Znaleziono 0 artykułów
25.07.2023

„Poprzednie życie” to najpiękniejszy film o miłości nadchodzących miesięcy

25.07.2023
Recenzja filmu „Poprzednie życie” (Fot. materiały prasowe)

Ta piękna historia miłosnego trójkąta jest też opowieścią o niewykorzystanych szansach, imigranckiej tożsamości, konsekwencjach podejmowanych decyzji. Pełne nostalgii „Poprzednie życie” klimatem przypomina „Przed wschodem słońca”. Jest też listem miłosnym do miast – Nowego Jorku i Seulu.

Postać Nory reżyserka Celine Song stworzyła na swoje podobieństwo. Sama też jako nastolatka wyjechała z rodziną do Toronto z Seulu, gdzie zostawiła przyjaciół i podkochującego się w niej kolegę z klasy. W filmie młodzieńczą miłością jest Hae Sung, który rywalizuje z Norą o stopnie. Gdy udaje mu się zdobyć lepszą ocenę, dziewczyna płacze. I tyle z jego radości z sukcesu.

„Poprzednie życie” nasycone jest tak dużą liczbą kapitalnych momentów, porywających dialogów i ważkich przemyśleń, że trudno uwierzyć, by za kamerą mogła stanąć debiutantka. Celine Song dziś ma zaledwie 34 lata. – Scenariusz jest inspirowany wieloma rzeczami: pierwszą miłością, ścieżkami życia, którymi nie poszłam, żalami, które w końcu sobie odpuściłam, przeszłością i teraźniejszością, istniejącymi w każdym z nas – mówiła Song na festiwalu w Karlowych Warach. A ja zastanawiałem się, jak bardzo samoświadomym trzeba być twórcą, żeby przerabiać własne doświadczenia na ekranie w sposób zupełnie pozbawiony egzaltacji, z dystansem, bez egotyzmu.

Nowy Jork i Seul: Miasta jak bohaterowie filmu

Song stworzyła film o miłosnym trójkącie, którego sama była częścią. Każdej z zaangażowanych osób oddała jej racje, a na ekranie zazdrość jest niemal niewidoczna. Przynajmniej ta toksyczna, która wywołuje łzy, walkę na słowa, czasem nawet na pięści.

Reżyserka stawia swoich bohaterów w sytuacji, z której nie ma dobrego wyjścia. Oto Hae Sung i Nora odnajdują się po latach na Facebooku. Gada im się świetnie, mają mnóstwo wspólnych tematów i pasji, iskrzy między nimi. Problem w tym, że rozmawiają przez Skypea, bo ona mieszka już w Nowym Jorku, gdzie chce rozwijać karierę dramaturżki, a on został w Seulu, skąd planuje wyjechać, ale do Chin, bo chce nauczyć się mandaryńskiego. Wiedzą, że szybko się nie zobaczą.

Do spotkania jednak w końcu dojdzie, tylko że będą już w zupełnie innym momencie życia – ona po ślubie ze spotkanym na rezydencji artystycznej pisarzem Arthurem, on – po rozstaniu z dziewczyną poznaną w knajpie. Arthur zna historię relacji żony i jej dawnego szkolnego kolegi, akceptuje ich chęć pobycia ze sobą, choć wie, że może się to obrócić przeciwko niemu.

Song bardzo sprytnie gra ze schematami gatunkowymi. Nie chodzi o to, że mąż ma być przeszkodą na drodze do jedynej miłości. Przeciwnie, Arthur jest facetem, który wie, że druga osoba w związku nie jest jego własnością i że na pewno nie zatrzyma jej przy sobie zakazami ani siłą. Obraz jego bezradności i jednoczesnej akceptacji wyroków losu wyróżnia go na tle bohaterów z podobnych produkcji.

(Fot. materiały prasowe)

„Poprzednie życie”: Przeciwieństwo schematów z komedii romantycznych

To kino przegadane, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Postaci cały czas mówią – o tym, kim się czują, w jakim są miejscu życia, jak postrzegają samych siebie. Sporo tu też filozofii – dość powiedzieć, że film sponsoruje zaczerpnięta z buddyzmu teoria mówiąca, że nawet przypadkowe spotkanie dwojga ludzi jest konsekwencją naszych przeszłych wcieleń, kiedy byliśmy w relacji właśnie z napotykanymi przez siebie osobami.

– Być może gdybyś została w Seulu, już dawno byśmy ze sobą zerwali. A być może wychowywalibyśmy wspólnie dzieci – mówi w pewnym momencie Hae Sung, przekonując siebie i Norę, że to, co do siebie czują, zrodziło się między nimi tylko dlatego, że ona w pewnym momencie życia wyjechała z Korei, a on pozostał. To za sprawą bohaterów „Poprzednie życie” wywraca na nice gatunek komedii romantycznej. Song twardo stąpa po ziemi. Pozwala swoim postaciom zastanawiać się, co by było, gdyby podjęli w życiu inne decyzje, ale nie pozwala się w tych gdybaniach zatracić. Przypomina też, że na nasze stany emocjonalne, również zakochanie się, wpływa wiele różnych okoliczności. Seans „Poprzedniego życia” powinni zapisywać terapeuci pacjentom, którzy nie potrafią uwolnić się od namysłów nad tym, jak mogłoby wyglądać ich życie, gdyby przydarzyło się im coś innego, niż rzeczywiście miało miejsce.

Filmy o imigranckiej Ameryce mają się świetnie (by wspomnieć sukcesy „Minari” czy „Wszystko wszędzie naraz”). Obraz Song doskonale wpisuje się w ten żywy nurt amerykańskiego kina niezależnego (choćby przez dwujęzyczność – bohaterowie rozmawiają i po angielsku, i po koreańsku), ale i na jego tle się wyróżnia. W „Poprzednim życiu” nie ma bowiem imigranckiej traumy ani napięć między wychowanymi w różnych krajach pokoleniami. Przeprowadzka z jednego kręgu kulturowego do drugiego pokazana jest jako spełnione marzenie, które nie rozwaliło rodzinnych więzów, a o poniesionych kosztach mówi się tutaj dyskretnie. Song sugeruje, że tęsknota Nory za bliskim jej człowiekiem przeszłości może być tęsknotą za dawnym życiem.

Jeśli więc widać w tym filmie nostalgię za Koreą, to w zrealizowanych w ojczyźnie reżyserki zdjęciach. Nowy Jork i Seul wyglądają na ekranie magicznie. – Żeby nakręcić „Poprzednie życie”, wróciłam do miasta moich rodziców pierwszy raz, odkąd emigrowaliśmy. I to było już zupełnie inne miejsce, kompletnie różniło się, i od Nowego Jorku, i od Seulu, z którego wyjeżdżałam. Zakochałam się w nim, ale ta miłość nie miała nic wspólnego z miłością, jaką nosiłam w sobie w dzieciństwie. To dwa różne miasta, tak jak moi bohaterowie na różnych etapach swojego życia są zupełnie innymi ludźmi – podsumowała w Karlowych Warach reżyserka.

„Poprzednie życie” Celine Song (dystrybucja Gutek Film) polską premierę ma na festiwalu Nowe Horyzonty. Do kin trafi jesienią 2023 r.

Artur Zaborski
Proszę czekać..
Zamknij