Znaleziono 0 artykułów
20.12.2019

Świadkini zmiany porządku

20.12.2019
Janina Konarsk (Fot. Archiwum Osrodka KARTA)

Dzienniki Janiny Konarskiej dowodzą, że kobiety z ziemiańskich domów, które musiały przestrzegać narzuconej etykiety, nie zawsze pozostawały obojętne na to, co działo się poza ich domem, dworem, majątkiem. Konarska opisywała rzeczywistość z reporterską czujnością.

Wydano wiele książek o przedwojennych dworach, ziemiaństwie i arystokracji. Niejednokrotnie wspaniale czyta się wspomnienia i pamiętniki powstałe już w późniejszych latach, z perspektywy czasu. Cenniejsze jednak wydają się dzienniki prowadzone na bieżąco, bo nie są podkolorowane czy obrane z emocji i przemyśleń, które nawet potem mogą wydawać się naiwne, śmieszne czy niemądre, ważne, że są szczere, w końcu zazwyczaj pisane dla siebie, do szuflady. Rzadko z myślą, że ktoś kiedyś poza najbliższymi po nie sięgnie, weźmie pod lupę i zaproponuje wydawnictwu, by je opublikować i upowszechnić. 

„Dwór na wulkanie. Dziennik ziemianki z przełomu epok 1895-1920"  (Fot. Materiały prasowe)

Tak więc teraz mamy taki właśnie przypadek, do tego bardzo szczególny, bo nakładem Ośrodka Karta ukazały się dzienniki nie mężczyzny, co częstsze, a kobiety, ziemianki. Janina z Fuldów Konarska zaczęła notować codzienne wypadki w 1892 r., kiedy miała zaledwie 12 lat. Redaktorzy tomu zdecydowali jednak, by czytelnik mógł towarzyszyć w dorastaniu autorki od 1895 r. przez wejście w dorosłość aż do roku 1920. 

Książka liczy 400 stron, a i tak widać po wielokropkach w kwadratowych nawiasach, że dzienniki Janiny Konarskiej zostały mocno okrojone. Być może większa objętość mogłaby być nużąca i nie do udźwignięcia – literalnie i w przenośni. 

Konarska wychowywała się w Radomiu – w domu kalwińskim, a nie katolickim. Jest nastolatką, więc przede wszystkim z dużą egzaltacją relacjonuje flirty, bale, zaloty młodzieńców starających się o jej względy. Dostajemy pełen wachlarz obyczajów ziemiańskich, uczestniczymy w podróży po Europie razem z rodzicami Konarskiej, jesteśmy świadkami historii opowiadanej przez dorastającą pannę z tak zwanego dobrego domu. Ale otrzymujemy też opis rozterek, zawodów miłosnych, rozczarowań, które w zasadzie nie różnią od tych przeżywanych dzisiaj w kompletnie innym otoczeniu. 

Wanda Poklewska-Koziełł i Janina Fulde, wrzesień 1898 (Fot. Archiwum Osrodka KARTA)

Zapiski z przełomu wieków, gdy zelektryfikowano Radom, czy z burzliwego czasu rewolucji 1905 r. na terenie Królestwa Polskiego są już dojrzalsze. Choć jedynaczka Janina żyła pod kloszem, ochraniana i rozpieszczana przez bliskich, to zawzięcie czytała gazety, interesowała się polityką i przemianami społecznymi. 

30 stycznia 1905 r. zanotowała: „Po poważnych rozruchach w Petersburgu – zaczęły się bardzo groźne w Warszawie. (…) Jutro ma być to samo w Radomiu – jest to pożar, który ogarnia wszystkie gubernie. Wszyscy robimy zapasy światła i żywności – czekamy, co będzie dalej. A ja się z tym całym ruchem solidaryzuję – oni mają rację, a że w ten sposób muszą się dobijać o swoje prawa, to nie ich wina, lecz klas rządzących, które tak nie uwzględniają ich potrzeb, tak ich wyzyskują. Co to jest, żeby taki robotnik nie miał nigdy ani godziny dla siebie? (…) Oni są wszyscy traktowani jak woły robocze – odmawiają im wszelkich praw człowieczych”. Kilka miesięcy później relacjonuje, że pierwszego maja strzelali i zabijali w Warszawie i komentuje nie bez autoironii: „A my… bawimy się, jeździmy po świecie, tenisujemy, mamy herbatki”.

Kluczewsko, dwór od frontu (Fot. Archiwum Osrodka KARTA)

Po odrzuceniu niejednego absztyfikanta, w wieku 27 lat Janina wychodzi za mąż za Maksymiliana Konarskiego. Przenosi się do jego majątku i uroczego dworku w Kluczewsku na Kielecczyźnie. Uczy się być żoną, matką, panią domu, choć miewa chwile tęsknoty za czymś niezdefiniowanym, za wolnością, beztroską. Chce się też czuć potrzebna, działać i angażować się społecznie. 

Gdy wybucha pierwsza wojna światowa, Kluczewsko staje się kwaterą wojska, pełno w dworze uciekinierów. Janina śledzi wypadki na froncie, irytuje się sprzecznymi informacjami, które podają gazety docierające do nich z opóźnieniem. 

Niczego nie notuje 11 listopada 1918 r., a przecież to dzień odzyskania niepodległości. Z perspektywy matki, żony, kobiety, niepodległość to wiele nowych niewiadomych i chaos. Nie wiadomo, co przyniosą pierwsze wybory do Sejmu. 

Konarska wraz z sąsiadkami z okolicznych majątków tworzą lokalne Koło Ziemianek, zamierzają zaznaczyć swoją obecność w odrodzonym kraju. Organizują zjazdy, planują działalność. Co prawda „Maks tak niechętnie odnosi się do moich wyjazdów i w ogóle pracy społecznej, że dla świętego spokoju trzeba będzie z tego zrezygnować”. Janina jest rozdarta, ale pryncypialna. Dom i rodzinę zawsze stawia na pierwszym miejscu. 

Gdy pojawiają się listy wyborcze, można niemal zobaczyć wypieki na twarzy Konarskiej. Do agitacji się nie miesza, ale brzydzi ją, gdy koleżanki rozdają kartki z numerem cztery – listą narodową, „zaręczając, że wszystkie inne głosują za Żydami”. Ją bardziej interesuje, czy kobiety pójdą głosować i wykorzystają przyznane im wreszcie prawo wyborcze. Idzie ich dużo – jak zapisuje.

Maksymilian Konarski, mąż autorki (Fot. Archiwum Osrodka KARTA)

Dzienniki Janiny Konarskiej dowodzą, że kobiety z ziemiańskich domów, które musiały przestrzegać narzuconej etykiety, nie zawsze pozostawały obojętne na to, co działo się poza ich domem, dworem, majątkiem. Nie narzekały na przysługujące im przywileje, ale nie były wcale głupimi gąskami potrafiącymi jedynie szydełkować, haftować i dowozić jadło mężczyznom na polowania. Czytały gazety, czuły się patriotkami, działały społecznie. Konarska relacjonowała przebieg wojny i potem zachodzące przemiany polityczne ze szczegółami, niczym reporterka. Doskonale orientowała się kto, co i kiedy, analizowała, próbowała odgadnąć skutki. Wyobrażam sobie, że trzymała kciuki za przedsięwzięcia emancypantek takich, jak choćby Maria Dulębianka, choć sama nie miała odwagi zrobić tak dużego kroku. 

PS. Na koniec pozwolę sobie na odrobinę prywaty. Otóż autorka dzienników była matką żony brata mojej babci – skomplikowane, ale takie są fakty. Wielką niespodzianką było dla mnie odkrycie tej publikacji.

Janina Konarska, „Dwór na wulkanie. Dziennik ziemianki z przełomu epok 1895-1920", Ośrodek Karta

Krystyna Konarska, córka Janiny przed dworem w Kluczewsku (Fot. Archiwum Osrodka KARTA)

 

Maria Fredro-Boniecka
Proszę czekać..
Zamknij