Znaleziono 0 artykułów
01.01.2020

Podsumowanie dekady: Moda

01.01.2020
CaraDelevingne i Karl Lagerfeld  (Fot. Francois Durand, Getty Images)

Lady Gaga sukienkę z mięsa zamieniła na kreację Valentino, końca dobiegła saga o Harrym Potterze, świat poznał bohaterów „Gry o Tron” i… Caitlyn Jenner.  Niezależnie od tego, czy na mijającą dekadę patrzymy z pełnym nostalgii uśmiechem, czy z refleksją wskazujemy jej najbardziej przełomowe momenty, nie możemy uznać jej za nudną. Bo czy ktokolwiek na początku 2010 r. przypuszczał, że prezydentem najpotężniejszego kraju na świecie zostanie głupkowaty milioner, a świat mody straci głowę dla stylu z postsowieckich blokowisk?

Zestawienie najlepiej ubranych gwiazd, młodzi, którzy wywierają największy wpływ na społeczeństwo, a także zwierzenia Lary Stone, która mimo rozmiaru 36 przez niektórych projektantów nadal uznawana była za modelkę plus size. Takimi nagłówkami witał czytelników amerykański „Vogue” w styczniu 2010 r. Na okładce wystąpiła wtedy Rachel McAdams. Aktorkę, którą po rolach w „Sherlocku Holmesie” i „Zaklętych w czasie” okrzyknięto „nową Julią Roberts”,  sfotografował Mario Testino. W numerze na styczeń 2020 r., podobnie jak we wszystkich innych edycjach biblii mody, pierwszorzędną rolę gra za to hasło „Vogue Values”. Kryje się pod nim obietnica szerzenia wizji równościowego i odpowiedzialnego świata. Oraz wiara, że mimo ogromu pracy, jakiej będzie wymagać ich wdrożenie, świat mody zmierza w dobrym kierunku.

Okładka amerykańskiego "Vogue'a" na styczeń 2010 (Fot. Mario Testino)

Gdyby zastanowić się nad cezurami tej dekady, byłoby to zapewne odejście dwóch wirtuozów świata mody. W lutym 2010 r. londyńska policja znalazła ciało zaledwie 40-letniego Alexandra McQueena. Dziewięć lat później, także w lutym, po walce z rakiem trzustki umarł Karl Lagerfeld. W ciągu dekady świat mody tracił także innych wirtuozów: odeszli Hubert de Givenchy, Oscar de la Renta i Kate Spade. Pożegnaniom towarzyszyło jednak optymistyczne patrzenie w przyszłość. Moda nigdy nie była bowiem tak zaangażowana społecznie. Nigdy z tak dużą trwogą nie myślała o środowisku naturalnym. I nigdy na taką skalę nie poszerzała istniejących definicji piękna.

Alexander McQueen (Fot. Jemal Countess/WireImage , Getty Images)

Streetwear nowym couture

Wszyscy ukrywamy w swoich albumach wstydliwe zdjęcia z przeszłości. Dla Kanyego Westa i Virgila Abloha jednym z nich była zapewne fotografia, którą w 2009 r. podczas tygodnia mody w Paryżu zrobił im Tommy Ton. Kanye w stylizacji na grzecznego chłopca z college’u trzyma na niej wątpliwej urody walizkę, a Virgil dumnie pozuje w błękitnej puchowej kamizelce, wzorzystej koszuli i okularach Jurka Owsiaka. Ten się jednak śmieje, kto się śmieje ostatni. Bo to między innymi dzięki Westowi i Ablohowi streetwear stał się w minionym dziesięcioleciu synonimem luksusu, na dobre zadamawiając się w branży mody z wysokiej półki.

Louis Vuitton x Supreme (Fot. Catwalking, Getty Images)

Słowem świadczącym o potędze streetwear stał się „drop”, czyli limitowana ilość najbardziej pożądanych przedmiotów, którą marka, czasami zupełnie niespodziewanie, wypuszcza do sprzedaży. Po Yeezy Boosty Kanyego Westa, nowe kolekcje Palace czy efekty współpracy Off White i Nike ustawiają się kilometrowe kolejki, w których najwytrwalsi są w stanie spędzić nawet trzy doby. Płaci się też za nie gigantyczne pieniądze. Czasami równie duże, co za wieczorowe kreacje najbardziej znamienitych domów mody. Rekord bije kolekcja Supreme i Louis Vuitton – breloczek kosztuje wtedy ponad 300 dolarów, a kufer – 6 tys.

