Znaleziono 0 artykułów
17.09.2018
Artykuł partnerski

Bielizna jak zbroja

17.09.2018
(Fot. Materiały prasowe)

Zdeklarowana feministka Marlies Dekkers, która od 25 lat prowadzi jedną z najlepszych marek bieliźniarskich w Europie, pomaga kobietom budować pewność siebie. Teraz nie tylko za pomocą mody, ale także poradnika „Unlock Your Potential”.

Z rudymi lokami, kocimi kreskami na powiekach i pociągniętymi czerwoną pomadką ustami wygląda jak gwiazda złotej ery Hollywood. Choć jej pin-upowy wizerunek nie kojarzy się z ascetycznym stylem projektantów mody, jej żywa gestykulacja, spokojny ton głosu i mocne spojrzenie dowodzą, że mam do czynienia z profesjonalistką. Nie tylko od biznesu, chociaż Marlies Dekkers z sukcesem prowadzi własną markę bieliźniarską już od 25 lat. Holenderka młodsze pokolenie kobiet może uczyć nie tylko tego, jak się ubierać, ale i jak czuć się piękną, budować pewność siebie i walczyć o równouprawnienie.

Marlies Dekkers (Fot. Materiały prasowe)

Dlaczego zdecydowałaś się napisać poradnik „Unlock Your Potential”?

Bo konkurencją dla mnie jestem tylko ja sama. Ta osoba, którą widzę w lustrze. Chcę się rozwijać, uczyć, robić nowe rzeczy do ostatniego dnia życia. Kobiety są dla siebie zbyt surowe. A bez samoakceptacji nie można osiągnąć pełni swojego potencjału. Pewność siebie nie spada nam z nieba, musimy na nią same zapracować. Książkę podzieliłam na 12 części. Każda z nich odpowiada jednemu miesiącowi w roku, w którym dobrze skupić się na jednym aspekcie życia – pracy, relacjach, seksie. Ta książka niech pozostanie naszym kobiecym sekretem.

Mamy tendencję do tego, żeby podważać nasze marzenia, porównując je do oczekiwań mężczyzn, matek, przyjaciół. Ale nie ma nic złego w tym, żeby zachować swoje marzenia dla siebie. Dzięki temu przejmiemy kontrolę nad swoim życiem. A tylko samoświadomość sprawia, że zmierzamy w kierunku, w którym chcemy, a nie jesteśmy bezwolnie unoszone prądem. Co nie znaczy, że musimy być perfekcyjne. Pozwólmy sobie na porażki. Ludzie sukcesu często mówią tylko o tym, co im się udało, bo boją się niepowodzeń. A podnoszenie się po upadku uczy mądrości. Mam 52 lata, moja firma obchodzi w tym roku 25.-lecie istnienia, więc wydaje mi się, że mam wystarczająco duże doświadczenie, żeby pomagać innym kobietom.

(Fot. Materiały prasowe)

Kobiety powinny nauczyć się wzajemnego wsparcia?

Tak, bo mężczyźni mają swoje braterstwo, a siostrzeństwo dopiero się wykluwa. Ja staram się zawsze wspierać bliskie mi kobiety. Musimy sobie uświadomić, że drzemie w nas siła, każdej z osobna i wszystkich razem. Uwielbiam baśń o Czerwonym Kapturku, w której dziewczynka wchodzi do lasu, wiedząc, że czyhają tam na nią niebezpieczeństwa. Żeby żyć pełną piersią, trzeba zaryzykować. 

Na czym polega to ryzyko?

Chociażby na tym, żeby odnaleźć swój głos. Żeby powiedzieć, co naprawdę myślimy, musimy zmierzyć się z ryzykiem odrzucenia. Ja musiałam pokonać wiele trudności. Nie pochodzę z zamożnej rodziny. Moi rodzice nie byli wykształconymi ludźmi. Byli bardzo kochający, ale nie nauczyli mnie robić kariery. Posłali mnie do szkoły zawodowej, żebym miała fach w ręku. A ja się zawzięłam. Na początku miałam ograniczone słownictwo, więc nie było mi łatwo wyrazić siebie. Ale nie bałam się pytać o znaczenie słów. Byłam pracowita, ale musiałam uczyć się więcej, żeby przeskoczyć tych uprzywilejowanych. Skończyłam z wyróżnieniem studia artystyczne, założyłam własną firmę, teraz stawiam sobie nowe wyzwania.

W osiąganiu sukcesu paradoksalnie przeszkadza nam czasem dążenie do perfekcji.

Bycie perfekcjonistą jest wygodne. Jeśli zakładamy, że naszym celem jest perfekcja, nastawiamy się na porażkę. Bo przecież wiadomo, że doskonałości nie osiągniemy. Ale możemy stać się najlepszą wersją samych siebie. A już na pewno nie da się być idealną żoną, matką i kobietą interesu. Życie jest sztuką wyboru. 

