Znaleziono 0 artykułów
02.09.2019

Springer szuka ciszy: Hipercisza i supersoundscape

02.09.2019
Cisza nad Wisłą (Fot. Filip Springer)

Zaczęło się od prostej prośby mojego syna: „Zabierz mnie tam, gdzie jest najciszej”. Postanowiłem dla niego znaleźć to miejsce. Zapytałem o nie ludzi zajmujących się nagraniami terenowymi, specjalistów od hałasu, architektów dbających o akustykę naszych miast i domów. Rozmawiałem z pisarzami, artystami, naukowcami. Zamknąłem się w komorze bezechowej i spędziłem noc w klasztorze, w którym obowiązuje reguła kontemplacyjnego milczenia. Przeczytałem dziesiątki tekstów i książek. Dowiedziałem się z nich, że gdy nie ma człowieka, który mógłby się w ciszę wsłuchać, nie ma też ciszy jako takiej, co najwyżej można mówić o braku dźwięku. W końcu wynająłem specjalistę od systemów informacji geograficznej – Szymona Pifczyka. Razem z nim próbowałem znaleźć najbardziej ciche miejsce w Polsce.

– Gdzie? – Rafał wygląda na rozczarowanego, gdy mówię mu, że chyba już znalazłem. Pociera dłonią tył głowy, spogląda na Gosię. –Ale jesteś pewien? 
– Tak wychodzi z map, przynajmniej na razie– mówię im. – Nie chce być inaczej. 
– Byłeś tam?

– Nie, jeszcze nie. Jadę w przyszłym tygodniu. Przed wyjazdem chciałem porozmawiać jeszcze z wami. 
– To dość rozczarowujące– mówi Rafał. – To powinno być jednak gdzieś indziej
Przyszedłem do nich, bo Małgorzata Wojcik i Rafał Żak napisali o ciszy całą książkę. Zawarli w niej mnóstwo tropów i śladów, za którymi od roku podążam w moim poszukiwaniu najbardziej cichego miejsca w Polsce. Chcę ich zapytać, skąd im się w ogóle ten temat wziął. 
– To właściwie cała obsesja, ciągle się łapię, że coś bym tam dopisał, cisza to jest ogromny temat
– …to jest ciekawe, dlaczego on w nas tak mocno zarezonował, bo my jesteśmy dość głośną rodziną, nas dwoje, dwójka małych w sumie dzieci, ciągle coś słychać.
– Może właśnie dlatego. Może chodziło o jakieś szukanie balansu. My się od siebie bardzo różnimy pod tym względem. Ja do pracy potrzebuję szumu, najlepiej mi się pisze w galeriach handlowych. Gosia z kolei musi mieć idealną ciszę.
– Do pracy, nawet jeśli jest nią pakowanie całej rodziny przed podróżą. Ale też do snu. Ja sobie dopiero niedawno uświadomiłam, że właściwie wszystkie przeprowadzki w naszym wspólnym życiu były spowodowane hałasem, który zaczynał nas męczyć
– W hotelach często zmieniamy pokoje, bo Gosi przeszkadza hałas
– Znam słowo „cisza” i jego pochodne w chyba wszystkich językach świata. Nie zarezerwuję nigdzie noclegu, dopóki nie sprawdzę w opisach i rekomendacjach, czy tam na miejscu jest wystarczająco cicho. 
W swojej książce Wojcik i Żak cytują George’a Berkeleya, który zastanawiał się, czy jeśli na bezludnej wyspie upada drzewo, to czy słychać wtedy jakiś dźwięk. 

Klasztor Dominikanów (Fot. Filip Springer)

– Cisza zależy od tego kto i kiedy słucha– mówi Rafał. – To jedna z ważniejszych rzeczy, których się nauczyliśmy w czasie pisania tej książki. Że to jest pojęcie w gruncie rzeczy psychologiczne, ściśle związane z człowiekiem, choć przecież szukając ciszy, robimy wszystko, by być od ludzi z dala. To miejsce, które znalazłeś, ono też jest takie, prawda? Odludne. 

Ich cisze:

Gosia: – Ten ułamek sekundy między pojawieniem się dziecka na świecie a pierwszym jego krzykiem.

Rafał: – Orkiestra wchodzi, siada, pojawia się dyrygent, a słuchacze starają się nasapać i nakaszleć na zapas. Po czym, po podniesieniu batuty przez dyrygenta, na chwilę zapada cisza wypełniona nadzieją na piękno.

„Z perspektywy kognitywistyki szybko zauważymy, że cisza to nieobecność bodźców, czyli niebyt” – pisze Maria Pąchalska w książce „Cisza w teorii i praktyce – obraz interdyscyplinarny”.

Pozostałość wsi w Dolince Służewieckiej (Fot. Filip Springer)

– To doświadczenie niebytu jest przejmujące do kości– mówi mi Marcin Barski, krakowski muzyk i artysta dźwiękowy. – Byłem na Słowacji, w górach, dom znajomych, zupełnie poza światem, dziesiątki kilometrów od cywilizacji. Spędziłem tam kilka nocy. Pierwsza była traumatyczna. Zaszło słońce, bezksiężycowa noc. Nie docierało do mnie nagle nic z zewnątrz.  Najprościej to wyprowadzić w stronę doświadczenia śmierci, to wynika z kontrastu do tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w życiu codziennym.  Zacząłem sobie racjonalizować: poruszę się, to łóżko zaskrzypi, przyjdzie księżyc. Czekałem na zdarzenia, które poruszą czas, nadadzą mu znów liniowy charakter. 

Pozostałość wsi w Dolince Służewieckiej (Fot. Filip Springer)

Nie znaczy to jednak, że Barski od ciszy stroni. Przeciwnie. On jej wręcz szuka. Od kilku lat przemierza Kraków z czułymi mikrofonami i wsłuchuje się w ciszę tego miasta. Ale jest to cisza dość osobliwie pojmowana. 
– Wyobraź sobie kamienicę z początków XIX wieku, której właściciel w pewnym momencie swojego życia postanowił dobudować jej minaret. Ten minaret nigdy nie wybrzmiał śpiewem muezina, jego cisza jest przejmująca i niezwykle wymowna. Albo to miejsce na Woli Duchackiej, gdzie w 1909 roku eksplodowała prochownia. To była ogromna eksplozja, wyobrażasz sobie ciszę, jaka po niej nastała? Ja takich odludzkich cisz właśnie szukam.

Te odludzkie cisze, o których opowiada mi Barski, tkwią w krajobrazie dźwiękowym każdego miasta. W Warszawie mógłbym ich poszukać na Muranowie wzniesionym na gruzach getta, cisza jest już na zawsze wpisana w charakter tego miejsca. Mógłbym też iść w sobotni poranek na nadwiślańskie bulwary albo ulicę Mazowiecką, by wsłuchać się w bezgłos pejzażu upstrzonego pozostałościami po piątkowych imprezach.  Taką ciszę usłyszałbym też pewnie w dolince Potoku Służewskiego, miejscu wciśniętym między modernistyczne bloczydła z jednej strony a ruchliwą trasę z drugiej.  W tamtejszym parku można znaleźć jeszcze relikty najprawdziwszej wsi, która była tam jeszcze w latach 40. – cembrowiny studni, zdziczałe drzewa owocowe, zarysy fundamentów domów. Kawałek dalej zaś, przy Wałbrzyskiej, jest klasztor dominikanów, których benedyktyńska reguła milczenia nie obowiązuje, ale który i tak promieniuje swoją ciszą na całą okolicę. 

Klasztor Dominikanów (Fot. Filip Springer)

Ale ta odludzkość ciszy ma coraz częściej także charakter cyfrowy. 