Virgil Ablog i Naomi Campbell (Fot. Bertrand Rindoff Petroff, Getty Images)

Nosy wszystkim tradycjonalistom niegotowym na to, by trendy i zyski kreowała ulica, utarł Abloh w 2018 r., gdy objął stery męskiej odsłony Louis Vuitton. Trudno więc uwierzyć, gdy on sam w wywiadzie z „Dazed and Confused” przewiduje, że w 2020 r. streetwear umrze. Tłumaczy jednocześnie, że punkt ciężkości przenieść się ma na modę vintage. Optymistyczna prognoza.

Post-soviet chic

Gosha Rubchinskiy zorganizował swój pierwszy pokaz w 2008 r. na stadionie Sokolniki w Moskwie. Młodzi chłopcy (trudno nazwać ich modelami, skoro zostali wyłonieni podczas ulicznego castingu) prezentowali wtedy bluzy z wyrwanymi rękawami, dresowe komplety, T-shirty ze sloganami oraz projekty z bardzo wymownym politycznie nadrukiem – dwugłowym orłem oraz napisem „Evil Empire”. Ten ostatni nawiązywał do słynnego przemówienia, jakie na temat Związku Radzieckiego wygłosił w 1983 r. Ronald Reagan. W 2014 r. Rubchinskiy kolekcję pokazywał już w Paryżu. W tym samym momencie w Szwajcarii narodziło się Vetements. Kolektywowi projektantów, stylistów i artystów dowodził Demna Gvasalia – Gruzin, który w wieku 20 lat wyprowadził się do Niemiec, a zawodowe szlify zdobywał u samego Margieli.

Debiutancka kolekcja Vetements (Fot. Kristy Sparow, Getty Images)
Koszulka Goshy Rubchinskiyego (Fot. Melodie Jeng, Getty Images)

Modowy establishment z fascynacją zaczął spoglądać na Wschód. A właściwie „Nowy Wschód”, bo takim mianem okrzyknięto państwa powstałe w wyniku rozpadu ZSRR. T-shirty, bluzy i stadionowe szaliki zdobiły napisy w cyrylicy, a za tło sesji służyły przygnębiające blokowiska. Moda na „postsowiecki szyk” dała też poniekąd początek normcore’owi, który dziś jawi się przede wszystkim jako estetyka inspirowana stylem naszych ojców z lat 90. Była też bardzo wdzięcznym tematem. Z jednej strony wyrażała bowiem nostalgię za niekoniecznie lepszymi czasami, będąc przejawem głęboko zakorzenionej tożsamości kulturowej, a z drugiej – stanowiła swoisty komentarz do wydarzeń politycznych, które przez wiele lat kształtowały wschodnią rzeczywistość.

Dobra zmiana

Piękno ma nie tylko twarz. Ma także głos”. Trudno chyba o lepsze podsumowanie zmiany, jaka na przestrzeni ostatnich kilku lat dokonała się w branży, niż słowa Mai Singer, dziennikarki amerykańskiego „Vogue’a”. O sukcesie modelek przestały decydować wyłącznie idealne wymiary. Zaczęła liczyć się osobowość.  Do głosu dopuszczono dziewczyny o najróżniejszych typach urody, z najdalszych zakątków świata, o rozmaitych kształtach. A wśród nich imigrantki, aktywistki i zagorzałe feministki.

Ashley Graham na pokazie Micheala Korsa (Fot. JP Yim, Getty Images)
Adut Akech (Fot. Peter White, Getty Images)

Gwiazda jednej z naszych zeszłorocznych okładek, Adwoa Aboah karierę łączy z prowadzeniem autorskiej platformy Gurls Talk. Halima Aden została pierwszą w historii modelką w hidżabie, która wystąpiła w bikini na okładce „Sports Illustrated”. A jedna z największych ambasadorek ruchu body positivity, Ashley Graham, jest regularną gwiazdą pokazów Prabala Gurunga, Michaela Korsa i Christiana Siriano. Modelka, która niedługo po raz pierwszy zostanie mamą, pojawiła się także na okładce grudniowego numeru amerykańskiego „Vogue’a”. Nie ma dziś chyba jednak większej gwiazdy wybiegów niż Adut Akech. Australijska modelka sudańskiego pochodzenia zadebiutowała na wybiegu w 2016 r. pokazem Saint Laurent. Portal Models.com dwa lata z rzędu uhonorował ją tytułem modelki roku. W tej samej kategorii zwyciężyła podczas ostatnich Fashion Awards w Londynie.

Wszystko w rękach hashtaga

Jedni uważają, że ze świata mody uczynił cyrk. Inni są zdania, że przyczynił się do otwarcia dialogu na ważne dla branży tematy, czyniąc ją bardziej egalitarną. Nie ma wątpliwości, że Instagram, który w 2020 r. będzie obchodził okrągłą, 10. rocznicę powstania, wpłynął nie tylko na to, jak patrzymy na modę, lecz także na to, jak ją konsumujemy. O komercyjnym sukcesie aplikacji stworzonej przez Kevina Systroma najdobitniej świadczą liczby. W 2011 r. Facebook kupił ją za miliard dolarów. W 2019 r. agencja Bloomberg Intelligence wyceniła jej wartość na 100 mld (!) dolarów. Instagram stał się też podstawą gospodarki regulowanej działalnością influencerów. Tę ostatnią wycenia się na 1,6 mld dolarów.

