Znaleziono 0 artykułów
18.10.2019

Ucieczka od życia

18.10.2019
Ottessa Moshfegh "Mój rok relaksu i odpoczynku" (Fot. Materiały prasowe)

Bohaterka „Mojego roku relaksu i odpoczynku” autorstwa Amerykanki Ottessy Moshfegh, nominowanej do Nagrody Bookera za poprzednią książkę, „Byłam Eileen”, chyba się nudzi. Najprzyjemniejszym momentem dnia jest dla niej drzemka, którą ucina sobie w czasie przerwy obiadowej. Przestaje wtedy cokolwiek czuć. Pewnego dnia zapragnie śnić na jawie, a pomogą jej w tym przepisane przez psychiatrę leki.

Czy przypadkiem Michel Houellebecq, pisząc „Serotoninę”, nie ściągnął pomysłu od prawie dwa razy młodszej od siebie koleżanki po fachu – Ottessy Moshfegh? Taka przewrotna myśl powracała do mnie, gdy czytałam „Mój rok relaksu i odpoczynku”. Pewnie nie ściągnął, choć książka Amerykanki wyszła po angielsku w 2018 roku, a Francuza – dopiero rok później. Lecz za to z pewnością nie można zarzucić, że 38-letnia Moshfegh, nominowana do Nagrody Bookera za poprzednią książkę, przepisywała od Houellebecqa. Choć podobieństw jest sporo. U Houellebecqa niejaki Florent-Claude, zamożny z domu młody człowiek żyjący ze spadku po rodzicach, postanawia wypisać się z dotychczasowego życia. Nie podoba mu się otaczający go świat. Rezygnuje więc z dobrze płatnej pracy, zrywa z dziewczyną, wyprowadza się z luksusowego mieszkania w dobrej dzielnicy do podrzędnego hotelu. Czuje się wyobcowany. Zwodzi psychiatrę, od którego dostaje pigułki na depresję. Wegetuje. 

Bezimienna narratorka „Mojego roku relaksu i odpoczynku” Ottesy Moshfegh ma 27 lat. Jest jeszcze na studiach, gdy umiera na raka jej ojciec, a zaraz potem matka z przedawkowania leków nasennych i alkoholu. Dziewczyna dziedziczy przyzwoity majątek i dom, więc o pieniądze nie musi się troszczyć. Mieszka w Nowym Jorku na Upper West Side w eleganckiej kamienicy z portierem, a pracuje w jednej z galerii ze sztuką współczesną. 

Ottessa Moshfegh (Fot. Krystal Griffiths)

Tak więc piękna, szczupła i wysoka blondynka wydaje się nie mieć powodów do trosk. Nawet jej jedyna przyjaciółka Reva uważa, że to niesprawiedliwy przywilej. „Reva studiowała »Cosmopolitana« i oglądała »Seks w wielkim mieście«. Konkurowała ze mną pod względem piękna i »mądrości życiowej«. Jej zawiść objawiała się ogromnym zadufaniem. W porównaniu ze mną moja przyjaciółka czuła się »upośledzona społecznie«. I według własnej definicji miała rację: wyglądałam jak modelka, miałam pieniądze, których nie zarobiłam, nosiłam dizajnerskie ciuchy i skończyłam historię sztuki, a więc byłam »osobą o wysokiej kulturze«. Ona zaś pochodziła z Long Island, w skali od jednego do dziesięciu była ósemką, ale określała samą siebie jako »nowojorską trójkę«, i skończyła ekonomię, którą nazywała »kierunkiem dla nerdów«”. Gdy Reva intensywnie pracuje jako asystentka zarządu w firmie ubezpieczeniowej, romansuje z żonatym szefem i co rusz próbuje kolejnych diet cud, nasza bohaterka pełni rolę zblazowanej sztuki, stylowej dekoracji, jest w galerii modnie ubraną „suką, która cię ignoruje, kiedy wchodzisz (…), naburmuszoną pięknością”. Jej obowiązki wymagają minimum wysiłku i zaangażowania. Nie umie wykrzesać odrobiny entuzjazmu, choć jej szefowa Natasha była dumna z galerii, której znakiem rozpoznawczym i gwiazdą jest 23-letni Ping Xi, malujący abstrakcje rozbryzgami własnej spermy i tytułujący swoje prace np. „Palestyńskie dziecko z oderwaną głową”. 

Bohaterka „Mojego roku relaksu i odpoczynku” chyba się nudzi. Najprzyjemniejszym momentem dnia jest dla niej drzemka, którą ucinała sobie w komórce pod schodami w czasie przerwy obiadowej. Odkrywa, że zapada wtedy w czarną nicość, przestaje czuć cokolwiek. Pewnego dnia zapragnęła spać jak najdłużej, najlepiej wejść w stan hibernacji, śnić na jawie. W książce telefonicznej wyszukuje psychiatrę, doktor Tuttle. Lekarka przyjmuje we własnym domu, często w podomce czy koszuli nocnej, zawsze otoczona kotami. Bierze za dobrą monetę każdą opowiedzianą jej bajkę. Z wielkim zapałem przepisuje stosy leków przeciwlękowych, uspokajających, nasennych. 

Przez 15 miesięcy bohaterka stara się zahibernować i odpocząć od życia, uciec od gnębiącej,  przewlekłej samotności. „Przez większość dni moim celem było osiągnąć taki stan, w którym z łatwością zasypiałam i budziłam się bez nagłego lęku”. Łyka więc garściami tabletki – powieść to niekiedy apteczny katalog antydepresantów, uwzględniający wszystkie możliwe objawy i skutki uboczne. Regularnie odwiedza pobliski sklep całodobowy prowadzony przez Egipcjan, raz w miesiącu idzie po kolejny plik recept, ogląda na okrągło filmy, najczęściej z jej ulubionymi aktorami: Harrisonem Fordem i Whoopi Goldberg. Gdy jest zamroczona lekami, potrafi zamawiać przeróżne usługi w gabinetach kosmetycznych, kupować przez internet tandetną bieliznę albo niepotrzebne ubrania. 

Historia, którą snuje Moshfegh, choć niepozbawiona humoru, ironii i sarkazmu, jest przygnębiająca. To przypowieść o nieradzeniu sobie z otaczającym światem, o braku więzi między ludźmi, o niemożności stworzenia związku i uczucia, o lęku. Nie znajdziemy w niej żadnej postaci, która dawałaby oparcie albo powód, by szczerze zapłakać. Kogo polubić? Z kim się związać? Z właścicielką galerii, pseudointelektualistką otaczającą się groteskowymi dziełami, które określa mianem sztuki wysokiej? Z matką pijaczką? Z przyjaciółką bulimiczką i zazdrośnicą? Z psychiatrą, która sama powinna się leczyć, albo z kochankiem niezdolnym do czułości? Dookoła próżność i bezsens, a jedyną ucieczką wydaje się sen. U Houellebecqa są chociaż wyrafinowane smaki kulinarne, które na chwilę dają wytchnienie. Moshfegh nie ma litości. 

Dopiero tragedia z 11 września (rzecz dzieje się w pamiętnym 2001 roku), gdy samoloty uderzą w World Trade Center, przyniesie jakieś przebudzenie. Ale to tylko iskierka nadziei, która szybko może zgasnąć.

Ottessa Moshfegh, „Mój rok relaksu i odpoczynku”, z angielskiego przełożył Łukasz Buchalski, Wydawnictwo Pauza

Maria Fredro-Boniecka
Proszę czekać..
Zamknij