Znaleziono 0 artykułów
27.06.2021

Projektantka biżuterii Dorothée Potocka: Szczęście to kwestia decyzji

27.06.2021
Fot. Marion Berrin

Projektantka biżuterii Dorothée Potocka założyła markę, która zaliczana jest do francuskiej haute joaillerie. Opowiada o drodze do sukcesu.

Był początek lat 80., gdy rodzina przeprowadziła się do Grecji, Dorothée wtedy miała sześć lat, a jej brat Jan Roman – dziewięć. Zamieszkali w Atenach, ale wkrótce rodzice – Marek Potocki i pochodząca ze Szwecji, ale wychowana w Paryżu, Charlotte Hernod – kupili dom na Mykonos, maleńkiej (i bardzo dziś modnej) wyspie na Cykladach. Dorothée wsiąknęła w lokalną kulturę, nauczyła się greckiego i do dwudziestego roku życia każde wakacje spędzała właśnie tam. – Całe życie podróżowaliśmy, często zmienialiśmy kraje, ale w latach młodości to Grecja była moim miejscem na ziemi, ostoją dającą mi namiastkę stabilizacji – wspomina. To był jej trzeci kraj, a grecki trzecim z siedmiu języków, którymi się dziś posługuje. Urodziła się w Lozannie w 1974 roku, ale zanim skończyła rok, Potoccy przenieśli się do Rzymu, gdzie Dorothée spędziła pierwsze pięć lat. – Moim pierwszym językiem był włoski, drugim francuski, którym rozmawialiśmy w domu.

Tata nie zwracał się do was po polsku? – pytam. – Owszem, zwracał, ale używaliśmy tylu języków, że nie zdołałam nauczyć się go tak dobrze jak mój brat, który dzisiaj mieszka w Warszawie i mówi płynnie po polsku.

Fot. Marion Berrin

[…]

Dorastając wśród różnych kultur, języków i obyczajów, jako młoda dziewczyna Dorothée miała problem z określeniem swojej tożsamości. To się zmieniło, gdy w wieku 18 lat po raz pierwszy odwiedziła kraj swoich przodków. – Pojechałam na staż do fabryki makaronów Malma w Malborku, którą kupił mąż kuzynki. Poznałam polskich krewnych, odkryłam, czym jest słowiańska dusza, wrażliwość, spontaniczność. Doświadczyłam emocjonalności Polaków, ich gościnności. Zobaczyłam, że częściej kierują się sercem niż rozumem. Pokochałam gołąbki, pierogi, tłuczone ziemniaki z koperkiem. I wtedy doznałam olśnienia – jestem Polką!

Dwa lata po pierwszej wizycie, w 1995 roku w kościele Mariackim w Krakowie wyszła za mąż za starszego o 22 lata Argentyńczyka. Ceremonia była piękna, wesele huczne. Dorothée miała na sobie wyszywaną perłami suknię projektu Niny Ricci – tę samą, w której kilka dekad wcześniej do ślubu szła jej mama.

Fot. Marion Berrin

Po ślubie wyjechała z mężem do Argentyny i urodziła syna Eduarda i córkę Sonię. Czas spędzony w Argentynie to najtrudniejsze lata jej życia. – W Ameryce Południowej nadal panuje kult macho. Czułam się tam samotnie. Po pięciu latach się rozwiodłam. Miałam 25 lat, dwoje małych dzieci i właśnie się dowiedziałam, że według argentyńskiego prawa warunkiem do zachowania przez matkę praw rodzicielskich po rozwodzie jest zamieszkanie w Ameryce Południowej. Przeniosłam się więc do Brazylii i pozostałam tam przez następnych piętnaście lat, aż do momentu, gdy dzieci osiągnęły pełnoletność.

Bez względu na status społeczny czy szerokość geograficzną, problemy i marzenia kobiet są podobne na całym świecie. – W trudnych czasach uświadamiamy sobie, jak ogromną siłę mamy w sobie. Jestem pozytywnie nastawiona do życia, wierzyłam, że z tej historii musi wyniknąć coś dobrego – opowiada. Rio de Janeiro okazało się fantastycznym miejscem do wychowywania dzieci. […] Życie tam wiele mnie nauczyło. Nigdy nie studiowałam, moją jedyną szkołą było więc doświadczenie. W Rio przekonałam się, że bycie szczęśliwą to kwestia decyzji. Każda sytuacja ma dobre strony, trzeba tylko chcieć je dostrzec. Dla Brazylijczyków najważniejsze jest to, aby we wszystkim umieć odnaleźć przyjemność – mówi.

Właśnie tam Dorothée wróciła do marzenia z dzieciństwa. Brazylia słynie z kamieni szlachetnych, każdy nosi biżuterię, bez względu na status społeczny. Znalazła złotnika, z którym rozpoczęła współpracę. Od początku stawiała na wyjątkowe projekty – złote naszyjniki z turmalinami i turkusami, pierścionki z akwamarynami i diamentami, kolczyki z masy perłowej powstawały w pojedynczych egzemplarzach. Wkrótce odnosiła pierwsze sukcesy, sprzedawała w paryskich butikach Colette i Le Bon Marché, w londyńskim Liberty. – Jednak wtedy nie traktowałam tej pracy poważnie, nie założyłam nawet firmy, sprzedawałam przez koleżankę – opowiada. W tym samym czasie wyszła za mąż za Francuza Benjamina le Vaillant de Chaudenay i urodziła dwie córeczki, Marie i Céleste. – Po 2010 roku sytuacja w Brazylii bardzo się skomplikowała. Życie stało się niebezpieczne, po ulicach zaczęły grasować gangi, które napadały na ludzi w samochodach. Gdy tylko starsze dzieci wyjechały na studia za granicę, postanowiliśmy ruszyć dalej. […]

Fot. Marion Berrin

Dzisiaj Dorothée wraz z mężem i młodszymi córkami dzieli życie między Paryżem a Florencją. Wreszcie rozwija swoją firmę, tak jak sobie wymarzyła. Projektuje z myślą o kobietach, które poznała na całym świecie, ale także o niezwykłych postaciach z jej rodziny – w końcu kiedyś Potoccy należeli do najsłynniejszych rodów arystokratycznych w Polsce. […] Współpracuje z najlepszymi złotnikami, od pokoleń przekazującymi sobie wiedzę o tym, jak oprawiać kamienie szlachetne. Jej marka zaliczana jest do francuskiej haute joaillerie – wyrobów jubilerskich najwyższej klasy, z numerowanymi liniami i bardzo krótkimi seriami. – To dla mnie wielki zaszczyt – mówi. – Powszechnie uważa się, że „luksus” jest pojęciem powierzchownym. Według mnie luksusem jest wiedza, doświadczenie i ręczna praca, którą wkładamy w dany produkt, bez względu na to, czy są to mozzarella, pierogi, drewniane rękodzieło z południa Polski czy biżuteria – podkreśla.

Vogue Polska czerwiec 2021 / (Fot. Kuba Ryniewicz)

* Cały tekst o projektantce Dorothéi Potockiej znajdziecie w czerwcowym wydaniu magazynu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych i online.

Maja von Horn
Proszę czekać..
Zamknij