
Bywają najważniejszymi kobietami w życiu swoich dzieci. Kochają bez zastrzeżeń. Akceptują i wspierają. Uczą świata i chronią przed nim. Inspirują i dodają sił. Matki. Trwają przy córkach i synach, kiedy są mali, młodzi, a potem dojrzali. Piszę w dniu święta tych, które dają życie i stoją na jego straży.
Patrzę na fotografię mojej dwudziestokilkuletniej mamy. Już zakochanej. Wkrótce mężatki. Roześmiana, pełna radości, promienna. Na przekór wspomnieniom wojny, otwarta na budowanie przyszłości. Istniałam jedynie w jej marzeniu, niebieskooka dziewczynka, której chciała przychylić nieba. Tak zapewne zwykle się dzieje, kiedy dwoje młodych spotyka miłość. Ale nawet wtedy trudno przewidzieć, jak się ułoży uczuciowa układanka.
Miłość matczyna nie jest wyznaczana przez żadne reguły. Choć niewątpliwie ma kluczowy wpływ na to, kim będziemy
Nie istnieje jedna, obowiązująca instrukcja kochania. Matczynej miłości także nie wyznaczają reguły. Choć niewątpliwie ma kluczowy wpływ na to, kim będziemy. Moja mama dała mi poczucie, że jestem ważna, i pewność, że będzie przy mnie, cokolwiek się zdarzy. Wymagała i dlatego wiem, że na wszystko trzeba zapracować. Ale stała za mną murem, wierząc w moje wybory.
„Mama zawsze wraca” – mówiła do swojej małej córeczki w getcie Natalia Zajczyk. Wiedziała, że to nieprawda, ale chciała, żeby dziewczynka przestała się bać. W jej ustach było to najczulsze wyznanie miłości. W czasach lęku dawało ochronę i cień poczucia bezpieczeństwa. W ten sam sposób chroniła moją mamę jej matka, moja babka Dela i inne żydowskie matki chcące za wszelką cenę ocalić dzieci.
Odpowiedzialny za to jest instynkt, silniejszy podobno niż cokolwiek innego. Czy on także wyznacza granice oddania? Co dyktuje nauczycielkom życia, które nie kończyły matczynych uniwersytetów? Jak kochać, by nie zadusić miłością? Jak kochać, żeby dać skrzydła? Pozwolić na bycie sobą, nie jedynie projekcją rodzicielskich ambicji i wyobrażeń. Znałam matki zaborcze i matki rozważne. Kochające za bardzo lub zbyt surowo. Zastanawiałam się często, na czym polega mądrość matczynej miłości, w jakich warunkach możliwa jest do osiągnięcia?

Matka była najważniejszą osobą w życiu dla Wiery Gran, Romaina Gary’ego i Marcela Prousta
O stosunek do matek pytałam wszystkich bohaterów i bohaterki moich książek. Wiera Gran deklarowała, że mama była najważniejszą osobą w jej życiu. Zawsze dbała o to, by jej nie zranić. Dla niej wróciła do getta, po ucieczce na wschód, co boleśnie naznaczyło późniejszy los pieśniarki. Nauczycielka Felicja Goldberg ukształtowała swoją wyemancypowaną córkę, Irenę Krzywicką, walczącą przez lata o siebie i prawa kobiet. Do końca zostały blisko. Z pewnym zdziwieniem przyjęłam wyznanie Krzywickiej – kobiety wolnej, spełniającej się zawodowo, że urodziła się po to, żeby być matką. Nie widziała sprzeczności w godzeniu obowiązków rodzinnych, towarzyskich i zawodowych. Wychowała dwóch synów i kilkoro przybranych dzieci. Uczyła ich tego, co uważała za najważniejsze: odwagi bycia sobą i twórczego życia. Często wspominam jej lekcję o konieczności ciągłego rozwoju, o pokonywaniu lęków, prawie do odmienności i najstabilniejszym z uczuć – przyjaźni – jako podstawie porozumienia.
I. B. Singer i Romain Gary też byli bardzo związani z matkami. Czy miłość do chłopców jest inna? Obaj przybrali literackie pseudonimy z nimi związane. Singer podziwiał żywioł opowieści Batszewy i jej oczytanie. Roman Kacew patrzył w matkę jak w obraz, stworzył najwspanialszy pomnik matczynej miłości w „Obietnicy poranka”. Matkom się zwykle za ich miłość nie płaci. „Moja przynajmniej ma książkę” – konstatował.
Można ją czytać jako przestrogę. Mina Owczyńska wymyśliła swojego syna i jego los, któremu starał się sprostać całe życie. „Widziała we mnie lorda Byrona, Garibaldiego, d’Annunzia, d’Artagnana, Robin Hooda i Ryszarda Lwie Serce razem wziętych i każdego z osobna…” – pisał Romain Gary. Od dzieciństwa wiedział, że czeka go sława. Z jej nadania i ku jej chwale. Uczyniła go zakładnikiem miłości. Dziwne, że nigdy się nie zbuntował. Wypełnił jej marzenie, jej testament. Nadał sens jej życiu i własnemu losowi, wedle tego, czym go karmiła od dziecka. Wspaniała kariera dyplomatyczna, dwa małżeństwa, ponad dwa tuziny książek, kilka filmów.
Należała do matek władczych i twórczych, tych, które współtworzą geniusz synów. Żywią go i oddają im siebie. Zostaje po nich puste życie na emocjonalnym odwyku. Tacy synowie nie znajdują w nikim podobnej, bezwarunkowej akceptacji i oparcia. Miłości doskonałej, bez granic i bez zobowiązań. Romain Gary, spełniony jako pisarz i kochanek, pozostał nienasycony, stale szukając w niemożliwego w kolejnych kobietach.
Marcel Proust na pytanie, czy wierzy w życie pozagrobowe, odpowiedział: „Gdybym był pewny, że w Dolinie Jozafata albo gdzie indziej odnajdę matkę, chciałbym umrzeć natychmiast”. Francuski filozof Roland Barthes wpadł pod samochód trzy lata po odejściu matki. Wkrótce zmarł. Zapisał: „Wiele osób nadal mnie kocha, jednakże odtąd moja śmierć nie zabiłaby już nikogo”. Oto sedno żałoby po matce.
Tadeusz Różewicz wierzył, że „oczy matki wszystko widzące patrzą na urodziny patrzą przez całe życie i patrzą po śmierci z tamtego świata. Nawet jeśli syn zamieniony został w maszynę do zabijania albo zwierzę mordercę oczy matki patrzą na niego z miłością… patrzą”.
Najtrudniej chyba, kiedy przestajemy czuć ten wzrok.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.