Znaleziono 0 artykułów
01.10.2019

Kasia Ptak: O niezależność musiałam zawalczyć

01.10.2019
Kasia Ptak (Fot. Marysia Mastalerz dla "Vogue Polska")

Najpierw obserwowała, jak działa rodzinny biznes. Potem postanowiła pracować na własny rachunek. Pierwsze porażki nauczyły ją więcej niż studia. Dziś prowadzi Warsaw Home, czwarte pod wzdględem wielkości targi wystroju wnętrz w Europie.

„Nadarzyn? Co pani chce tam zrobić? Kim pani w ogóle jest? Przecież pani się nie zna na designie”. Takie komentarze Kasia Ptak słyszała wielokrotnie, także od przedstawicieli dużych firm meblowych. Kiedy cztery lata temu ruszały wymyślone przez nią targi wystroju wnętrz Warsaw Home, miała 21 lat. I tylko jedną osobę do pomocy. Start wydarzenia musiała przesunąć o pół roku, w wyznaczonym przez siebie czasie nie udało jej się przyciągnąć marek, na których jej zależało. Zacisnęła zęby i dopięła swego. W jednej z hal Ptak Warsaw Expo, należących do jej rodziny, pojawiły się stoiska stu firm produkujących meble i akcesoria do wnętrz. Targi odwiedziło ponad dziesięć tysięcy osób. Przekonała tym branżę, że plan stworzenia w Polsce imprezy na wzór tych w Mediolanie czy Paryżu wcale nie był szalony. Jednak oczekiwania wobec Warsaw Home nagle urosły. 

– Sama chciałam więcej i lepiej – przyznaje Kasia Ptak. – Druga edycja była skokiem na głęboką wodę. Wypełniliśmy trzy hale, pojawiło się 250 wystawców. Pod względem jakości również zrobiliśmy olbrzymi krok. Zaufała nam Vitra. Do dzisiaj zastanawiam się, jak tego dokonałam. 

W październiku w Warsaw Home weźmie udział 600 firm. Kasia Ptak przewiduje, że odwiedzających będzie mniej więcej tyle, co rok temu – ponad 60 tysięcy. Uważa, że to wystarczająco dużo. Teraz woli zadbać o rozpoznawalność targów na świecie i postarać się, żeby wśród gości pojawiło się jak najwięcej zagranicznych dystrybutorów i przedstawicieli czołowych marek. Jej ambicją jest łączenie rodzimych projektantów z potencjalnymi inwestorami.  

– Wiem, jak ciężko jest budować coś swojego – mówi. – Oczywiście mam wsparcie bliskich, w tym mojego taty i braci, od których mnóstwo się nauczyłam, kiedy terminowałam w naszej rodzinnej firmie, ale Warsaw Home to moje dzieło. O niezależność musiałam zawalczyć.

Ta rodzinna firma to w rzeczywistości ogromne przedsiębiorstwo, które przez lata budował Antoni Ptak, ojciec Kasi. Jednym z filarów jego działalności stało się Centrum Handlowe Ptak w Rzgowie, które zagwarantowało właścicielowi miejsce na liście najbogatszych Polaków. Ptak inwestował również w branżach dziewiarskiej, hotelarskiej i sportowej, aż wreszcie kupił Centrum Handlowe Maximus pod Warszawą, które potem przekształcił w centrum wystawienniczo-kongresowe Ptak Warsaw Expo. Z czasem stało się siedzibą targów wnętrzarskich, a także biurem Kasi Ptak. 

Kasia Ptak (Fot. Marysia Mastalerz dla "Vogue Polska")

***

Na rozmowę umawiamy się właśnie tam, w Nadarzynie. W SMS-ie Kasia podaje mi wskazówki dojazdu. Mimo to taksówkarz gubi się na terenie gigantycznego centrum. Po dłuższej chwili dojeżdżamy do hali F i wejścia numer 13, gdzie mieści się siedziba Warsaw Home.

Podobne artykułyWarsaw Home: Design buduje wspólnotęBasia CzyżewskaGabinet Kasi wypełniają meble, które trafiały do niej przy okazji kolejnych targów oraz licznych podróży. Zamiast biurka używa stołu włoskiej marki Moroso. Gości sadza na kanapie i krzesłach z polskiej firmy Comforty. Moją uwagę przyciąga modułowy regał; kubiki można ustawiać według własnych upodobań. To projekt TRE, marki znanego również na świecie rodzimego projektanta, Tomka Rygalika. Kasia wypatrzyła mebel na targach w Paryżu i sprowadziła. Na półkach, wśród magazynów wnętrzarskich i pism o modzie, stoją fotografie w ramkach. Na jednej z nich dziadek Kasi od strony mamy, Fabian. 

– Nie zdążyłam go poznać, ale podoba mi się to zdjęcie. Dziadek jest na nim lekko obrażony, też czasem miewam taką minę – mówi. A potem dodaje: – Cała rodzina pochodzi ze wsi. Tata jest spod Wrocławia, mama z małej miejscowości w województwie łódzkim. 

Czy korzenie rodzinne są dla ciebie ważne? 

– Ciągnie mnie do natury. Miasto mnie przytłacza. Mamy z rodzicami posiadłość na Mazurach i w wolnych chwilach lubimy tam spędzać czas. Jesteśmy odizolowani od reszty świata, jemy warzywa i owoce z własnego ogrodu. Są konie. Lubię spokój i rozmowy przy rodzinnym stole. 

– Jakie wartości wpajali ci rodzice? 

– Powtarzali, że nie wolno kłamać. Uczyli nas dyscypliny i ciężkiej pracy. U nas nie było spania do południa w weekendy, tylko: „pobudka, wstajemy”. Tata śpiewał na cały dom. Pokoje musiały być wysprzątane. Urządzaliśmy zawody, które z nas ma największy porządek, tata przychodził i sprawdzał.

I które miejsce zazwyczaj zajmowałaś? 

– Byłam w czołówce. 

***

Pierwsze lata spędziła w Łodzi. Przeprowadzki zaczęły się, kiedy skończyła siedem lat. Jak mówi, chodziła do trzydziestu różnych szkół, mieszkała w ośmiu krajach. 

– Tata kocha podróże, a przede wszystkim zmiany. Dlatego cały czas byliśmy w drodze. Mieszkaliśmy w przeróżnych domach i posiadłościach – i w zamku nad Loarą, i na farmie w Brazylii.

Do podstawówki chodziła między innymi w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i we Francji. Tam, w Aix-en-Provence, poszła też do liceum, bo można było zdawać maturę po angielsku. 

Jak podróże wpłynęły na twoją osobowość, na to, kim dzisiaj jesteś?

– Nadal się nad tym zastanawiam. To było trudne dla dziecka. Wyobraź sobie, że pierwszy dzień w szkole przeżywasz trzydzieści razy. Szybko musiałam się adaptować. Myślę, że dzięki temu jestem bardziej otwarta na ludzi i odważniejsza niż inni. Natomiast nie mam wielkiej potrzeby, by przynależeć do grupy, starać się o jej akceptację. 

Życie w rozjazdach dodatkowo zacieśniało relacje rodzinne. Rodzeństwo było dla niej zawsze ważniejsze niż koleżanki i koledzy z kolejnych szkół. 

– Do dzisiaj jesteśmy ze sobą blisko. Codziennie staramy się zjeść razem obiad. Niedaleko stąd moi rodzice mają dom, gdzie pomieszkują, jeśli są w Polsce. Mama lubi gotować. Kto może, wpada tam punktualnie o 13. 

Kasia Ptak (Fot. Marysia Mastalerz dla "Vogue Polska")

Kasia poszła o rok wcześniej do szkoły, więc z o rok starszą siostrą Anią chodziły do jednej klasy. Ania imponowała jej silną osobowością. To ona nauczyła ją asertywności. 

– Jestem bardziej uległa, kiedyś miałam problem z mówieniem „nie”. Ania zbudowała mi charakter. Właśnie przyjechała do Polski. Przez ostatnich siedem lat mieszkała w Stanach, prowadziła hotele w Clearwater Beach na Florydzie. 

Jest też młodsza siostra, 18-letnia Antonia, która marzy, żeby śpiewać w musicalach. I Antoni junior, 22-latek, który ma zamiłowanie do motoryzacji, jeździł nawet w Formule 3. Teraz za namową ojca przeszedł do rodzinnej firmy, organizuje targi elektroniki. Kasia ma jeszcze dwóch przyrodnich braci, Alberta i Dawida. Z nimi spotyka się rzadziej, bo mają już własne rodziny. 

Kasia Ptak (Fot. Marysia Mastalerz dla "Vogue Polska")

– Jednak bardzo sobie ufamy – podkreśla Kasia. – Dawid był dla mnie biznesowym przewodnikiem, kiedy przyjechałam do Polski z Londynu. Dużo się od niego nauczyłam.

Po liceum i kilku latach w Prowansji Kasia dla odmiany chciała zakosztować życia w wielkim mieście. Pojechała do Londynu, by studiować media i komunikację w Regent’s College. Była ciekawa ludzi i wygadana, więc uznała, że to kierunek dla niej. Po roku doszła jednak do wniosku, że nie chce poznawać życia w teorii. 

– Za namową taty wzięłam udział w konferencji związanej z naszym rodzinnym biznesem. Okazało się, że świetnie sprawdzam się „w akcji”. W szkole brakowało mi działania. Tata zaproponował, żebym przyszła do firmy i uczyła się wszystkiego od podstaw. Głupio byłoby nie skorzystać z takiej szansy. Rzuciłam studia, wróciłam do Polski i dzień w dzień obserwowałam, jak pracują inni.

Przez dwa lata Kasia podglądała rodzinny biznes w Łodzi. Potem – ze względów osobistych – przeniosła się do Warszawy. Ojciec wykorzystał to i wrzucił córkę na głęboką wodę. Akurat kupił hale wystawiennicze w Nadarzynie. 

– Nie było tutaj ani ogrzewania, ani dobrej drogi dojazdowej. A my, właściwie z niczego, zorganizowaliśmy targi z artykułami dla dzieci. Udało się nawet ściągnąć sporo firm, jednak nie nagłośniliśmy tego odpowiednio, zabrakło pieniędzy na reklamę, więc nie było również odwiedzających. Przegraliśmy, ale wtedy nauczyłam się robić targi. 

Jak zniosłaś porażkę?

– Porażka uczy więcej niż sukces. Teraz to wiem. Zrobiłam krótką przerwę. Potem powiedziałam tacie, że albo zrobię coś sama, na własny rachunek, albo nie zrobię tu nic. Tak powstało Warsaw Home.

***

W gabinecie Kasi Ptak wiszą płachty papieru. Na nich – rozrysowane plany hal wystawienniczych, stanowiska poszczególnych marek. Wśród tych mniej znanych widnieją nazwy największych firm o światowej renomie.

Jak się ściąga na targi takie marki? – pytam, studiując spis. 

– To bardzo trudne. Nierzadko musimy rozmawiać i z polskim dystrybutorem albo dealerem, i z firmą-matką. Negocjacje mogą trwać rok, a czasami trzy lata. Zresztą są firmy, których nadal nie jestem w stanie pozyskać. Na przykład od dwóch lat rozmawiam ze skandynawską firmą Muuto. W Polsce problemem jest rozdrobniona dystrybucja. Kiedy jedna marka ma kilku polskich dystrybutorów, żaden nie chce w pojedynkę budować stoiska i wykonywać roboty za resztę.  

A jak wyglądają negocjacje z firmą-matką? Jedziesz do Sztokholmu lub Mediolanu, robisz prezentację, tłumaczysz, czym jest Warsaw Home?

