Znaleziono 0 artykułów
15.12.2022

„Wszystko, co wiem o miłości”: Portret milenialek

15.12.2022
(Fot. materiały prasowe)

Czytelniczki pokochały felietony Dolly Alderton, bo pisała o swoim niedoskonałym, skomplikowanym, zwyczajnym życiu tak, by zarazić innych optymizmem. Ekranizacja jej powieści „Wszystko, co wiem o miłości”, dostępna teraz na platformie Viaplay, kreśli czuły portret milenialek – dziewczyn, które nie do końca wiedzą, czego chcą, ale z pewnością nie mają zamiaru się ograniczać.

By łatwiej przyporządkować i zarekomendować teksty kultury, nowości porównujemy do klasyki. Twórcy ułatwiają nam zadanie, flirtując z kanonem. W serialu „Wszystko, co wiem o miłości”, napisanym przez Dolly Alderton na podstawie jej książki, odniesienia do „Dziennika Bridget Jones” nie mogły być bardziej dosłowne – główna bohaterka pracuje jako producentka telewizyjna, zapisuje ilość spożytych kalorii, trochę nadużywa alkoholu, pali i zakochuje w związkofobach, jak nazywała toksycznych mężczyzn na początku pierwszej dekady XXI wieku Helen Fielding, odpowiedzialna za wykreowanie najsłynniejszej angielskiej trzydziestolatki. „Wszystko, co wiem o miłości” można też nazwać „Dziewczynami” Leny Dunham w londyńskim wydaniu, grzeczniejszą wersją „Mogę cię zniszczyć” Michaeli Coel czy wariacją na temat „Niepewnych” Issy Rae. 

(Fot. materiały prasowe)

Ale wszelkie skojarzenia w gruncie rzeczy umniejszają wartość serialu, który broni się sam, bez pomocy swoich poprzedników. Punktem wyjścia jest świetnie napisany tekst, a punktem dojścia – wzruszający obraz późnego okresu dojrzewania, który wiąże się z nieuchronnymi zmianami. Choć miało być tak pięknie. 

Po studiach Maggie (Emma Appleton, ostatnio widziana w „Pistol”) i jej najlepsza przyjaciółka Birdy (Bel Powley z „The Morning Show”) wynajmują dom razem z kumpelkami z uniwersytetu, Amarą (Aliyah Odoffin) i Nell (Marli Siu). Mają po 24 lata, za sobą pierwsze miłości, przed sobą imprezowe noce, poważne związki, wyzwania zawodowe. Najdoroślejsza z dziewczyn, Nell, pracuje jako nauczycielka i ma nudnego, choć oddanego chłopaka. Amara woli przygody na jedną noc, rozpoczyna pracę w korporacji, ale marzy o tańcu. Birdy – z pozoru zbyt krucha, żeby przetrwać w wielkim mieście – poczucia bezpieczeństwa szuka w Maggie. Nie wie jeszcze do końca, co chciałaby robić w życiu, choć natura prymuski każe jej przygotować się do rozmowy kwalifikacyjnej na najniższe stanowisko jak na spotkanie zarządu. Na własną zgubę Maggie umawia Birdy na randkę w ciemno ze współlokatorem chłopaka, w którym się kocha. Nathan docenia Birdy – po pierwszej randce idą do łóżka, po pierwszym tygodniu spędzają ze sobą każdą wolną chwilę, po kilku miesiącach pada z jego ust: „Kocham cię”. Maggie kocha za to tylko tych, którzy nie traktują jej zbyt dobrze. Aspirującego muzyka Streeta poznała w pociągu. Choć przy nim poczuła się jak groupie rockmana z lat 70. (ubiera się zresztą w stylu boho – futrzane płaszcze, cekinowe sukienki, buty na platformach), nie mogła liczyć na stabilizację. Ale i niespecjalnie jej potrzebowała. Stałym punktem w jej życiu, jej ostoją, jej prawdziwą miłością zawsze była Birdy. Gdy przyjaciółka wybiera związek z chłopakiem, gdy zdaje się dorastać szybciej niż Maggie, gdy przestaje aprobować i afirmować każde szaleństwo tej odważniejszej, Maggie traci grunt pod nogami.

W tym subtelnym portrecie dziewczęcej przyjaźni, która próbuje zdać egzamin z dorosłości, „Wszystko, co wiem o miłości” bije na głowę podobne produkcje. Oczywiście, że bohaterki rozmawiają o chłopakach, seksie i związkach. Ale kluczowe związki tworzą z innymi kobietami. Wielokrotnie cofamy się w czasie do dzieciństwa Maggie i Birdy. Nastolatki wspólnie przeżywały upokorzenie, wstyd, małe wielkie tragedie, które budują tożsamość każdej z nas. – Pragniesz, by jakiś mężczyzna pokochał cię tak, jak kocha cię Birdy – mówi matka Maggie. Pożegnanie z przyjaciółką oznaczałoby zerwanie z przeszłością, utratę samej siebie, wrzucenie na głęboką wodę.

(Fot. materiały prasowe)

Akcja „Wszystkiego, co wiem o miłości” toczy się nie w 2022, ale 2012 roku, gdy bohaterki mają po 24 lata. Jestem tylko kilka lat od nich starsza. Też zaliczam się do pokolenia milenialek, różniącego się diametralnie od zoomerek z „Euforii”, czy nowych wersji „Szkoły złamanych serc” albo „Plotkary”. Serial Dolly Alderton jest więc swoistą elegią dla generacji, która dziś ma już ponad 35 lat, zrobiła kariery, o których marzyła, założyła rodziny, jeśli takowe miała w planie, przeżyła jeszcze wiele wzlotów i upadków. Milenialki często podziwiają dziś zoomerki za bezpośredniość, feminizm, odwagę. Same mozolnie wygrzebywały się z patriarchatu. Oglądały „Dziennik Bridget Jones” z bohaterką wiecznie niezadowoloną ze swojego ciała, godziły się na niepartnerskie związki, bo nie znały innych, dopiero uczyły się stawiać granice. „Wszystko, co wiem o miłości” oglądam trochę jak ekranizację własnych wspomnień. Wyjazd z rodzinnego miasta, rozdzielenie z najlepszą przyjaciółką, która tam została, mniej lub bardziej udane eksperymenty z miłością. Alderton patrzy na swoje bohaterki z czułością, tak jak ja patrzę na dawną siebie. Ale za żadne skarby nie chciałabym wrócić do 2012 roku. 

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij