Znaleziono 0 artykułów
20.06.2023

Kawiarnie, lodziarnie i winnice w Saksonii, nowym najmodniejszym regionie Europy

20.06.2023
(Fot. Franek Jones)

Prażące coraz mocniej słońce na dobre obudziło do życia długo wyczekiwane lato, a wraz z nim apetyt na odkrywanie nowych miejsc. Wśród nich są bliskie, ale mało znane cele podróży, które nie oznaczają długich lotów samolotem czy rejsów cruiserami. Przed wami gastronomiczno-turystyczna relacja z wyjazdu do niemieckiej Saksonii, regionu zabytkami, winem i ciastkami płynącego. Dojedziecie tam jednym lub dwoma pociągami od polskiej granicy.

Drezno jest dla mnie bazą wypadową całego przedsięwzięcia. Właśnie tu, w sercu regionu, rozpoczynam zwiedzanie i smakowanie. Zabytkom, galeriom, muzeom całej Saksonii trzeba by poświęcić oddzielny artykuł, a najlepiej cały przewodnik, dlatego moją trasę zwiedzania miast i innych atrakcji krainy wytyczą winnice, lodziarnie, ciastka i kawa.

Café Kreutzkamm, a w niej najlepszy migdałowy sękacz

Kawiarnia z dwóchsetletnią tradycją i tytułem kawiarni dworskiej. Prowadzona  jest od pokoleń przez rodzinę Kreutzkamm, od której wzięła swoją nazwę, a tytuł „Cukierni dworu królewskiego” nadany jej został przez króla Saksonii Alberta Wettyna. To właśnie w tym miejscu przygotowywane są słynne drezdeńskie ciasta bożonarodzeniowe oraz jadalne ozdoby choinkowe. Tradycja ich wypiekania sięga końca XIX w., a miarą popularnośc niech będzie ciekawostka, że chętnych, by je kupować, nie brakowało nawet w Ameryce czy tropikach, do których dekorowane przez cukierników i specjalnie zabezpieczone słodkie pakunki trafiały w ciągu zaledwie kilku dni od przygotowania.

Poza sezonem bożonarodzeniowym uraczycie się tu tradycyjnymi wypiekami, takimi jak na przykład Eierschecke, trzywarstwowy rarytas z masy serowej, masy budyniowej i cienkiego drożdżowego spodu. Było to najsmaczniejsze Eierschecke, jakie jadłem podczas całego wyjazdu.

(Fot. Frank Jones)

Nie udało mi się niestety skosztować Baumkuchen, czyli niemieckiego migdałowego sękacza w czekoladzie. Mam jednak nadzieję, że będziecie mieć więcej szczęścia niż ja, bo smak tego deseru jest powalający, a on sam – pomimo podobieństwa – różni się od naszego sękacza.

Oryginalna, dziewiętnastowieczna kawiarnia znajdowała się na rynku starego miasta. Po wojnie lokal przeniesiono do budynku galerii handlowej Altmarkt-Galerie, usytuowanego tuż przed wejściem na stare miasto. Jest to idealny przystanek, żeby rozpocząć lub skończyć zwiedzanie głównych atrakcji Drezna.

Najpiękniejsza mleczarnia świata

Czyli Dresdner Molkerei Gebrüder Pfund. Tytuł „najpiękniejszej” został wpisany w 1998 r. do Księgi rekordów Guinnessa. Założona przez braci Pfund w 1880 r. mleczarnia podbiła serca mieszkańców nie tylko dzięki swojemu wystrojowi (cały lokal jest wyłożony od sufitu do podłogi kolorowymi, neorenesansowymi kafelkami firmy Villeroy & Boch), lecz również dzięki ekscentrycznemu sposobowi sprzedaży produktów mlecznych.

XIX-wieczne realia nie pozwalały utrzymać świeżości wielu produktów mlecznych, po które dziś tak łatwo nam sięgnąć ze sklepowej półki. Drezdeńczycy skazani byli często na zepsute mleko, bo nie udawało się dowozić z terenów wiejskich wciąż świeżego. Ale twórcy mleczarni znaleźli na to sposób. Mieszkańcy miasta doznali niemałego szoku, gdy w witrynach sklepu stanęły żywe krowy. Na oczach klientów dojono, a następnie sprzedawano najświeższe mleko w Dreźnie. Tym odważnym ruchem bracia Pfund wzbudzili zaufanie mieszkańców i poszerzyli swój asortyment o kolejne mleczne produkty. Do dziś możecie tu kupić sery, twarogi, śmietany, ciasta, dżemy oraz inne frykasy czy, tak jak ja, napić się tłustego mleka prosto od krowy, stojąc przy marmurowym stole, oparci o ściany tego nieprawdopodobnie pięknego miejsca. Tolerancja na laktozę lub jej brak mają tu ogromne znaczenie. Na ścianach możecie podziwiać motywy roślinne, pejzaże wiejskie, ogromne lustra, a w samym wejściu do mleczarni fontannę, z której dawniej lało się świeże mleko. Zwiedzanie za darmo, obok kawiarnia i restauracja, również braci Pfund. Punkt obowiązkowy podczas spaceru po Neustadt, prawobrzeżnej stronie Drezna.

(Fot. Getty Images)

Neustadt, fotogeniczna część Drezna

Nowa część Drezna jest mniej popularna od pełnej zabytków starówki. Możecie tu znaleźć najlepsze lokale gastronomiczne serwujące dania kuchni z całego świata, klub jazzowy, piwiarnie czy vintage shopy. Nie przegapcie Kunsthofpassage, pasażu poprowadzonego między podwórkami kamienic, gdzie zdobienie elewacji powierzono współczesnym artystom.

Mozaiki, kolorowe graffiti czy blaszane instalacje w kształcie trąbek, z których podczas deszczu wydobywają się dźwięki, to tylko niektóre z atrakcji.

Między podwórkami znajdziecie butiki, kawiarnie, restauracje oraz studia artystyczne. Bardzo fotogeniczne i instagramowe miejsce na mapie Drezna.

KeXerei, ciastka na pamiątkę

Ten lokal potwierdza popularną opinię, że Niemcy, jak mało kto, w ciastka umieją. KeXerei to wyjątkowa ciastkarnia, a właściwie sieć miejsc, które zostały rozsiane po całej mapie miasta. Od klasycznych maślanych przez bezglutenowe, wegańskie i bezcukrowe – ciastka wypiekane są tu na miejscu, a zza szyby możecie podglądać cały proces. Wypieki pakuje się na bieżąco, możecie również kupić gotowe zestawy, zapakowane jako pamiątki. Fantastyczna alternatywa dla tych w biegu, ale też pułapka dla łasuchów, bo gwarantuję wam, że na jednym ciastku nie skończycie.

Do stolicy Saksonii dojechałem dwoma pociągami z przesiadką w Berlinie. Na zwiedzanie poświęciłem półtora dnia. Ale jeśli chce się wejść do galerii, na zamek i do muzeum, można tu spędzić dwa, a nawet trzy dni.

Wino, wino, wino

Po zwiedzeniu najważniejszych zabytków i po zjedzeniu najważniejszych deserów Drezna, przyszedł czas na wyprawę za miasto. Uzbrojony w krem z filtrem 50, mapę i bilet całodniowy na kolej miejską, ruszyłem na podbój saksońskich winnic. Secesyjne wille, domy z muru pruskiego i malownicze pola zieleniejącej winorośli to pejzaż rozciągający się wzdłuż całej Łaby, po wyjeździe na przedmieścia Drezna. Pagórkowata kraina, z dużymi opadami deszczu i jednocześnie długim nasłonecznieniem doskonale nadaje się do uprawy białego wina, z którego od ponad ośmiu wieków ten region słynie.

(Fot. Franek Jones)

Saksoński szlak winny to kolejny temat rzeka, którego nie będę zaczynał, bo jest materiałem na odrębny artykuł. Zaznaczę tylko, że 55 km trasy rowerowej między rzeką a winnicami lub pieszej ścieżki grzbietami winnych stoków daje widoki, które mówią same za siebie. Po drodze znajdziecie bazy noclegowe, kilka średniowiecznych i renesansowych miast z zabytkami i restauracjami. Nic, tylko pompować opony, wsiadać na rower, a potem pałaszować.

Weingut Klaus Zimmerling i pałac w Pillnitz

Chyba nie ma na świecie wielu wielkich miast, z których w ciągu kwadransa można uciec od zgiełku na łono prawdziwej natury. Po zwiedzeniu barokowych ogrodów i pałacu Großer Garten w Dreźnie wsiadam do autobusu 63, którym bezpośrednio dojeżdżam do najpiękniejszego pałacu Drezna – Pillnitz.

Rozbudowę tej rezydencji rozpoczął polski król, August II Mocny, dla swojej faworyty Anny Konstancji von Cosel. Pałac na wodzie, ogród chiński, świątynia Venus, komnaty żywopłotowe, oszklona palmiarnia, dziedziniec bzowy, zjeżdżalnie, pawilon z mechaniczną karuzelą z rzeźbionymi w drewnie końmi czy pałac górski to tylko niektóre z atrakcji kompleksu pałacowego. Słynął on z wystawnych barokowych przyjęć, gdzie poprzebierani za chłopów i winiarzy goście korzystali z najbardziej luksusowych rozrywek dworskich.

(Fot. Franek Jones)

Zwiedzanie pałaców oraz ogrodu zajmuje pół dnia. Kupując bilet, możecie wybrać opcję zwiedzania samych ogrodów i palmiarni, na którą ja się zdecydowałem. Wszystkie budynki można zobaczyć z zewnątrz, będziecie też mogli wejść do pałacu na wodzie (w którego arkadach wytyczono rowerowy szlak winny!!!), do sklepu z pamiątkami.

Wychodząc z muzeum, w odległości zaledwie 800 m od pałacu, zaczynam winiarską przygodę. Idę wzdłuż małych, urokliwych domków, wspinając się cały czas pod górę. Mijam pierwsze pola z winoroślami, winnice, ludzi na rowerach i wracających z degustacji amatorów

białego trunku. Finał trasy to sam szczyt pagórka Weinberg, winnica Weingut Klaus prowadzona przez polsko-niemieckie małżeństwo, rzeźbiarki i winiarza. Połączenie sztuki i wina okazało się mieszanką doskonałą. Na miejscu wypijecie tradycyjny Riesling z nutami zielonych jabłek, przepyszny Traminer czy kwaśny Grauburgunder o delikatnym kwiatowo- morelowym zapachu.

Ta winnica jest jak mała galeria sztuki. W ogrodzie i tarasach winorośli zainstalowane są fontanno-rzeźby autorstwa Małgorzaty Chodakowskiej. Wewnątrz winnicy, zbudowanej na planie koła, można kupić wino i przekąski oraz rozsiąść się w dużej, ale przytulnej sali dla gości, gdzie schowacie się w deszczowe dni. Na drugim piętrze znajduje się galeria pozostałych rzeźb Chodakowskiej, przedstawiających głównie kobiety w tańcu, akty oraz abstrakcyjne obrazy ludzkiego ciała.

Górne piętro z każdej strony otoczone jest olbrzymimi oknami, przez które widać każdy fragment magicznego wzgórza. Smak wina, przemiła obsługa, harmonia, dbałość o szczegóły i spójność tego miejsca sprawiły, że gdybym miał polecić tylko jedną winnicę na wyprawę, byłaby nią właśnie ta.

(Fot. Franek Jones)

Królewski Sznyt Schloss Wackerbarth w Radebeul

Największa i prawdopodobnie najbardziej znana winnica Saksonii. Festiwale, koncerty, degustacje i nieustannie brzęczące kieliszki oraz wystrzały korków butelek, czyli enoturystyka pełną parą.

Poza głównym, XVIII-wiecznym pałacem Wackerbartha, najbardziej charakterystycznym budynkiem winnicy jest ośmiokątny belweder z górującym nad nim obserwatorium. Podziwiając widok z tarasu, można ruszyć drogą w górę i przejść się romantycznymi alejkami wytyczonymi wzdłuż winorośli lub zejść na dół do jednego ze stanowisk, gdzie zaopatrzycie się w płynne, musujące złoto regionu.

Hrabia Weckerbarth, miłośnik zachodnich win musujących, sprowadził sadowników z Reims, którzy korzystając z francuskiej techniki i wyjątkowego klimatu Radebeul, stworzyli niepowtarzalny produkt – szampański Riesling. Schloss Wackerbarth Riesling Brut i Schloss Wackerbarth Pinot Brut to dwa z wielu, których możecie spróbować. Moim faworytem było różowe musujące wino Schloss Wackerbarth Grafin Cosel Rose. Delikatnie słodkie, ale z mocnym i kwaśnym finiszem. Poza winami wgryziecie się tu w słodkie i słone przekąski lub tradycyjne dania kuchni niemieckiej. W ofercie kilka pozycji wegańskich.

W Schloss Wackerbarth trafiłem też na koncert saksofonowy, który okazał się jednym z wielu zaplanowanych na lato 2023. Kieliszek wina w towarzystwie dobrej muzyki, wśród kwitnących winogron – tak trzeba żyć.

(Fot. Getty Images)

Weingut Karl Friedrich Aust, czyli wymarzony winny biznes

Zostajemy wciąż w Radebeul, ale przechodzimy kilkaset metrów dalej, w głąb miasta do małej, rodzinnej faktorii, wyjętej niczym z włoskiego filmu, czyli do Weingut Karl Friedrich Aust.

Potomkowie rodziny Friedrich prowadzą tu swój winny biznes i robią to, jak mało kto. Ich miejsce jest swojskie, autentyczne i na pełnym luzie. Winnica to sklep, restauracja (w której podczas mojej wizyty trwała impreza zamknięta), patio z ogrodem oraz otwarte tarasy z winoroślami, a pomiędzy nimi stoją proste stoły i ławy.

Wina, które proponuje Weingut Karl Friedrich Aust to w większości wina autorskie oraz klasyki ze współczesnym twistem. Goldriesling, który najbardziej mi posmakował, jest delikatnym białym winem, niemal przejrzystym jak woda. Pachnie jabłkiem, a w smaku przypomina trochę kwaśny melon. To taki riesling, co nie smakuje do końca jak riesling. Drugie wino Bacchus z 2022 r., podobnie jak większość saksońskich trunków, jest bezkompromisowo ostre i kwaśne. Już sam jego opis – „Z zapałem do życia!” – może nasunąć skojarzenia. Jest metaliczne, ale w dobrym tego słowa znaczeniu, o kwiatowym, ale nie mdłym zapachu i cytrusowym smaku.

Miłym zaskoczeniem okazała się oferta win bezalkoholowych i napojów na bazie winogron dla dzieci lub osób niepijących. Gdybym miał urzeczywistnić filmowe marzenie o własnym winnym biznesie, byłoby nim to miejsce.

Desery, a wśród nich placuszki quarkkeulchen

Nie samym winem w Radebeul się żyje. Na rynku Altkötzschenbroda jadłem w Alte Apotheke, restauracji serwującej tradycyjną kuchnię niemiecką, a pośród dań słonych znalazłem obszerną kartę deserów. Poza eierschecke skusiłem się na inny klasyk, Quarkkeulchen, czyli ziemniaczano-twarogowe smażone placuszki, podane z musem jabłkowym i bitą śmietaną.

Nie przypominają w smaku niczego, co do tej pory jadłem. Gdyby placki ziemniaczane i ukraińskie syrniki stworzyły słodką hybrydę, pewnie tak by ona smakowała. Wspaniałe jako samodzielne danie obiadowe, ale też jako deser.

Drugim słodkim trafem, również na ciepło, były Radebeuler Buchteln mit Vanilliesoße, czyli drożdżowe bułki z cukrem pudrem, utopione w ciepłym waniliowym sosie, podane z bitą śmietaną. Czyli zupa mleczna na gorąco, w wersji deluxe. Brzmi podejrzanie dobrze, smakuje jeszcze lepiej.

(Fot. Franek Jones)

Pirna, lody ogórkowe i szwajcarska Saksonia

Kolejny dzień to podróż na południe. Każde turystyczne miejsce na świecie ma swój rozpoznawalny symbol. Zazwyczaj jest to zabytkowy budynek lub rzeźba, jednak w przypadku Saksonii natura stworzyła jej charakterystyczny znak rozpoznawczy. Ale po kolei.

Po 20 minutach drogi pociągiem z dworca głównego w Dreźnie wysiadam w miejscowości Pirna. Uwieczniana na obrazach przez Canaletta średniowieczna starówka, wąskie brukowanie ulice, kamienice z XVI i XVII w., piękny ratusz czy zamek na wzgórzu to główne atrakcje miasta.

Po kawie na tarasie widokowym schodzę w dół, na stare miasto i zaglądam do późnogotyckiego kościoła Mariackiego. Nieprzekonanym do zwiedzania świątyń obiecuję, że ta w Pirnie jest tego warta. Bogate i niecodzienne zdobienie, takie jak figura „dzikiej kobiety i dzikiego mężczyzny”, ornamenty gałęziowe czy prezbiterium wyłożone motywem rybich pęcherzy zapewniają dopiero początek zachwytu. Największe wrażenie robi niebiańskie sklepienie sieciowe, czyli biały sufit, który zalewa zwiedzających fantazyjnymi motywami kwiatowymi. Moim zdaniem pod każdym względem przebija Kościół Marii Panny w Dreźnie.

Skosztowałem też najbardziej znanych lodów w mieście, Gruners Eiscreme, które słyną z nietuzinkowych smaków. Największym powodzeniem cieszyły się ogórkowo-koperkowe. Dla mnie okazały się faworytem, pomimo zacnej konkurencji w postaci lodów o smaku kaszy manny z cynamonem, ciemnego piwa czy bzu i kefiru. Jeśli chodzi o wnętrze, lokal zatrzymał się w głębokich latach 90., ale tutaj nie o wystrój chodzi, a o naprawdę niepowtarzalny, wszystko wynagradzający smak lodów.

W południe wsiadam w pociąg i ruszam trzy stacje dalej, do kurortu Rathen, gdzie po wyjściu z dworca kieruję się nad brzeg Łaby. Formacja skalna Bastei, perła Parku Narodowego Saskiej Szwajcarii, rozpościera się przede mną w całej swojej okazałości. Kupuję bilet na prom, którym przeprawiam się w ciągu paru minut na drugi brzeg rzeki i rozpoczynam pieszą wędrówkę na szczyt. Cały spacer – czyli przyjemne i naprawdę proste podejście, przez kurort, potem obok jeziora, przez las, formację skalną – zajął mi niecałe dwie godziny. Dotarłem do tarasu z widokiem na rozpościerającą się Saksonię i Drezno. Na szczycie są też restauracja, hotel i najczęściej fotografowane miejsce w parku, kamienny most Bastei. Łączył on półkę skalną i wykuty w skale zamek Neurathen w wąwozie Mardertelle. Z zamku poza mostem zostały tylko wydrążone w skale ruiny, co nie odebrało Neurathen miana „najpiękniejszego miejsca w Niemczech”. Miejsce powala swoim majestatem i romantycznym klimatem.

(Fot. Getty Images)

Stolica porcelany i jedyny w swoim rodzaju bubel

Ostatni dzień wyjazdu, kierunek – północ. 30 minut pociągiem od centrum Drezna leży Miśnia, która zasłynęła jako stolica porcelany. Miasto na skale, położone nad samą Łabą, pełne jest zabytków i wspaniałych widoków. Jeden z najpiękniejszych to ten ze wzgórza pod zamkiem.

Właśnie tu na mocy dekretu króla Augusta II Mocnego powstała Królewsko-Polska i Elektorsko-Saska Manufaktura Porcelany. Talerze, zastawy, figurki czy znaną z piosenki laleczkę z saskiej porcelany oraz inne przedmioty możecie podziwiać w muzeum porcelany, mieszczącym się kilometr od starówki.

A kiedy już tam będziecie, warto pospacerować zabytkowymi ulicami, zadrzeć głowę w stronę wieży gotyckiej katedry czy zatrzymać się w cukierni Zieger, która jako jedyna na świecie ma prawo do wypiekania specjału Miśni – ciastka Fummel.

Czym ono jest? Ważącym tyle, co nic, ciastem pełnym powietrza. Według legendy wymyślił je książę saksoński, który rozczarowany pijaństwem pocztylionów i dostawców z Miśni kazał przywozić sobie na dwór w Dreźnie koniecznie niepołamane ciastko, na znak trzeźwości posłańca. Był to test, który podobno tylko w pełni przytomny kurier potrafił zdać.

Ciasto jest naprawdę delikatne i wyjątkowe, ale jak smakuje Fummel? Jak wielkie rozczarowanie. Może moje oczekiwania były za wysokie, ale to jedna z bardziej przereklamowanych rzeczy, jakie jadłem. Sucha maca, niedbale posypana małą ilością cukru pudru, która prosiła się o towarzystwo gorącej czekolady lub wypełnienie kremem. Zamiast ciastka „nic” polecam ostatni klasyk regionu, pyszne Leipziger Lerchen, kruche ciastka wypełnione kremem migdałowym i konfiturą brzoskwiniową.

Moja propozycja podróży z degustacją w tle to zaledwie jeden z wariantów, a właściwie telegraficzny skrót po krainie nad Łabą. Szlaków jest dużo, winnic i cuksów jeszcze więcej, dlatego nie myślcie za dużo i dajcie się porwać Saksonii. Wszystkiego słodkiego!

Franek Jones
Proszę czekać..
Zamknij