– Obecnie sprzedaż już tak nie wygląda. Nikt nie chce słuchać takich prezentacji. W pierwszym roku naszej działalności nie byłam w stanie nawet umówić się na spotkanie. Kiedy dzisiaj o tym myślę, to szczerze mówiąc uważam, że nastąpił jakiś cud.

– Jak docierałaś do właściwych osób? 

– Na targach podchodziłam do każdego stoiska. Wiele razy słyszałam: „Nie, nie jesteśmy zainteresowani”. „Gdzie? W Polsce? Nie, to nie nasz kierunek”. Później się nauczyłam, że trzeba pytać o menedżera od eksportu, o osobę z marketingu. Kombinowałam. Wystawcy zazwyczaj mają listy kontaktów, które leżą na ladach przy wejściach do stoisk. Zdarzało mi się zagadać recepcjonistkę i podejrzeć nazwisko osoby odpowiedzialnej za nasz region, ukradkiem zrobić zdjęcie namiarów. Chodziłam też na wszystkie gale. Ktoś odbierał nagrodę, schodził ze sceny, a ja już byłam obok, proponowałam współpracę.

– Czy polscy projektanci, uznani na świecie, trochę ci pomogli?

– Niektórzy chcieli pomagać, inni nie. Od początku wspierał mnie i dał mi dużo wskazówek Oskar Zięta. Uwielbiam go, jestem dumna z tego, jak prowadzi swój biznes: nie dość, że to artysta, to w dodatku jest przedsiębiorczy. Podobnie jak współzałożyciel Architonic, Nils Becker (to międzynarodowa platforma online dla architektów, projektantów i pasjonatów designu – przyp. aut.). Kiedy Nils idzie przez targi w Mediolanie, od razu widać, że zna wszystkich. Na imprezach branżowych przedstawiał mnie szefom firm. 

Kiedy pytam Kasię, czy pamięta ten konkretny moment, w którym pomyślała, że jej się udało, wspomina uroczystą kolację w Hotelu Raffles Europejski Warsaw z okazji trzeciej edycji Warsaw Home. Naprzeciwko niej siedział Tom Dixon, gwiazda projektowania.

– Byłam wykończona, bo kolacja odbywała się podczas targów, ale też – to był „ten moment”. Pomyślałam: „Kasia, siedzisz twarzą w twarz z Tomem Dixonem, on słucha tego, co masz do powiedzenia. Jak to zrobiłaś?”. To było niesamowite uczucie. Ale nie byłoby tego sukcesu bez ludzi, którzy ze mną pracują. 

W ciągu ostatniego roku zespół Warsaw Home podwoił się, dziś jest w nim 20 osób. Ludzie to także temat przewodni tegorocznej edycji targów. Jej hasło brzmi „Jestem”. Wymyślił je Jan Szadkowski, architekt wnętrz i przyjaciel Warsaw Home. 

– A z tego rozwinęła się cała oprawa graficzna wydarzenia – mówi Kasia i wskazuje na wiszący za stołem w jej gabinecie obraz Tomka Kuczmy. Przedstawia przenikające się ze sobą twarze, mające symbolizować fuzję osobowości, pokoleń, odmiennych sposobów działania. 

Czy myślisz, że design może nam pomóc w odpowiedzi na pytanie: Kim jesteśmy? A może to design jest odzwierciedleniem tego, jak żyjemy, pokazuje nasze aktualne potrzeby? – pytam. 

– Podobno 80 proc. czasu spędzamy w pomieszczeniach. Design ma ogromny wpływ na to, jak się zachowujemy – nawet kiedy nie zdajemy sobie z tego sprawy. Kilka lat temu pojechałam z moim ówczesnym chłopakiem w góry, do jakiegoś przypadkowego hotelu. Tam była okropna, męcząca, czerwona ściana. Pamiętam, że ludzie zachowywali się tam niefajnie. Sama źle się tam czułam. Tak właśnie działa kiepski design. A ja chcę promować ten dobry.  