„W świecie wirtualnym większość komunikatów jest otrzymywana w ciszy, w formie tekstowej lub przy towarzyszeniu dźwięków pochodzących z innych źródeł (na przykład słuchanie muzyki)” – pisze Roman Solecki w tekście „Cisza w dobie hipertekstualnej samotności”. „Dzieje się to również w przypadku komunikacji asynchronicznej, nieodbywającej się w czasie realnym. Ten rodzaj cyfrowej ciszy i jej milczenie nie pozwala ani na aktywne słuchanie, ani na konstruktywne trwanie w obecności bliskiej osoby, a nawet nie umożliwia rozpoznawania momentów braku chęci do rozmowy ze strony partnera dialogu”.

Cisza nad Wisłą (Fot. Filip Springer)

Solecki proponuje termin hiperciszy. Słowo to ma opisywać pejzaż audialny, w którym człowiek kontaktuje się z wirtualną rzeczywistością. 

„Ludzie oszukują samych siebie, bo »wyrażając emocje« w sieci tak naprawdę pozostawiają je sobie. Hipercisza potęguje to zjawisko, bo nie dokonuje się odkrycie, przepracowanie w akcie twórczej refleksji stanów emocjonalnych, ale raczej wymuszone milczenie wobec nadmiaru przekazywanych treści”.

Hipercisza nie jest jednak jedyną formą środowiska dźwiękowego, w jakim funkcjonuje człowiek epoki internetu. Innym jest supersoundscape. Pojęcie to odwołuje się do terminu spopularyzowanego przez Murraya Schafera. Jeżeli soundscape (pejzaż dźwiękowy) jest tym wszystkim, co nas otacza, to supersoundscape jest tym, czym dzięki technologii sami się otaczamy w sztuczny sposób. Wkładając w uszy słuchawki i włączając muzykę albo jedną z aplikacji relaksacyjnych dostarczających nam dźwięk morza czy szum lasu, zanurzamy się w sztucznym pejzażu dźwiękowym. Dokładnie takim, na jaki mamy ochotę, ale niekoniecznie takim, w jakim znajduje się reszta naszego ciała. Najlepiej opowiedział to chyba Marcin Dymiter w rozmowie z krytykiem muzycznym Filipem Szałaskiem. 

Cisza nad Wisłą (Fot. Filip Springer)



Dymiter: „Przebywając w całkowicie wyizolowanym świecie dźwiękowym, dbamy o swoją strefę komfortu i z powodu tej zbytniej dbałości, która wiąże się z ignorowaniem otaczającego świata, możemy ulec poważnemu wypadkowi, może nas zabić samochód, wpadniemy pod rower lub tramwaj. Z tej banalnej przyczyny, że część naszych zmysłów była w lesie równikowym podczas deszczu”.

Szałasek: „A kierowca, który nas przejechał…”..

Dymiter: „…słuchał akurat morza”. 

Po przeczytaniu tego fragmentu rozmowy (opublikowanej w książce Szałaska pod tytułem „Nagrania terenowe”) wracam do Dymitra z pytaniem o realną ciszę w coraz bardziej wirtualnym świecie. Nie chodzi mi o supersoundscape, chodzi mi o naturalne brzmienie świata wypełnionego po brzegi technologiami. To brzmienie, od którego uciekamy, zakładając słuchawki. Marcin zastanawia się przez dłuższą chwilę, a w końcu mówi:

– Pejzaż dźwiękowy staje się coraz bardziej digitalny. Zaraz może się okazać, że łatwiej rozpoznajesz dźwięk e-maila na telefonie niż śpiew sikorki czy kosa. A może nie zaraz, może to już? Być może rezultatem takiego obrotu spraw jest też specyficznie pojęta cisza digitalna – definiowana przez lekko szumiący wentylator procesora albo spokojny chrobot dysku twardego.

Z przyciśniętym do ucha telefonem spoglądam w stronę  serwera stojącego pod moim biurkiem. Mruczy cicho i mruga do mnie diodą, że wszystko w najlepszym porządku. 

Filip Springer
Proszę czekać..
Zamknij