Znaleziono 0 artykułów
19.05.2019

Leonardo da Vinci: Istota geniuszu

19.05.2019
Okładka książki "Leonardo da Vinci" (Fot. Materiały prasowe)

„Jego geniusz był na wskroś ludzki, nabyty dzięki woli i ambicji. Opierał się na cechach i umiejętnościach, które każdy z nas może w sobie rozwijać – ciekawości świata oraz uważnej obserwacji” – pisze Walter Isaacson. Autor bestsellerowych biografii Steve’a Jobsa i Alberta Einsteina wziął na warsztat prawdziwego człowieka renesansu.

Czemu niebo jest niebieskie? Jak wygląda język dzięcioła? I dlaczego ludzie ziewają? To tylko kilka z tysięcy pytań, które można znaleźć w notatkach Leonarda da Vinci. Jako dziecko notariusza z nieprawego łoża renesansowy artysta słynął z zamiłowania do zapisywania absolutnie wszystkiego, a w szczególności list rzeczy, które go zaciekawiły, ale też osób, które chciał o różne rzeczy podpytać. Tym, co napędzało jednego z najsłynniejszych artystów na świecie, był głód wiedzy, który wynikał również z tego, że Leonardo nie otrzymał żadnego formalnego wykształcenia. Przez całe życie zapełnił swoimi zapiskami, szkicami i rysunkami ponad 7200 stron. A przynajmniej do takiej liczby udało się współczesnym dotrzeć, gdyż po śmierci artysty część notatek została rozkradziona i sprzedana na strony. Niektóre z nich się odnalazły, inne przepadły w odmętach historii. To, co jednak przetrwało (nie oszukujmy się – ponad siedem tysięcy stron na 67 lat życia to i tak imponujący wynik), stało się podstawą biografii Leonarda pióra Waltera Isaacsona, która właśnie ukazała się w Polsce.

Leonardo da Vinci (Fot. Getty Images)

Biografii na miarę notesów renesansowego artysty, bo liczącej prawie 800 stron tekstu, nieznacznie przetykanego kolorowymi reprodukcjami dzieł da Vinci. Liczba obrazków jest tu jednak jak najbardziej uzasadniona. Isaacson nie stworzył portretu Leonarda jako malarza, tylko zajął się całościowym obrazem artysty, którego działalność nie ograniczała się jedynie do sztalug. Idealnie obrazuje to list, który niespełna 30-letni Leonardo napisał do mediolańskiego księcia, ubiegając się o pracę na dworze. Wśród wymienianych przez niego umiejętności malowanie znalazło się dopiero na 11 pozycji, daleko za zdolnością projektowania mostów, pisania wierszy czy tworzenia widowisk teatralnych. Jak na człowieka renesansu przystało, Leonardo żadnej pracy się nie bał. Co nie znaczy oczywiście, że każdą ukończył, ale to już trochę inna historia.

Leworęczny homoseksualista i wegetarianin. Miłośnik różowych szat, najchętniej z lnu, gdyż, jakbyśmy teraz to określili, jest to materiał wegański, i właściciel idealnie wyczesanej długiej brody. Gdyby Leonardo żył w XXI wieku, można by spokojnie nazwać go hipsterem. A nawet milenialsem, bo słynął z tego, że wolał snuć plany, niż je realizować, a większość projektów porzucał w momencie, gdy przestawały go fascynować. Był też wielkim wyznawcą prokrastynacji, uważającym, że przerwa na myślenie jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Plotki donoszą, że „Ostatnią wieczerzę” malował średnio co drugi dzień, a resztę czasu spędzał na wgapianiu się w obraz. Jak na artystę działającego na przełomie XV i XVI wieku, trzeba przyznać, że wiemy o Leonardzie całkiem sporo. A może jego biograf ma wyjątkową umiejętność do odmalowywania psychologii postaci. Niezależnie od tego, czy przeważa liczba zgromadzonych faktów, czy talent narratorski, biografię Isaacsona czyta się z dużym zaangażowaniem. Portret artysty, który odmalował autor, bliski jest malarstwu Leonarda. Jako pierwszy podjął się on bowiem przedstawiania nie tylko cech fizycznych, ale też psychicznych swoich modeli. Zadanie wiernego przedstawienia artysty wydaje się tym bardziej karkołomne, że wśród tysięcy stron notatek niewiele zapisków dotyczy życia osobistego. Większość to projekty marzeń, jak latająca maszyna czy idealnie zaprojektowane miasto, szkice anatomiczne, drobne rysunki (często obsceniczne) i wspomniane już listy, również te z wydatkami. Dlatego na warsztat Isaacson bierze również większość publikacji na temat życia Leonarda da Vinci, które się ukazały, w tym najważniejsze, bo opierające się na relacjach naocznych świadków „Żywoty najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów” Giorgio Vasariego z 1550 roku. Do powstałych już koncepcji i teorii autor podchodzi w sposób krytyczny, a w każdym razie polemiczny. Dzięki temu jego biografia ma charakter mozaiki, gdzie domniemania, fakty i opinie mieszają się ze sobą.

Walter Isaacson (Fot. Aspen Institute)
Leonardo da Vinci "Człowiek witruwiański" (Fot. DeAgostini/Getty Images)

Każdego, kogo 800 stron może przyprawić o zawrót głowy, mogę uspokoić. Po pierwsze, czyta się świetnie, a po drugie, można też spokojnie podczytywać na wyrywki. Choć biografia ułożona jest chronologicznie, to niewiele ma wspólnego z klasycznym portretem. Autor kolejne rozdziały poświęca najważniejszym zagadnieniom z życia mistrza. Znajdziemy tu więc kilka stron o życiu osobistym, ale też osobny rozdział poświęcony dziełu życia – „Mona Lisie”, czy odkryciom z dziedziny inżynierii. Każdy pozostawiony przez Leonarda ślad analizowany jest przez Isaacsona bardzo pieczołowicie, a niektóre z części książki przypominają detektywistyczne śledztwa (jak chociażby relacja z ustalania autorstwa „Profilu młodej dziewczyny w renesansowej sukni”, co do którego krytycy i marszandzi nadal się spierają). Całości lektury przyświeca jedna myśl. Isaacson, który wcześniej zasłynął bardzo wnikliwymi biografiami Steve’a Jobsa i Alberta Einsteina, rozkładając życie Leonarda na czynniki pierwsze, chce odpowiedzieć na pytanie o istotę geniuszu. Czy my, współcześni, możemy się czegoś od Leonarda nauczyć? Odpowiedź daje nadzieję. „Geniusz naszego bohatera był na wskroś ludzki, nabyty dzięki woli i ambicji. W przeciwieństwie do Newtona albo Einsteina nie otrzymał w darze od Boga czy też od natury wybitnego umysłu o mocy przetwarzania informacji (…). Nie odebrał też niemal żadnego formalnego wykształcenia; ledwo radził sobie z czytaniem po łacinie i pisemnym dzieleniem. Jego geniusz (…) opierał się na cechach i umiejętnościach, które każdy z nas może w sobie rozwijać, to znaczy na ciekawości świata oraz uważnej obserwacji”. A jeśli ktoś nie dowierza, to w ostatnim rozdziale biograf wypunktował kilka rad, które pomogą nam zbliżyć się do geniuszu. Od nauki współpracy, przez unikanie myślenia schematami, po brzmiący nieco kontrowersyjnie rozkaz, by porywać się z motyką na słońce. W tym wypadku analiza języka dzięcioła może być dobrym ćwiczeniem.

Olga Święcicka
Proszę czekać..
Zamknij