – jak to powściągliwie ujęła gazeta „Dobry Wieczór”, wiemy tylko, że skończyło się to dla molestującego wielce boleśnie. W imieniu nieletniej Janiny E., zgwałconej przez szefa piętnastolatki, występowali do sądu jej rodzice.

Kurjer Poranny 6 VIII 1932

Kto żyje w Polsce w XXI wieku, ten się nie dziwi, że nie były to odosobnione przypadki, tylko cały system seksualnej przemocy[2]. W dobie wielkiego kryzysu etat był dla wielu kwestią przeżycia – Alijew miał więc specjalnych naganiaczy, którzy wyszukiwali mu ładne nastolatki; jego piekarnie słynęły zresztą z urody ekspedientek. Zatrudniał je, ale płacił im bardzo mało: 50-60 złotych pensji przy dziesięciogodzinnym dniu pracy. A potem zapraszał taką dziewczynkę do pokoiku, żeby przyniosła mu do spróbowania ciastko czy lody, i obiecywał awans za seks. Lub zwolnienie za brak seksu.

Oprócz mieszkania na Żoliborzu, gdzie rezydował z żoną i dwiema córkami, miał też wspomnianą garsonierę, dogodnie umieszczoną nad centralą przy Targowej. Ale rzucał się na pracownice również w biurze, w korytarzach i sieniach firmy czy w taksówce; wykorzystywał przy tym przewagę fizyczną: wykręcał ręce, zdzierał ubranie. Niekiedy ponoć „udostępniał” swoje ofiary szwagrowi lub był tak uprzejmym dla pewnych swoich przyjaciół, że – ofiarowywał wybór ze swego haremu. Jeśli natomiast dziewczyna mu się opierała, za pośrednictwem swych zauszników wkładał do wiszącego w szatni palta ofiary czekoladę lub cukierki. Potem sprowadzał policję, kazał sporządzać protokół i wytaczał sprawę – jak to opisywał „Express Mazowiecki”.

Dobry Wieczór 8 VII 1933 - oskarżycielki

Piekarz wykorzystywał kryzys gospodarczy, by wyzyskiwać młode kobiety

Wprawdzie „Wieczór Warszawski” uspokajał, że 47-letni Alijew przeważnie czy to z racji swych lat, czy też z powodu braku urody, nie cieszył się względami i kilkakrotnie został nawet przez napastowane kobiety spoliczkowany i pobity, ale każdy, kto zna straszliwe warunki wielkiego kryzysu, wie, że musiały to być raczej wyjątki niż reguła. „Tajny Detektyw” zamieścił sugestywny opis: za drzwiami jego pokoju rozlegały się jakieś hałasy, słychać było stuk i rumor, jakby staczanych jakichś walk, a pracownice wracały na dół z włosami w nieładzie, z wypiekami na policzkach i często ze śladami posiniaczenia. Jednak żadna nie skarżyła się – bo i co mogły zrobić? Jednej z dziewczyn, grożącej, że wezwie policję, miał powiedzieć: Nie potrzebuję się bać policji, bo ona dobrze wie, co ja robię. Zresztą mam młode panienki dla siebie i każda musi się zgodzić.

Tajny Detektyw - Tatiana Eljaszewiczówna

Coś w tym mogło być, bo o ile prasa codzienna nie patyczkowała się z bohaterem artykułów, o tyle „Tajny Detektyw”, który miał bliższe związki z policją, był znacznie bardziej powściągliwy. Cały artykuł był nadzwyczaj ostrożny: poruszamy sprawę dlatego, że jest zbyt głośna, aby ją przemilczeć, a zbyt zagmatwana, aby nie usiłować jej wyjaśnić – sumitował się dziennikarz, a na koniec krótko i węzłowato wyjaśniał, że nic nie jest przesądzone, że może to dobry, wyrozumiały szef, który może tylko za intensywnie interesował się swojemi pracownicami, za wiele czasu im poświęcał i uwagi, zwłaszcza w godzinach po pracy. Jednakże równocześnie może wyjść na jaw, że robił to za pełną zgodą i aprobatą rzekomo pokrzywdzonych.

 Och, na pewno.

Ale o tym miał zadecydować sąd.

Za: „Tajny Detektyw” 31/1932 z 31 VII 1932, „Dobry Wieczór” z 4 IV 1933, „Express Poranny” z 29 V i 27 VII 1932, „Kurjer Polski” z 24 VI 1932, „Kurjer Poranny” z 23 i 26 VII oraz 3 VIII 1932, „Wieczór Warszawski” z 3 V 1932.


[1] „Express Poranny” podawał, że Alijew zainwestował ponad 100 tys., w tym wybudował zgrabny domek – jednak nie jest pewne, czy zrobił to on, czy Zarząd Miejski. Zwłaszcza że wkrótce Zarząd dobudował drugi pawilon, w którym mieściła się owocarnia Pajewskiego.

[2] O którym zresztą powszechnie wiedziano, a nawet mówiono publicznie – na początku maja „Wieczór Warszawski”, pisząc o Alijewie, wspominał niejako na marginesie, że jest znany nietylko z wypieku ciastek, ale i z zamachów na cnotę niewieścią (przeważnie kelnerek).

Jacek Dehnel
Proszę czekać..
Zamknij