Znaleziono 0 artykułów
30.06.2023

Serial „Nago. Głośno. Dumnie”: Burleska i drag dają wolność

30.06.2023
Dellfina Dellert i Agnieszka Mazanek (Fot. Marta Sobala)

Serial dokumentalny „Nago. Głośno. Dumnie” w reżyserii Agnieszki Mazanek i Dellfiny Dellert stał się przebojem platformy HBO Max. Reżyserki uchwyciły życie – sceniczne i prywatne – dziesięciorga osób bohaterskich. Gwiazdy polskiej burleski Betty Q, Bunny de Lish, Pin Up Candy i Red Juliette, legendarna Kim Lee, najbardziej oryginalne polskie drag queens, takie jak Twoja Stara, Hieemera i Kali Katharsis czy nowicjusz Paweł, chłopak Gąsia, który zawsze marzył o występach, ale ośmielił się na debiut dopiero po czterdzieste, zostały sportretowane w empatyczny, intymny sposób. – Chciałyśmy nakręcić serial dla wszystkich, a nie tylko dla naszej bańki. Jednak w Polsce drag jest polityczny, jest głosem sprzeciwu, przejawem aktywizmu – mówią Agnieszka Mazanek i Dellfina Dellert.

Zaczęłyście pracę nad serialem jeszcze przed pandemią. Co przez ponad trzy lata zmieniło się w życiu waszym i waszych bohaterów?

DD: Wydarzyło się bardzo dużo. Zdjęcia zaczęłyśmy w marcu 2020 roku od wyjazdu na festiwal burleski do Pragi z Gąsiem i jego chłopakiem Pawłem, który był wtedy po prostu jego osobą towarzyszącą. Dwa dni po naszym powrocie zaczął się lockdown. Teatry zamknięte, ludzie w lęku, potem w depresji. Słowem: było jak u Hitchcocka – trzęsienie ziemi, a potem tylko bardziej przerażająco. 

AM: Tym samym koncepcja serialu nieustannie ewoluowała. Początkowo miałyśmy skupić się na performatywnym aspekcie osób bohaterskich, ale przez pandemię zyskałyśmy większy dostęp do ich życia prywatnego. Odkrywałyśmy ich świat, dostałyśmy szansę być z nimi bardzo blisko. Jednocześnie zadawałyśmy pytania uniwersalne: czym jest kobiecość, czym jest męskość, jakie mamy podejście do cielesności, co to znaczy dobra relacja, jaką mamy tożsamość.

Ten projekt zmienił najprawdopodobniej każdego, kto był z nim związany lub przy nim długo pracował. Rozmawiałyśmy o tym na przykład z naszymi operatorkami Zuzą i Werą, że zaczęłyśmy przeglądać się w historiach naszych bohaterów jak w lustrze i czuć, czego naprawdę pragniemy, co jest dla nas ważne, co jest do uwolnienia w naszych osobistych historiach czy relacjach. Ja po 27 latach owocnego związku rozstałam się z mężem. Podjęcie tej decyzji było na pewno związane z tym serialem. 

DD: Coś w tym jest. Praca nad serialem była trochę jak terapia grupowa. Zmieniła i nas, i osoby z ekipy, i osoby bohaterskie. Pandemia wymuszała spotkania w małych grupach. Ta intymność okazała się kluczem. Prawie każda osoba bohaterska była w relacji, więc zaczęłyśmy z Agą przyglądać się temu, jak kochają, jak budują bliskość, jak się wspierają. To okazało się bardzo inspirujące. Na tyle, że ja po kilkunastu latach bez stałego związku zakochałam się.

Najbardziej spektakularną przemianą w tym czasie był transowy coming out montażystki, która zaczynała z nami pracę jako siwobrody Klaudiusz, a skończyła jako Klaudia.

Jak przebiegała praca w duecie?

DD: Uważamy, że w kolektywie tkwi ogromna moc, choć dla wielu produkcji taka forma działania wciąż nie jest oczywista. Pytano nas, dlaczego chcemy pracować w duecie, która jest wyżej w hierarchii albo co będzie, jak się pokłócimy. Oczywiście wspólne podejmowanie decyzji jest wyzwaniem, zwłaszcza jeśli pracuje się z poziomu wartości, jest się artystką i działa pod presją czasu. Nie uniknęłyśmy konfliktu, ale kiedy nasza przyjaźń znalazła się w najgłębszym kryzysie, poszłyśmy na terapię i doprowadziłyśmy projekt do końca. 

(Fot. materiały prasowe)

AM: Zdałyśmy sobie sprawę, jak bardzo zależy nam na przyjaźni, więc zawalczyłyśmy o nią. Dziś znamy się o wiele lepiej. Poodkrywałyśmy swoje cienie i otwarcie mówimy, co poszło nie tak i jak możemy to zmieniać. Planujemy kolejne projekty. 

Jak wybierałyście bohaterów?

DD: Chciałyśmy pokazać jak najbardziej różnorodną grupę związaną z burleską i dragiem. Polski drag jest inny niż w programie RuPaula, a performerki burleski to nie kopie Dity von Teese. Zarówno drag, jak i burleska są u nas „o czymś” i to odróżnia naszą rodzimą scenę od tych zachodnich. Są też elementy podobne, czyli na przykład eksplorowanie całego spektrum kobiecości i męskości po to, by zaakceptować i pokochać siebie. Nasi bohaterowie pokazują, że nie musisz być idealny czy idealna. Mówią „bądź sobą”, to w zupełności wystarczy.

AM: Polskie burleska i drag są bardzo zaangażowane społecznie, aktywistycznie, są aktem politycznym. Trudno zamknąć się przed bohaterami, którzy są tak otwarci. Trudno się bać, skoro oni są tak odważni. Paweł mówi na końcu, że warto sięgać po samego siebie. Dla nas ideą nadrzędną w serialu była wolność i to, w jaki sposób nas bohaterowie tą swoją wolność realizują. 

Zaczęło się od Kim Lee…

DD: Wcześniej niż Kim (Andy’ego) poznałam Candy i Betty, ale z Kim byłam bliżej. Dlatego pierwsze spotkania przygotowawcze do serialu odbywały się w jego słynnej garderobie. Andy jako jedyny funkcjonował tak płynnie zarówno w świecie burleski, jak i dragu, i to było bardzo pomocne w poszukiwaniu punktów stycznych.

AM: Chciałyśmy pokazać, że osoby LGBT+ i kobiety jadą w Polsce na jednym wózku. Obie grupy mierzą się z dyskryminacją. Kim łączyła te dwa światy. 

Opowiedziałyście też o śmierci Kim. Tego nie było w scenariuszu.

DD: W dokumentach historie plecie samo życie. My mogłyśmy je tylko po swojemu opowiedzieć. I te dwie, najważniejsze dla serialu, tak właśnie powstały. Nie mogłyśmy przewidzieć pandemii i śmierci najbardziej zasłużonej polskiej drag queen. Podobnie było z Pawłem. Wprawdzie ogłosiłyśmy z Agą, że szukamy debiutującej drag queen lub performerki burleski, ale jadąc na festiwal do Pragi, nie sądziłyśmy, że Paweł, chłopak Gąsia, pracownik banku po czterdziestce, stanie się naszym głównym bohaterem. A tam, faktycznie zainspirowany najsłynniejszą performerką burleski, zjawiskową Dirty Martini, podjął decyzję o wyjściu na scenę. Rumi miał rację, mówiąc: „To, czego szukasz, szuka ciebie”.

Który występ waszych bohaterów szczególnie was poruszył?

