Znaleziono 0 artykułów
30.07.2025

Sienna Miller: Uroda to najmniej interesująca część drugiego człowieka

30.07.2025
Sienna Miller (Fot. Simon Emmett)

Sienna Miller jest nie tylko międzynarodową gwiazdą filmową, lecz także ikoną stylu boho. Zdradza nam, w jaki sposób dba o włosy i urodę oraz czy jej nonszalanckie fale to czysta natura, czy wystudiowany efekt, a także tłumaczy, jakie wartości dotyczące wyglądu wpaja swoim córkom.

Gdy otwierają się przede mną różowe drzwi domu w londyńskiej dzielnicy Shepherd’s, wyczuwam, że panuje w nim pewien chaos. W kuchni zbudowane jest studio zdjęciowe, a z piętra dobiega dźwięk suszarki do włosów. Atmosfera jest świetna, wszyscy sprawiają wrażenie naładowanych pozytywną energią. Kilka minut później przemyka obok mnie gwiazda filmowa Sienna Miller (w samych skarpetkach). Jej znak rozpoznawczy: długie blond włosy zakręcone i spięte klamerkami. Zamiast słynnego looku w stylu boho widzimy osobę ubraną całkiem zwyczajnie: w kaszmirowy kremowy sweter i niebieskie jeansy. Nic szczególnego, ale Miller i tak wygląda olśniewająco.

43-latka ma w sobie to coś. Z oddali puszcza do mnie oko i szepcze: – Zobaczymy się za chwilę. Sienna Miller, która na swoim Instagramie opublikowała dotąd tylko jeden post, robi na mnie duże wrażenie. Po zmianie stylizacji, aktorka (gwiazda takich produkcji jak „Alfie”, „Dziewczyna z fabryki”, „Anatomia skandalu”) ma na sobie zestaw ze zdjęcia na górze. Zostajemy sobie oficjalnie przedstawieni. Wbrew mojemu pierwszemu wrażeniu jest niezwykle rozmowna.

Po krótkiej pogawędce o najlepszej restauracji w Londynie (według Miller jest to „River Cafe”) i najlepszym pubie („The Elephant and Castle" w dzielnicy Kensington) zaczynamy właściwą rozmowę. Sienna została właśnie twarzą produktów do koloryzacji „Creme Supreme” od Schwarzkopf. Przede wszystkim będziemy więc rozmawiać o włosach, ale także o wartościach związanych z urodą, które chce przekazać swoim córkom.

W jaki sposób uzyskujesz nonszalanckie fale w stylu boho?

Odpowiedź na pewno cię rozczaruje. Moje włosy są z natury pofalowane. Nie muszę więc wiele robić, żeby uzyskać taki efekt. Czasem spryskuję je tylko produktem z solą morską i pozwalam im wyschnąć.

Czyli twoje włosy nie wymagają dużego wysiłku?

Myję włosy co trzeci dzień, zawsze po myciu używam odżywki i maski od czasu do czasu, bo moje włosy wymagają intensywnej pielęgnacji. Ale poza tym robię z nimi naprawdę niewiele. Nie lubię, gdy są za bardzo wystylizowane.

W twojej pracy włosy są jednak często intensywnie stylizowane. Jak ratujesz je po „wielkim wyjściu”?

Pomaga suchy szampon i trochę olejku. Nakładam go nawet bezpośrednio od nasady, żeby włosy wyglądały bardziej naturalnie. Mój trik? Odrobina kremu do rąk na końcówki. Moje włosy są też bardzo suche i chłoną pielęgnację jak gąbka.

Jak często chodzisz do fryzjera?

Zdecydowanie za rzadko. Nie jestem osobą, która co osiem tygodni chodzi podciąć włosy, tak jak się robić powinno. Dlatego mam też wiecznie rozdwojone końcówki. Szczerze? Niespecjalnie mi to przeszkadza – strukturze moich włosów, o której wspomniałeś, to wręcz służy. Czasem podcinam je sobie sama. Podczas pandemii odkryłam, że jestem w tym całkiem dobra. W poprzednim życiu na pewno byłam fryzjerką. Mam, co dziwne, naturalny instynkt fryzjerski.

Czyli twój ukryty talent to fryzjerstwo?

Można tak powiedzieć. Obcinam włosy moim dzieciom, partnerowi [aktorowi Oliemu Greenowi – przyp. red.] i kilku przyjaciółkom.

Masz do tego specjalne nożyczki?

Wiem, że nie powinno się tego robić, ale używam zwykłych nożyczek kuchennych albo do paznokci. Włosy mojego partnera wyglądają super, nikt inny ich nie dotyka. Więc chyba nie jest tak źle.

Fryzjerski instynkt przydaje ci się też w nowej roli – globalnej ambasadorki farb do włosów.

Akurat do tego nie potrzeba instynktu, bo to wszystko naprawdę dziecinnie proste. Wystarczy zeskanować kod QR na opakowaniu. Pojawia się wtedy instrukcja wideo, która tłumaczy wszystko krok po kroku tak, że nie sposób tego zepsuć.

Zdarzyła ci się kiedyś wpadka z farbowaniem?

To było w 2004 roku. Byłam blondynką i chciałam na potrzeby castingu przefarbować włosy na brązowo. Sięgnęłam po hennę, bo myślałam: to produkt naturalny, więc co złego może się stać? Okazało się, że henna to najgorsze, co można położyć na włosy. Mocno wnika w strukturę włosa, nie da się jej wypłukać. Trzeba poczekać, aż włosy odrosną. A jak położysz ją bezpośrednio na rozjaśnione włosy – zrobią się zielone. Wiem, bo mi się to przytrafiło.

Jak je wtedy uratowałaś?

Ketchupem. Naprawdę. Dzwoniłam po salonach i wszędzie mówili mi, że to jedyny sposób, by zneutralizować zieleń. Używałam go jak maski do włosów. Kilka razy. Został bardzo popielaty blond.

Miałaś już wiele fryzur i kolorów. Co jeszcze chciałabyś wypróbować?

Chciałabym kiedyś zobaczyć siebie w czarnych włosach. To byłaby duża zmiana. Z natury jestem bardzo jasnym, letnim typem i mam ten boho look. Ale myślę, że taka metamorfoza sprawiłaby mi radość, zwłaszcza jeśli chodziłoby o rolę.

Skoro o metamorfozach mowa: jaką fryzurę ze swoich ról wspominasz najlepiej?

Tę z filmu „Dziewczyna z fabryki”, gdzie grałam Edie Sedgwick. Chętnie znów ścięłabym się tak krótko.

A jakiej fryzury nie chciałabyś nigdy powtórzyć?

Chyba tej z filmu „Ugotowany” („Burnt”), gdzie grałam szefową kuchni. Nikt tego ode mnie nie oczekiwał, ale pomyślałam, że do tej roli pasuje bardzo awangardowa fryzura. Więc zrobiłam sobie mikrogrzywkę i wygoliłam kark. To była najgorsza fryzura w moim życiu. A odrastała koszmarnie.

Przeszkadza ci odrost?

Nie bardzo. Myślę, że przy blond włosach odrost dodaje luzu. Zawsze próbuję odwlekać farbowanie jak najdłużej. A jak już mnie zaczyna denerwować, sięgam po maskarę do włosów. Zawsze pomaga też upięcie włosów. Wtedy odrost rzuca się mniej w oczy niż przy rozpuszczonych. Najbardziej lubię gładkie kucyki. Przy okazji działają jak minilifting.

Jesteś otwarta na prawdziwy lifting?

Czy chciałabym mieć skórę jak dwudziestolatka? Tak, chyba tak. Ale cenię starzenie się, mądrość, życiowe doświadczenie. Wiele kobiet, które znam, wygląda dziś piękniej niż dawniej. Po prostu zawsze dbały o skórę. Natomiast wypełniacze i operacje często sprawiają, że twarz zaczyna emanować niepokojem. A ja chcę podziwiać starsze kobiety. Na przykład uwielbiam Charlotte Rampling. Nigdy nic nie robiła ze swoją twarzą i to jest wspaniałe. Kto wie, może za 20 lat będę tu siedzieć cała ponaciągana. Ale na razie chciałabym być jak Charlotte Rampling. Zobaczymy, czy dam radę.

Trudno uwierzyć, że nie robisz żadnych zabiegów, twoja skóra wygląda świetnie...

Oj, robię. Regularnie chodzę na zabiegi. Sarah Chapman w Londynie jest świetna. Do Shane’a Coopera chodzę na dermaplaning – goli mi meszek z twarzy. To niesamowite, jaką to daje różnicę. I Keren Bartov, ona pokazała mi zabiegi z falami radiowymi i laserem. Myślę, że jeśli robi się to od czasu do czasu, nie potrzeba niczego drastycznego.

Używasz jakichś domowych urządzeń?

Mam laser Lyma (niskoenergetyczny, delikatny i zatwierdzony do użytku domowego – przyp. red.). Jest super, bo można go używać podczas oglądania telewizji. Tyle że... nie robię tego tak często, jak powinnam, bo trzeba go ładować. A ja ciągle o tym zapominam.

Jaką wizję piękna chcesz przekazać swoim córkom?

Że piękno to tak naprawdę najmniej interesująca część człowieka. Jeśli ktoś jest piękny w środku, to widać to też na twarzy. Myślę, że wiele z tego, czego pragną dziś młode dziewczyny, jest nieosiągalne i nierealistyczne, a osiągnięcie ideału piękna ma wysoką cenę. Dorastałam, oglądając modelki lat 90., jak Kate Moss, i one nie były jednakowe. Miały indywidualność, charakter. I to było wspaniałe. Tęsknię za tym. Nie lubię tej estetyki, w której wszyscy wyglądają tak samo – te same usta, te same oczy.

Artykuł ukazał się oryginalnie na Vogue.de

Philipp Wehsack
  1. Uroda
  2. Makijaż i włosy
  3. Sienna Miller: Uroda to najmniej interesująca część drugiego człowieka
Proszę czekać..
Zamknij