Fot. Christian Vierig, Getty Images

Instagram, w stopniu nieporównywalnym z żadną inną aplikacją, nie tyle dawał możliwość zaprezentowania siebie, ile wykreowania takiego wizerunku, na jaki tylko mamy ochotę. Samo zastosowanie filtrów służyło przecież podkolorowywaniu rzeczywistości. Oprócz tego, demokratyzował branże, do których wcześniej mieli dostęp tylko eksperci.

Influencerami zostawały osoby związane z modą, fitnessem, światem urody, kulinariami, a nawet polityką. Zostawali nimi także celebryci. Trzeba było jednak sześciu lat, aby termin ten oficjalnie zadebiutował w słowniku. Oznaczał osobę, która „ma moc wpływania na masy, zarówno przez media społecznościowe, jak i tradycyjne”. Influencer stał się zawodem, na którym można zbić miliony, więc rzesze młodych ludzi do tego miana aspirują.

Fot. Melodie Jeng, Getty Images

Mimo tego, że Instagram przyczyniał się do wzrostu konsumpcji, sprzecznej z zasadami zrównoważonej mody, dla wielu osób stał się szansą na zaistnienie i przebicie w do tej pory hermetycznych branżach. Zdolni projektanci nie musieli już czekać, aż wpływowy krytyk będzie łaskawy napisać kilka słów o ich dyplomowej kolekcji. Ci, którym nie była pisana tradycyjna ścieżka kariery, autorskie koncepty promowali w społecznościowej apce, od początku prowadząc bezpośrednią komunikację z klientem. Tym samym zacierając granice między przyjacielską rozmową a działaniami marketingowymi. 

Przemiana Kim Kardashian

W 2010 r. gwiazda reality show zaczyna randkować z koszykarzem Krisem Humphriesem. Dopiero co odkryła konturing, razem z matką Kris Jenner promuje Oktoberfest, a do jej najczęstszych modowych wyborów należą ołówkowe sukienki Herve Leger, obowiązkowo w połączeniu z wysokimi szpilkami. Jest niekwestionowaną gwiazdą, ale niekoniecznie utożsamianą z dobrym gustem.

Wszystko zmienia się, gdy zwiąże się z Kanye Westem (małżeństwo z Humphriesem przetrwało zaledwie 72 dni). Raper jest już wtedy aspirującym projektantem. Robi gruntowne porządki w szafie Kim i zaprasza ją do Paryża na debiutancki pokaz autorskiej marki. Reszta jest historią jednej z najbardziej imponujących przemian dekady.

Kanye West i Kim Kardashian (Fot. Raymond Hall, Getty Images)

Pod wpływem przyszłego męża, Kardashian amerykańskie marki zamienia na projekty Ricka Owensa, Margieli, Balmain i Givenchy, stając się niepisaną muzą dyrektorów kreatywnych dwóch ostatnich – Oliviera Rousteinga i Riccarda Tisciego. Zamiast mocnych kolorów stawia na odcienie ziemi i barwy nude, które staną się jej znakiem rozpoznawczym. Wspólnie z Kanyem wypracowują także jej firmowy look: dopasowaną spódnicę midi i odkrywający talię krótki top.

Momentem przełomowym na drodze Kim do statusu ikony stylu staje się 2014 r., kiedy w towarzystwie Westa i kilkumiesięcznej córki ląduje na okładce amerykańskiego „Vogue’a”. Kontrowersyjna decyzja Wintour była przepowiednią – dziś Kim ma ich na koncie 10, w tym dla australijskiej i hiszpańskiej edycji.

Siła koronowanej głowy

Trudno myśleć o monarchii jako o relikcie przeszłości, gdy jej przedstawiciele w niekwestionowany sposób wpływają na innych. Także w modzie. Pałeczkę po Kate Middleton przejęła w ostatnich latach Meghan Markle. Pierwsza zaskarbiła sobie sympatię, wybierając kreacje brytyjskich projektantów. Nie bała się też pokazywać kilkakrotnie w tej samej stylizacji. Markle łączy natomiast projekty Gabrielli Hearst i Victorii Beckham z ubraniami od J.Crew, H&M czy Asos.

