Znaleziono 0 artykułów
23.07.2023

Antycele: Przewrotny sposób na sukces

23.07.2023
(Fot. Getty Images)

Chcesz osiągnąć cel? Najpierw wyobraź sobie, jak wyglądałaby porażka, gdyby nie udało ci się go zrealizować. A później po prostu staraj się jej uniknąć. Metoda zwana „antycelami” może być najlepszym sposobem na sukces.

Jeden z najlepszych koszykarzy świata, Larry Bird, na boisku nigdy nie myślał o wygranej. Tym, co go motywowało, była wizja przegranej. Przedsiębiorca Warren Buffett, piąty najbogatszy człowiek świata, wyznał kiedyś, że nigdy nie stawiał sobie za cel bycia inteligentnym. Po prostu robił wszystko, by nie wyjść na głupka. Jego wspólnik, Charlie Munger, zapytany przed laty o strategię, dzięki której obydwaj zostali miliarderami, odpowiedział: „Nigdy nie wyznaczaliśmy sobie celów. Staraliśmy się jedynie uniknąć wpadek”. Choć brzmi to jak dobry żart biznesmena z poczuciem humoru, w rzeczywistości świetnie wyjaśnia, jak działa nowy trend w planowaniu przyszłości. Trend na antycele. 

Antycele – co to takiego?

Antycele bazują na znanej od wieków metodzie inwersji (zwanej też „reverse thinking”). Otóż wXVIII w. niemiecki matematyk Carl Jacobi stwierdził, że trudne problemy w matematyce można rozwiązać, patrząc na nie od końca. W myśl tej zasady, jak mawia Charlie Munger, „Problemy też najlepiej rozwiązywać, gdy się na nie spojrzy z innej perspektywy”. Często bowiem łatwiej jest myśleć o tym, czego nie chcemy. I tak zamiast wyznaczać sobie wielkie cele i mieć nadzieję, że je osiągniemy, określamy antycele, czyli definiujemy to, czego nie lubimy, i staramy się tego unikać. 

(Fot. Getty Images)

Koncepcję tę spopularyzował Andrew Wilkinson, założyciel start-upów MetaLab i Flow, zainspirowany wspomnianym Charliem Mungerem, który na spotkaniu z inwestorami w 2000 r. powiedział: „Wiele sukcesów w życiu i biznesie wynika ze świadomości, czego chcesz uniknąć: przedwczesnej śmierci, złego małżeństwa itp.”. Munger zasłynął też stwierdzeniem: „Powiedz mi, gdzie umrę, a nigdy tam nie pojadę”. Bo chociaż mit, że wyznaczanie celów magicznie zmieni nasze życie, jest silny w naszej kulturze, to większość ludzi robi wszystko, by ich nie realizować. Nie przez przypadek ponad 90 proc. noworocznych postanowień zostaje porzuconych do 15 stycznia. Jak często też odwlekamy ich wdrażanie i przejście na dietę zawsze planujemy dopiero „od poniedziałku”.

Antycele – dlaczego to działa?

Zdaniem zwolenników tej teorii antycele są bardziej motywujące niż zwykłe cele. Podczas gdy dążenie do regularnego celu może wydawać się ciężarem, czymś, co należy zrobić, antycel jest czymś, o czym nie trzeba myśleć. Wystarczy po prostu wyobrazić sobie, co najgorszego może nas spotkać, i pomyśleć, jak tego uniknąć. To z kolei może automatycznie uruchomić naszego wewnętrznego trenera i motywatora. Przykład? O ile wizja treningów tak, by w przyszłości przebiec maraton, może być przytłaczająca, o tyle antycel „chcę przestać spędzać wieczory na kanapie, oglądając Netfliksa i jedząc pizzę” jest już całkiem realny do zrealizowania. I właśnie to może sprawić, że się z tej kanapy ruszymy, założymy buty sportowe i zaczniemy biegać. I kiedyś pobiegniemy w maratonie. Ten sam mechanizm można zastosować w biznesie: np. zamiast obierać za cel zwiększenie obrotów, można przyjąć antycel: nie stracić klientów. Troska o nich i o jakość ich obsługi przełoży się na więcej zamówień, a to na większe obroty. Cel zostanie osiągnięty!

Przeciwnicy antycelów zwracają uwagę na to, że o ile pomagają one określić priorytety i inspirują do podjęcia konkretnych działań, to jednak niosą za sobą silny ładunek emocjonalny i wykorzystują siłę strachu. To z kolei nie jest niczym nowym. O tym samym w starożytności mówili filozofowie, tacy jak Seneka, Marek Aureliusz i Epiktet. Stoicy byli wczesnymi praktykami myślenia inwersyjnego. Ich pomysł polegał na wyobrażeniu sobie wszystkich negatywnych rzeczy, które mogą się zdarzyć w życiu. Na przykład: jak by to było zachorować, stracić dom, status społeczny albo reputację. Stoicy wierzyli, że wyobrażanie sobie najgorszych możliwych okoliczności ułatwia uniknięcie ich oraz pozwala przezwyciężyć swoje lęki. Większość ludzi koncentruje się na osiągnięciu sukcesu. Stoicy – na tym, jak poradzić sobie z porażką.

Jaką cenę ma zwycięstwo?

Zdaniem pisarza i inwestora Sahila Blooma świadomość tego, co najgorszego może nas spotkać, jest tak samo ważna, jak wiedza o tym, do czego dążymy. Pisząc na Twitterze o korzyściach płynących z tej strategii, wspomniał, że on sam „myśli o antycelach jako o uniknięciu pyrrusowego zwycięstwa – zwycięstwa, którego cena jest tak wielka dla zwycięzcy, że równie dobrze mogłoby być porażką”. Mówiąc prościej: czasem, gdy wyznaczamy sobie cele, nie myśląc o antycelach, wygrywamy bitwę, ale przegrywamy wojnę. Być może dostaniemy w pracy awans, wybudujemy dom, staniemy się bogatsi, ale utracimy to, co najważniejsze lub zyskamy coś, czego nigdy nie chcieliśmy. 

Jak więc osiągnąć cel przy pomocy antycelów i nie zwariować? Najlepiej zacząć myśleć o antycelach jak o kolejnych krokach w działaniu. O ile cele mogą wydawać się czymś, co jest prostą drogą ustaloną z góry, kroki są po prostu kolejnymi etapami. Można zrobić jeden i w każdej chwili zdecydować, czy i w jakim kierunku wykonamy następny. Takie podejście pozwala na elastyczność, kreatywność i spontaniczność. Z takim podejściem zgadza się Bożena Kowalkowska, ekspertka od planowania w pracy i życiu codziennym, autorka książki „Odzyskać czas”, która sugeruje, żeby do wielkich celów podchodzić właśnie metodą małych kroków. – Ważne jest, by planować realnie, biorąc pod uwagę to, co tu i teraz, czyli na krótkie odcinki czasu. To daje poczucie kontroli oraz pomaga urealnić to, do czego dążymy – mówi. – W przypadku wielkich celów, rozruch bywa złudny. Początkowa euforia ustępuje zniechęceniu, zaczynamy rozumieć, na co się porywamy, czujemy przytłoczenie i entuzjazm gaśnie. Gdy zaczynasz małymi krokami, odczuwasz pewnego rodzaju ulgę, a wręcz rodzaj wyzwolenia – nie musisz porywać się na coś wielkiego, tylko możesz działać etapami, nad którymi jesteś w stanie zapanować. Małe kroki są w naszym zasięgu, mamy na nie realny wpływ. To daje poczucie sprawczości. A nawet jeśli będą drobne przesunięcia, uda się nam zapanować nad większością planu – wyjaśnia. 

(Fot. Getty Images)

Dlatego np. zamiast wyznaczać sobie za cel pokochanie swojej pracy, co już na dzień dobry może wydawać się przytłaczające i niemożliwe do osiągnięcia, zrób listę drobnych rzeczy, które ci w niej przeszkadzają co dzień, a które możesz zmienić. Męczy cię to, że od rana do końca dnia masz call za callem? Irytuje biurokracja w firmie? Spotkania, z których nic nie wynika? Umów się ze sobą, że nie bierzesz udziału w więcej niż dwóch callach dziennie. Zablokuj godzinę na zjedzenie posiłku w spokoju. Postanów, że nie tracisz czasu na spotkania face to face, jeśli sprawę można załatwić e-mailowo lub telefonicznie. Postaraj się zmienić to, co sprawia, że praca kojarzy ci się z niekończącym się pasmem czynności, których nie lubisz wykonywać. 

Inny przykład: masz fajną pracę, ale nie chcesz, żeby rządziła twoim prywatnym życiem? Umów się ze współpracownikami, że szanujecie wzajemnie swój prywatny czas i tylko w naprawdę wyjątkowych sytuacjach kontaktujecie się ze sobą w weekendy czy po godzinach pracy. Wtedy wymarzony cel osiągniesz bez większego wysiłku.

Największą zaletą antycelów jest to, że nie ograniczają się tylko do miejsca pracy. Można je zastosować na każdej płaszczyźnie życia: w związku, w kontaktach z innymi, na drodze do samorozwoju... Większości z nas spędzanie czasu na myśleniu o przeciwieństwie tego, czego chcemy, nie przychodzi naturalnie. Warto jednak spróbować, bo nic bardziej nie pomaga w zrozumieniu problemu niż rozważanie różnych perspektyw. – Zawsze radzę, żeby znaleźć punkty, które nam przeszkadzają, po to, by je wyeliminować lub zamienić na neutralne – dodaje Bożena Kowalkowska. – Problem w tym, że większość ludzi nie zna swoich potrzeb i często nie potrafi nazwać tego, co im przeszkadza w pracy lub w życiu osobistym. Kiedy pytam ich, czego nie lubią w swoim życiu, w domu, w pracy, czego chcą uniknąć, nie potrafią odpowiedzieć, a to wywołuje u nich dyskomfort. Tak samo zresztą, gdy zapytasz, na czym im zależy, czego pragną, co lubią. Tymczasem dopiero, gdy wiemy, do czego dążymy, a czego chcielibyśmy uniknąć, jesteśmy w stanie zapanować nad naszymi planami – kwituje Kowalkowska. 

Alicja Szewczyk
Proszę czekać..
Zamknij