Znaleziono 0 artykułów
25.08.2019

Truman Capote: Genialny clown

25.08.2019
Capote w Vogue'u z 1976 roku (Fot. Horst P. Horst, Getty Images)

Pisarz, który przez wielu uważany jest za ojca literatury non-fiction. Pupilek nowojorskiej śmietanki towarzyskiej, ekscentryk i wieczny chłopiec, zmagający się z odrzuceniem przez matkę. Truman Capote to nie tylko jedna z ważniejszych postaci dwudziestowiecznej literatury, ale też fascynujący człowiek.

Urodzony 30 września 1924 w Nowym Orleanie Truman Streckfus Persons oficjalnie debiutował w wieku 20 lat, ale „do szuflady” tworzył już jako ośmiolatek. Mały Truman, jeszcze zanim poszedł do szkoły, sam nauczył się pisać i czytać. W przelewaniu wymyślonych historii na papier szukał ucieczki przed brutalną rzeczywistością. Przed dzieciństwem, które delikatnie mówiąc, nie było usłane różami. Chłopiec był owocem romansu 16-letniej królowej piękności z akwizytorem. Po tym, jak Archulus Persons podczas miesiąca miodowego uciekł, zabierając wszystkie pieniądze, a zostawiając żonę w ciąży, młoda kobieta rozwiodła się z nim. Nie radziła sobie z macierzyństwem, więc mały Truman trafił pod opiekę rodziny. Bliższe i dalsze ciotki przerzucały go sobie z rąk do rąk. Jedyne bratnie dusze znalazł w osobie zdziecinniałej ciotki Sook i mieszkającej w pobliżu rówieśniczki, która w późniejszych latach stała się jego przyjaciółką, asystentką i powierniczką – Nelle Harper Lee.

Truman Capote w Wenecji, lata 50. (Fot. Graphic House, Getty Images)

Kiedy matka wreszcie odebrała chłopca, sytuacja jeszcze się pogorszyła. Kobieta zamykała synka na noc samego w pokoju hotelowym, uprzedziwszy wcześniej obsługę, by pod żadnym pozorem go stamtąd nie wypuszczała. Podczas gdy ona udzielała się towarzysko, przerażony Truman leżał pod drzwiami i histerycznie płakał i walił pięściami w drzwi. Robił to tak długo, aż wyczerpany zasypiał na podłodze. Sytuacji nie poprawiło też małżeństwo matki. Choć pochodzący z Wysp Kanaryjskich szemrany biznesmen Jo Garcia Capote adoptował chłopca i dał mu swoje nazwisko, dorośli wciąż nie poświęcali mu uwagi. Matce przypominał o błędach młodości, w dodatku tak jej, jak ojczymowi nie podobała się jego zniewieściałość. Na domiar złego, obdarzony niezwykle wysokim, piskliwym głosem, wrażliwy, wręcz dziewczęcy Truman nie był lubiany przez rówieśników i nie miał lekko w szkole. Samotne dzieciństwo i wczesna młodość pisarza sprawiły jednak, że poświęcał twórczości każdą wolną chwilę, szlifując swój talent. Marzył o tym, by zostać sławnym pisarzem, bo wiedział, że jako taki będzie mógł być tak dziwny, jak tylko zechce. Czas pokazał, że miał rację.
 

Wschodząca gwiazda

Krótki epizod pracy jako goniec w „New Yorkerze” zaowocował nawiązaniem kontaktów niezbędnych, aby twórczość Trumana mogła ujrzeć światło dzienne. Jego opowiadania zaczęły się ukazywać na łamach „Harper’s Bazaar”, wkrótce wydrukowano też pierwszy zbiór nowel „Zatrzaśnij ostatnie drzwi”. Ale prawdziwą popularność przyniosła mu debiutancka powieść „Inne głosy, inne ściany”. Opowiadająca o osamotnionym, wychowującym się na południu USA chłopcu książka zawierała sporo wątków autobiograficznych. Widać w niej też niezwykłą wrażliwość pisarza i niekwestionowany talent. Młody, zdolny i ekscentryczny młodzieniec szybko stał się maskotką śmietanki towarzyskiej Nowego Jorku. To, co w dzieciństwie było powodem wyśmiewania i gnębienia – wysoki głos, kobiece gesty i sposób poruszania się – teraz, wraz z talentem do konwersacji, stało się kartą przetargową młodego mężczyzny. Powiedzieć, że był akceptowany, to mało. Kobiety z wyższych sfer wręcz go ubóstwiały, bez Trumana nie mogła się odbyć żadna impreza. Żony milionerów zapraszały go na weekendy w letnich domach w Hamptons i rejsy jachtami, przedstawiały gwiazdom.

Truman Capote (Fot. Bettmann, Getty Images)

I choć w purytańskich Stanach początków lat 50. homoseksualizm był tematem tabu, Trumanowi otwarte mówienie o nim i związek z pisarzem Jackiem Dunphym uchodziły na sucho. Tak, jak wymarzył sobie w dzieciństwie, stał się kolorowym ptakiem, który mógł żyć na własnych zasadach. Owinięty długim do ziemi szalem, poruszający się z iście kobiecą gracją, stał się jedną z bardziej rozpoznawalnych osobistości Nowego Jorku. Pracował nad kolejną powieścią. Opowiadająca o trójce outsiderów „Harfa traw” została świetnie przyjęta i ugruntowała pozycję Trumana w literackim światku. W 1952 r. powieść została zaadaptowana na potrzeby Broadway’u. Ale ani rozwijająca się kariera, ani rozkwitający związek nie zyskały akceptacji matki pisarza. Nina Capote nigdy nie pogodziła się z orientacją seksualną jedynego syna, a swoją frustrację topiła w hurtowych ilościach alkoholu. Kiedy jej mąż trafił do więzienia za przekręty finansowe, kobieta zaczęła pić jeszcze więcej, aż wreszcie w 1954 r. popełniła samobójstwo. Choć Truman nigdy nie zaznał od matki miłości, jej śmierć była dla niego ciosem. Z traumą radził sobie tak, jak z samotnością w czasach dzieciństwa – pisząc.

Droga na szczyt

Z Marilyn Monroe (Fot. Bettmann, Getty Images)

Opublikowane w 1958 r. „Śniadanie u Tiffany’ego” uczyniło z Capote’a prawdziwą gwiazdę. O ile już wcześniej literatura przyniosła mu popularność, teraz poszły za nią również duże pieniądze. Prawa do ekranizacji wykupiło Hollywood, a pisarz mógł sobie nawet pozwolić na zakup sąsiadujących ze sobą apartamentów dla siebie i Jacka Dunphy’ego. Wydawał fortunę na obsesyjnie kolekcjonowane przyciski do papieru. Było go na to stać, bo książka sprzedawała się świetnie, a film, który miał premierę w 1961 r. zdobył dwa Oscary i zapewnił grającej Holly Golightly Audrey Hepburn nominację do tej prestiżowej nagrody. Ale trzydziestokilkuletni pisarz czuł, że jego twórczość zabrnęła w ślepą uliczkę. Nie chciał do końca życia wymyślać inspirowanych własnymi przeżyciami historii o wyrzutkach z Południa. Pragnął czegoś więcej. Kiedy przeglądając gazetę trafił na doniesienie o brutalnym morderstwie w małym miasteczku w Kansas, wiedział, że znalazł to, czego szukał.

Śmierć czteroosobowej rodziny stała się punktem wyjścia do stworzenia wielkiej literackiej syntezy, ponadczasowej opowieści o zbrodni. Książki, która na długi czas stała się niedoścignionym wzorem i sztandarowym przykładem literatury non fiction, wzorcem z Sevres reportażu. Ale zanim tak się stało, Truman musiał wyjść ze swojej strefy komfortu. Żyjący w bezpiecznej bańce mężczyzna przewidywał, że to, co na nowojorskich salonach jest nie tylko akceptowane, ale wręcz pożądane, w małym miasteczku w Kansas wzbudzi, przynajmniej na początku, jeśli nie wrogość, to z pewnością niechęć. Dlatego w podróż zabrał przyjaciółkę z dzieciństwa – Harper Lee. Kobieta, która publikację dzieła życia „Zabić drozda” i związaną z nim popularność miała jeszcze przed sobą, zgodziła się pojechać z Trumanem w charakterze asystentki. Jej obecność pomogła pisarzowi przełamać pierwsze lody i zjednać sobie lokalną społeczność.

W swoim studiu na Long Insland, Vogue 1965 rok (Fot. Horst P. Horst, Getty Images)

Mieszkańcy Holcomb, podobnie jak pojmani wkrótce sprawcy morderstwa, ulegli urokowi Trumana i jego szlifowanego na konwersacjach z przedstawicielami nowojorskiej elity talentu do słuchania. Szybko okazało się jednak, że pisanie książki będzie długim i pracochłonnym procesem. A najgorszy był fakt, że choć po trzech latach „Z zimną krwią” było na ukończeniu, rękopis nie mógł zostać opublikowany przed ogłoszeniem ostatecznego wyroku. Książka potrzebowała zakończenia, które musiało najpierw napisać życie. A że gra w sądzie toczyła się o być albo nie być sprawców, postępowanie z perspektywy chcącego wreszcie wydać swe dzieło pisarza ciągnęło się niemiłosiernie. Za to kiedy skazujący Richarda Smitha i Perry’ego Hickocka na śmierć przez powieszenie wyrok zapadł i został wykonany, a powieść została w 1966 r. wydana, okazało się, że powiedzieć, że gra była warta świeczki to mało. O ile po „Śniadaniu u Tiffany’ego” Capote był uznanym, świetnie zarabiającym pisarzem i jednocześnie nowojorskim celebrytą, „Z zimną krwią” zapewniło mu status boga literatury. I o ile wcześniej zapraszano go na najważniejsze imprezy sezonu, teraz to on taką imprezę zamierzał zorganizować.

Król balu

O pozycji, w jakiej znajdował się Truman Capote w 1966 r. świadczy dobitnie fakt, że jego „Czarno-biały bal” przeszedł do historii jako impreza stulecia. Kiedy wśród śmietanki towarzyskiej Nowego Jorku rozeszła się wieść, że autor „Z zimną krwią” wydaje przyjęcie, zdobycie zaproszenia na nie stało się istną powszechną obsesją. Pisarz, który zarobił na ostatniej książce zawrotną wówczas kwotę trzech milionów dolarów, wynajął luksusowy Hotel Plaza. Zainspirował się balem z filmu George’a Cukora „My Fair Lady” oraz narzucił gościom sztywny dress code. Panowie obowiązkowo mieli stawić się w smokingach, panie w sukniach czarnych lub białych i koniecznie z wachlarzem. Wszyscy musieli nosić maski. Truman mógł rozkazywać, komu tylko chciał – wśród gości znaleźli się Frank Sinatra, Henry Fonda, Norman Mailer, Mia Farrow, Gregory Peck, Lauren Bacall, Tennesse Williams, Arthur Miller czy Henry Ford II. Przez całe lato 1966 r. roku Capote komponował listę gości. Niczym udzielny książę terroryzował otoczenie, a jako kartę przetargową stosował niezawodną formułkę: „Może cię wpiszę na listę, może nie”. Zaproszenia nie mogła być pewna nawet niegdyś najbliższa przyjaciółka i zaufana powierniczka Trumana, Harper Lee. Kiedy „Zabić drozda” stało się bestsellerem, za który Nelle zdobyła Pulitzera, relacje tych dwojga zdecydowanie się ochłodziły. Bo Capote widział w kobiecie asystentkę i ramię, na którym mógł się wypłakać, a nie równą sobie kobietę sukcesu. Nie mógł też znieść triumfu innego pisarza niż on sam.

Truman Capote w 1980 roku (Fot. Jack Mitchell, Getty Images)

Harper Lee została jednak zaproszona. Wydarzenie relacjonowało 200 fotografów i reporterów. O randze innych gwiazd, które ostatecznie dostąpiły zaszczytu zaproszenia na bal świadczy zdanie, wypowiedziane z typową dla niego celnością i dystansem przez Andy’ego Warhola do swojego towarzysza imprezy: „Spójrz, tutaj tylko my jesteśmy nikim”.  Później mówiono, że impreza na równi z jego dziełami zapewniła pisarzowi nieśmiertelność. On sam twierdził, że dzięki niej zyskał garstkę przyjaciół i dużo więcej wrogów. Ci, których nie zaprosił, nie znali litości. Znany z ciętego języka Truman już wcześniej zresztą naraził się wielu. W swoich felietonach nie oszczędzał ani Marylin Monroe, ani Marlona Brando. I o ile aktorka złośliwości w stylu stwierdzenia, że kolekcjonowane obrazy wiesza do góry nogami znosiła z klasą, o tyle Brando za przedstawienie go jako nadętego bufona obraził się śmiertelnie. Podobnie jak wielu z tych, którzy nie znaleźli się na liczącej 500 osób liście zaproszonych na imprezę stulecia. Ale impreza przeszła do historii nie tylko ze względu na znamienitych gości i godny Wersalu przepych. Była zarazem ostatnią wielką fetą epoki, która nieuchronnie się kończyła. A wraz z nią, ku zmierzchowi chyliła się popularność Trumana Capote.

Upadek

Przez kolejne lata Capote wciąż był ulubieńcem wyższych sfer. Dziedziczki fortun i żony potentatów zwierzały się czarującemu i potrafiącemu słuchać jak nikt mężczyźnie z najbardziej intymnych sekretów, dzieliły się z nim najgorętszymi plotkami. Paradoksalnie to właśnie talent do zjednywania sobie ludzi stał się bezpośrednią przyczyną upadku Trumana.

Kat Harrington, Truman Capote i Gloria Swanson w Studiu 54 (Fot. Ron Galella, Getty Images)

Capote nie czuł się dobrze w Ameryce lat 70., gdzie ukochany przez niego szyk i ekskluzywność zaczęły ustępować miejsca kulturze popularnej. Po sukcesie „Z zimną krwią” nie napisał już niczego, co mogłoby się równać z jego szczytowym osiągnięciem. Sfrustrowany, zaczął coraz więcej pić, brać leki psychotropowe i narkotyki. Wciąż jednak dobrze zarabiał – redakcje płaciły mu nawet 20 tys. dolarów za tekst. W publikowanych na łamach poczytnych magazynów felietonach i telewizyjnych talk-showach, do których ochoczo go zapraszano, mieszał z błotem sławnych ludzi, nie oszczędzając nawet dotychczasowych przyjaciół. Wielu się obrażało, ale wśród wiernych przyjaciółek wszystko to uchodziło mu na sucho. Do czasu, kiedy postanowił zdradzić również ich sekrety.

Capote wciąż wierzył, że uda mu się napisać książkę, która przyćmi nawet „Z zimną krwią”. Przez niemal dziesięć lat pracował nad rękopisem zatytułowanym „Wysłuchane modlitwy”. Wreszcie, w 1975 r. pozwolił magazynowi „Esquire” opublikować fragment książki. Pisarz chciał podsycić zainteresowanie czytelników, ale burza, którą wywołało pojawienie się tekstu przerosła jego najśmielsze oczekiwania. Choć nazwiska w książce zostały zmienione, to jednak to, kogo w niej opisał, nie było tajemnicą. Na jaw wyszły romanse i najpilniej strzeżone sekrety tak wpływowych kobiet jak Lee Radziwill, siostry Jackie Kennedy, dziedziczki fortuny Glorii Vanderbilt, żony założyciela CBS Babe Paley czy arystokratki lady Slim Keith. Wszystkie one przez lata zwierzały się Trumanowi, a on bezczelnie je zdradził. Capote’owi już nie raz podobne rzeczy uchodziły na sucho, ale tym razem stało się jasne, że przeholował. Nie tylko opisane w książce przyjaciółki przestały odbierać od niego telefony. Pisarz stał się persona non grata na salonach, gdzie niegdyś zabiegano o jego towarzystwo. Książka, która miała ugruntować jego karierę, stała się bezpośrednią przyczyną jej końca.

Odrzucony przez elitę Capote coraz więcej pił, a drinki zagryzał tabletkami. Podczas wystąpień bełkotał i mówił od rzeczy. „To koniec ery geniusza-clowna” – szeptali niektórzy. I mieli rację, bo Truman już nigdy się nie podniósł. Nic ani nikt już nie zdołał go uratować. Pisarz zmarł w Los Angeles 25 sierpnia 1984 r., w wyniku choroby wątroby, powikłań wywołanych przez zapalenie żył i złożone zatrucie lekami. Obok wydanych za jego życia książek, opowiadań i przeróżnych tekstów pozostawił wiele nieopublikowanych rękopisów. Te ostatnie co jakiś czas się odnajdują i wypływają na światło dzienne, znajdując szerokie grono odbiorców.

Natalia Jeziorek
Proszę czekać..
Zamknij