Ty wybrałaś karierę?

Na różnych etapach dokonywałam różnych wyborów. Mam córkę, ale chciałam mieć więcej dzieci. Nigdy nie osiągnęłam idealnej równowagi, to też trzeba zaakceptować. 

Ale sytuacja kobiet się poprawiła. Teraz możemy więcej.

Tak! Gdy moja mama była młoda, kobiety, które zachodziły w ciążę, traciły pracę. Prawo nie chroniło matek. Moje pokolenie radziło sobie z tym, co jest. Moja córka żyje w jeszcze lepszym świecie. Podróżuje, mogła zdobyć najlepsze wykształcenie. To właśnie jej rówieśnicy, czyli millenialsi, zabierają głos. Walczą nie tylko o równouprawnienie, ale i o przyszłość naszej planety.

(Fot. Materiały prasowe)

A w Holandii nie ma jeszcze równouprawnienia?

Kobiety i mężczyźni czują się równi, ale są sfery, w których wciąż brakuje równowagi, np. w kwestii wychowania dzieci. Mężczyźni nie idą przecież na urlop macierzyński. A kobiety przez to, że są wyłączone z pracy, opóźniają rozwój kariery. Wydaje nam się, że mamy wybór, a stajemy się często niewolnicami marzenia o macierzyństwie. 

To się zmieni?

Zmiana społeczna musi potrwać. Potrzebny jest do tego łańcuch pokoleń. I to nie tylko kobiet. Mężczyźni też muszą zrozumieć, że ich życie będzie lepsze z silnymi kobietami u boku. Są ofiarami patriarchatu tak jak kobiety. Najlepiej byłoby spotkać się w pół drogi. Tak, żeby kobiety miały takie same możliwości jak mężczyźni.

Jest też problem z nierównością płac. Większość kobiet zarabia gorzej od mężczyzn. A z drugiej strony, tych, które zarabiają więcej, mężczyźni się boją. 

Do niedawna szklany sufit był normą. Teraz kobiety trafiają na najwyższe stanowiska. Wiele z nich nie prosi jednak o podwyżkę albo na wejściu negocjuje niższą pensję. Problemem jest to, że wciąż wygrywa w nas potrzeba bycia dobrą dziewczynką. Ja tego nigdy nie miałam. Nie uśmiecham się, gdy nie ma takiej potrzeby. Dlatego ludzie często uważają mnie za sukę. Taki jest stereotyp kobiety sukcesu. Na szczęście ci, którzy mnie poznają bliżej, szybko zmieniają zdanie.     

Czym jest dla ciebie dzisiaj feminizm?

W przeciwieństwie do walczącego feminizmu Drugiej Fali jesteśmy spokojniejsze. One wykonały niezbędną robotę. Teraz możemy czuć, że kształtujemy czasy, w których żyjemy. 

Częścią emancypacji jest odkrycie seksualności. Ty jako projektantka bielizny pomagasz kobietom czuć się dobrze w ich ciałach.

Zawsze chciałam zmienić świat. Robić wszystko po swojemu. Tak było z moją bielizną. Zanim zaczęłam pracować na tym rynku, projektowało się ją właściwie z myślą o mężczyznach. Kobieta miała w niej być obiektem pożądania. Ja postanowiłam to odwrócić. Tworzę bieliznę, która uwodzi kobiety. A jeśli one chcą w niej uwodzić mężczyzn, to już ich decyzja. Moja marka nazywała się na początku Undressed. Bo wiem, jak trudno jest kobietom rozebrać się przed samymi sobą i przed mężczyznami. 

Dlaczego?

Bo od dzieciństwa wmawia się kobietom, że naszym największym atutem jest uroda. Mężczyźni mają siłę, my piękno. Body positvity było więc moim konikiem od zawsze. Także dlatego od dawna mam linię plus size. Żeby czuć się dobrze, musisz czuć się dobrze w tej pierwszej warstwie, którą jest bielizna. Wiele kobiet kupuje bieliznę aspiracyjnie – na rozmiar, który chciałyby mieć. Najczęściej noszą za mały rozmiar stanika. Zrozumienie, że każdy rozmiar jest w porządku, to etap procesu samoakceptacji. 

A ty zawsze lubiłaś swoje ciało?

Miałam szczęście, bo moja mama nigdy nie narzekała na to, jak wygląda. Nigdy nie mówiła, że jest gruba albo ma krzywe nogi. Ja też byłam w domu akceptowana w stu procentach. W szkole dziwiłam się, że moje koleżanki wciąż mówią tylko o tym, czego w sobie nie lubią. Wcześnie zaczęłam projektować. Ubrania pożyczałam koleżankom. Były zachwycone, bo te stroje podkreślały ich atuty, a więc pozwalały cieszyć się ciałem bez presji doskonałości.

 

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij