Znaleziono 0 artykułów
03.06.2022

Małgorzata Szumowska: Trzeba robić swoje

03.06.2022
(Fot. Zuza Krajewska)

Życie jest za krótkie, żeby ograniczać się do tego, co się już zna. Trzeba szukać, badać, być ciekawym, sprawdzać – mówi Małgorzata Szumowska. W jej nowym filmie „Infinite Storm” gra Naomi Watts. W kinach od 27 maja.

Jak przekonałaś Naomi Watts do udziału w filmie?

Poznałam Naomi w 2018 r. w jury Festiwalu Filmowego w Wenecji. Spędziłyśmy ze sobą niezapomniane 10 dni, zaprzyjaźniłyśmy się. Znała mnie, obejrzała moje filmy, uważała, że dobrze pracuję z aktorami. 

Za „Infinite Storm” dostaje tak dobre recenzje jako aktorka, że już chce robić kolejny film ze mną i z Michałem. Mamy też w zanadrzu projekt z Juliette Binoche.

Naomi na ekranie wygląda bardzo naturalnie – to jest wielka siła tej roli…

Na początku chciała mieć beauty pass. Niemal wszystkie aktorki mają taki zapis w kontraktach. Chodzi o to, że na końcu, przy montażu, akceptują swój wygląd. I jeśli im się nie spodoba, to realizator nakłada im komputerowo filtry na twarz. Dlatego wiele aktorek na ekranie wygląda tak, jak wygląda. Naomi przyjechała ze swoim asystentem, który na początku zdjęć filmował podgląd telefonem, po czym biegł do niej i jej pokazywał. Chciała mieć własnego makijażystę, ale przez pandemię nie mógł dolecieć na plan. Chciała też własnego fryzjera i zagęszczone włosy. W końcu jej powiedziałam: – uchaj, zepnij te włosy w kucyk, nie kładź żadnego makijażu i kręćmy ten film. Poddała się temu. Teraz, kiedy widzi, że to miało sens, jest zadowolona, że podjęła taką decyzję. 

(Fot. Zuza Krajewska)

„Infinite Storm” jest oparty na prawdziwej historii. Naomi poznała pierwowzór swojej bohaterki?

Rozmawiały przez Zooma. Pam uczyła ją, jak się pakuje plecak, nagrywała jej filmiki, próbując nauczyć odpowiedniego sposobu mówienia, bo ma charakterystyczny akcent. Bardzo nas wspierała.

Przez wiele lat na festiwale jeździłaś pod swoim nazwiskiem. Od jakiegoś czasu występujecie z Michałem Englertem jako duet, także tu. Jak ludzie z branży na to reagują?

W tych czasach o wiele łatwiej byłoby promować mnie samą, bo jest zapotrzebowanie na kobiece głosy. Poza tym, trochę nie wiadomo, jak taką dwójkę pozycjonować. Także nie jest to wybór politycznie ułatwiający życie nam czy naszym agentom. 

Oprócz tego, że robicie fajne kino, to robicie też z Michałem świetne wrażenie. Macie styl i charyzmę. To pomaga?

Ludzie to zawsze komentują. Są zdziwieni, bo sobie inaczej wyobrażają ludzi z Polski. Pewnie dziwi ich nasza pewność siebie.

(Fot. Zuza Krajewska)

Wasz sukces jest zasługą dobrych filmów, ale też właśnie świetnego networkingu. Tego, że umiecie funkcjonować w środowisku.

Myślę, że na ludzi dobrze działa też to, że my mamy z naszej pracy, z robienia kina fun. Człowiek się z wiekiem mniej przejmuje opiniami, wszystko jest takie... wyzwalające. To się czuje na ekranie. Myślę też, że my z Michałem nie mamy chyba kompleksów i to jest tajemnica tego, że powoli, ale konsekwentnie robimy te filmy za granicą. Jednocześnie staramy się o większą niezależność. Film anglojęzyczny oparty na własnym scenariuszu, z dużym budżetem i z gwiazdami, to jest jakiś kolejny level, dostępny może Lanthimosowi. Takie nazwiska można policzyć na palcach dwóch rąk.

Myślisz, że to ma związek z pewnymi modami na kraje, choćby Ameryka Łacińska ma w Stanach mocną pozycję.

Zawsze tak było. To ta słynna „meksykańska mafia”: Iñárritu, Cuarón, del Toro. Są też twórcy z regionu – Pablo Larraín czy Sebastian Lelio z Chile. Wydaje mi się, że ludzie mówiący po hiszpańsku są częścią kultury w Stanach. Nie jest to przypadek, że nie ma reżyserów z Europy Wschodniej pracujących w Stanach. Była Agnieszka Holland, teraz nic. To jest trochę szokujące. Widać przepaść kulturową i językową. 

Kadr z filmu "Infinite Storm" (Fot. Materiały prasowe)

Anglojęzyczne „Córka Boga” i „Infinite Storm” były oparte na cudzych scenariuszach. Pora na powrót do własnych tekstów?

Tak, następny projekt, polski film, piszemy razem. Kolejny to projekt anglojęzyczny, ale z polskim scenarzystą. Jeszcze następny będzie pisany dla nas przez anglojęzycznego scenarzystę w ścisłej współpracy. Chcę być ze swojej pracy dumna i podpisywać się pod nią w stu procentach. A nie pracować na pół gwizdka, robić nie to, co mi w duszy gra. Życie jest na to za krótkie.

Chcielibyście skręcić ku mainstreamowi? 

Nie ma sensu ograniczać się do tego, co się zna. Trzeba szukać, badać, sprawdzać. Uwielbiam takie doświadczenia. 

Byliśmy w Wenecji, byliśmy w Berlinie, w Cannes też z krótkim filmem na początku naszej drogi. Przyjemnie jest mieć premierę na festiwalu, są z tym związane wielkie emocje i adrenalina, której nie czuję na takiej premierze „zwyczajnej”, jak ta „Infinite Storm” w Nowym Jorku. Ale też z czasem nieco traci się ten festiwalowy apetyt. Nie wykluczam, że kiedyś zrobię jakiś wysokobudżetowy film w Hollywood. 

(Fot. Zuza Krajewska)

Szumowska i Marvel?

A dlaczego nie? Choć akurat na ten moment tego nie planuję. Chcemy zrobić z Michałem polski film. Kino autorskie mnie fascynuje, a z drugiej strony, bywam człowiekiem do wynajęcia. Michał też tak czuje. Oboje mamy poczucie, że najinteligentniej jest przeplatać jedno z drugim. Raz projekt pod większym nadzorem, z kontrolą studia, raz własny. 

Gdyby działać tylko pod cudze dyktando, bez niezależności, to było by dla nas, jako twórców, degradujące. 

Świat kina dynamicznie się zmienia, wzajemna relacja platform i kin ewoluuje, zmieniają się nawyki widzów. Jeszcze trzy lata temu w Hollywood liczył się tylko sukces i tylko ludzie, którzy mają sukces i Oscary. Ten rok pokazał, że złote Globy i Oscary też się nieco zdewaluowały. 

I co to jest dziś ten sukces? Już nie wiadomo, jak go zmierzyć. Wydaje mi się, że jedyna rzecz, jaką można w tej sytuacji robić, to robić swoje. Nie ma innej recepty na dzisiejszy świat kina. 

Anna Tatarska
Proszę czekać..
Zamknij