Kate Middleton i Meghan Markle (Fot. Karwai Tang, Getty Images)

Stylem Kate i Meghan zapewne nie mogą równać się z tragicznie zmarłą księżną Dianą. Jednak, co dziś wyjątkowo istotne, mają realne przełożenie na zakupowe nawyki konsumentów. Jak wyliczyli przedstawiciele platformy Lyst, pojawienie się Markle w kreacji konkretnej marki jest w stanie podwyższyć zainteresowanie nią o ponad 200 proc. Na pniu wyprzedały się sukienki, w jakich wspólnie z Harrym podróżowała po Nowej Zelandii i Afryce. W 2011 r. taką samą popularność zyskał ołówkowy model w kolorze nude, w jakim Middleton powitała Baracka i Michelle Obamów.

Maria Grazia Chiuri /(Fot. Peter White, Getty Images)

Kobiety u steru

W 2016 r. Maria Grazia Chiuri objęła stanowisko dyrektor kreatywnej Diora, zostając pierwszą kobietą na tym stanowisku w historii francuskiego domu mody. Rok później historia powtórzyła się, gdy na stanowisku dyrektora kreatywnego Givenchy Clare Waight Keller zastąpiła Riccardo Tisciego. Kobieta stoi dziś także u sterów najbardziej ikonicznej marki mody – po śmierci Karla Lagerfelda batutę kreatywną w Chanel przejęła jego wieloletnia współpracowniczka, Virginie Viard.

Clare Waight Keller i Meghan Markle (Fot. Joe Maher)

Kobiety dawno nie zajmowały w świecie mody tak wielu znamienitych stanowisk. Sarah Burton od niemal dziesięciu lat kontynuuje dziedzictwo Alexandra McQueena. Laura Kim, do spółki z Fernando Garcią, od 2017 r. przewodzi domowi mody Oscara de la Renty.  A młode projektantki zgarniają najważniejsze nagrody w branży – wygrywają w prestiżowym konkursie LVMH Prize, Fashion Awards i CFDA/Vogue Fashion Fund. – To namacalny symbol zmiany w branży mody – pisała w sierpniowym numerze amerykańskiego „Vogue’a” Sarah Mower. – Nienaginania się do zasad tworzonych przez zarządzane przez mężczyzn korporacje. A nawet ignorowania ich, podążania za instynktem, słuchania własnego głosu i otwarcia kreatywnej przestrzeni dla całego pokolenia.

Kult normalności

Joan Smalls ( Fot. Daniel Zuchnik, Getty Images)

Proste, lekko sprane dżinsy, flanelowa koszula z Uniqlo, puchówka od North Face albo Patagonii, na nogach obowiązkowo New Balance’y, a na głowie – czapka z daszkiem, najlepiej z logo Jankesów. Ulubione (i prawdopodobnie jedyne) elementy garderoby Steve’a Jobsa, Larry’ego Davida, bohaterów sitcomu „Seinfeld” czy ojców większości przedstawicieli pokolenia Y, stały się podstawą normcore’u – stylu, który powstał jako odpowiedź na kulturę hipsterów, a bazował na kulcie banalności. Apogeum jego popularności przypadało na 2014 r. Okazało się, że by manifestować swoją osobowość, wcale nie trzeba na siłę starać się wyróżnić z tłumu. Na ulicach królowały oversize’owe bluzy z kapturem od Vetements, koszule w kratę przewiązane w pasie, ramoneski i motocyklowe botki. Dziś normcore jest martwy. Przynajmniej jako trend. Panuje kult indywidualizmu, przy którym normcore jest zwyczajnie nudny. A w każdym razie mocno ogranicza wyobraźnię. Choć New Balance’y i czapki Jankesów nadal należą do najbardziej pożądanych elementów codziennej garderoby.

Płynna płeć

Mijającą dekadę zapamiętamy jako tę, w której runął tradycyjny, binarny porządek płci. Także w modzie. W branży, w której transseksualiści zawsze odgrywali kluczową rolę, ale po cichu (April Ashley, Tracey Norman), do głosu doszły postaci, które zgarniając najbardziej lukratywne kontrakty, dzieliły się ze światem swoją historią. W 2013 r. do grona ambasadorów Givenchy dołącza Lea T. Gwiazdami srebrnego ekranu i czerwonych dywanów zostają Laverne Cox, Indya Moore i Billy Porter. W pokazach Prady, Louis Vuitton i Moschino chodzą Dara Allen, Nate Westling, Finn Buchanan i Teddy Quinlivan. Kontrakt z Gucci podpisuje jedna z muz Alessandra Michelego, Hari Nef. Granice tego, co męskie, i tego, co kobiece zacierają się nie tylko na wybiegach (Thom Browne, J.W. Anderson, Undercover), lecz także na ulicach.

Billy Porter (Fot. Frazer Harrison, Getty Images)

 

Michalina Murawska
Proszę czekać..
Zamknij