DD: To trudny wybór. Z poważnych numerów zdecydowanie „Over the Rainbow” Twojej Starej. Jest o scalaniu nie tylko społeczności LGBTQ+, lecz także nas wszystkich, i o tym, czego my, Polacy, bardzo teraz potrzebujemy. Przynajmniej ja go tak widzę. Płakałyśmy z Agą przy nagrywaniu go i do tej pory mam łzy w oczach za każdym razem, kiedy go oglądam. Drugim numerem, który kocham, są „Gwiezdne wojny” Kim Lee. Andy miał wspaniały dystans do siebie, poczucie humoru i radość dziecka, którą rozbrajał wszystkich. To energia nie do zastąpienia. Bardzo mi go brakuje. Oczywiście są też moje ulubione numery, które nie weszły do serialu, jak na przykład genialny feministyczny numer Hieemery.

AM: Mnie porusza numer Kali Katharsis do „Running to the Sea”. Nieustannie mam ciarki, kiedy go oglądam. Uwielbiam też „I’m An Albatros” Gąsia za poczucie humoru w aktywizmie. Porywa mnie do działania. W trakcie zdjęć nagrałyśmy 180 godzin „surówki” bardzo dobrego materiału. Wybór tego, co weszło do pięciu odcinków serialu, był koszmarnie trudny. Do tej pory rozmawiamy o tym, czego nie udało się dać. Pozostaje nadzieja, że widzowie po obejrzeniu „Nago. Głośno. Dumnie” pójdą odkrywać polskie burleskę i drag.

Chciałybyście, żeby serial trafił poza lewicową bańkę?

AM: Takie było nasze założenie. Chciałyśmy, żeby serial trafił do widzów, którzy nawet nie wiedzą, że istnieje burleska i drag i mamy sygnały, że tak też się dzieje. Moja pani manikiurzystka ostatnio wyznała, że obejrzała serial i płakała ze wzruszenia. Nie wiedziała, że świat polskiej burleski i dragu jest w Polsce tak piękny i kolorowy. Znajoma obejrzała serial dwa razy z rzędu i powiedziała, że w końcu idzie sobie kupić sukienkę tak seksowną, jak to tylko możliwe. Odezwało się do mnie wiele osób, z którymi na co dzień nie mam kontaktu – z różnych światów i środowisk, często o bardzo konserwatywnych poglądach. Wszyscy są zaskoczeni, że serial, który ich poruszył, otworzył, pokazuje rzeczywistość znajdującą się tuż obok. Drag i burleska to nie obcy świat, który fascynuje innością, tylko ludzie, których można dotknąć i poczuć. Bardzo nam zależało, żeby serial afirmował różnorodność i żeby nie dzielił, tylko zapraszał. Do czego? Odpowiedzi jest tyle, ile osób oglądających.

DD: Mój cis hetero kumpel po obejrzeniu serialu, jak twierdził wcześniej, nie o nim i nie dla niego, rozmawiał do drugiej w nocy ze swoją dziewczyną o pragnieniach, lękach i o tym, co chciałby w życiu zmienić, bo jak nie teraz, to kiedy. Słyszałam nawet opinię, że nasz serial powinien być pokazywany obowiązkowo w liceach, w ramach nauczania empatii. 

A czy serial ma być manifestem politycznym?

DD: Jeśli już, to niekoniecznie politycznym, raczej wolnościowym. Nie można jednak nie zauważyć, że czwarty rok z rzędu Polska jest na pierwszym miejscu wśród najbardziej homofobicznych krajów w Unii Europejskiej. Jak mówi Hieemera, sam fakt, że nasi bohaterowie istnieją i robią swoje, jest aktem politycznym. 

 

AM: Chciałabym, żeby serial obejrzały osoby z prawicowych środowisk, choćby po kryjomu. Świat, który pokazujemy, kusi zmysłowością, odwagą, szczerością i otwartością. Opiera się również na dawaniu przyjemności. A my zbyt rzadko sobie na tę przyjemność pozwalamy. Konserwatywnym porządkiem rządzą wstyd i lęk. Sam tytuł serialu jest jak remedium.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij