Znaleziono 0 artykułów
06.07.2019

Love Me Tinder: Doświadczyć jak najwięcej

06.07.2019
(Il. Izabela Kacprzak)

Byłam przekonana, że nie mogę znaleźć chłopaka, pewnie dlatego, że moje BMI odstaje od normy, nie uprawiam żadnego sportu, klnę jak szewc i słucham dziwnej muzyki. Aplikacja sprawiła, że zmieniłam zdanie – mówi Joanna Jędrusik, autorka „50 twarzy Tindera” i pierwsza bohaterka naszego cyklu „Love Me Tinder”.

Moje życie jest stabilne. Kochany mąż, fajna praca i mieszkanie. Nagle i niespodziewanie wszystko się sypie. Zostaję sama, z mieszkania trzeba się wyprowadzić, pracę zmienić na lepiej płatną, w końcu ciężko jest żyć z jednej pensji. A w łóżku obok mnie zamiast ukochanego mężczyzny leżą sterta zasmarkanych chusteczek, leki nasenne, pudełka po pizzy i butelka wina.

Na którymś spotkaniu z koleżankami dowiaduję się o Tinderze. Wiem, że prędzej czy później muszę zacząć chodzić na randki. Od takiej nagłej samotności jest strasznie ciężko i wyobrażałam sobie, że fajnie byłoby spotkać kogoś, do kogo można się przytulać nocami. Ile można ryczeć w poduszkę?! Dobra, można – przyznaję – wiele miesięcy.

Oszołomienie

Instaluję na próbę. Jest ciekawie, intensywnie. Nigdy wcześniej nie chodziłam na randki, a tu przede mną roztacza się zupełnie nowy świat. Do wyboru do koloru, najróżniejsi kolesie, blondyni, bruneci, wysocy, niscy, goście z korpo, muzycy, strażacy, artyści.

Najczęściej jest po prostu miło, bez fajerwerków, umawiam się po pracy z jakimś gościem, wypijamy dwa piwa, grzecznie dziękujemy sobie za towarzystwo i rozchodzimy się do domów. Raz na jakiś czas jest beznadziejnie, wracam wtedy do siebie i dalej płaczę w poduszkę z przekonaniem, że do końca życia będę sama. Ale co jakiś czas zdarza się wielkie WOW. Albo przynajmniej średnie, ale jednak wow. Albo jakiś szalenie interesujący koleś, albo świetny seks. A czasami dwa w jednym.

Powoli zaczynam nabierać pewności siebie. Wiadomo, w jakim stanie są porzucone kobiety. Niskie poczucie własnej wartości, obwinianie się i po prostu depresja. Dzięki temu, że jest Tinder, widzę, że ktoś się mną interesuje. Poznanym facetom podoba się nie tylko to, jak wyglądam, ale też co mówię, kim jestem, jak żartuję i jak się ubieram.

Podobne artykułyWybieraj. Rozmawiaj. Randkuj. Cykl o miłości z TinderaBasia CzyżewskaZnajduję nową pracę i wiodę podwójne życie. W dzień korpo i gapienie się w dwa monitory naraz. Wieczorem gapienie się w smartfona albo – co lepsze – w kolejnego faceta poznanego na Tinderze. Często jest ciekawie, uroczo, ekscytująco. Skoro związki nie wychodzą, skupiam się na seksie. Odkrywam nowe rzeczy, otwierają się przede mną nowe, tajemnicze światy. Trochę mi głupio, że nie miałam o nich pojęcia wcześniej, gorliwie nadrabiam lata nudy i świetnie się bawię. Endorfiny chyba zalewają mi mózg, sypiam jak dziecko, nie rozklejam się, stopniowo zapominam o depresji.

Nowa stabilizacja

Pierwszy raz pojawiają się nieśmiałe myśli, że tak można żyć, że momentami jest fajnie i że nie ma szczęśliwej stabilności, ale za to jest ekscytująco i różnorodnie. Z niektórymi facetami się przyjaźnię, zdarza mi się przeglądać czyjeś zdjęcia, czytać opis i wiedzieć, że prawdopodobnie świetnie się dogadamy, chociaż koleś nie jest w moim typie. Do tego pojawia się spora liczba kumpli i kolegów z Tindera. Takich, z którymi nie zagrało, i takich, z którymi nie wyszło, ale dało się dalej gadać i chodzić na piwo.

Tygodnie i miesiące mijają na tinderowaniu. Czasem miesiąc, dwa przerwy, bo trzeba wziąć oddech. Trzy razy spotykam się z kimś dłużej. Jest pięknie, są emocje, jakieś wspólne plany. Potem wszystko nagle się rozpada – nie wiedzą, czy są gotowi, mają ciężki etap w życiu. „To nie ty, to ja” i tak dalej. Trochę czuję pustkę, trochę rezygnację, ale odruchowo, żeby poczuć się lepiej, dalej umawiam się na randki. Muzycy, filmowcy, pisarze, dziennikarze, aktywiści, trafiam na coraz fajniejsze osoby. Fajnie tak poobcować, nie tylko seksualnie, z ludźmi, którzy robią coś ciekawego.

(Il. Izabela Kacprzak)

Po trzech latach nadchodzi moment, w którym Tinder trochę powszednieje, a ja mam dość rutyny. Chcę jeszcze więcej zmian, chcę coś zrobić i zobaczyć trochę świata, zanim wrócę do siedzenia w biurze. Siedzę tam już sześć lat, potrzebuję przerwy, żeby nie zwariować. Wyjeżdżam i przez kilkanaście miesięcy zwiedzam Stany i Amerykę Południową. Za przewodników najczęściej robią mi miejscowi mężczyźni poznani – nie będzie niespodzianki – właśnie na Tinderze. Aha, no i czasami po tym całym zwiedzaniu i oprowadzaniu można fajnie poromansować, niezobowiązująco, bo przecież jestem w podróży.

Nowe horyzonty

Kiedy wracam do Polski, wiem, że chcę spróbować czegoś innego, nie wiem tylko czego. Po takich wrażeniach nie chcę nawet myśleć o powrocie do biura. Przyjaciel proponuje, żebym napisała książkę o swoich przygodach na Tinderze. Ale przecież nie mam pojęcia o pisaniu czegoś innego niż maile do współpracowników i prezentacje w Power Poincie! Piszę kawałek na próbę, wydawnictwo chce podpisać umowę, trochę nie dowierzam, ale trzy miesiące bezlitośnie walę w klawiaturę. Dzieło wychodzi na wiosnę. Chodzę na spotkania z czytelnikami, biorę udział w dyskusjach, piszę pierwszy felieton. Jakiś czas później podpisuję kontrakt na kolejną książkę. Pierwsza może być przypadkiem, ale jak piszę drugą, to znaczy, że jestem pisarką. Czad.

Nie mogę się pozbyć wrażenia, że tak trzeba żyć. Doświadczyć jak najwięcej, dowiadywać się o sobie nowych rzeczy. I żeby nie było nudno, bo przecież nuda to największa zaraza dzisiejszych czasów.

Drugą największą zarazą jest samotność, a właściwie to, że jest stygmatyzująca. Daliśmy sobie wmówić, że singielstwo to zło. Bohaterowie filmów błąkają się samotni po świecie, póki nie poznają swoich drugich połówek pomarańczy. Część z nas cały czas rozpaczliwie szuka tej drugiej połówki, niektórzy znaleźli, ale po jakimś czasie okazało się, że to nie pomarańcza, tylko przerośnięta mandarynka.

Zamiast wniosków

Samotność dalej jest tabu, chętniej przyznajmy się do depresji czy skłonności do alkoholu. Mamy poczucie, że skoro jesteśmy sami, to dlatego, że nie staramy się wystarczająco, nie jesteśmy fajni, ładni ani ciekawi.

Ja byłam przekonana, że nie mogę znaleźć chłopaka, pewnie dlatego, że moje BMI odstaje od normy, nie uprawiam żadnego sportu, klnę jak szewc i słucham dziwnej muzyki. Tak to sobie tłumaczymy. Nasza wina, nie dajemy rady.

I znowu przychodzi Tinder. I nas z tego wszystkiego leczy, bo tam ludzie co prawda czasem na profilach wyglądają czadowo i sprawiają wrażenie niesamowitych osób, ale spotkani na żywo – nie znają się na wszystkim, nie wyglądają jak modele, nie są geniuszami. Normalsi, tacy jak my. Jaka ulga.

Często jesteśmy po długich związkach. Zwłaszcza po trzydziestce znacząco wzrasta statystyczna liczba singli. Im też z pomocą przychodzi Tinder. Nigdy nie chodzili za bardzo na randki, niespodziewanie znaleźli się z ręką w nocniku. Nagle muszą się nauczyć gotować tylko dla jednej osoby, nie mają z kim oglądać serialu, w łóżku śpią na swojej połowie, ale odwracają się plecami, żeby nie myśleć o tym, że ta druga jest pusta.

 

Nie wiemy, jak randkować, praktycznie wszyscy znajomi są zajęci. Mamy jeszcze bardziej przechlapane, jeśli nie lubimy chodzić do knajp i klubów. No bo gdzie mamy spotkać tych innych singli? W desperacji pytamy Google’a. Odpowiedzi są różne, można na przykład spotkać kogoś w kawiarni, w muzeum, na zajęciach sportowych czy na basenie. Google mówi, że są też znajomi znajomych. To co mamy zrobić? Prosić kolegów ze studiów, żeby zrobili przegląd kontaktów i zorganizowali nam randkę z ładnym znajomym? Godzinami krążyć po muzeach i kawiarniach? Serio, nikt nie robi takich rzeczy, spadaj Google’u!

I tu pojawia się Tinder. W końcu wiemy, że ludzie szukają tam tego, co my. Okej, sporo osób używa apki, żeby zdradzać partnerów, ale ci nas nie interesują. My nie szukamy wrażeń, tylko relacji. Wszystkim nam chodzi o to samo, jak już się umawiamy, to gramy do tej samej bramki. Czasem nawet stajemy się w tym coraz lepsi i padają gole. Zanim zagramy o większe stawki, możemy sparingować do woli.

Nikomu nie mogę obiecać, że znajdzie na Tinderze to samo co znalazłam ja, ale zachęcam. Niekoniecznie żebyście mogli zmienić swoje życie za pomocą aplikacji. Ale na pewno żebyście przynajmniej mogli zapomnieć o nudzie. Nie ma nic ciekawszego na świecie niż inni ludzie. Idźcie i zmatchujcie ich wszystkich!

Joanna Jędrusik
Proszę czekać..
Zamknij