Kasia Ptak (Fot. Marysia Mastalerz dla "Vogue Polska")

***

Kasia próbowała policzyć, ile razy przeprowadzała się w ciągu ostatnich dwóch lat. I wyszło, że chyba już pięć. 

– Nie mam domu – przyznaje. – Szczerze? Nie stać mnie na dom, przynajmniej na taki, jaki bym chciała mieć. To nie jest tak, że tata daje mi pieniądze i mówi: „Masz, kup sobie willę”. Jestem na swoim, prowadzę firmę i teraz inwestuję, a nie odcinam kupony. Dlatego póki co wynajmuję kolejne mieszkania. To chyba fajnie, że w tym wieku mam jeszcze marzenia? Tata nie chciał wszystkiego podać nam na tacy. 

Kasia nie szasta pieniędzmi. No, chyba że chodzi o jedzenie. Na obiad w dobrej restauracji potrafi wydać dużo. Inaczej z ubraniami. Nie kupuje kompulsywnie, ma kilka ulubionych marek. Jest wierna stylowi Francuzek, który przyjęła w okresie nastoletnim. Lubi stonowane kolory: szary, czarny, biały, beż. Niechętnie się maluje. Na spotkanie ze mną włożyła klasyczną kopertową sukienkę od The Kooples. Do tego duża torba z logo YSL.

– Styl moich rodziców? Uwielbiają antyki – mówi, gdy pytam, jak wyglądał jej dom rodzinny. A właściwie domy. – Sama lubię meble z lat 60. czy 70., rodzice gustują w rzeczach z dwudziestolecia, a nawet starszych. To nie od nich wzięłam zamiłowanie do współczesnego designu. Można jednak powiedzieć, że po nich mam przywiązanie do pięknych przedmiotów. 

Niedawno zaczęła malować obrazy. Oprócz medytacji, to właśnie malowanie uspokaja ją najbardziej.

– Zaczęło mi nawet wychodzić – mówi i pokazuje mi w telefonie zdjęcia abstrakcyjnych, geometrycznych kompozycji. – Kto wie, może za jakiś czas poświęcę się temu bardziej. 

Na razie rozkręca kolejne, obok Warsaw Home, targi – Warsaw Build. 

– Kobieta i budowlanka. Wiesz, jakie to budzi emocje? – Kasia nie ukrywa, że podoba jej się przełamywanie stereotypów. Chwali się, że projekt już cieszy się ogromnym wzięciem.  

Razem z zespołem Warsaw Home organizuje też Warsaw Design Week. 

– Tak jak targi wnętrzarskie w Mediolanie mają swój przewodnik po wszystkich wydarzeniach, które odbywają się w mieście podczas trwania imprezy, tak i my chcemy inspirować i pokazywać, co warto zobaczyć w Warszawie w pierwszym tygodniu października. Stworzymy przewodnik po dodatkowych wystawach i spotkaniach w showroomach marek, które są u nas obecne. Będziemy też polecać hotele i kawiarnie. 

Dużo tego jak na jedną osobę. Kasia żartuje, że czasem chciałaby siebie sklonować. Czy to ze względu na powodzenie rodzinnej firmy czuła się zobligowana, by starać się bardziej? 

– Myślę, że tak. Wiele dzieci z zamożnych domów, w których rodzice osiągają sukcesy, tak ma. Mają poczucie, że nie mogą zawieść.

 – A ty czujesz, że stanęłaś na wysokości zadania? 

– Tata mi zaufał. Po drugiej edycji Warsaw Home oszalał. Był pod wielkim wrażeniem targów, myślę, że zmieniło się jego podejście do mnie. Teraz to on potrafi mi zadać pytanie. Wtedy czuję prawdziwą dumę.

***

Targi wnętrz Warsaw Home odbędą się w dniach 4-6 października. Szczegółowe informacje są dostępne na stronie wydarzenia warsawhome.eu. Program Warsaw Design Weeku planowany jest na okres 1-6 października, PDF z przewodnikiem można pobrać na stronie warsawdesignweek.com.pl.

Hanna Rydlewska
Proszę czekać..
Zamknij