
Osgood Perkins, reżyser „Kodu zła”, jednego z najlepszych horrorów ostatnich lat, przeniósł na wielki ekran krótkie opowiadanie Stephena Kinga. „Małpie” bliżej jednak do czarnej komedii niż do klasycznego kina grozy. Co nie znaczy, że nie będziecie się świetnie bawić.
Stephen King nie bez powodu uchodzi za mistrza horroru. Jego mroczne powieści – te lepsze i te gorsze – doczekały się ponad 50 filmowych ekranizacji. Wśród nich znalazły się klasyki kina grozy, takie jak „Lśnienie”, „Carrie” czy „To”.
Najnowszym dodatkiem na liście adaptacji Stephena Kinga jest „Małpa”, nowy film Osgooda Perkinsa, reżysera głośnego „Kodu zła”. Za produkcję odpowiadał James Wan, weteran gatunku i twórca takich dreszczowców, jak „Obecność”, „Piła” i serii „Naznaczony”.
„Małpa” zaskoczy fanów „Kodu zła”. W filmie makabra idzie w parze z czarnym humorem

„Małpa” przenosi na wielki ekran krótkie opowiadanie Stephena Kinga o braciach bliźniakach, Halu i Billu, który odkrywają zabawkową małpkę – jedyną pamiątkę po ich nieobecnym ojcu. Wkrótce po tym wokół nich zaczyna dochodzić do serii zagadkowych i makabrycznych zgonów. Chłopcy zaczynają podejrzewać, że kolejnym niewytłumaczalnym śmierciom winien jest nawiedzony przedmiot. Gdy po latach ludzie wokół Hala znów zaczynają umierać, bohater postanawia odnaleźć przeklętą zabawkę.
Osgood Perkins wszedł na plan „Małpy” zaraz po zakończeniu zdjęć do „Kodu zła”. Mimo to reżyserowi udało się nakręcić dwa zupełnie różne filmy. Horror z Maiką Monroe i Nicolasem Cage’em to najlepszy przykład kina grozy w rytmie slow cinema, które zmusza widzów do uważnego studiowania każdego kadru w poszukiwaniu źródła niepokoju. „Małpie” natomiast bliżej do czarnej komedii w iście makabrycznym wydaniu. Krew leje się tu strumieniami, a każda kolejna śmierć jest bardziej absurdalna od poprzedniej. Kit Lazer, jeden z prowadzących podcastu „Streaming Things”, trafnie porównał film do „tytułów z serii »Oszukać przeznaczenie« w kinofilskim wydaniu”.

Perkins świetnie odnajduje się w tej konwencji, a jego zwrot ku mrocznemu humorowi ratuje absurdalną historię przed przesadną powagą jej oryginału. Jeśli lubisz czarne komedie, będziesz się świetnie bawić.
Theo James w podwójnej roli udowadnia, że jest stworzony do komediowych kreacji
Klimat filmu doskonale rozumie obsada „Małpy”. W dorosłych braci bliźniaków wciela się znany z drugiego sezonu „Białego Lotosu” Theo James. Obie jego kreacje to najlepszy dowód, że Hollywood powinno częściej obsadzać go w rolach komediowych. Co więcej, gwiazdor udowadnia, że jako jeden z nielicznych jest w stanie wyglądać dobrze w mullecie.
O więcej ekranowego czasu aż prosi się za to Elijah Wood, który jest doskonały w roli poradnikowego superojca. Aktor wie, jak dobrze wykorzystać swoje pięć minut. Tatiana Maslany, czyli filmowa mama bliźniaków, również zasłużyła na wyróżnienie. Jej charyzmatyczna bohaterka bez wątpienia znajdzie się na naszym wiosennym moodboardzie. Nawet Osgood Perkins udowodnił, że odziedziczył aktorskie zacięcie po słynnym ojcu, Anthonym Perkinsie.

Mój największy zarzut to – obok niedoboru Elijah Wooda – czas trwania filmu. Choć twórcom udało się zamknąć w błogich 90 minutach, opowiadanie Kinga znacznie lepiej sprawdziłoby się w formie krótkiego metrażu. Mimo usilnych prób urozmaicenia historii (i puli ekranowych zgonów) „Małpa” szybko staje się dość powtarzalna i przewidywalna. Dlatego zamiast wyczekiwać zaskakującego zwrotu akcji, po prostu daj się porwać tej szalonej opowieści.
Zobacz także:
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.